Wielki smutek

Jeśli nasze dzieciństwo miałoby wyglądać tak, jak na wystawie Dziecko w malarstwie, lepiej, by się skończyło, zanim się zaczęło.

12.09.2004

Czyta się kilka minut

W teatrze zdarza się, że dyrektor wstrzymuje skończoną już premierę, jeśli uzna, że przyniosłaby większe straty niż korzyści. Tak powinien był postąpić dyrektor Muzeum Pałacu w Wilanowie z wystawą “Dziecko w malarstwie od XVI do końca XIX wieku ze zbiorów muzeów polskich". Z najlepszą nawet wolą trudno znaleźć argumenty na jej obronę.

Już sam pomysł, by oprzeć się na obrazach z polskich zbiorów, jest błędem, bo nasze zbiory są tak przypadkowe, że nie stanowią żadnej spójnej historycznej czy artystycznej całości. Można było pokazać nieco obcych obrazów - kilka z nich to dzieła naprawdę wybitne - ale powinno to być raczej zestawienie przeciwieństw. Nie ma sensu konstruowanie artystycznej Unii Europejskiej wstecz - a tak to w Wilanowie wygląda. Sporo tu obrazów niemieckich, trochę niderlandzkich, kilka francuskich, dwa czy trzy włoskie, dwa duńskie, ale nic mądrego z ich spotkania nie wynika. Próba niwelowania kulturowych różnic tylko je wzmacnia.

Oczywiście można było śmiało pokazać portrety malowane na polskie zamówienie, jak choćby znakomity i sławny “Portret Henryka Lubomirskiego jako Geniusza Sławy" pędzla Elisabeth Vigée-Lebrun (tu prezentowana jest jego kopia ze zbiorów kozłowieckich) czy Franza Xaviera Winterhaltera “Portret Elizy Krasińskiej z dziećmi". To na pewno dowód smaku, znawstwa, ale i zamożności zamawiających. Po co jednak holenderskie portrety czy rozliczne mdławe rodzajowe niemieckie scenki?

Nader wątpliwa jest decyzja o zatrzymaniu się na krawędzi wieku XIX - przecież najlepsze wyobrażenia dzieci powstały u nas w okresie Młodej Polski. Cezura nowego stulecia nie jest żadną cezurą artystyczną, w naszej sztuce jest nią o wiele bardziej rok 1914. Na wystawie pojawiły się wprawdzie niektóre obrazy młodopolskie - Boznańskiej, Dębickiego, Pankiewicza - ale sprzed roku 1900. Brak za to sztandarowych prac Wyspiańskiego (są te mniej ważne) czy Wojtkiewicza.

Zastrzeżenia można mieć do zaproponowanego przez organizatorów podziału na sześć grup tematycznych: “Dziecko w rodzinie (radość, szczęście)"; “Wielkie smutki"; “Edukacja, religia, zabawa"; “Osobowość dziecka, alegoria, symbolika"; “Trudy życia"; “Splendor nomini". Nie są to żadne obiektywne kategorie, trudno utrzymać rygor w ich ramach. O wiele cenniejsze mogłyby się okazać spotkania natury artystycznej, ale do nich nie doszło ani razu.

W przypadku wystawy tematycznej racje natury estetycznej tracą, owszem, na znaczeniu, ale przecież nie przestają istnieć. Dlatego nie mogę się zgodzić z komisarz wystawy Teresą Pocheć-Perkowską, gdy pisze: “Zebrane obrazy prezentują różny poziom artystyczny, od wysokiego - europejskiego, po przeciętny - lokalny, ale wszystkie poświęcone są dzieciom; mają swój wdzięk, wyrażają swoisty nastrój ciepła i miłości, ukazują kruchą delikatność, ufność i bezbronność małego człowieka". Przeciwnie, mało które z zaprezentowanych obrazów umiały uchwycić ową inność dziecka. Najczęściej wyobrażają małoletnich starców, bo malarz nie potrafił zrezygnować ze swoich grepsów.

Oranżeria wilanowskiego pałacu nie jest zbyt obszerna. Powieszono w niej o wiele za dużo obrazów, a że mnóstwo z nich znalazło się tam niepotrzebnie, postępowanie takie wydaje się niepojęte. W doborze i wyborze siła, a nie w gromadzeniu muzealnych śmieci. Nie powinno się pchać ludziom przed oczy estetycznego plugastwa, a tak należałoby nazwać twory Emilii Dukszyńskiej-Dukszty, Aleksandra Kotsisa, Józefa Męciny Krzesza, Johanna Heinricha Ramberga, Wilhelma Augusta Stryowskiego. Powinny pozostać tam, gdzie ich miejsce, czyli w ciemnych czeluściach muzealnych magazynów.

Miał być muzealny przebój lata, a powstał knot. Atmosferę klęski podkreśla “opracowanie plastyczne" autorstwa Andrzeja Kreutz-Majewskiego: ciemna materia, którą wybito ściany, nieliczne reflektory, ciasnota, rozmaite sposoby pokazywania dzieł - na ścianach, na sztalugach, na różnych wysokościach. Jednak najsmutniejszy jest brak wyczucia dla tego, co się pokazuje. Obrazy powieszono tak, by możliwie najbardziej sobie wzajem szkodziły. Nie ma dzieł ważniejszych i mniej ważnych, cenniejszych i mniej cennych - a to oczywiście nieprawda. Znalazło się tu kilka dzieł wybitnych i mało znanych, ale co z tego, skoro przepadły w gęstwie niczego?

Stracono znowu okazję do ciekawej, do szerszego grona odbiorców skierowanej wystawy. Co więcej, to już kolejny taki knot w poważnej muzealnej placówce. Widać gangrena muzealna posuwa się coraz dalej.

“Dziecko w malarstwie od XVI do końca XIX wieku ze zbiorów MUZEÓW polskich". Muzeum Pałac w Wilanowie, 4 czerwca - 13 września 2004. Komisarz wystawy: Teresa Pocheć-Perkowska, opracowanie plastyczne wystawy: Andrzej Kreutz-Majewski. Wystawie towarzyszy obszerny katalog, ale niestety ma on wiele znamion pracy pańszczyźnianej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2004