Czoła ubrudzone ziemią

Mundial cieszył się popularnością także tam, gdzie trwa wojna. Kurdom z północnej Syrii pasja do futbolu pozwala choć na chwilę zapomnieć o trwającym dramacie.
z Kobane i Rakki (Syria)

17.07.2018

Czyta się kilka minut

Nurdiana należy do żeńskiej drużyny piłkarskiej w Kobane. Koleżanki z zespołu wołają na nią Umtiti. / MICHAŁ ZIELIŃSKI
Nurdiana należy do żeńskiej drużyny piłkarskiej w Kobane. Koleżanki z zespołu wołają na nią Umtiti. / MICHAŁ ZIELIŃSKI

Niespełna cztery lata temu ten plac w Kobane był polem bitwy. Oddzielał stanowiska bojowników tzw. Państwa Islamskiego (IS) od desperacko broniących się Kurdów. Choć dziś wydarzenia te zdają się odległe, na każdym kroku przypominają o nich świadectwa wielomiesięcznych walk: ściany posiekane kulami, domy obrócone w gruzy, wraki aut. Jednak w ciągu najbliższych 90 minut cała ta sceneria zejdzie na drugi plan.

Tuż pod dwudziestej zbierają się kibice. Część zajmuje nieliczne ławki, pozostali na spalonej słońcem ziemi szukają kępki trawy, na której można się rozsiąść. Gdy plac jest niemal pełny, zaczyna się widowisko. Mężczyźni i kobiety, bez względu na wiek, z przejęciem obserwują piłkarzy na ekranie. Podrywają się w chwilach napięcia, krzyczą na zawodników, unoszą ręce w geście triumfu, aby po chwili w dłoniach ukryć smutek. Kibicują, jakby mundial rozgrywał się tu, w Kobane.

Emocji nie umniejsza hałas agregatu (dzięki niemu można oglądać transmisję meczu także podczas przerw w dostawie prądu) ani fakt, że transmisja nie byłaby możliwa, gdyby nie tarcia w innym regionie Bliskiego Wschodu. Prawa do emisji mundialu uzyskała tu bowiem katarska telewizja beIN Sports, ale Saudowie – skonfliktowani z Katarem – wykradli sygnał i za jedną czwartą ceny udostępniają go na stacji BeOutQ. Tu, w kurdyjskiej części Syrii, zwanej Rożawą, nikt nie zwraca uwagi na czerwony pasek, na którym oburzeni Katarczycy ostrzegają o konsekwencjach piractwa.

Zainteresowaniem cieszyło się każde wieczorne spotkanie – w dniu meczu z Kolumbią „Jeszcze Polska nie zginęła” niosło się po całym Kobane. Ale serca syryjskich Kurdów skradły dwie drużyny: Argentyna i Brazylia. Flagi obu reprezentacji ozdobiły miejscowe knajpy i auta, ich mecze budziły najwięcej emocji. Także skrajnych, kończących się bójkami.

W Syrii miłość do piłki nożnej wykracza jednak daleko poza mundial. Mimo trwającej od siedmiu lat wojny, wciąż funkcjonują lokalne kluby, organizowane są turnieje, a zawodnicy chodzą na treningi. Można odnieść wrażenie, że sport pozwala oderwać się od codzienności. Nie tylko mężczyznom.

UMTITI BLOKUJE NAPASTNICZKĘ z drużyny przeciwnej, odbiera jej piłkę, przejmuje inicjatywę i pędzi w kierunku wrogiej bramki. Widać, że gra sprawia dziewczynie satysfakcję. Bawi się nią, drybluje z gracją. Z każdym jej ruchem podskakuje bujna czarna czupryna.

Tak naprawdę Umtiti ma na imię Nurdiana i jest członkinią żeńskiej drużyny futbolowej w Kobane. Niedawno skończyła 15 lat. – Gdy zaczęłam grać, koleżanki zauważyły, że jestem dobra w obronie, i zaczęły na mnie wołać Umtiti, jak obrońca Barcelony! – dziewczyna przyznaje, że grę francuskiego piłkarza widziała raz w życiu. Nie ogląda telewizji albo, co bardziej prawdopodobne, nie ma do niej dostępu. Ważne jest jednak, że rodzina zaakceptowała jej pasję i dwa razy w tygodniu może chodzić na trening.

Większość zawodniczek pochodzi z okolicznych wsi. Choć Kurdowie opowiadają się za równouprawnieniem, a w Rożawie obowiązuje demokratyczny konfederalizm (tj. quasi-socjalistyczny system polityczny), w praktyce wiele rodzin podchodzi do życia konserwatywnie. Wprawdzie kobiety służą w kurdyjskich milicjach (w Kobiecych Jednostkach Obrony, YPJ), ale w życiu codziennym widzi się je raczej w tradycyjnej roli żony i matki. Podobnie rzecz wygląda w przypadku piłki.


Czytaj także: MIchał Okoński: Ikar leci dalej


– Początkowo społeczność próbowała ograniczyć nasze dziewczyny i naciskała, żeby zostały w domach, ale dzięki mojemu wsparciu udało się to przełamać – tłumaczy Delwin Ahmed, trenerka drużyny. Duży wpływ na wyniki i frek wencję zawodniczek ma codzienny kontakt. – Jeśli któraś ogląda mecz, często do mnie dzwoni i pyta: „widziałaś tę akcję?”. Później na treningach starają się naśladować swoich ulubionych zawodników.

Dziewczyny kończą mecz i skupiają się na ćwiczeniach. Dziś doskonalą zagrania głową. Każda stara się przeprowadzić celne podanie, najpierw między sobą, później walcząc o piłkę w powietrzu. Co kilka minut przerywają trening, by z podpiętego pod kran węża napić się wody. W końcu robi się zbyt gorąco i zajęcia dobiegają końca.

Zawodniczkom nie brak zapału, ale nie mają złudzeń. W Rożawie brakuje infrastruktury, nie ma profesjonalnych trenerów. Piłka może być pasją i sposobem na wolny czas, ale nie otworzy drogi do wielkiego świata. – Po jakimś czasie przerwę grę i skupię się na nauce – rzuca jedna z nastolatek na pożegnanie.

STADION MIEJSKI W RAKCE przytłacza ciszą. Wchodząc na murawę można odnieść wrażenie, że ze zdewastowanych trybun patrzą tysiące widzów. Czuć, jak gęstnieje powietrze, jakby mury obiektu zaczynały napierać ku jego wnętrzu.

Jeszcze niedawno Rakka była stolicą tzw. Państwa Islamskiego, a tu, na miejskim stadionie, było więzienie – podobno jedno z najstraszniejszych, jakie prowadzili bojownicy IS. Do klatek pod trybunami trafiły setki, może tysiące ludzi. Czekali na bliskich z łapówką, która mogła przywrócić wolność. Niektórzy spoczęli w masowych mogiłach.

Według przedstawicieli rady miasta w Rakce na stadion wróciła lokalna drużyna. Na miejscu nie ma jednak po niej śladu. Nic nie wskazuje też, by w leżącej kilkadziesiąt kilometrów dalej Ajn Isie miał odbyć się ćwierćfinał turnieju piłkarskiego. Na pokryte piachem boisko leje się żar. O szesnastej temperatura przekracza 45 stopni. Gorąco. Pusto.

Niespodziewanie, niemal znikąd, zjawiają się kibice.

Zaraz po nich zdezelowanym vanem przyjeżdża pierwsza drużyna. Piłkarze przebierają się w zielone stroje, jeden owija stopy wysłużoną onucą. Dołącza trener, który zarządza modlitwę. Mężczyźni modlą się o zwycięstwo. Od pokłonów ich twarze i czoła brudzą się ziemią, przez co przywodzą na myśl antycznych wojowników.

Tymczasem na boisko wbiegają ich przeciwnicy: skład Bayern Monachium. Okazuje się, że to lokalna drużyna, która w ten sposób postanowiła uczcić swój ulubiony klub. Na jej czele stoi Hadżi Farhan, 31-letni stolarz.

– Oczywiście, że znam Lewandowskiego, jestem jego wiernym fanem! Piłka to nasza obsesja – wykrzykuje Hadżi. W futbol gra od dziesiątego roku życia, a od 15 lat sprawdza swoje siły w lokalnej lidze. Rozgrywki przerwano, gdy kontrolę nad regionem przejęło IS. – Nie graliśmy wtedy, w zasadzie to przestaliśmy robić cokolwiek – mówi Hadżi.

Kilka miesięcy temu ekstremiści zostali wyparci z Ajn Isy, a liga została wznowiona.

Teraz zaczyna się mecz. Hadżi rozpędza się z całych sił i strzela na wiwat.

ZNÓW KOBANE. Rozemocjonowany tłum skanduje na cześć Argentyny, która wywalczyła awans z grupy. Część kibiców wcześniej opuściła plac: to rozczarowani sukcesem rywala fani Brazylii. Wkrótce okaże się, że wszyscy obejdą się smakiem. Ale dziś nikt o tym nie wie, teraz czas na fetę (albo pielęgnowanie smutku).

Grupa motocyklistów blokuje pobliskie rondo i w przypływie radości „pali gumę”. Z dymu przebijają się wielo­kolorowe diody, którymi ozdobiono koła i ramy pojazdów. Na wybryki przymyka oko kontrolujący ruch policjant i bojownik w mundurze Powszechnych Jednostek Obrony YPG (kurdyjskiej milicji). Ich uśmiechy potwierdzają, że dla nich to też udany wieczór.

Na telebimie realizatorzy powtarzają najlepsze akcje z zakończonego meczu. Nie słychać jednak ich komentarza. Organizatorzy zastąpili go własną muzyką, chwalącą Kurdystan i oddających za niego życie bojowników. Muzyka zadziwiająco pasuje do ujęć walczących piłkarzy. Obraz z dźwiękiem łączy się w surrealistyczną całość, sport przenika się z wojną.

Nazajutrz wszyscy wrócą do codziennych zajęć. Robotnicy będą odbudowywać zniszczone domy, żołnierze sięgną po broń i zajmą przydzielone pozycje. Kilka kobiet wróci do malowania okalających plac krawężników.

Jednak wieczorem Kurdowie z Rożawy znów zbiorą się przed wysłużonym rzutnikiem. Ci, którzy przeżyli wydarzenia sprzed czterech lat, wiedzą, że to nie tylko rozrywka, ale też olbrzymi przywilej. ©

POLECAMY: MUNDIAL 2018 W SPECJALNYM SERWISIE "TP"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2018