Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie licząc kilku naprawdę radykalnych antymonarchistów, którzy mniej lub bardziej ostentacyjnie manifestowali zadowolenie z powodu śmierci Elżbiety II, przez media społecznościowe, także w Polsce, przetoczyła się gigantyczna fala żalu, żeby nie powiedzieć: rozpaczy.
Nawiasem mówiąc, w przypadku owych radykalnych antymonarchistów rzucało się w oczy bezwiedne utożsamienie urzędu ze sprawującą go osobą. Niebezpieczne to utożsamienie i ślepe na dynamikę działania potężnych kulturowych instytucji – do których z pewnością zalicza się brytyjska korona. Instytucji, które nie tylko darowują wprzęgniętym w nie jednostkom ogromną władzę – niechby nawet symboliczną, w dobie rewolucji cyfrowej to wszak jedna z najważniejszych jej form – ale które także same sprawują nad ich życiem masywną kontrolę. Nie widzieć tego albo udawać, że się tego nie widzi, to zarazem nie dostrzegać tej szczególnej rzeczywistości, szczególnej jakości, jaką jest... ludzki los. Pojęcie dawno temu odesłane do lamusa, bo niemieszczące się w słowniku kultury przenikniętej mitem samorealizacji i samostanowienia. A przecież życiowa trajektoria każdego z nas wyznaczana jest przez kompozycję trzech składników: naszych własnych wyborów, przypadku i konieczności. Od różnych warunków zależy, który z tych składników wysuwa się na prowadzenie, zawsze jednak, w każdym jednostkowym i zbiorowym życiu, występują one wszystkie, bez wyjątku. Niezależnie więc od tego, co się sądzi o monarchii – brytyjskiej i w ogóle – nie trzeba, a nawet nie powinno się wyłącznie przez ten pryzmat patrzeć na życie człowieka, którego zupełnie niezależne odeń okoliczności postawiły w takim, a nie innym miejscu. Jaki Elżbieta – jako jednostka – miała wybór? Czy mogła zostać kimś innym? Takich pytań, mam wrażenie, niektórzy sobie w ogóle nie zadawali.
To jednak były – mimo wszystko – głosy odosobnione, te entuzjastyczne pokrzykiwania w rodzaju „F*** the Queen!”. Dominowały inne zupełnie, żałobne nuty, których zagęszczenie, zwłaszcza poza Wielką Brytanią, co najmniej zastanawia. Skąd tak powszechny, głęboki żal po śmierci kogoś, kto symbolizował przecież dawno przebrzmiały ład? Świat, którego już w zasadzie nie ma i który istnieje li tylko jako fantom i dekoracja? Owszem, wyraziste, ale jednak wyłącznie wspomnienie czegoś, co od dawna nie cieszy się pełnoprawną realnością?
No właśnie – skąd? Być może stąd – to, zastrzegam, robocza hipoteza – że dzisiaj, paradoksalnie, to wspomnienie, ta dekoracja wydają się właśnie o wiele bardziej substancjalne niż wszystko, co dookoła? Być może świat stał się tak nieprzewidywalny, tak niepewny, chaotyczny i pozbawiony struktury, że ten koturnowy i niedzisiejszy mikrokosmos brytyjskiej monarchii jawi się jako jeden z ostatnich bastionów stabilności, sukcesji, następstwa, przewidywalności, a przede wszystkim: porządku o wyraźnych konturach, wyraźnych kryteriach, wyraźnych granicach? Słowem, jawi się jako jeden z ostatnich bastionów wszystkiego, co zostało już bezpowrotnie utracone, a co przecież jeszcze do niedawna traktowaliśmy niczym gwarantowaną oczywistość?
W swoim niezwykłym dziele „Prawdziwy wyznawca” – które powinno być obowiązkową lekturą co najmniej w szkole średniej – Eric Hoffer powiada, że w epokach, które cechuje największa niepewność, ludzie są zarazem najbardziej niechętni zmianom. Po prostu – im bardziej rzeczywistość wymyka się naszym kalkulacjom, tym chętniej lgniemy do tych, którzy obiecują twarde fundamenty, znieruchomienie, pewność.
Biorąc pod uwagę, jak wiele jest dzisiaj tego rodzaju politycznych i ideologicznych ofert, sympatia do brytyjskiej monarchii oraz sama brytyjska monarchia okazują się w tym wszystkim nader bezpiecznym środkiem stabilizującym. Czego niestety nie chcą widzieć niektórzy radykalni antymonarchiści, skądinąd często motywowani przekonaniem, że w gruncie rzeczy to im należy się miejsce na takim czy innym tronie (co jednak zazwyczaj wychodzi na jaw dopiero po pewnym czasie). ©