Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tylko jaki to uchwyt? Tonacja utworu (d-moll) sugeruje, że rzecz cała jest bardzo poważna (wejście Komandora w "Don Giovannim", "Requiem"); aura podpowiada, że jest jeszcze poważniej. Ale nie może być inaczej, kiedy na pulpit fortepianu nuty geniusza kładzie ktoś taki jak Piotr Anderszewski.
Płyta ukazuje się w momencie, kiedy Mozarta słucha się cały czas, we wszystkich układach, konfiguracjach, barwach. Jednak wśród nowości i wznowień nie tylko nie pozostanie niezauważona, ale już dziś można śmiało powiedzieć, że jest jedną z najciekawszych propozycji, jakie ukażą się w całym 2006 roku.
Anderszewski gra Mozarta bardzo uważnie, ale z wielkim sercem; dokładnie, ściśle, ale co rusz wpuszczając dużo powietrza; mistrzowsko (wirtuozowsko), ale nie zapominając, że muzyka to nie tylko nuty, tempo, głośno-cicho; że muzyką można się cudownie bawić (Romanze Koncertu d-moll, Allegro Koncertu G-dur) i smucić.
Ciekawe, że z kadencji Anderszewski wybiera raz Beethovena (Allegro Koncertu d-moll), dwa razy samego Mozarta (Allegro i Andante Koncertu G-dur) i tylko raz sam układa dopełnienie (finał Koncertu
d-moll). Ten koncert (późniejszy) jest zresztą szczególny, dlatego na płycie słuchamy go jako pierwszego.
A słyszymy w nim wszystko, bo Anderszewski (jako pianista-dyrygent) pozwala brzmieć każdej frazie, motywowi (wiolonczele w otwarciu Ronda Koncertu d-moll!), najmniejszej nucie, temu, co pozornie bez znaczenia. Za dużo nut? W żadnym wypadku. Wszystko znaczy, jest tak samo ważne. Bo tu wszystko jest muzyką. Najpiękniejszą i najważniejszą. Jedyną w danym momencie. Innej nie ma, i nie ma takiej potrzeby.
Koncert G-dur jest jaśniejszy, weselszy, radośniejszy, choć Anderszewski dokłada do niego odrobinę melancholii (zwolnienia, wydłużenia, wyciszenia), smutku. Szczególnie piękne jest środkowe Andante; jakby całe zalane deszczem, łzami; zawieszone w nieskończoności. Taki też był Mozart. Rozpięty między słodkim i gorzkim, zabawą i płaczem, radością i cierpieniem. Złożony z odcieni i barw, i prawdziwy. I taki pewnie jest Piotr Anderszewski. Dlatego tak pięknie rozumie Mozarta. Muzykę Mozarta. Allegretto...