Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
CZWARTEK
Pierwsze słowa Franciszka skierowane do młodzieży – w środę z papieskiego okna – w uszach wielu zabrzmiały zapewne jak nieprzyjemny zgrzyt. Młodych, od kilku dni rozśpiewanych i tańczących na ulicach Krakowa, wiwatujących, że wreszcie się go doczekali, poprosił o ciszę. I w tej ciszy powiedział o śmierci – absurdalnej przegranej młodego człowieka z chorobą nowotworową – która przerwała rozwijające się życie, i to tuż przed Światowymi Dniami Młodzieży, które przygotowywał i na które bardzo czekał.
Słowo do młodych na pierwszym spotkaniu na Błoniach, w czwartek, też zawierało w sobie napięcie. Z jednej strony Franciszek wyrażał podziw dla „pragnień, zaangażowania, pasji i energii, z jaką wielu młodych ludzi przeżywa swoje życie”. Z drugiej – dzielił się bólem z powodu wielu „ludzi młodych, którzy zdają się być przedwczesnymi »emerytami«”, którzy są „znudzeni i nudni”, którzy dali się oszołomić „sprzedawcom dymu” – iluzji, że życie najlepiej przeżyć w oderwaniu od prawdziwych problemów, zadowalając się ersatzami, podsuwanymi przez pragnących, by nic się nie zmieniło. Bo rzeczywistość jest – ostrzegał papież – daleka od ideału, wymaga radykalnej zmiany. W dodatku pracują w niej ludzie i siły, które przeciwstawiają się zmianie na lepsze. Innymi słowy, pełnej entuzjazmu młodzieży papież sugerował: jeśli chcecie żyć pełnią życia, czeka was walka.
PIĄTEK
A potem przejmujące milczenie Franciszka w Auschwitz-Birkenau, bezmyślnie zagadywane przez medialnych komentatorów, przesłaniane przez polityków wpychających się w kadr – lecz krzyczące zza tego szumu, prześwitujące przez ten dym. I wizyta w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu, dotknięcie cierpienia dzieci. Owszem, w tych wydarzeniach młodzież nie towarzyszyła papieżowi. Ale o rzeczywistości w nich dotkniętej Franciszek wyraźnie powiedział tego dnia młodym ludziom. Po raz pierwszy podczas drogi krzyżowej: „Gdzie jest Bóg, jeśli na świecie istnieje zło, jeśli są ludzie głodni, spragnieni, bezdomni, wygnańcy, uchodźcy? Gdzie jest Bóg, gdy niewinni ludzie umierają z powodu przemocy, terroryzmu, wojen? Gdzie jest Bóg, kiedy bezlitosne choroby zrywają więzy życia i miłości? Albo gdy dzieci są wyzyskiwane, poniżane i kiedy także one cierpią z powodu poważnych patologii? Gdzie jest Bóg w obliczu niepokoju wątpiących i dusz strapionych? Istnieją takie pytania, na które nie ma żadnych ludzkich odpowiedzi”. Po raz drugi – z „papieskiego okna”, gdy przywołał niemożliwe do wyjaśnienia cierpienie dzieci i przypominał, że okrucieństwo, z jakim mieliśmy do czynienia w Auschwitz, wcale się nie skończyło, że ludzie są poddawani torturom i traktowani jak zwierzęta.
Franciszek, rzecz jasna, nie ograniczył się do drastycznych opisów. Starał się skierować uwagę młodych w stronę Jezusa – w którego osobie cichy i pokorny Bóg jest obecny w każdym ludzkim cierpieniu. Ale stawiał przed młodzieżą niełatwe wyzwanie – ta obecność Boga wymaga ludzkiej odpowiedzi: mężnej i osobistej konfrontacji ze złem, także w sobie. „Pytam was, niech każdy z was odpowie w ciszy własnego serca: jak dziś wieczorem chcecie powrócić do waszych domów, do waszych namiotów, do waszych miejsc zakwaterowania? Jak chcecie powrócić dziś wieczorem, by spotkać się z samymi sobą? Świat patrzy na nas. Do każdego z was należy odpowiedzieć na wyzwanie tego pytania” – tymi słowami zakończył rozważania drogi krzyżowej.
SOBOTA
Jeśli w piątek dominowało cierpienie i śmierć, klimat soboty był inny. Ale jeszcze nie był to dzień radości zmartwychwstania. Jeszcze nie opuściliśmy otchłani. Jak mówi jeden z najpiękniejszych chrześcijańskich tekstów, „Starożytna homilia na Świętą i Wielką Sobotę”: „Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka”. W kontekście tego, o czym młodzi słyszeli poprzedniego dnia, a także wobec świadectw młodych ludzi, wypowiedzianych wieczorem podczas czuwania z papieżem w Brzegach, stawało się coraz bardziej jasne, że pustka dzisiejszego świata to brak bezpieczeństwa, możliwości życia w pokoju, brak miłości w rodzinie, brak nadziei i sensu życia.
W sobotę Jezus leży w grobie, a uczniowie siedzą zalęknieni w zamknięciu. Ale, jak kontynuuje starożytna homilia: „Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań”. Jezus idzie do Adama pogrążonego w otchłani – czyli do każdej i każdego z nas – i mówi: „Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus”.
Franciszek głosił w sobotę właśnie to przesłanie. Najpierw, rano, w Łagiewnikach, do księży, zakonnic i zakonników. Prosił, by nie trwali, jak pierwsi uczniowie, zamknięci w egoistycznym przywiązaniu do swojej wygody lub ze strachu przed światem czy własnymi wątpliwościami. Dał im za przykład Tomasza – który nie bał się swoich wątpliwości, dopuścił je do siebie, wypowiedział je – a one zaprowadziły go do bezpośredniego kontaktu ze Zmartwychwstałym. Ewangelia jest otwarta – mówił Franciszek – ma białe karty, do zapisania przez uczennice i uczniów, gotowych zaryzykować „wyjście”.
NIEDZIELA
Słowo Franciszka do młodych zgromadzonych w Brzegach zabrzmiało jeszcze mocniej. Słuchając go, miało się wrażenie, że papież chce wzniecić ewangeliczną rewolucję. Mówił jak Jezus Adamowi w otchłani: zbudźcie się! Świat może i jawi się jako otchłań, ale – jeśli nie dacie się zamknąć w lęku albo otumanić potrzebą wygody, „myląc szczęście z kanapą” – możecie go zmieniać, burzyć mury, budować mosty, napełniać miłością, żyć w pełni, zostawić ślad, przybliżać panowanie Boga.
Rewolucja, do której wzywał Franciszek, ma bez wątpienia wymiar społeczny. Papieżowi chodzi o dogłębną przemianę świata.
Nie głosił programu politycznego, ale był wystarczająco konkretny, by można było się zorientować, co się mu nie podoba i o jakim świecie marzy. Przemoc w różnych jej formach, brak bezpiecznego miejsca do życia, wrogość i obojętność, ekonomiczna niesprawiedliwość – wachlarz czynników, które niszczą ludzkie relacje i nie pozwalają człowiekowi się rozwijać. Dlatego Franciszek wzywał młodych do rewolucji polegającej na otwartości na innych, nawet jeśli niesie ona ze sobą ryzyko (jak dzisiaj przyjmowanie w Europie uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu), na odpowiadaniu ofertą przyjaźni nawet na akty terroryzmu, na wrażliwości i gotowości do cierpliwego trwania przy drugim w jego cierpieniu. Bądźcie miłosierni, „budujcie mosty, nie mury”.
Aktorami rewolucji miłosierdzia w jej wymiarze społecznym mogą być jednak – i to papież powiedział młodym wyraźnie – ludzie wolni. Wolni od paraliżującego lęku i od uśpienia potrzebą komfortu. By uzyskać taką wolność, potrzebna jest konfrontacja ze sobą – z ciemnością, która obecna jest w nas; doświadczenie, że jest się ogarniętym przez miłosierdzie Boga. Więcej: że jest się Jego dzieckiem, stworzonym na Jego obraz, że to jest nasza prawdziwa tożsamość.
O potrzebie ciszy i kontemplacji – które tego wszystkiego pozwalają doświadczyć – mówił Franciszek młodym niemal na każdym spotkaniu. Podczas niedzielnej mszy rozesłania skupił się właśnie na tym... wielkanocnym przesłaniu. Jak głosi wspomniana już starożytna homilia, Jezus wyprowadza Adama z otchłani słowami: „Ty jesteś we Mnie, a Ja w tobie”. Papież dodaje: Jezus kocha cię takim, jakim jesteś, choćbyś był jak Zacheusz: grzeszny, sparaliżowany niskim mniemaniem o sobie i wstydem. Uwierz tej miłości, zakochaj się w życiu, które Bóg z tobą dzieli.
Franciszek jest świadomy, że rewolucja, do której wzywa, będzie traktowana jak śmieszna, naiwna utopia (zresztą takie głosy dało się słyszeć z ust publicystów, jeszcze zanim tłumy młodzieży opuściły Campus Misericordiae w Brzegach). Mówił o tym młodym: „Mogą się z was śmiać, bo wierzycie w łagodną i pokorną moc miłosierdzia. Nie bójcie się, ale pomyślcie o słowach tych dni: »Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią« (Mt 5, 7). Mogą was osądzać, że jesteście marzycielami, bo wierzycie w nową ludzkość, która nie godzi się na nienawiść między narodami, nie postrzega granic krajów jako przeszkody i zachowuje swoje tradycje bez egoizmu i resentymentów. Nie zniechęcajcie się: z waszym uśmiechem i otwartymi ramionami głosicie nadzieję i jesteście błogosławieństwem dla jednej rodziny ludzkiej, którą tutaj tak dobrze reprezentujecie!”.
„Sprzedawcy dymu” niech roztaczają swoje rozsądne iluzje. Bóg jest szalony. Dla tych, co wierzą, jest poranek Pierwszego Dnia Tygodnia – wszystko właśnie się zaczyna. ©℗