Wizerunek człowieka

Opublikowano wyniki kolejnych badań nad Całunem Turyńskim. Potwierdzają, że owinięty weń człowiek został ukrzyżowany.

28.01.2019

Czyta się kilka minut

Całun prezentowany w katedrze w Turynie, kwiecień 2010 r. / VALERIO PENNICINO / GETTY IMAGES
Całun prezentowany w katedrze w Turynie, kwiecień 2010 r. / VALERIO PENNICINO / GETTY IMAGES

To ledwie 5 metrów kwadratowych ręcznie tkanego lnianego płótna, o wadze 2,5 kilograma, które jednak od 130 lat rozpala wyobraźnię badaczy i amatorów, wierzących i niewierzących. Ubiegły rok przyniósł okrągłą rocznicę naukowych badań nad tkaniną, w której Jezus miał zostać złożony do grobu. Nie powinien więc dziwić fakt, że przy takiej okazji dyskusja na temat pochodzenia płótna nabrała rumieńców. Jak podał w styczniu dziennik „La Stampa”, ostatnie badania przeprowadzone przez włoskich naukowców potwierdzają, że „człowiek, który został okryty Całunem Turyńskim, został wcześniej ukrzyżowany”.

Chodzi o wnioski z eksperymentu przeprowadzonego przez radiologa prof. Filippa Marchisia i prof. Pierluigiego Baimę Bollonego z turyńskiego zakładu medycyny sądowej. Ten drugi naukowiec jest niekwestionowaną gwiazdą wśród syndonologów, czyli badaczy specjalizujących się w próbach wyjaśnienia zagadki tkaniny z Turynu, a obecnie pełni zaszczytną funkcję kierownika Międzynarodowego Centrum Syndonologicznego.

Naukowcy zwrócili uwagę na intrygującą zależność, która wcześniej ze względu na braki technologiczne była trudna do zauważenia – na wizerunku z Całunu prawe ramię mężczyzny jest nieco dłuższe od lewego. Ich zdaniem różnica wynikła z deformacji ukrzyżowanego ciała ofiary owiniętej materiałem. Udało im się także zidentyfikować miejsce, w którym „jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok”. Broń miała dotrzeć i rozerwać opłucną w obu płucach, przez co z boku prócz krwi wypłynęła druga ciecz – płyn surowiczy złożony w 90 proc. z wody. Co najważniejsze, potwierdzili autentyczność śladów krwi na Całunie. Dlaczego to takie istotne? Bo na pierwszy rzut oka nie wygląda ona jak krew człowieka, a co więcej – osoby, która miała zginąć na krzyżu.

Legenda

Krew to nie jedyna kontrowersja. Jeśli tkanina z Turynu faktycznie stanowi materiał, w którym złożono do grobu Jezusa Chrystusa, a zarazem jest jedynym rzeczowym świadectwem zmartwychwstania, to jej losy można roboczo podzielić na trzy etapy.

Pierwszy okres to czas legendy sięgającej aż do ewangelii apokryficznych i, co ciekawe, już wtedy pojawił się pierwszy spór o Całun. Należy do nich Ewangelia Hebrajczyków, gnostyckie pismo wczesnych radykałów z ruchu ebionitów. Wiadomo o istnieniu tekstu z cytowań zawartych u św. Hieronima, który pisze, że Jezus po zmartwychwstaniu oddał całun słudze kapłana. Tu pojawia się pierwsza niejasność. Badacze twierdzą, że Hieronim mógł się pomylić, błędnie widząc w słowie Petro, czyli Piotr, Puero – a zatem sługę. Skąd ten trop? Z konkurencyjnego źródła, relacji św. Nino – apostołki żyjącej na przełomie III i IV w. Podaje ona, że płótna z grobu Jezusa wpierw wzięła żona Piłata, następnie przechowywał je Łukasz Ewangelista, a w końcu trafiły one do św. Piotra.

Kolejny ślad pojawia się dopiero kilkaset lat później. Całun powraca pod koniec VI w. w Edessie, dzisiejszej Şanlıurfie na wschodzie Turcji, blisko granicy z Syrią. Przechowywano tam mandylion, cudowny wizerunek Jezusa, który miał uleczyć króla Abgara ze śmiertelnego trądu. Historia uzdrowienia faktycznie panującego władcy jest przedstawiana w kilku wersjach zawierających m.in. rzekomą korespondencję króla z Jezusem, a każda z nich stara się wytłumaczyć, jak to możliwe, że w VI w. Ewagriusz Scholastyk opisze mandylion z Edessy słowem acheiropoietos, czyli „nie ludzką ręką uczyniony”, zaś autor innej kroniki, znanej jako „Akta Tadeusza”, powie o nim tetradiplon – „czterokrotnie złożony na dwa”. Ikoniczny wzór mandylionu przedstawia samą twarz Jezusa, lecz jeśli mamy do czynienia z tkaniną poczwórnie złożoną, to stąd już niedaleko do Całunu, który przez lata funkcjonował właśnie w takiej postaci.

Historia prowadzi dalej szlak wędrówki płótna przez Konstantynopol, Ateny, Besançon („teoria grecka”) lub Akkę, Cypr i Paryż („teoria templariuszy”). Wizerunek widzimy nawet za kanałem La ­Manche w Templecombe, gdzie na dębowym panelu widnieje portret uderzająco podobny do człowieka z Całunu. Słyszymy o nim także w procesie templariuszy, gdy jeden z zeznających braci wyznaje, że w ramach inicjacji ukazano mu długie płótno z lnu, przedstawiające odbicie brodatego mężczyzny, które adorowali zakonnicy.

Historia

To nadal legendy, a drugi okres dziejów całunu, określany jako historia obiektywna, zaczyna się dopiero w połowie XIV w., kiedy trafiamy na kult całunu z Lirey w Szampanii. Jego losy są nie mniej burzliwe niż te przynależące do podań, lecz w odróżnieniu od pierwszych przynajmniej dysponujemy dokumentacją na temat losu tkaniny, która znalazła się w posiadaniu rodu de Charny. Co nie zaskakuje, szybko stała się ona przedmiotem sporu politycznego w związku z możliwością udzielania odpustów i oczywistym wzrostem majątku tego, kto otoczy Całun kuratelą. Spory trwały przez sto lat, aż tkanina znalazła się w rękach książąt Sabaudii, którzy choć nie uchronili jej od drugiego pożaru w 1532 r. (pierwszy miał mieć miejsce w połowie XIV w.), to jednak zadbali o to, by trafiła do Turynu, gdzie można ją do dziś podziwiać.

28 maja 1898 r. Secondo Pia, włoski prawnik i amator fotografii, wykonuje zdjęcie, które otwiera trzeci okres w dziejach Całunu – historię naukową. Jedno spojrzenie na odbity na kliszy negatyw wystarczyło, aby wyraźnie zobaczyć w nim twarz Jezusa. Takiego efektu optycznego nie dostrzegł nikt wcześniej, stąd podejrzewano Pię o fałszerstwo, lecz nie udało się go udowodnić. Dzięki temu przypadkowy adwokat z Turynu położył fundamenty pod badania syndologiczne, które trwają do dziś.

Przez nieco ponad sto lat zauważono podobieństwo wizerunku z Całunu do licznych historycznych przedstawień męki Chrystusa, poddano analizie tkaninę i pyłki roślin, które w niej odnaleziono (niemal wszystkie z nich można odnaleźć tylko w jednym miejscu na świecie – Judei), zbadano nawet materiał genetyczny zawarty w kurzu, który uzyskano z Całunu w 1977 i 1988 r. (tak, ktoś go zachował). Przeanalizowano układ plam krwi i jego podobieństwo do innych relikwii, na czele z chustami z Manoppello i Oviedo, czyli domniemanymi oryginałami chusty św. Weroniki. Oceniono zabarwienie, którego nie da się uzyskać żadną znaną techniką malarską prócz naświetlania olbrzymią ilością energii idącą w miliardy watów.

Całun wprawdzie „oblał” datację radiowęglową, bo trzy niezależne zespoły ustaliły, że pochodzi z przełomu XIII i XIV w., ale szybko stwierdzono, że wszystkie pracowały nad próbkami pochodzącymi z miejsca, które okazało się być doszytą w procesie konserwacji łatą. Nad Całunem głowili się artyści, lekarze, fizycy, chemicy, archeologowie, a nawet numizmatycy, którzy niedawno potwierdzili, że na oczodołach „człowieka z Całunu” spoczywały monety. To leptony pochodzące z 29 roku n.e., z czasów panowania Tyberiusza, w którego imieniu namiestnikiem Judei był Poncjusz Piłat. Każde z badań wywołało dyskusję, ale chyba żadne nie równa się kontrowersji co do pochodzenia krwi.

Krew

Na początku lat 80. XX w. zidentyfikowano grupę krwi na Całunie jako AB, która choć rzadka dla populacji ludzkiej, to jednak statystycznie wyjątkowo często występuje u Żydów. Podano jej dokładną charakterystykę, ale jedna rzecz się nie zgadzała – krew była zbyt czerwona, by należeć do człowieka.

Na skutek koagulacji plamy powinny przybrać brązowy odcień. W 2015 r. badania Paola Di Lazzara wyjaśniły ten problem. Krew może uzyskać odcień obecny na Całunie, jeśli napromieniuje się ją ­ultrafioletem podobnym do promieni słonecznych. Aby do tego doszło, powinien być spełniony jeszcze jeden warunek – struktura krwi musi ulec modyfikacji, jaka zachodzi np. u pacjentów z żółtaczką, ale także u osób torturowanych.

Pod koniec zeszłego roku pojawiła się szczególnie kontrowersyjna analiza, która wywołała do tablicy licznych syndonologów. Dr Matteo Borrini i jego asystent ­Luigi Garlaschelli przeprowadzili badania, które wykorzystywały zdobycze współczesnej kryminalistyki – tzw. „analizę śladów krwawych (BPA). Początkowo miały na celu sprawdzić, jaki był kształt krzyża, na którym przeprowadzono egzekucję ofiary owiniętej w Całun. „Ukrzyżowana czy wisząca osoba zostawiłaby szczególny wzór na tkaninie, który jest cenną informacją” – mówił dziennikarzom Borrini. W siedmiu różnych testach użyli modeli odmiennych części ciała: dłoni, przedramienia, klatki piersiowej, dolnej części pleców oraz talii. Wykonali w nich rany obecne na Całunie, z których następnie spływała ciecz mająca oddać przepływ krwi. Jaki z nich wniosek? Przebieg plam sugeruje, że nie odcisnął ich leżący ani ukrzyżowany mężczyzna. Osoba, której krew znajduje się na Całunie, znajdowała się w pozycji stojącej.

Chociaż badania na jakiś czas wstrząsnęły opinią publiczną, to nie trzeba było długo czekać, by pojawiły się głosy polemiczne. Borriniemu i Garlaschellemu zarzucono znaczne i liczne uproszczenia, bo m.in. pracowali na manekinie z tworzywa, które nie przypominało funkcjonalnia ludzkiego ciała, a roztwór, którego użyli, nie posiadał odpowiedniej gęstości. Zresztą już sama metoda użyta w eksperymencie była wielokrotnie odrzucana jako narzędzie dochodzeniowe. Głównym krytykiem jest Baima Bollone, współautor najnowszych badań nad autentycznością Całunu.

Modlitwa

Dzieje tkaniny z Turynu toczą się nadal. Kim był człowiek z Całunu? „Całun jest ikoną nakreśloną krwią, krwią człowieka ubiczowanego, ukoronowanego cierniem, ukrzyżowanego, zranionego w prawy bok. Na Całunie odbity jest wizerunek zmarłego, ale krew opowiada o jego życiu. Każdy ślad krwi mówi o miłości i o życiu”. Tak mówił o nim Benedykt XVI. Jego następca ułożył o Całunie modlitwę: „Panie, pozwól mi zobaczyć Ciebie w oszpeconych twarzach, cierpiących ciałach każdego wieku; w tych wszystkich odrzuconych, zmarginalizowanych i zmiażdżonych ciężarem ich krzyży. Panie, pozwól nam kontemplować Twe Oblicze, które jest dane i ukryte w twarzach moich braci i sióstr. Uczyń mnie Twoim obrazem, Twym całunem. O Panie, daj mi świadczyć o uścisku Twej niemożliwej do wypowiedzenia miłości dla całego rodzaju ludzkiego!”.

To więcej niż wszystkie badania. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor miesięcznika „Znak", doktor filozofii, dziennikarz i publicysta. Współpracuje z Magazynem Kontakt, pisał również na portalach NOIZZ.pl, Deon.pl oraz w Tłustym Druku. Autor rozmowy-rzeki z ks. Alfredem Wierzbickim „Bóg nie wyklucza" (2021).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2019