Wojna Ameryki

Czy istnieje słuszna wojna? Wojny bywają konieczne, ale czy to wystarczy, by uznać je za dobre? I jak płynące z nich lekcje zachować w pamięci? Takie refleksje wywołał w USA telewizyjny film dokumentalny, którego pierwszy z siedmiu odcinków właśnie wyemitowano. Tytuł jest prosty i czytelny: "The War.

04.10.2007

Czyta się kilka minut

Tytułowa wojna to II wojna światowa - widziana oczyma Amerykanów. To wojna, która stworzyła Amerykę taką, jaką dziś zna świat. Udział Stanów w II wojnie światowej to ogromny wysiłek gospodarczy, potężny wkład militarny i wielkie straty w ludziach (405 tys. zabitych). Ale można też spojrzeć inaczej: dzięki tej wojnie Ameryka stała się mocarstwem. "Film pokazuje, jak wojna zmieniła USA. Senny, izolacjonistyczny kraj, jakim były Stany jesienią 1941 r., w roku 1945 stał się najsilniejszym państwem na świecie" - pisze ukazujący się w Denver dziennik "Rocky Mountain News".

Sześć lat wojny, sześć lat pracy

Nie przypadkiem przytaczam uwagi mało znanego prowincjonalnego dziennika, a nie którejś z wielkich gazet. To najlepiej pokazuje, jak przyjęto "The War", jak wielkie były oczekiwania, jakie zainteresowanie i emocje wzbudził ten film. O "Wojnie" bowiem piszą w Ameryce wszyscy. Najpierw z zapartym tchem czekano na emisję. Już pierwsza prezentacja jego fragmentów na wiosnę, w samych Stanach i na festiwalu w Cannes, wywołała żywy oddźwięk. Ale to, co działo się po nadaniu pierwszego odcinka, wyemitowanego 23 września przez telewizję publiczną PBS, przeszło wszelkie wyobrażenie. Chyba żadna gazeta, poczynając od prestiżowego "New York Timesa", a skończywszy na prasie lokalnej, nie pominęła filmu milczeniem.

To dowód, jak żywy - mimo upływu ponad 60 lat - jest w Ameryce temat II wojny. Czy dlatego właśnie, że wyniosła USA na światowe szczyty? Czy przez to, że ukształtowała życie milionów? Czy raczej dlatego, że - jak orzekło czworo nastolatków, zaproszonych do dyskusji przez redakcję dziennika "Christian Science Monitor" - II wojna światowa była ostatnią wojną, która Amerykę zjednoczyła, zamiast ją podzielić; wojną, która miała cel jasny dla wszystkich i przez wszystkich akceptowany? Trudno tu nie dostrzec kontekstu wietnamskiego i - bardziej aktualnego - irackiego.

Siedem odcinków, 14,5 godzin emisji, sześć lat pracy. Autor: Ken Burns, autor głośnych filmów dokumentalnych, "biograf Ameryki", jak nazwał go brytyjski "Guardian". Nieprzypadkowo: "Wojna" nie jest pierwszym takim przedsięwzięciem Burnsa. Specjalnością 53-letniego reżysera są wieloodcinkowe dokumenty, przedstawiające to, co najważniejsze w historii i kulturze Ameryki: "Jazz", "Baseball" i "Wojna secesyjna". Ta ostatnia, chronologicznie pierwsza (1990 r.), pobiła rekordy zainteresowania, przyciągając przed telewizory 40 mln widzów. Burns, jak zauważa jeden z komentatorów, w swoich filmach ożywia przeszłość i przywraca do życia wielkich umarłych: generałów wojny secesyjnej, astronautę Neila Armstronga czy jazzmana Duke'a Ellingtona.

Z Niemcami przeciw Rosji

W "Wojnie" jest jednak inaczej. Ten film został nakręcony z innej perspektywy: "od dołu do góry". To spojrzenie i odczucia zwykłych ludzi: tych, którzy walczyli na froncie, i tych, którzy czekali na nich w domu - rodziców, żon, przyjaciół. I metoda też wyjątkowa: Burns zebrał świadectwa żołnierzy i ich bliskich z czterech miast położonych w różnych częściach Ameryki - Waterbury w stanie Connecticut, Mobile w Alabamie, Luverne w Minnesocie i Sacramento w Kalifornii. Dlaczego tych? Bo są to, tłumaczy reżyser, miejscowości mało znane większości Amerykanów. Nie budzą żadnych skojarzeń i emocji, są neutralne. W tych miastach Burns znalazł kilkuset rozmówców, spośród których wybrał ok. 40. Bohaterowie filmu wspominają przeżycia wojenne: w Europie, Azji, na Pacyfiku; lądowanie w Normandii, wyzwalanie obozów koncentracyjnych, bitwę o Guadalcanal, zatonięcie krążownika "Indianapolis", zbiorowe samobójstwo setek japońskich cywilów na wyspie Saipan i wiele innych.

Po nakręceniu "Wojny secesyjnej" Burns przez długi czas nie miał ochoty podejmować tematyki wojennej, choć, jak przyznaje, był pod dużą presją. Entuzjaści jego filmów nalegali, by zajął się II wojną. Ale być może niczego by nie wskórali, gdyby nie dwie wiadomości, które poruszyły reżysera. Pewnego dnia usłyszał, że codziennie umiera około tysiąca weteranów wojennych. "To mną wstrząsnęło: świadomość, jak bardzo wykrwawiamy naszą pamięć" - wyznał.

Ale bardziej poruszająca była druga informacja. Co bowiem wie o II wojnie młode pokolenie Amerykanów? Wielu młodych, jak się okazuje, jest przekonanych, że Ameryka wraz z Niemcami walczyła wówczas przeciw Rosji! Ta niewiarygodna niewiedza jest pewnie rezultatem przeniesienia na okres II wojny sytuacji z filmów szpiegowskich, w których przeciwnikiem numer jeden Ameryki jest Rosja czy ZSRR.

Burns uznał, że musi coś z tym zrobić.

Narodziny pamięci

"Ten film może stać się dla obecnego pokolenia, pokolenia wojny irackiej, tym, czym w swoim czasie były »Korzenie« [serial TV pokazujący niewolnictwo w Ameryce przez pryzmat dziejów jednej murzyńskiej rodziny - red.]. Stawia bowiem właściwe pytania we właściwym czasie: Czy wojna może być dobra? Czy kiedykolwiek bywa konieczna?" - pisze "Christian Science­ Monitor".

Ukazujący się w stanie New Hampshire­ dziennik "Concord Monitor" sądzi, że w tej mierze Burns miał jasny cel: chciał rozproszyć obowiązujący w Ameryce mit, że II wojna była wyłącznie wojną dobrą. Sam to przecież, przypomina gazeta, otwarcie wyraził, mówiąc przed pierwszym pokazem filmu, że "była to najgorsza wojna w historii". Co zresztą znaczą tu słowa "dobro" i "zło"? Nic tu przecież nie jest jednoznaczne. "Wojna wydobyła z pokolenia wojennego to, co najlepsze, i to, co najgorsze, i wymieszała je tak, że dobro i zło bywają nie do odróżnienia" - mówi zza ekranu narrator.

Czy komentatorów może kusić szukanie odniesień do późniejszych doświadczeń wojennych Ameryki? Wietnam, który tak podzielił Amerykanów, to wprawdzie odległa przeszłość, ale przecież mamy dwie współczesne wojny, które też budzą kontrowersje: Irak i Afganistan. Reżyser nie widzi jednak sensu w doszukiwaniu się analogii, tym bardziej że do pracy nad "Wojną" przystąpił już w 2000 r., gdy nikomu nie śniło się o 11 września i jego skutkach. Ale choć Burns podkreśla, że jego film nie jest deklaracją polityczną, zdaje sobie sprawę, że nie obejdzie się bez porównań. Bo, jak mówi, "historia to zestaw pytań, które zadajemy sobie dzisiaj na temat przeszłości".

A to przejawia się na różnych płaszczyznach. Podczas jednej z konferencji prasowych Burns opowiadał, jak żywo i z jakim zdumieniem na opowieści weteranów reagowały ich dzieci i wnuki. Nierzadko bywało tak, że ich relacje rodzina słyszała po raz pierwszy, bo wielu weteranów przez lata wolało unikać bolesnych wspomnień. "W ten sposób stawaliśmy się świadkami narodzin pamięci" - podsumował Burns.

Sposób, w jaki w swoich filmach traktuje przeszłość, Burns nazwał kiedyś zgrabnie "archeologią emocjonalną". To trafne określenie, ponieważ - według samego reżysera - jego praca to "odkopywanie nie tylko suchych dat, wydarzeń i faktów z przeszłości, ale także czegoś trwalszego, mocniejszego, o większej wadze emocjonalnej". Ale gdy "Wojna secesyjna" mówiła o prapradziadkach, "Wojna" opowiada o tym, co przeżywali ojcowie.

Dlatego, mówi Burns, jest to film prawdziwie osobisty.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2007