Wyszukiwarka bardziej katolicka niż papież

Twórca "Katolickiego Google" miał dobre intencje, ale chciał rozwiązać zbyt skomplikowany problem zbyt prostymi narzędziami. Tym samym przyłożył się niechcący do popularyzacji wizji katolicyzmu jako zestawu zakazów i przekonania, że wierny samodzielnie nie rozróżni treści wartościowych od niecnych...

13.01.2009

Czyta się kilka minut

Wiadomość, jakoby Google uruchomił katolicką wersję swojej wyszukiwarki ( www.catholicgoogle.com ), podała KAI, a za nią m.in. "Nasz Dziennik". "Katolickiego Google" nie stworzył jednak gigant z Krzemowej Doliny. Reuters ustalił, że jej autorem jest Brytyjczyk Paul Mulhern mieszkający nieopodal Lourdes we Francji. Pomysł poddała mu żona prowadząca sklepik z dewocjonaliami.

Mulhern wykorzystał bezpłatne narzędzia Google, które służą do personalizowania wyszukiwarki. Odfiltrował wulgaryzmy, dodał do mechanizmu odpowiednie słowa-klucze, przerobił nieco logo Google i opatrzył całość hasłem "Najlepszy sposób na surfowanie w sieci dla dobrych katolików".

Czyżby? Po wpisaniu słowa "sex" wyszukiwarka zwracała na pierwszym miejscu artykuł wyśmiewający kościelną naukę o seksualności. "Katolickie Google" po trzech tygodniach doczekało się 16 tys. odwiedzin na dzień, ale zapewne wielu internautów weszło na tę stronę, by się pośmiać: np. wpisawszy "pijany" (jak to zrobił autor blogu TechCrunch.com), obejrzeć filmik z pijanymi nastolatkami śpiewającymi kościelne pieśni. 9 stycznia mechanizm wyszukiwarki na stronie został zablokowany. Jak wyjaśnia Marta Jóźwiak z Google, twórca nadużył logo tej firmy. Teraz logo jest już inne, a wyszukiwarka znów działa.

Twórca "Katolickiego Google" miał dobre intencje, ale chciał rozwiązać zbyt skomplikowany problem zbyt prostymi narzędziami. Tym samym przyłożył się niechcący do popularyzacji wizji katolicyzmu jako zestawu zakazów i przekonania, że wierny samodzielnie nie rozróżni treści wartościowych od niecnych. W dodatku wyniki wyszukiwania choćby tytułu "Dives in misericordia" nie różnią się od wyników ze zwykłego Google, gdzie na pierwszym miejscu nie pojawia się ani link do pornografii, ani do masońskiej witryny, lecz do portalu Watykanu.

Niektórzy komentatorzy sugerowali, że CatholicGoogle mogłoby być przydatne dla dzieci. Pytanie, czy nie byłoby rozsądniej, gdyby dzieciom przed komputerem towarzyszyli rodzice, a nie automat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2009