Wojna na bańki mydlane

Bardzo ważną dyskusję o kondycji państwa trzeba wyprowadzić ze ślepego zaułka, do którego trafiła w latach 2005-07. Za emocje tamtych lat wiele środowisk opiniotwórczych płaci bezradnością w opisie sytuacji dzisiejszej.

19.08.2008

Czyta się kilka minut

/ rys. Mateusz Kaniewski /
/ rys. Mateusz Kaniewski /

Dobre funkcjonowanie państwa wymaga dobrej debaty publicznej. Jeżeli rozmowa o sprawach kraju staje się zaledwie cieniem partyjnej rywalizacji - państwo traci jeden ze swoich istotnych atutów. Tymczasem ważny spór wokół projektu IV Rzeczypospolitej po klęsce koalicji PO-PiS został sprowadzony do wymiarów karykaturalnych. Warto wyprowadzić debatę o sprawach państwa z tego zaułka. Skala uprzedzeń i nieporozumień osiągnęła już taki poziom, że toczy się wokół pozornych osi konfliktu i uniemożliwia dotarcie do faktycznych dylematów.

W dwa ognie

Warto przełamać przede wszystkim środowiskowe uprzedzenia, które prowadzą do postrzegania wszystkich wypowiedzi przez pryzmat sporu z lat 2003-05. Po pierwsze dlatego, że był on swego rodzaju rewolucją semantyczną, odzyskaniem prawa do formułowania własnych diagnoz przez stronę, która w latach 90. była marginalizowana i lekceważona jako partner poważnej debaty. Jak powiedział kiedyś Aleksander Smolar: to, co miało prawo istnieć na poziomie niszowych kwartalników, przeniesione zostało do głównego nurtu dyskusji. Ten proces ukształtował środowiskowy podział, podział, który nie przekłada się jednak bezpośrednio na poglądy, nie tworzy istotnych osi politycznego czy ideowego konfliktu.

W tym sensie konstruowany przez Aleksandra Halla ("Szczęśliwa epoka", "TP" nr 32/08) "obóz IV Rzeczypospolitej" ma charakter względny i dość umowny. Spaja go świadomość wieloletniej dominacji liberalno-lewicowego języka opisu polityki oraz doświadczenie monopolistycznych skłonności administratorów życia intelektualnego lat 90. To rzeczywiście w sensie emocji i środowiskowych więzi bywa istotne. Ale dla rozwoju dyskusji i myśli politycznej powinno mieć znaczenie drugorzędne. Zwłaszcza gdyby ten podział sytuacyjny z pierwszej dekady III RP uznać za konstytutywny dla wszelkich późniejszych podziałów.

Jeżeli Hall uważa, że główny spór intelektualno-polityczny przebiega dziś między zadowolonymi z tego, co udało się nam osiągnąć, a tymi, którzy mimo tych osiągnięć pozostają niezwykle krytyczni, to nie dostrzega postawy trzeciej - jak sądzę - większościowej. Postawy, która łączy zadowolenie z krytycyzmem. Co więcej: postawy, która wysoki poziom samokrytycyzmu polskich elit uważa za rzecz godną pochwały i umieszcza go po stronie osiągnięć, a nie po stronie nieszczęść. Rozsądny człowiek (a sądzę, że i rozsądny naród) stara się bowiem żyć w równowadze między samozadowoleniem i samokrytycyzmem. Jestem skłonny sądzić, że dziś jesteśmy znacznie bliżsi takiej równowagi niż np. przed dziesięcioma laty.

Hall nie należy - i chwała mu za to - do grona osób, które chciałyby odebrać głos krytykom, ale raczej przeciwstawić im racjonalną i przekonującą alternatywę. Jednak nie podejmuje - także w tekstach publikowanych uprzednio - precyzyjnej polemiki z diagnozami Ryszarda Legutki i Zdzisława Krasnodębskiego, ale z pewną wyabstrahowaną z ich poglądów postawą. Uzupełnia ją w dodatku niezgodą na literacką wizję Bronisława Wildsteina i felietonową retorykę Rafała Ziemkiewicza. Gdyby Hall przeczytał skonstruowaną w ten sposób polemikę z bliską jego sercu Narodową Demokracją; polemikę mieszającą skrajny krytycyzm Dmowskiego z "Myśli nowoczesnego Polaka" z niektórymi jego obsesjami - daleko groźniejszymi od tych, które przypisuje "obozowi IV Rzeczypospolitej" - i zabarwiającą to ripostami na felietonowe popisy endeckich fighterów, to zapewne uznałby taką rekonstrukcję za niesprawiedliwą.

Bo też "obóz IV Rzeczypospolitej" - występujący przede wszystkim w wyobraźni jego polemistów - nie doczekał się rzetelnej, pisanej z minimalną choć chęcią zrozumienia, a nie tylko zdyskredytowania, krytyki. Nawet najprostsza kwerenda wykazałaby bowiem, że tezy "Eseju o duszy polskiej" Legutki stanowią poważne i trudne wyzwanie dla znaczącej części publicystyki jego własnego "obozu". Że znacząca część publicystów "obozowych" bardzo krytycznie oceniała rządy PiS. Stałoby się też jasne, że bardzo istotne osie podziału ideowego i politycznego przebiegają w poprzek tych spreparowanych na użytek dwóch głównych partii.

Hall nie miał wątpliwości co do fikcyjności podziału na "Polskę liberalną" i "Polskę solidarną". Uwierzył jednak w podział niemniej banalny - na zadowolonych rzeczników status quo i krytycznych zwolenników zmiany. Podział, który może być wygodny dla polityków, ale rzadko przekłada się na realne działania. Przyjrzyjmy się choćby bliskiej nam obu sferze polityki wobec szkolnictwa wyższego. Czy ta oś podziału cokolwiek objaśnia? Czy ta oś opisuje różnicę między polityką kulturalną ministrów Kazimierza Ujazdowskiego i Bogdana Zdrojewskiego? Czy postulat wzmocnienia państwa, "szarpnięcia cugli" był w ustach Jana Rokity czymś niestosownym i wynikającym z chęci zakwestionowania dorobku III RP? Czy piszący o IV Rzeczypospolitej Paweł Śpiewak należał do tego samego obozu co Roman Giertych?

Gdzie jest centrum

Domagam się od publicysty "TP" bardziej precyzyjnych rozróżnień nie po to, by zakwestionować jego stanowisko, ale dlatego by - powtarzam raz jeszcze intencję główną tej polemiki - wyprowadzić bardzo ważną dyskusję ze ślepego zaułka, do którego trafiła pod przemożną presją antypisowskiej kampanii lat 2005-07. Za tę kampanię znaczące środowiska opiniotwórcze i intelektualne płacą dziś daleko posuniętą bezradnością w opisie sytuacji, niezdolnością do sformułowania własnego ideowego i politycznego credo. Swą doraźną tożsamość zbudowały, odwołując się do przerysowanego obrazu wroga. Dziś zatem przeżywają - wraz ze słabnięciem PiS - poważny kryzys tożsamości.

Także Hall nie bardzo potrafi "oderwać się od przeciwnika" i budować wizję polityki polskiej poza doraźnym kontekstem polemiki. Ustawia się w rozległym środku między Kaczyńskim a Napieralskim, a potem z trudem próbuje dokonać niemożliwego: nadać temu rozległemu centrum jakieś dające się opisać właściwości. Pozostaje mu tylko kilka negatywnych odniesień, ukrytych pod pozornie pozytywną afirmacją III Rzeczypospolitej.

Tymczasem tak skonstruowane centrum jest bytem pozornym. Po pierwsze dlatego, że lewica postkomunistyczna jest nie tylko marginalna politycznie, ale i bardzo słaba merytorycznie - do tego stopnia, że na jednej szali kładzie się partię Napieralskiego i nieco akademicki kwartalnik polityczny Sierakowskiego. Po drugie dlatego, że poważna dyskusja o Polsce - jeżeli się rozpocznie - natychmiast ujawni inne osie podziału, dotyczące trzech kluczowych sfer: perspektyw państwa narodowego, strategii wobec nowoczesności oraz preferowanego modelu rozwoju cywilizacyjnego. W żadnej z tych spraw stanowisko centrum nie będzie miało większego wpływu na wynik sporu. Co więcej: budowanie strategii politycznej na wizji szerokiego obozu "złotego środka" może okazać się szkodliwe dla znacznie ważniejszych przedsięwzięć.

Wizje

Pierwszym jest budowanie szerokiego porozumienia ustrojowego, obejmującego reguły rywalizacji politycznej, gwarancje praw i wolności, poszanowanie tradycji i przekonań religijnych oraz - co ostatnio bardzo istotne - kanon polskiej racji stanu w polityce międzynarodowej. Takie porozumienie nie może powstać wyłącznie na bazie politycznego centrum, ale w założeniu powinno obejmować możliwie szerokie spektrum polityczne, zdolne do uchwalenia konstytucji i do utrzymania zawartej w niej wizji w wymiarze społecznej legitymizacji.

Sądzę, że perspektywa koalicji PO-PiS dawała nam szansę na nowy moment konstytucyjny, fundujący szeroki consensus ustrojowy. Sądzę, że IV Rzeczpospolita do jesieni 2005 nie była projektem wymierzonym w PO, ale pozytywnym zamiarem wzmocnienia państwa i wyrwania go z paraliżujących powiązań, w jakie wpadło nie tylko wskutek aktywności postkomunistów (choć przy ich walnym udziale). Gdyby poszukiwać ideowej genezy tego projektu, to miał on swoje źródło w myśli ustrojowej lat 80. (patrz niżej), która postulowała odbudowę państwa niepodporządkowanego partykularyzmom partyjnym, ideowym, ekonomicznym, ale zdolnego do formułowania wbrew nim polityki opartej na wizji dobra wspólnego.

Wizji, która byłaby przedmiotem nieustannego sporu elity politycznej i intelektualnej, i która nie przekładałaby się na praktykę przy pomocy aptekarskich procedur uzgadniania interesów partyjnych, zaspokajania apetytów wszystkich sprawnych grup interesów, negocjowania przez rząd własnego istnienia poprzez kolejne budżetowe ustępstwa.

Oczywiście realia demokracji parlamentarnej okazały się poważniejszym wyzwaniem, niż to wynikało z projektów lat 80. Ale nie sądzę, by tamte projekty unieważniały.

Instytucje!!!

Aleksander Hall był nie tylko twórcą wspomnianych dokumentów programowych, ale także człowiekiem, któremu - podobnie jak innym liderom Ruchu Młodej Polski - zawdzięczam moją "państwową formację", a nawet "państwową obsesję". Obsesję, która nie dopuszcza formułowania projektu IV Rzeczypospolitej w opozycji do III Rzeczypospolitej. Która docenia każdą zaletę polskiej państwowości, nie konfrontując jej przy tym nieustannie z jakimś niedościgłym wzorem. Ale też nie pozwala na to, by w sprawie jakości państwa, jego zdolności do obrony obywateli, do reprezentowania interesu narodowego wieszać poprzeczkę na poziomie absolutnego minimum.

Szkoła myślenia historycznego i politycznego stworzona przez Ruch Młodej Polski była szkołą myślenia w wymiarze strategicznym. Brania pod uwagę nie tylko doraźnych koniunktur, ale także trudnych wyzwań przed jakimi może stanąć państwo. Projekt IV RP to nie była jakaś krytyczna histeria wywołana wizytą pewnego producenta filmowego u pewnego redaktora, ale propozycja wynikająca z przekonania, że państwo polskie winno być na tyle silne, by poradzić sobie w warunkach znacznie trudniejszych niż ostatnia dekada XX wieku.

Idea wzmocnienia instytucjonalnego państwa to przede wszystkim zamiar przywrócenia rządzącym realnych narzędzi dających im już nie tyle suwerenność, ile gwarancję bycia "branym pod uwagę", a narodowi - zdolność panowania nad własnym losem.

Zdolność, jaką w warunkach nowoczesności uzyskuje on nie w akcie głosowania, ale poprzez całą skomplikowaną "maszynerię instytucjonalną", w ramach której znajdują się dobrze zorganizowane elity opiniotwórcze, utożsamiające się z długofalowym interesem własnego narodu i państwa. W ramach której znajdują się też instytucje dialogu społecznego nieodbierające rządowi koniecznej podmiotowości. W ramach której kluczową rolę odgrywa nowoczesna administracja posiadająca silną kulturową motywację dbania o interes państwa.

Tymczasem polskie narzędzia rządzenia są zawstydzająco anachroniczne. Kariery administracyjne nie należą do atrakcyjnych dla ludzi, którzy chcą aktywnie wpływać na losy własnego kraju. Polska elita zbyt rzadko zastanawia się, jak wygrywać w rywalizacji europejskiej, i oddaje się emocjonującym wojnom na bańki mydlane, z których wychodzi tylko z zaczerwienionymi spojówkami i poczuciem dobrze zmarnowanego czasu.

Przegrupowanie

Te groteskowe wojny toczą się zamiast ważnej dyskusji o tym, jaka powinna być rola decyzyjna, rola tego, co - nieco anachronicznie - nazywa się "państwem narodowym", jaki powinien być nowy kształt uprawnień rządu, tak by nie marnować szans stworzonych przez integrację europejską. Wbrew temu, co pisze Hall, problemem nie jest przeciwstawianie państwa narodowego projektowi zjednoczonej Europy, ale - tak naprawdę - projekt przebudowy owego narodowego poziomu decydowania.

Istotnym wymiarem tej przebudowy jest nie tylko podział uprawnień między Brukselę i Warszawę, ale także zakres wpływów jakiejkolwiek władzy publicznej. Jest nim również strategia przekazywania uprawnień na poziom województw i metropolii. Jest kwestią sporną, czy politykę polską można prowadzić z tego drugiego, samorządowego poziomu. A jeżeli tak, to w jaki sposób koordynować tę politykę, by możliwa była synergia działań, a nie kakofonia sprzecznych interesów.

Gdyby ta dyskusja rozpoczęła się na serio, Hall zapewne znalazłby nowych sojuszników i całkiem innych niż dotąd przeciwników.

To samo dotyczy "gry z nowoczesnością" - problemu identyfikowanego dziś przez publicystów najmłodszego pokolenia, piszących na łamach "Arcanów" i "Krytyki Politycznej". Gry tej nie da się zamknąć w kategoriach "postępowy-tradycyjny". Strategie klasycznej lewicy i prawicy wobec globalizacji mogą okazać się bowiem w wielu aspektach bliźniaczo podobne. Tymczasem Polska stoi nadal przed wyborem między konsekwentnie "brukselskim" sposobem radzenia sobie z tymi wyzwaniami przez hiperregulację lub jakąś formą anglosaskiej korekty tego modelu. Widać to doskonale w sporze o rolę metropolii (czy rozwijać to, co najsilniejsze, czy też wyrównywać szansę, tracąc możliwość pobudzenia centrów wzrostu).

Uruchomienie tych - koniecznych dla świadomego rozwoju - przestrzeni sporu, jako centralnych tematów debaty publicznej, spowodowałoby zapewne powstanie nowych podziałów i zasadnicze przegrupowanie środowisk intelektualnych. Unieważniłoby podziały sprzed pięciu czy dziesięciu lat i przekreśliło ostatecznie zasadność terminów takich jak "obóz IV Rzeczypospolitej".

Rzecz jasna, w każdych warunkach historycznych i w każdym kraju daje o sobie znać pewne uwikłanie życia intelektualnego w realia środowiskowe i towarzyskie. Najgorszym zwiastunem dla jakości debaty publicznej byłaby jednak wola podtrzymania ich "przewodniej roli" w formułowaniu realnych tematów i osi podziału.

Rafał Matyja (ur. 1967) jest politologiem i publicystą, wykładowcą Wyższej Szkoły Biznesu - National Louis University w Nowym Sączu, stałym współpracownikiem "Dziennika" i portalu internetowego "Polska XXI". Autor hasła "IV Rzeczypospolitej" jako państwa zrywającego ciągłość z praktyką ustrojową PRL nie tylko w sferze symboliki, ale przede wszystkim instytucji i praktyki ustrojowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Politolog, publicysta, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. W wydawnictwie Karakter wydał niedawno książkę „Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2008