Wolność i odpowiedzialność

Benedykt XVI największe zagrożenie ze strony relatywizmu widzi w tym, że może wyłonić się większość, która uzna, że człowiek nie dorósł do wolności i chce, by nim kierowano, a w konsekwencji pozwoli się powtórnie zniewolić, tym razem z własnej woli.

07.08.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Gdy kard. Jorge Medina Estévez ogłosił światu imię nowego Papieża, wśród watykanistów powstała obawa, że czeka nas pontyfikat ekskluzywny wobec niekatolików i ludzi słabej wiary, oraz surowy dla tych, którzy nazbyt swobodnie obchodzą się z doktryną Kościoła. Lęki te tłumaczyli twardą i zasadniczą postawą dotychczasowego prefekta Kongregacji Nauki Wiary w kwestiach dialogu ekumenicznego i spraw obyczajowych.

Rozkuć pancerz

To powierzchowne rozumienie jego poglądów paradoksalnie zjednywało mu też zwolenników, w dodatku ze środowisk dla Kościoła rzymskiego dość egzotycznych. By ograniczyć się do skrajnych przykładów: z wyniku konklawe ucieszyli się członkowie Bractwa św. Piusa X, czyli schizmatycy żyjący dziedzictwem abp. Marcela Lefebvre’a, i wojujący o kulturową tożsamość Europy ateiści, jak kontrowersyjna dziennikarka Oriana Fallaci. Jednych napawało zmartwieniem, inni z podziwem patrzyli na to, że Benedykt XVI woli bibliotekę niż plac pełen pielgrzymów.

Obraz srogiego inkwizytora jest jednak dla Papieża niezwykle krzywdzący. Kard. Joseph Ratzinger wszak wielokrotnie podkreślał, że sumienie człowieka waży więcej niż autorytet mędrców. W książce “Strażnik wiary" Andrea Tornielli przypomniał przemówienie Ratzingera wygłoszone w Monachium w czasach, gdy był jeszcze tamtejszym metropolitą. Arcybiskup powiedział: “To nie intelektualne wyjaśnienia są miarą wyznawania wiary chrztu, ale raczej wyznawanie wiary, w jej szczerej dosłowności, jest miarą całej teologii. Ochrzczony - ten, który trwa w wierze chrztu - nie potrzebuje być uczonym. On już otrzymał prawdę i niesie ją poprzez samą wiarę".

By zrozumieć i docenić intelektualną otwartość Benedykta XVI, trzeba rozkruszyć wykuty przez media pancerz, w którym Papież jawi się jako bezduszny sędzia ze Świętego Oficjum. Skądinąd sama Kongregacja, niesławna dzięki krwawym dziejom, gdy wydano wiele inkwizycyjnych wyroków, nie jest monstrum, za jakie uchodzi. Gdy kard. Ratzinger przewodził jej przez ponad dwie dekady, skrupulatnie poznał kroniki z przeszłości. Przyznał, że w działaniach Oficjum zdarzały się rażące błędy, jak np. proces i skazanie Galileusza, lecz w przeważającej liczbie przypadków sądy Inkwizycji działały sprawniej i szlachetniej niż ówczesne sądy świeckie.

Niepokoje o poglądy biskupa Rzymu znajdują odzwierciedlenie, o ironio, w przemyśleniach ludzi związanych z Watykanem. Przykładem Joaquín Navarro--Valls, który zapytany, co myśli o Benedykcie XVI, odparł niepewnie: “On jest bardziej teologiem". Zabrzmiało to tak, jakby teologiczna osnowa przekonań Ratzingera wadziła w duszpasterskiej opiece nad całą katolicką wspólnotą. Tymczasem Papież to także roztropny filozof polityki; jego erudycję doceniła francuska Akademia Nauk Moralnych i Politycznych zapraszającego do swego grona.

Strażnicy i dżentelmeni

Rozważania nad stanowiskiem Benedykta XVI trzeba otworzyć nieco emfatyczną uwerturą o wolności. Uczeni od zarania kultury boleją nad trywializacją tego problemu oraz potocznym jego rozumieniem jako nieskrępowania. I Ratzinger przychyla się do myśli, że zbyt często wolność myli się z dowolnością.

Wielkim dobrem demokracji liberalnej jest możliwość uczestnictwa każdego obywatela w sprawowaniu rządów. Człowiek przestaje być przedmiotem panowania, a jako podmiot władzy wpływa na całokształt działań politycznych i recenzuje postępowanie swoich przedstawicieli w wyborach powszechnych. Jest także chroniony przed ich nadużyciami dzięki mechanizmom kontroli. Dla wielu teoretyków cel państwa zostaje w tym miejscu osiągnięty: pojawia się wolność, czyli taki stan, gdy jednostka może sobą swobodnie rozporządzać. Ale dla Ratzingera taka wolność pozbawiona jest istoty, staje się wyłącznie pustą formą, która nie wystarcza, aby ludzie stali się wolnymi. By nadać jej treść, trzeba wzbogacić ją o dobro.

Tu jednak pojawia się sprzeczność, gdyż obywatele we współczesnej demokracji nie życzą sobie ingerencji państwa w sferę etyczną i odgórnego wskazywania, co jest dobrem, a co złem. Nie da się tego ustalić na drodze debaty, a prawda chrześcijańska coraz częściej uznawana jest za przejaw nietolerancji i pokrytego patyną autorytaryzmu. Papież martwi się, jak uzasadnić nienaruszalność wartości, skoro obowiązującą doktryną stał się relatywizm - na taką obawę kard. Ratzinger wskazał np. w kazaniu podczas Mszy przed konklawe, nazwanym przez dziennikarzy “przemówieniem wyborczym". Jego niepokój dotyczy głównie tego, że za prawdę zaczyna uchodzić wola większości. W dyskursie o prawdzie Papież chętnie zająłby pozycję taką jak Sokrates podczas procesu. Grecki filozof widział społeczność jako trzy grupy: nielicznych, którzy go rozumieli, znaczną większość, która go nie rozumiała i żądała jego głowy, oraz skromny stan średni - czyli tych, którzy go nie rozumieli, lecz mu ufali i gorliwie wierzyli w jego autorytet. W nich właśnie, czyli - dziś powiedzielibyśmy -dżentelmenach, szukać trzeba gwarantów wolności. Do nich, ufających autorytetowi chrześcijańskiej doktryny, a nie do rozumiejących profetów z pierwszej grupy, należy straż nad prawem w państwie demokratycznym, by nie psuć go nieroztropną wolą większości.

Niezidentyfikowane szczątki

Lęk o to, że współcześnie prawda staje się wyłącznie funkcją polityki, towarzyszy Ratzingerowi w rozważaniach nad przenikaniem się prawa i religii. Z jednej strony panuje radykalny relatywizm, w myśl którego największym wrogiem dyskursu władzy jest kategoria chrześcijańskiego dobra, gdyż - powtórzmy - skrywa nietolerancję i antydemokratyczne zapędy. Z drugiej strony mamy priorytet prawdy wobec praktyki politycznej, czyli jej nadrzędność wobec głosu większości. Tu Papież przywołuje austriackiego teoretyka prawa Hansa Kelsena, który zanalizował sąd nad Chrystusem: Piłat zapytał oskarżonego: “Cóż to jest prawda?" (J 18, 38). Jednocześnie nie czekał na Jego odpowiedź, lecz przyjmując, że nie sposób jej dosięgnąć, zwraca się prosto do tłumu. Rzymski namiestnik zachował się jak rasowy demokrata. Nie wiedząc, czym jest sprawiedliwość, skorzystał z prerogatywy i pozostawił decyzję większości. Piłat stanowi symbol demokracji “wątpiącej", która opiera się nie na prawdzie, lecz na procedurach.

Ratzinger surowo krytykuje tradycję filozoficzną, dzięki której narodził się relatywizm. Krytyczny okazał się moment, gdy John Stuart Mill zaproponował liberalizm bez metafizyki. Dziś aksjologię buduje się na “niezidentyfikowanych szczątkach". Najwięcej zastrzeżeń nowy Papież ma wobec myśli amerykańskiego filozofa Richarda Rorty’ego. Dla Rorty’ego chrześcijaństwo (w spadku po Grekach) poszukuje prawdy poza wspólnotą. A skoro prawda jest transcendentna, czyli leży poza granicami ludzkiego poznania, nie ma się co trudzić, bo i tak się jej nie znajdzie. O prawdzie powinien przesądzać rachunek korzyści: za prawdziwe powinno się uznawać to, w co warto wierzyć. Rorty odrzuca model racjonalności oparty na “prawie natury". Zamiast tego proponuje racjonalność jako wybór między dostępnymi kulturami. Dla niego słuszne jest to, co aktualnie służy społeczności. Na tym gruncie rodzi się etnocentryzm, czyli odnoszenie wartości do własnych kultur, każdorazowe porównywanie i szukanie prawdy w dialogu między kulturami.

Papież uważa takie stanowisko za niemożliwe do zaakceptowania przez chrześcijanina. Główny błąd Rorty’ego to niejasne zawierzanie intuicji, że “wszystko będzie dobrze", bo człowiek zawsze będzie potępiać niegodziwości. Tymczasem np. niewolnictwo istniało przez wiele wieków, było powszechnie tolerowane i nie uwierało sumień. Benedykt XVI największe zagrożenie ze strony teorii relatywistycznej widzi w tym, że może wyłonić się większość, która uzna, że człowiek nie dorósł do wolności i chce, by nim kierowano, a w konsekwencji pozwoli się powtórnie zniewolić, tym razem z własnej woli.

Bez sztucznego nieba

W ocenie współczesnych demokracji Benedykt XVI sympatyzuje z tradycją anglosaską, którą uważa za spadkobierczynię kultury prawa naturalnego. Przeciwstawia jej sprzeczną z chrześcijaństwem teorię Jana Jakuba Rousseau, z której wyrosły - zdaniem Papieża - dwudziestowieczne totalitaryzmy. Benedykt XVI nie wątpi w sceptyczny pozytywizm i moc nauki, lecz w jej złowieszcze aspekty, w naukę odartą z sumienia. Kard. Ratzinger zabrał głos na ten temat podczas inauguracyjnego przyjęcia w Akademii Nauk Moralnych i Politycznych w 1992 r. Zajął tam miejsce zmarłego Andrieja Sacharowa. O wielkim poprzedniku powiedział: “Walczył o człowieczeństwo, o godność etyczną i wolność człowieka, co przypłacił cierpieniem, szykanami, uniemożliwieniem pracy badawczej". Następnie zajął się kwestią etosu naukowca: “Nauka może służyć człowieczeństwu, ale może też stać się instrumentem zła, przydając mu jego całej grozy. Swą prawdziwą istotę nauka może urzeczywistniać jedynie wtedy, gdy opiera się na odpowiedzialności etycznej".

Ową odpowiedzialność, od której zależy istnienie ludzkiego rodzaju, musi zaakceptować każdy człowiek. To niezbędna przesłanka wspólnej wolności. Kwestia ta pojawia się w papieskich rozważaniach nad państwem. Benedykt XVI z jednej strony odrzuca ingerencję rządu w sferę dobra czy też dyktowanie obywatelom, co jest moralne; z drugiej nie pochwala modelu państwa minimalnego, które spełnia jedynie rolę agencji ochrony. Za wielką ułudę uważa aspiracje państwa do stworzenia nowego człowieka. Celem władz nie powinno być szczęście ludzkości ani przemiana świata w raj na ziemi. Gdy rząd zaczyna absolutyzować swą rolę i wkracza w kompetencje Boga, staje się potworem z otchłani, niczym antychryst w Apokalipsie.

Papież kompetencje państwa definiuje za Apostołem Narodów: “Św. Paweł ma przed oczyma państwo jako powiernika, który administruje porządkiem - jako twór, który umożliwia człowiekowi zarówno jego istnienie indywidualne, jak i jego istnienie wspólnotowe. Państwu takiemu należy się posłuszeństwo. Posłuszeństwo wobec prawa nie jest przeszkodą na drodze do wolności, wręcz przeciwnie: stanowi warunek wolności. (...) Państwo jako państwo buduje relatywny porządek współżycia, ale nie może samodzielnie udzielić odpowiedzi na pytanie o ludzką egzystencję. Państwo musi nie tylko pozostawić wolną przestrzeń dla czegoś, co jest inne, a być może także wyższe - musi również przyjmować z zewnątrz prawdę o prawie, ponieważ nie nosi jej w sobie samym".

Jak zatem w zrelatywizowanym świecie odnaleźć fundament ziemskiego porządku, bez aspiracji do stworzenia sztucznego nieba? Benedykt XVI skłania się ku koncepcji społeczeństwa otwartego Karla Poppera. Wizja ta zakłada swobodę dyskusji i stwarza warunki do ochrony pokrzywdzonych. Taka demokracja osnuwa się wokół wiary moralnej. Trudno ją naukowo uzasadnić, lecz doświadczenie krytyki i korekty pozwala zbliżyć się do prawdy (empiryzm “prób i błędów"). Efektem debaty jest decyzja, możliwa dzięki “wierze rozumowej".

Dlatego właśnie Papież nigdy nie będzie sojusznikiem radykałów, którzy - mimo pozorów zbieżności ideologicznej z Benedyktem XVI - głoszą poglądy oparte na zupełnie innych przesłankach. Przykładem może być tu wspomniana Fallaci. Mieszkająca na stałe w Nowym Jorku włoska publicystka ogłosiła Ratzingera sojusznikiem w krucjacie przeciw obecności islamu w Europie. Papież, co więcej niż oczywiste, nie stanie ramię w ramię z kulturową fundamentalistką w kampanii, którą stymuluje ewidentna nienawiść. Papież nie zgodzi się na alianse z ludźmi, których motywacje są mu obce. Prawda ma dla niego zasadnicze znaczenie i zawsze będzie występować przed społeczną ugodą czy konsensem z ateuszami. Ten pogląd ujął niegdyś w następujących słowach: “Człowiekiem sumienia jest ktoś, kto nigdy nie rezygnuje z prawdy dla ugody, dobrego samopoczucia, sukcesu, poważania i aprobaty w oczach opinii publicznej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2005