Wielkie zdziwienie

Krystyna Starczewska, pedagog: Przestajesz już dążyć do tego, żeby wszystko wyjaśnić w racjonalny sposób. Po prostu jesteś i cieszysz się, że jeszcze możesz patrzeć na to dziwo świata i na to dziwo ludzi. Na starość nie musisz już nic zmieniać.

12.08.2012

Czyta się kilka minut

Krystyna Starczewska / Fot. Grażyna Makara
Krystyna Starczewska / Fot. Grażyna Makara

JUSTYNA DĄBROWSKA: Czujesz się staruszką?

KRYSTYNA STARCZEWSKA: Nie. Zupełnie się nie czuję. Chociaż właściwie można mnie uznać za staruszkę (śmiech). Kończę przecież w tym roku siedemdziesiąt pięć lat.

Czy – kiedy patrzysz na życie z tej dzisiejszej perspektywy, to widzisz coś, co Cię zupełnie zaskoczyło?

Pytasz o odkrycie dokonane w późnych latach życia? Może to, iż dawniej wydawało mi się, że są ludzie zdecydowanie dobrzy i są ludzie zdecydowanie źli. Że są ludzie, do których mogę mieć pełne zaufanie, którzy są mi bliscy, i tacy z innej bajki, absolutnie mi obcy. Ten podział był dla mnie dawniej bardzo wyraźny. A teraz ta granica się zatarła. W tej chwili nie czuję tego podziału. Po prostu znikł.

A co się pojawiło?

Przekonanie, że nawet człowieka, którego poglądy i postępowanie wydają mi się nie do przyjęcia, można zrozumieć, a włożywszy w to pewien wysiłek, można się z nim porozumieć. Dziś umiem wytłumaczyć sobie ludzkie zachowania, które są dla mnie jednoznacznie obce, które oceniam jako złe. I jednocześnie wiem, że człowiek, którego akceptuję, który jest całkowicie po mojej stronie, też może w pewnych sytuacjach zachować się w sposób moralnie problematyczny. Wiesz, przedtem byłam dość kategoryczna w ocenie świata i ludzi. I ta kategoryczność po prostu się skończyła. Gdyby ktoś teraz mnie poprosił, żebym wymieniła swoich wrogów albo tych ludzi, do których mam straszny żal, którym nie mogę wybaczyć, to bym nie potrafiła.

Nikogo nie skreślasz?

Nie. Bo zaraz mi się pojawiają różne argumenty wyjaśniające, tłumaczące. Osłabienie kategoryczności w osądzaniu ludzi to jest coś dla mnie nowego. To przychodzi z wiekiem, przynajmniej do mnie przyszło. I dopiero teraz naprawdę wiem, co to znaczy osądzać czyny, a nie osądzać ludzi.

Nie wiem, czy to wielkie odkrycie, ale to jest to zaskoczenie (śmiech).

Nie ma dobrych i złych ludzi?

Nie ma. Są po prostu ludzie. I po każdym można się różnych rzeczy spodziewać.

Każdy jest zdolny i do podłości, i do heroizmu?

Tak. Może być zdolny w określonych okolicznościach. To nie znaczy, że nie ma takich ludzi, których bez wahania gotowa jestem określić jako mądrych, szlachetnych, bezinteresownych. Takim człowiekiem był na przykład Janusz Korczak, mój największy autorytet w sprawach wychowawczych.

Nie mam jednak takiego autorytetu, któremu gotowa bym była całkowicie się podporządkować, podążać za nim, iść jego drogą, bo jestem przekonana, że droga każdego z nas z konieczności jest inna. Jest wielu ludzi, których podziwiam za rozmaite czyny, za ich umiejętności, za ich mądrość, za ich stosunek do świata, do innych. To niekoniecznie muszą być ludzie bardzo znani. To często są także ludzie bardzo młodzi. I kiedy patrzę na to, jak właśnie ci młodzi ludzie robią różne wspaniałe rzeczy, to przeżywam chwile wielkiej radości. Na przykład kiedy patrzę na moją wnuczkę Lan i jej męża Witka, jak oni dobrze wychowują swoich dwóch maleńkich synków – Adasia i Leona, to sobie myślę, że ja tak nie potrafiłam. Nie byłam tak dobrym rodzicem, jak oni. Już nie cofnę życia, ale bardzo cieszą mnie sytuacje, w których my, starzy, moglibyśmy uczyć się od młodych.

Chciałabyś cofnąć czas?

O nie! Wolę swój obecny wiek niż czas swojej młodości. Sto razy wolę.

Dlaczego?

Myślę, że po siedemdziesiątce człowiek zaczyna żyć spokojniej. Nie jest, tak jak dawniej, skupiony na swoich emocjach, ma większy dystans do swoich przeżyć. I ma też większy dystans do świata, bo już tak wiele jest za nim. Ja zaczęłam żyć spokojniej, mądrzej, i powiedziałabym: w jakimś sensie szczęśliwiej, właśnie po przekroczeniu tego wieku granicznego.

Starszym człowiekiem nie miotają już takie namiętności, jak w czasach młodości. Nie ma też w nim tej niepokojącej niejasności, czego powinien chcieć, co jest w jego życiu ważne, a co nieważne. Teraz już mniej więcej wszystko się ułożyło. Bardziej można zwracać uwagę na świat zewnętrzny i bardziej wczuwać się w innych ludzi. Jak się ma tyle lat, to ma się za sobą mnóstwo doświadczeń, i dzięki temu można spokojniej patrzeć na to, co się dzieje wokół. Człowiek nie jest ciągle zaskakiwany przez jakieś dziwne rzeczy, które mu się przydarzają.

Sam miód?

Nie powiedziałabym, że „sam miód”. Bo jest jednak poważna przykrość: świadomość, że to wszystko zaraz się skończy i że różnych rzeczy po prostu już się nie zdąży zrobić.

Horyzont się zbliża?

Tak. Ale to ma też swoją dobrą stronę, bo zwalnia od zamartwiania się o przyszłość, no bo ta przyszłość już jest wyznaczona (śmiech).

Nie martwisz się o przyszłość? Nie boisz się, że koniec jest bliżej niż dalej?

Myślę, że lęk przed śmiercią może być dużo silniejszy w młodym wieku. To jest wtedy taki nieoswojony temat, myśl, że życie się kończy – przeraża. W wieku starszym to już oczywistość. Wierz mi, także pod tym względem jest znacznie spokojniej, znacznie lepiej. W moim wieku odpada cały bagaż rozmyślań dotyczących przyszłości – „jak to będzie”, „czy dobrze zdecydowałam” itp., itd. Wyzwalasz się z tego całego planowania i oceniania. I dzięki temu możesz tę obecną chwilę głębiej przeżyć...

Już się tak nie przejmujesz ocenami, tym, co ludzie o tobie pomyślą, powiedzą?

W ogóle, absolutnie. To nie ma w tej chwili dla mnie kompletnie znaczenia. Zawsze starałam się minimalizować to przejmowanie, ale ono było – w podtekście. A teraz ten podtekst odpada, bo co mnie obchodzi, co inni powiedzą. Jest więc na stare lata nieźle. Zachęcam wszystkich do pogodnego przyjmowania starości (śmiech).

Nie ma niczego, co się traci?

To, co się miało stracić, to już się straciło. Nie ma po co oglądać się za siebie. Jesteś już poza pewnymi rzeczami. Na przykład w wieku młodym ważną sprawą są więzi osobiste, nie mówiąc już o erotycznych. A teraz jesteś sama wobec świata i nie zawracasz sobie głowy takimi rzeczami. To duża ulga.

Ulga?!

Tak. Dostrzegasz ludzi, których przedtem byś nie dostrzegała, pędząc za tymi swoimi emocjami. A teraz się możesz zatrzymać i masz większą możliwość otwarcia się na to, co jest.

Mniej jest nie tylko tego zamieszania emocjonalnego, ale mniej jest także zamieszania intelektualnego polegającego na tym, że „muszę zrozumieć”. Mnie to męczyło przez całą młodość i wczesny wiek dojrzały – że nie mogłam zrozumieć, o co właściwie chodzi w tym wszystkim. Życie mnie przerażało tym, że było niezrozumiałe. I tak sobie myślałam – o, ci tam ludzie, oni to na pewno rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi, bo gdyby tak jak ja nie rozumieli, nie byliby tacy spokojni.

Takie mieli miny.

Takie mieli miny, jakby rozumieli. A teraz przerażające mnie dawniej nierozumienie staje się rzeczą pozytywną. Świat właśnie dlatego jest ciekawy, że nie możemy go do końca zrozumieć. I z czasem zaczynasz po prostu rozumieć, że on jest nie do zrozumienia. Ludzi także nigdy nie zrozumiesz do końca – i właśnie dlatego nie powinnaś ich pochopnie oceniać. Na starość zaczynasz za to w pełni rozumieć sokratejską dewizę: „wiem, że nic nie wiem”. I to jest w gruncie rzeczy osiągnięcie najgłębszej prawdy o naszym istnieniu. Więc przestajesz już dążyć do tego, żeby wszystko wyjaśnić w racjonalny sposób. Nie pędzisz już, żeby ogarnąć, opisać, posegregować, ułożyć. Po prostu jesteś i cieszysz się, że jeszcze możesz patrzeć na to dziwo. Na to dziwo świata i na to dziwo ludzi. Nie musisz nic zmieniać. A w młodości tak bardzo przecież chciałaś zmieniać, naprawiać, rozpaczałaś, że ci nie wychodzi.

Teraz już nie chcesz zmieniać?

Mogę coś tam próbować, ale mam większy dystans do przeświadczenia, że to się da zrobić (śmiech). To nie znaczy, żeby nie działać, tylko żeby mieć dystans do spodziewanych rezultatów. I właśnie mój wiek daje mi przywilej dystansu.

Ty mnóstwo robiłaś, żeby zmieniać rzeczywistość.

Różne rzeczy robiłam i różne rzeczy się stały, dużo fajnych. I jakiś tam mój udzialik w tym jest. Ale nie taki, jak to sobie wyobrażałaś w młodości: że to ty zmienisz świat. Stało się tak, bo były okoliczności, które sprawiły, że to się stało. No spójrz na przykład na moje zaangażowanie w opozycję. Był KOR, była Solidarność, w czasie stanu wojennego poświęciłam się działalności opozycyjnej bez reszty: wydawałam pismo „Kos”, tworzyłam Zespół Oświaty Niezależnej, myślałam o tym, żeby dokonać wielkiej reformy szkolnictwa... I nagle to się zaczęło dziać.

Zmienił się ustrój i mogłam robić szkołę taką, jaką sobie wyobraziłam. I kiedy teraz myślę o swoim w tym wszystkim udziale, to widzę, że był skrojony na moją skromną miarę, a więc nie taki znowu przesadny. Przecież to nie ja zmieniłam ustrój, nie ja zmieniłam system, nie ja stworzyłam warunki do tworzenia szkół niezależnych itd. Ale jednocześnie poszło po mojej myśli. I teraz patrzę na to po prostu spokojnie, z dystansu.

Nadal pracujesz w szkole.

Tak, mimo swego wieku pracuję, bo bardzo to lubię. Choć myślę także o emeryturze z przyjemnością. Kiedy przestanę pracować, zajmę się różnymi rzeczami, na które teraz nie mam czasu. Jednocześnie jednak widzę, że sytuacja ludzi starszych, którzy chcą i mogą ciągle być aktywni, nie jest we współczesnym świecie łatwa. Wiesz, chodzi mi o ten panujący i wszechogarniający kult młodości, i wynikający z niego wstyd ludzi starych z tego powodu, że są po prostu starzy. To jest charakterystyczna cecha naszych czasów. No rzeczywiście, stary człowiek gorzej wygląda, zmarszczki mu się porobiły i na wystawę się już nie nadaje. Obiektywnie rzecz biorąc, młodzi ludzie wyglądają lepiej i ich wizerunki łatwiej się sprzedają. Ale człowiek przecież nie jest na sprzedaż.

Myślę, że starzy ludzie też się do kultu młodości przyczyniają, bo wstydzą się swojej starości i wycofują z życia społecznego, nawet kiedy czują się dobrze i dużo mogliby jeszcze zrobić... Albo napadają na młodzież z zawiści, że nie umieją tego, co ona umie. Kult młodości wynika z charakterystycznego dla naszych czasów kultu nowości. A kult nowości wprawia starych ludzi w onieśmielenie, poczucie bezwartościowości lub w agresywne potępianie współczesnego świata.

Marketing ciągle potrzebuje ludzi, którzy wyglądają jak nowi.

No tak. A stary człowiek czuje, że nie sprosta i wstydzi się siebie, chowa, ale ponieważ czuje żal w sercu, to oczernia młodych. Wobec tego młodzi mają pretensje do starych za ich zacofanie. I tak to się kręci. A przecież obie strony mogłyby się wiele od siebie nawzajem nauczyć. Naprawdę jest możliwość porozumienia i wzajemnej akceptacji. Doświadczam tego na co dzień w moich kontaktach z młodymi ludźmi.

Wiesz, ja mam porównanie, bo mam za sobą dziecięce doświadczenia z czasów okupacji. Patrzyłam jako dziecko na potworne okrucieństwa. Mam też za sobą przeżycia z czasów komunizmu. Moje porównanie przeszłości z teraźniejszością nie jest więc oparte na mitach, tylko na własnych doświadczeniach. I z perspektywy tych doświadczeń mogę powiedzieć, że żyję dziś w szczęśliwym świecie.

Jak to się robi, że mając tak straszne doświadczenia z dzieciństwa, jest się potem pełną optymizmu kobietą?

Właśnie dlatego, że mogę się cieszyć, że dzieci dzisiaj omija ta potworność, która była udziałem mojego dzieciństwa. Nie muszę się bać w tej chwili o Adasia czy Leona, że będą przeżywać rzeczy, jakie myśmy przeżywali w czasie wojny. Oni teraz są od tego wolni. To jest strasznie ważne, daje mi spokój.

Czy twoja traumatyczna przeszłość kładzie się jakimś cieniem na tym, jak przeżywasz świat dzisiaj?

Wspomnienia z czasów wojny dają świadomość obecności zła w ludziach. Groźba ponownego wyzwolenia tego zła zawsze istnieje. Możemy się cieszyć, że teraz tego zła na taką skalę nie doświadczamy, ale to może wrócić. Dlatego myślę, że tak ważne jest wychowanie dzieci i młodzieży w duchu tolerancji, otwartości na innych, akceptacji różnorodności kulturowej, żeby nie powtórzyła się już nigdy stadna nienawiść i okrucieństwo. Kiedy pojawiają się sygnały antysemickich czy rasistowskich postaw, to jest znak ostrzegawczy. Trzeba natychmiast reagować, to jest najważniejsza rzecz w tej chwili. Bo przecież ci ludzie, którzy ulegają stadnym emocjom, to nie są jacyś potomkowie szatana, to nie są zwyrodnialcy. To zwyczajni ludzie, w których określone warunki i naciski społeczne mogą wyzwolić zło. Warto wiedzieć, że każdy może w coś takiego wdepnąć.

„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono?”

Tak, i stąd to moje przywiązanie do działań wychowawczych nastawionych na akceptację różnorodności świata, na pomoc dla potrzebujących, na tolerancję dla inności, na umiejętność dialogu. Mam poczucie, że moja praca z dziećmi nad tymi sprawami to działalność skromna, ale jednocześnie niesłychanie ważna. Kropla drąży skałę w jakimś sensie.

Ważne, żeby nauczyć siebie i innych dostrzegania i reagowania na to, co ciągle w naszym świecie przypomina dwudziestowieczne czasy nienawiści i upodlenia. Na zniewolenie Tybetu i niszczenie przez Chiny wspaniałej tybetańskiej kultury, zbrodnie terroryzmu, strefy głodu i nędzy na świecie. W naszej szkole uczą się uchodźcy z różnych stron świata, wśród nich dzieci z Tybetu, Czeczenii, Afganistanu. Pomagając im i ucząc polskie dzieci szacunku dla ich kulturowej i religijnej tradycji, możemy w małym stopniu, na skalę naszych skromnych możliwości, reagować na ciągle jeszcze obecne w świecie zło.

Krysiu, a co jest dla Ciebie najważniejsze?

Mówiłam, że pożegnałam się z jednoznacznością! (śmiech) W różnych momentach życia różne rzeczy były dla mnie najważniejsze. Opowiem ci historię. W latach 60. uczyłam polskiego w liceum. Było dla mnie bardzo ważne, żeby na lekcjach uczniowie mówili, co myślą, żeby umieli uzasadniać swoje poglądy. Oceniałam ich za samodzielność myślenia. Uczniowie przychodzili do mnie do domu na nasze prywatne kółko filozoficzne. Dyskutowaliśmy, czytaliśmy teksty, które wykraczały poza dopuszczalny kanon jedynie słusznej ideologii. Moi uczniowie przyjmowali jako coś naturalnego, że człowiek ma prawo myśleć, rozmawiać w sposób otwarty, czytać wszystko, co chce, wypowiadać szczerze swoje zdanie. I przyszła matura. Temat maturalny dotyczył patriotyzmu socjalistycznego. Jedna z moich uczennic przyjęła jako motto swej pracy cytat z pamiętnego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Pisała o chrześcijańskich korzeniach polskiej i europejskiej kultury. Praca była samodzielna, ciekawa, odwołująca się do dużego zakresu literatury – oceniłam ją więc na piątkę.

Druga uczennica zaczęła swoje wypracowanie od zdania: „Słowo »ojczyzna«, czy to w ataku, czy to w zagrożeniu, zawsze cuchnie mordem”. I napisała, zgodnie ze swymi przekonaniami, rozprawkę w duchu anarchistycznym, pokazującą całe zło płynące z uczuć patriotycznych, niszczących jej zdaniem świat. Kilka błędów ortograficznych sprawiło, że dałam jej czwórkę, ale bardzo pochwaliłam za samodzielność. No i zrobiła się awantura, sekretarz partii zażądała ode mnie zmiany tych stopni na niedostateczne. Uważała, że za tak wrogie wobec państwa i socjalizmu prace uczennice nie powinny otrzymać matury. Odmówiłam zmiany stopni, komisyjnie więc wstawiono obu uczennicom trójki i zażądano ode mnie jako wychowawcy podpisu na ich świadectwach. Odmówiłam także podpisania świadectw ze zmienionymi ocenami. I wtedy rozpętała się awantura, która zakończyła się wydaleniem mnie ze szkoły. Uzasadnienie: „Świadome wychowywanie uczniów w duchu fideizmu i schlebianie najniższym instynktom młodzieży”. Za „demoralizowanie uczniów” władze oświatowe pozbawiły mnie prawa do nauczania na terenie całej Polski. Otrzymałam więc tak zwany „wilczy bilet” i od 1967 r. aż do 1989 r. nie mogłam pracować w swoim zawodzie.

Opowiadam tę historię, aby pokazać, jak to, co najważniejsze, zależne jest od konkretnych okoliczności. W tamtej sytuacji najważniejsze dla mnie było nie ulec naciskom i szantażowi, nie zawieść zaufania uczniów, przeciwstawić się draństwu. Ale w innych okolicznościach co innego staje się najważniejsze. Daleka jestem od tego, żeby powiedzieć, że jest jakieś jedno wskazanie, jeden cel czy jeden sens wszelkiego działania.

To czym się kierować, podejmując ważne życiowe decyzje?

Ja bym powiedziała, że w każdej sytuacji trzeba reagować zgodnie z okolicznościami. W każdej sytuacji, wobec której stajesz, od nowa dokonujesz wyboru, starając się być wiernym sobie. Czasem ta wierność polega na tym, że się przeciwstawiasz czemuś, co uważasz za draństwo, czasami, że się zgadzasz na coś, co wydaje ci się mniejszym złem, a są i takie momenty, kiedy najlepiej jest po prostu cieszyć się tym, że słońce świeci i kwiaty kwitną.

Jak patrzę na swoje życie, to widzę, że naprawdę były w nim różne sytuacje i różne sprawy trzeba było stawiać na pierwszym miejscu. Niekrzywdzenie innych jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy. Warto się tego trzymać, żeby nie ranić ludzi przy okazji tego, co robimy. Ale czasem nie można tego uniknąć. Czasem stajesz wobec dylematu, kogo mniej, a kogo bardziej skrzywdzisz. Nieprzewidywalne są okoliczności życia, więc ja bym się bała formułowania jednej zasady, której zawsze należałoby się trzymać. To w moim przekonaniu byłoby niebezpieczne.

Na przykład „nie kłamać” to piękna zasada, ale zdarzają się okoliczności, w których trzeba skłamać – kłamstwo może nawet stać się moralnym nakazem, gdy dzięki niemu kogoś możemy uratować. Nie, nie, życie nie jest łatwe ani proste.

Nie ma instrukcji obsługi.

Myślę, że taką wewnętrzną instrukcją obsługi życia dla każdego z nas jest tradycyjne pojęcie sumienia. Sumienie to wewnętrzny głos, który mówi nam, jak powinniśmy postąpić w takich oto konkretnych okolicznościach. I myślę sobie, że tego głosu po prostu powinniśmy słuchać, nie oglądając się na to, co powiedzą inni.


KRYSTYNA STARCZEWSKA (ur. 1937) jest polonistką, doktorem filozofii, pedagogiem, etykiem. Przez lata pracowała w Polskiej Akademii Nauk, była działaczką opozycji demokratycznej w czasach PRL-u, brała udział w obradach Okrągłego Stołu. Współtwórczyni podstaw oświaty niepublicznej w wolnej Polsce. Założycielka „Bednarskiej”, pierwszego liceum społecznego i „Raszyńskiej”, pierwszego społecznego gimnazjum. Autorka kilku książek, m.in. „Wzory miłości w kulturze Zachodu”, „Psychologia humanistyczna”, „Świadomość religijna Janusza Korczaka”, oraz podręczników. Odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Laureatka Medalu św. Jerzego, przyznawanego przez „Tygodnik Powszechny”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2012