Jezus nie musiał umrzeć na krzyżu

Ks. Grzegorz Strzelczyk, teolog: Możemy sobie wyobrazić optymistyczną wersję tej historii. Izrael uwierzył. Jezus umarł normalnie, ze starości. I... jesteśmy zbawieni.

14.04.2014

Czyta się kilka minut

Bazylika Grobu Świętego, Jerozolima, 2012 r. / Fot. Guy Corbishley / GETTY IMAGES
Bazylika Grobu Świętego, Jerozolima, 2012 r. / Fot. Guy Corbishley / GETTY IMAGES

ARTUR SPORNIAK: Arcykapłan Kajfasz tak uzasadnia chęć zgładzenia Jezusa: „Lepiej będzie, ażeby jeden człowiek umarł za lud, niż by miał zginąć cały naród”. Taka argumentacja nie miała podstaw, gdyż Jezus nie był zagrożeniem dla władzy Rzymian. Kazał przecież np. płacić podatki: „Oddajcie, co cesarskie cezarowi...”. Skąd zatem te słowa?
KS. GRZEGORZ STRZELCZYK: Sens skazania Jezusa wyjaśnia się w perspektywie żydowskich poglądów na Mesjasza. W podstawowym nurcie oczekiwań mesjańskich Starego Testamentu Mesjasz przywróci królestwo Izraela. Podobnie myśleli uczniowie Jezusa. „A myśmy się tak spodziewali, że On wyzwoli Izraela” (Łk 24, 21) – mówią uczniowie idący do Emaus. Jak się wydaje, wątek narodowo-wyzwoleńczy w samym nauczaniu Jezusa był marginalny, natomiast wśród oczekujących wyzwolenia Izraela Jezus był postrzegany jako potencjalny przywódca. Działanie Sanhedrynu było zatem prewencyjne. „Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród” (J 11, 48) – gorączkuje się Wysoka Rada. Gdy wszyscy uwierzą w niego, będzie za późno.
Czy to znaczy, że lęk przed Rzymianami z powodu Jezusa był uzasadniony?
To mógł być także lęk przed utratą wpływów. Pamiętajmy, że nad Żydami panowali wówczas nie-Żydzi. Rodzina Heroda to byli Idumejczycy. Znaleźli się u władzy tylko dzięki Rzymianom i nie mieliby żadnych skrupułów, by stłumić siłą jakiekolwiek niepokoje. Krwawe stłumienie przez Rzymian żydowskiego powstania z roku 70 po Chr. potwierdziło te obawy. Legiony Tytusa stosowały taktykę spalonej ziemi: zrównały miasto z ziemią, wycięły wokół Jerozolimy wszystkie drzewa.
Obawy, które znajdujemy w Ewangelii Jana, były opisane już z perspektywy wiedzy, co się wydarzyło, gdy powstanie wybuchło. Na przestrzeni długiego doświadczenia życia wspólnot chrześcijańskich nastąpiła reinterpretacja faktów. Opisując wydarzenia dotyczące historii Jezusa, wykorzystały swoje doświadczenie, m.in. wiedzę na temat zburzenia Jerozolimy.
Jezus prowokował elitę religijną, np. publicznie odpuszczał grzechy, a tylko Bóg mógł to robić.
U synoptyków (czyli w pierwszych trzech Ewangeliach) wyraźnie jest mowa o Bożym synostwie i tożsamości mesjańskiej, co jest już prowokacyjne. Natomiast u Jana wątek jedności z Ojcem i boskości Jezusa staje się centralnym wątkiem – od deklaracji boskości Jezusa zaczyna Ewangelię („Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo”). Prowokacja staje się wręcz taktyką narracyjną tej Ewangelii. A jest tak dlatego, że pod koniec I wieku chrześcijanie wprost formułują wiarę w bóstwo Jezusa.
Choć dogmatycznie zostanie ona zdefiniowana dopiero na Soborze Chalcedońskim w 451 r.
Zgadza się. Natomiast Jan jest pierwszym, który expressis verbis mówi, że Chrystus jest Słowem Ojca i Bogiem. Narracje Ewangelii Janowej są nieustannym ujawnianiem tej tożsamości. Sam Jezus zresztą wydaje się być w tej Ewangelii bardzo jasno świadomy swojej boskiej tożsamości.
Wątek bluźnierstwa w postaci „uczynił się równym Bogu” mamy wyłącznie u Jana. Natomiast odpuszczenie grzechów występuje już u Synoptyków, np. u Marka, czyli jest obecne w tych najstarszych warstwach tradycji. Rzucała się w oczy odmienność stylu i treści nauczania Jezusa. Nikt w Izraelu nie ośmieliłby się rzucić wyzwania Prawu. Na tle judaizmu swego czasu Jezus odróżnia się przez to, że nie tylko interpretuje Prawo, jak rabini i cała tradycja faryzejska, ale wręcz je modyfikuje.
W Kazaniu na Górze u Mateusza mówi: „Słyszeliście, że powiedziano... A Ja wam powiadam...”.
Mateusz narracyjnie stylizuje Jezusa na nowego Mojżesza. Nadanie nowego prawa w tzw. Kazaniu na Górze jest ewidentnie teologiczną stylizacją. To znaczy: Mateusz świadomie stawia Jezusa ponad Mojżeszem.
Wracając do pytania, co niepokoiło autorytety religijne, można powiedzieć, że właśnie mesjańskie aspiracje Jezusa. A dlaczego Go o takie aspiracje podejrzewano, mimo że się od nich dystansował? Gdyż „grzebał” przy Prawie, czyli zgłaszał pretensję do władzy na najwyższym z religijnego punktu widzenia poziomie. Prawo obowiązywało powszechnie, tymczasem Jezus mówi np. to sumienie decyduje. Szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu.
Czy rzeczywiście Żydzi uważali, że szabat jest nad człowiekiem?
Tak uważała przede wszystkim tradycja faryzejska, a Jezus właśnie w niej naucza. Związana jest ona z synagogą i z nauczaniem rabinów, którzy z Prawa wydedukowali 613 przykazań. Z tej tradycji wywodzi się współczesny judaizm ortodoksyjny (ten, w którym windy same zatrzymują się na każdym piętrze, gdyż nawet naciśnięcie przycisku naruszyłoby spoczynek szabatu). Przestrzeganie Prawa jest podstawowym sposobem czczenia Boga, bo ono jest Jego największym darem. Dzięki niemu Izrael wie, jak żyć, aby się podobać Bogu. Jesteśmy przyzwyczajeni, że Bogu oddaje się cześć przez składanie ofiary. Tradycja ofiarnicza bardzo żywa była w Judei i Jerozolimie, gdzie była świątynia. Jezus pochodził natomiast z Galilei, gdzie nie było świątyni, więc życie religijne ogniskowało się w synagogach. Mniej więcej od wygnania Izraelitów do Babilonu centralne miejsce w judaizmie przesuwa się od ofiary do słowa. Z tej tradycji wywodzi się faryzeizm i współczesny judaizm, i do tej tradycji odwołuje się Jezus.
Jeżeli Jezus mówi, że spoczynek szabatu jest względny, to w ten sposób relatywizuje tradycję związaną ze słowem. Dlaczego Paweł w latach 50., czyli 20 lat po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, może powiedzieć, że Prawo było tylko wychowawcą i przestało obowiązywać, gdy nastała łaska? To byłoby zupełnie nie do pojęcia, gdyby nie było wcześniej nauczania Jezusa. Niektórzy mówią, że to Paweł jest założycielem chrześcijaństwa, które zdystansowało się wobec Prawa. Jest mało prawdopodobne, żeby to się dokonało dopiero za czasów Pawła.
W dojrzałej postaci teorię usprawiedliwienia przez łaskę, a nie Prawo, mamy w Liście do Rzymian. Wcześniej tzw. Sobór Jerozolimski zdecydował, żeby nie nakładać ciężarów Prawa na nawracających się pogan. Jest to nie do pomyślenia bez relatywizacji Prawa w nauczaniu Jezusa. Dla pierwotnej gminy chrześcijańskiej Prawo nie jest najważniejszą sprawą. Choć prawdą jest, że wielu chrześcijan-żydów żyje według Prawa aż do około 90. r., kiedy środowiska żydowskie zaczynają usuwać z synagog wszystkich uznających Chrystusa za Mesjasza. Wtedy definitywnie rozejdą się drogi chrześcijaństwa i judaizmu.
Jan mówi już o kulcie w duchu i prawdzie, czyli jako o czymś wewnętrznym. Wątek sporu o szabat jest jednym z głównych tematów Ewangelii. Poza tym Jezus dotyka trędowatych, nie obmywa rąk przed posiłkami, jada z grzesznikami, co jest oczywiście przekroczeniem przepisów Prawa. Mamy zatem nieustanne napięcie względem prawa, ujawniające oblicze Ojca, który pochyla się nad grzesznikami.
Mówiąc, że większa jest radość w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z 99 sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia, Jezus nie mówi raczej o sprawiedliwych w naszym pojęciu, tylko o tych, którzy zachowują Prawo. Gdybyśmy chcieli usunąć z Ewangelii wątek wyzwania rzuconego Prawu, to prawie nic nie zostanie. Zostają cuda, ale też nie wszystkie, gdyż część cudów to prowokacje szabatowe.
Czy cuda naprawdę się wydarzyły, czy to tylko specyficzna narracja potrzebna do dystansowania się od prawa?
Jeżeli nie przyjmiemy systemu odniesień, w którym cuda są wykluczone a priori, np. deistycznego, to uczciwa historycznie konkluzja jest taka, że Jezus był cudotwórcą. Oczywiście możemy się spierać, czy konkretny cud miał w takiej formie miejsce i czy był rzeczywiście cudem, a nie był tylko efektem psychosomatycznym. Jezus uzdrawiał. Ale istotne w działalności uzdrowieńczej Jezusa jest to, że to były znaki Królestwa. Jest ewidentne, że ­autorzy Ewangelii w to wierzyli. Trudno założyć, że to jedynie „gatunek literacki”.
Decyzja Rady Kapłańskiej zgładzenia Jezusa zostaje podjęta zaraz po wskrzeszeniu Łazarza – ten cud przestrasza elity religijne.
U Jana taka jest sekwencja narracji. Wydarzenia paschalne zajmują u niego znacznie więcej miejsca niż u pozostałych Ewangelistów. Wskrzeszenie Łazarza jest momentem decydującym – to ostatni, siódmy znak Jezusa potwierdzający jego tożsamość (Jan nie używa słowa „cud”). Liczba siedem oznacza pełnię – w tym przypadku pełnię objawienia i dzieła.
Jezus przygotowuje uczniów na swoją śmierć. Gdy Piotr w ludzkim odruchu neguje taki czarny scenariusz, Jezus reaguje ostro i nazwa go „szatanem”. Czy to Ewangeliści, znając zakończenie tej opowieści, wkładają w usta Jezusa słowa o swojej śmierci, czy rzeczywiście Jezus ją przewidywał?
Odwołując się tylko do historycznych kryteriów, jasno tego nie rozstrzygniemy. Ewidentne jednak jest to, że Jezus musiał mieć świadomość, że się naraża. Bodaj najbardziej historycznie przekonujące jest to, co Jezus mówi w przypowieściach (przypowieści prawie na pewno mają korzenie w historycznym nauczaniu Jezusa i ze względu na swoją formę są odporne na zmiany w czasie – jeżeli np. zamienimy drachmę na denar, to ciągle mamy tę samą opowieść). Mamy przypowieść o niegodziwych dzierżawcach winnicy, która jest symbolem Izraela. Właściciel, czyli Bóg, wybudował winnicę (ziemię obiecaną) i oddał ją w dzierżawę ­rolnikom (Izraelitom). Po jakimś czasie chce od nich odebrać zapłatę – wysyła swoje sługi, czyli proroków. Rolnicy jednych zabili, innych pobili. Pomyślał Pan: „Poślę do nich mojego umiłowanego syna”. Myślał bowiem: „uszanują mojego syna”. A oni go zabili. Jeżeli Jezus opowiedział tę przypowieść, znaczy to, że opowiadał o sobie. Ta przypowieść może stanowić znaczący argument za tym, że Jezus miał świadomość możliwości śmierci i odrzucenia przez Izraela.
A co do Piotra, relacjonowanie jego potknięć świadczy o tym, że w tekstach kanonicznych Nowego Testamentu nie ma wybielania pierwotnej wspólnoty chrześcijan. Przypomnijmy sobie, z jakim oporem uczniowie przyjmują prawdę o zmartwychwstaniu.
Albo jak kompletnie nie zdają sobie sprawy z wagi sytuacji podczas modlitwy Jezusa w Ogrodzie Oliwnym: „Szymonie, ty śpisz? Nie mogłeś czuwać przez jedną godzinę?”.
Ten wyrzut – jeśli jest zapamiętanym szczegółem – świadczy o szczerości pierwotnej wspólnoty. Natomiast sam dialog wewnętrzny Jezusa zapewne jest konstrukcją teologiczną, bo raczej mało prawdopodobne, żeby Jezus to opowiedział po zmartwychwstaniu.
Nawet podczas Ostatniej Wieczerzy spierają się, kto jest z nich najważniejszy. Jezus, reagując na to, dokonuje tego niezwykłego gestu – gestu zarezerwowanego dla niewolników – umywa uczniom nogi i pokazuje, że ich władza ma być służbą.
Ciągłe niezrozumienie przez uczniów intencji Jezusa i znaczenia wydarzeń trwać będzie właściwie aż do zesłania Ducha Świętego.
W 12. rozdziale Ewangelii Jana natrafiamy na ciekawą autoprezentację. Najpierw Jezus mówi: „Kto Mnie widzi, widzi tego, który Mnie posłał”. A potem dodaje: „Nie przyszedłem po to, aby świat sądzić, lecz aby go zbawić. (...) słowo, które wam przekazałem, ono będzie (...) sądzić w dniu ostatecznym”.
Mamy tu do czynienia z fundamentalnym chrześcijańskim przekonaniem obecnym we wszystkich tradycjach Nowego Testamentu: w Ewangeliach, u Pawła czy w Liście do Hebrajczyków. Chodzi o zasadniczą zmianę w widzeniu Boga – to element przewrotu, jaki się w Jezusie dokonuje. Otrzymujemy słowo, czyli Ewangelię. Wobec tej Ewangelii jesteśmy wolni. To, jak się wobec tego słowa zachowaliśmy, będzie kryterium naszego sądu. Fundamentalna jest odpowiedź wiary wobec Jezusa-Słowa, wobec tego, kim jest.
Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy mówi: „Tak bardzo pragnąłem spożyć z wami tę Paschę, zanim zacznę cierpieć” (Łk 22, 15). Czym była Pascha?
Paradygmatem zbawienia dla Izraela jest wyprowadzenie z Egiptu. To była najistotniejsza interwencja Boga w ich dziejach. Pascha jest świątecznym przypominaniem tego wydarzenia. Stąd paschalna śmierć Jezusa jest nośna symbolicznie. Świętowanie Paschy opierało się na ofierze z baranka: był on zabijany i spożywany. Przed wyprowadzeniem z Egiptu Izraelici krwią baranka oznaczają drzwi, żeby anioł śmierci nie przyszedł do tego domu. Dlaczego on nie wchodzi? Gdyż widać, że w tym domu krew już się rozlała. Baranek jest więc ofiarą zastępczą. I taką ofiarą zastępczą staje się Jezus, nazywany Barankiem Bożym. Wspominane słowa Kajfasza – „Lepiej żeby jeden umarł za naród” – są teologiczną wykładnią znaczenia Paschy Jezusa. Święto Paschy tłumaczy to, co robi Jezus: zamiast nas idzie na śmierć, by zwyciężyć grzech i śmierć. Najmocniej zostaje to rozwinięte i wykorzystane w Liście do Hebrajczyków. List ten, będący w istocie traktatem teologicznym, pokazuje, dlaczego chrześcijanie przestali składać ofiary i dlaczego nie mają kapłanów.
Eucharystia nie jest ofiarą?
Jest uobecnieniem jednej jedynej ofiary Jezusa, w którą się włączamy – i w tym sensie jest. Ale żadnej innej – krwawej czy pokarmowej – ofiary nie mamy. Nie palimy kadzideł.
A kadzidła w czasie Eucharystii?
Symbolizują naszą modlitwę – nie są ofiarą. List do Hebrajczyków mówi, że jedyna ofiara Chrystusa jest tak istotna, ponieważ po pierwsze – ten, który ją składa, jest bez zmazy (arcykapłani w Starym Testamencie musieli się oczyszczać); po drugie – żertwa ofiarnicza, czyli to, co jest składane w ofierze, jest doskonałe, gdyż nie jest już to zastępczy baranek; i po trzecie – arcykapłan nie wchodzi do przybytku ręką uczynionego, tylko do samego nieba. Odtąd Jezus jest w niebie, żeby się przyczyniać za nami.
Czy Bóg Ojciec potrzebował aż ofiary ze swojego Syna, aby nas zbawić?
Tutaj nie ma wątku krwawego ojca, który składa w ofierze syna. Wcześniej przywołana przypowieść o niegodziwych zarządcach winnicy to dobrze pokazuje. Co mówi Pan winnicy, kiedy posyła swojego syna? „Myślał bowiem: »Uszanują mojego syna«” (Mt 21, 37). Chrystus został posłany, żeby nam opowiedzieć o Ojcu. A my nie przyjmujemy tej opowieści i zamiast uszanować Syna, zabijamy go. Najbardziej rozdzierający jest moment Ogrójca, kiedy Jezus ewidentnie ma świadomość, że dla koherencji Jego misji konieczne jest, aby wytrwał do końca. A to pewnie oznacza brutalną śmierć. I on nie ma żadnej ochoty, żeby iść na taką śmierć. Jednocześnie wie, że takie wyjście jest prawdopodobnie konieczne. To widać w Jego wewnętrznej walce. Mówi: „Jeśli to możliwe, niech odejdzie ode mnie ten kielich. Ale jeśli nie ma innej drogi, pójdę tam, gdzie trzeba iść”. Mówienie, że to Ojciec posyła Go na śmierć, w sprytny sposób zdejmuje z nas odpowiedzialność.
A czy możemy sobie wyobrazić optymistyczną wersję tej historii – z uszanowaniem Syna?
Oczywiście że tak! Izrael uwierzył. Jezus umarł normalnie ze starości.
I...
...jesteśmy zbawieni.
A zmartwychwstanie?
...następuje po zwykłej śmierci Jezusa. Kto powiedział, że konieczna jest śmierć na krzyżu? Co jest zbawcze? Rodzaj śmierci czy wierność Jezusa Ojcu aż do śmierci we wszystkich aktach jego ludzkiego życia? W rzeczywistej historii posłuszeństwo Jezusa wyraziło się poprzez wytrwanie na krzyżu. Krzyż staje w związku z tym w centrum naszej celebracji, teologii i pobożności. Co mamy celebrować? To, co się faktycznie wydarzyło.
Tak naprawdę interpretacja, że Ojciec chce śmierci Jezusa, pojawiła się wraz z dwoma momentami. Pierwszym jest koncepcja usprawiedliwienia zastępczego Anzelma z Canterbury. Anzelm próbuje wykazać, racjonalnie (sola ratione), bez odwoływania się do objawienia, że konieczne było Wcielenie. Bóg musiał stać się człowiekiem, bo tylko tak mógł zadośćuczynić po ludzku, ale jednocześnie z boską godnością. Ale Anzelm robi to sola ratione, nie bierze pod uwagę zmartwychwstania. I w ten sposób zostaje skonstruowana soteriologia (nauka o zbawieniu), dla której zmartwychwstanie jest marginalne. Jest ono tylko potwierdzeniem tego, że zadośćuczynienie się dokonało w męce i śmierci Jezusa.
Drugim momentem jest nauczanie Lutra, który idzie dalej niż Anzelm. Luter podkreśla: „Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich” (Iz 53, 6). Innymi słowy: Ojciec karze Syna za nasz grzech. To moment, którego Anzelm by nie uznał, gdyż zadośćuczynienie jest czymś pozytywnym: Jezus wypełnia wolę Ojca, stając się człowiekiem, i jako człowiek swoją wiernością dokonuje zadośćuczynienie. U Lutra jest radykalnie: Syn staje się przedmiotem kary Bożej, gdyż Bóg musi ukarać grzesznika, aby zadośćuczynić swojej sprawiedliwości. Żeby ta kara nas nie dosięgła, zastępczo bierze ją na siebie Syn. A my się przemykamy za krzyżem Jezusa.
Po Lutrze taka interpretacja staje się udziałem także wielu barokowych kaznodziejów katolickich, którzy napawali się zemstą Ojca na Synu. Taka bywała wówczas makabryczna duchowość. Zauważmy, że starożytna ikonografia nie przedstawia martwego Jezusa na krzyżu. Jezus na krzyżu jest żyjący, a sam krzyż jest drzewem życia (np. na mozaice z bazyliki św. Klemensa w Rzymie). To zmartwychwstanie jest decydujące dla życiodajności śmierci.
Powróćmy do ustanowienia Eucharystii podczas Ostatniej Wieczerzy. Mamy odwołanie do starotestamentalnej Paschy, ale jest też gorsząca Żydów nowość – spożywania ciała i krwi Chrystusa.
Narracyjnie pokazuje to Jan, u którego podczas Ostatniej Wieczerzy nie ma słów ustanowienia Eucharystii, jest natomiast umywanie nóg. Słowa o spożywaniu pojawiają się w innym kontekście, dużo wcześniej – w szóstym rozdziale. Kontekstem jest rozmnożenie chleba, potem Jezus chodzi po wodzie, i następnie w synagodze w Kafarnaum mówi o chlebie życia. Dwa cudy – rozmnożenie chleba i chodzenie po wodzie – mogą odsyłać do Starego Testamentu: przejścia przez Morze Czerwone i manny na pustyni. Jezus robi więcej – karmi z nadmiarem i zamiast rozdzielić wody, chodzi po powierzchni. W tej narracji napięcie coraz bardziej rośnie, aż do zgorszenia mową w Kafarnaum: „Jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6, 53-54). Tu ukazany jest związek między Eucharystią a zmartwychwstaniem. I tylko w tym miejscu tak ostro jest to powiedziane.
Picie krwi było dla Izraelitów zabronione. Co ukazuje ten radykalizm Eucharystii?
Dlaczego Izraelici nie piją krwi? Gdyż we krwi jest życie. Ze względu na szacunek dla Boga, który jest dawcą życia, nie spożywa się krwi. Jezus mówi, że spożywanie Jego ciała i picie Jego krwi daje życie. Dla Izraelitów to gigantyczne bluźnierstwo.
Musimy pamiętać, że dla tych, którzy piszą Nowy Testament, Ostatnia Wieczerza i ustanowienie Eucharystii, agonia na krzyżu, zmartwychwstanie i zesłanie Ducha to jeden pakiet wydarzeń. Te momenty nie występują samodzielnie. U Jana wręcz obdarowanie Duchem Świętym następuje nie dopiero w dzień Pięćdziesiątnicy, tylko już w momencie pierwszego ukazania się zmartwychwstałego Jezusa.
Dlaczego nie ma sakramentu umywania nóg?
Sakramentem jest uczestnictwo w Jezusie poprzez spożywanie Jego ciała i picie Jego krwi. Natomiast Jan, wkładający w ramy Ostatniej Wieczerzy scenę umywania nóg, raczej wyjaśnia, że uczestnictwo w Jezusie polega na takim rodzaju uniżenia. To znów nowość chrześcijańska. Najstarszy tekst na ten temat znajdujemy u Pawła: „To dążenie niech was ożywia. Ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem. Lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,5-7). Po części to prawdopodobnie hymn przed-Pawłowy, czyli może sprzed lat 50. Mamy mieć takie dążenie, jak Jezus w służbie drugiemu. Największa miłość jest w ostatecznym uniżeniu, w postaci sługi.
To nam do dziś wywraca obraz świata.
Taki jest Bóg. Jezus wywołuje największe zgorszenie przewrotem w obrazie Boga. Zresztą chyba samo chrześcijaństwo do dzisiaj sobie nie radzi z takim Bogiem. Nic mnie nie może zbawić oprócz darmowego przebaczenia, którego nie mogę sobie niczym wysłużyć. Bóg nie cofa swojej miłości wobec złych. Z tym mamy duży problem.
Irytuje nas np., że dobry łotr załapuje się na zbawienie w ostatnim momencie.
Ale to jest właśnie koherentne z całym nauczaniem Jezusa, np. z przypowieścią o robotnikach w winnicy – wszyscy dostają po denarze, nawet ci, którzy pracowali tylko ostatnią godzinę.
Czy ta scena mogła się wydarzyć naprawdę?
Jak najbardziej.
Kiedyś przyszło mi do głowy, że na Golgocie mogła stać także matka złego łotra. Czy Ewangelia jest w stanie rozjaśnić także ciemności jej cierpienia?
Jezus powiedział do dobrego łotra: „Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju”. Proszę zauważyć, że pod adresem bluźniącego mu złego łotra nie mówi słowa potępienia.
Czy Jezus miał świadomość swego Bóstwa?
Nie ma nigdzie w Ewangeliach, żeby Jezus o sobie powiedział: jestem Bogiem. Jezus miał ludzką świadomość Syna – wcielił się Syn, a nie „boskość”. Dialog w Getsemani jest dialogiem między ludzką świadomością Syna a Bogiem Ojcem. Ta ludzka świadomość siebie nie ujmuje jako Boga Izraela, ale jako Syna właśnie. Bogiem Izraela jest jego Ojciec. Potem chrześcijaństwo dojrzeje do prawdy, że Bóg jest skomplikowany „w środku”. Żeby to wyrazić, będzie potrzebne pojęcie (i teoria – dogmat) Trójcy Świętej.
Dlaczego zmartwychwstały Jezus mówi Marii Magdalenie: „Nie dotykaj mnie”?
Jezus dopowiada: „bo jeszcze nie poszedłem do Ojca”. To bardzo trudno jest zinterpretować. Narracyjnie jest to genialna, dynamiczna scena, teologicznie – niesłychanie enigmatyczna.
Dlaczego Jezus jest na pierwszy rzut oka nierozpoznawalny?
Sceny spotkań ze zmartwychwstałym pokazują, że jest on z innego porządku fizycznego. Ma ciało kompatybilne z ciałem z tego świata – je, nosi ślady męki, ale jednocześnie przynależy do innego porządku – zjawia się mimo drzwi zamkniętych, znika, pojawia się w różnych miejscach jednocześnie. W tych opisach używane są słowa, po które sięga się przy opisie epifanii Boga.

KS. GRZEGORZ STRZELCZYK jest teologiem. W latach 2004-12 był profesorem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Jego głównym zainteresowaniem badawczym jest chrystologia, a zwłaszcza problemy współczesnych reinterpretacji klasycznej chrystologii dogmatycznej. Obecnie jest sekretarzem II Synodu Archidiecezji Katowickiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2014