Wejście pośrednika

Czegoś takiego nie było w całej porewolucyjnej historii Kuby: zepchnięty na margines Kościół katolicki zasiadł jako pełnoprawny aktor polityczny do negocjacji z rządem. Biskupi podjęli się mediacji w sprawie więźniów politycznych i uzyskali zwolnienie dwóch z nich. Na tym być może nie koniec.

29.06.2010

Czyta się kilka minut

Przypadek Orlando Zapaty, który w lutym tego roku zmarł po 85 dniach głodowego protestu, ściągnął na Kubę zasłużony gniew świata. Choć Zapata, który domagał się poprawy warunków w więzieniu, nie był typowym dysydentem - do więzienia trafił za zwykłe przestępstwa i dopiero za kratkami zaangażował się w działalność opozycyjną - jego śmierć zwróciła uwagę na kwestię więźniów politycznych i praw człowieka na Kubie. I to po raz pierwszy tak intensywnie od siedmiu lat - gdy po procesach 75 opozycjonistów w 2003 r. temat z czasem zszedł ze światowej agendy.

Krzyżowy ogień oskarżeń

Przypadek Zapaty pchnął też innych opozycjonistów do sięgnięcia po podobną formę protestu: strajk głodowy w proteście przeciw śmierci Zapaty i za zwolnieniem mających problemy ze zdrowiem dysydentów zaczął w swoim domu Guillermo Fari?as. Głodować zaczął także Darsi Ferrer, który w więzieniu spędził prawie rok bez procesu - domagając się jego rozpoczęcia i zapewnienia mu opieki medycznej (po 40 dniach i spełnieniu części żądań zaprzestał głodówki).

Rząd kubański początkowo sprawę ignorował. W odpowiedzi na żądania uwolnienia więźniów politycznych twierdził, że takowych na wyspie nie ma, gdyż w więzieniach siedzą nie opozycjoniści, lecz "najemnicy Waszyngtonu" (bo np. część ze skazanych w 2003 r. przyjmowała niewielkie sumy z amerykańskich fundacji) - i dodawał, że nie ugnie się pod szantażem utrzymujących gospodarcze i polityczne embarga Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Swój gniew zaś skierował przeciw "Damom w Bieli": stowarzyszeniu żon, córek, matek i sióstr więźniów, które organizuje w stolicy marsze protestacyjne.

W takiej scenerii polaryzacji oraz krzyżowego ognia oskarżeń odważną postawę zajął kubański Kościół, według którego jedynym sposobem na uniknięcie podobnych przypadków jak śmierć Zapaty jest przystąpienie do dialogu między samymi Kubańczykami; krajowi potrzeba bowiem nie kolejnej konfrontacji, ale konsensu i zmian. Biskupi wezwali do umiarkowania zarówno w kraju, jak za granicą - krytykując "medialną przemoc", z jaką świat miał zwrócić się przeciw wyspie, ale i wstawiając się za "Damami". Zaczęli też sondować z głodującym Fari?asem możliwość odstąpienia od protestu - w zamian za co sami mieliby się podjąć misji mediacyjnej w sprawie więźniów.

Gest precedensowy

Mimo że kubański rząd nadal wydawał się być niewzruszony, trudno przypuszczać, aby kroki te nie były z nim w jakiś sposób konsultowane. Gdy więc 19 maja przywódca Kuby Raúl Castro spotkał się z kardynałem Jaime Ortegą oraz z przewodniczącym Episkopatu Kuby abp. Dionisio Garcíą, aby rozmawiać o losie więźniów i problemach na wyspie (sytuacja bez precedensu!), nie było to aż tak wielkim zaskoczeniem.

Zaskakująca była jednak ranga tego wydarzenia: rząd, decydując się dowartościować Kościół jako partnera do rozmów, jednym gestem wyniósł stosunki państwo-Kościół na zupełnie inny poziom. I choć nie rozmawiano o religii, zmiana jest porównywalna być może tylko do efektów pielgrzymki Jana Pawła II z 1998 r.

A fakt, że władze, dotąd ignorujące głosy pochodzące z tej części społeczeństwa, która pozostaje poza ich bezpośrednią kontrolą, zdecydowały się teraz w nie wsłuchać, wprowadził nową jakość w polityce wewnętrznej.

Według kardynała Ortegi rozmowy należy widzieć jako postępujący krok po kroku proces, toczący się wyłącznie między Kubańczykami, bez zewnętrznych ingerencji. Pierwszym ich rezultatem było uwolnienie w połowie czerwca Ariela Siglera, należącego do "grupy 75" (w więzieniu doznał on paraliżu), przeniesienie dwunastu innych dysydentów do więzień bliżej domów i zapewnienie innym opieki medycznej (z "grupy 75" dziś nadal przebywa w więzieniach 53; reszta w poprzednich latach dostała pozwolenie ich opuszczenia celem leczenia, również Sigler, ale bez cofnięcia wyroku). 22 czerwca zwolniono zaś Darsiego Ferrera, aresztowanego rok wcześniej pod zarzutem... kupna materiałów budowlanych na czarnym rynku.

Guillermo Fari?as, kontynuujący od ponad 120 dni głodówkę i przebywający od 12 marca na oddziale intensywnej terapii, powitał to z zadowoleniem, choć głoduje dalej: jego celem jest wolność dla wszystkich chorych. Według Elizardo Sáncheza, przewodniczącego nielegalnej, ale tolerowanej przez władze Kubańskiej Komisji Praw Człowieka i Pojednania Narodowego, z ponad 200 więźniów politycznych ponad 30 cierpi z przyczyn zdrowotnych.

Mimo że w poprzednich dekadach władze kubańskie zwalniały z różnych powodów tysiące więźniów - od funkcjonariuszy reżimu Batisty, przez politycznych przeciwników Fidela Castro, po zwykłych kryminalistów i inny "element niepożądany" - zawsze odbywało się to na prośbę lub dzięki mediacji polityków bądź osobistości z zagranicy. Ostatnia większa taka akcja miała miejsce przy okazji wizyty Jana Pawła II, gdy uwolniono ponad 300 osób.

Sigler i Ferrer są jednak pierwszymi zwolnionymi na prośbę samych mieszkających na wyspie Kubańczyków - w tym przypadku biskupów katolickich.

Gra o Kubę

Choć podejmując rozmowy z Kościołem, rząd zdaje się sięgać po klasyczny chwyt z repertuaru rozwiązywania konfliktów wewnętrznych, wybór ten - biorąc pod uwagę rolę i miejsce Kościoła na Kubie - nie był wcale oczywisty. W opinii licznych obserwatorów może to otworzyć drogę do jakiegoś szerszego dialogu politycznego.

Jednym z dowodów na to ma być przebieg Katolickiego Tygodnia Społecznego, cyklicznej imprezy, która zbiegła się w czasie ze zbliżeniem państwo-Kościół. W zorganizowanych w jego ramach konferencjach - które zainaugurował składający wizytę na wyspie abp Dominique Mamberti, watykański sekretarz ds. kontaktów z państwami (oficjalnym powodem jego wizyty była rocznica ustanowienia stosunków dyplomatycznych) - udział wzięli duchowni i świeccy oraz grupa kubańskich intelektualistów z USA. Poruszano tematy, które wcześniej nie figurowały na liście politycznych priorytetów: "dialog między Kubańczykami", "pojednanie narodowe", "wyzwania dla kubańskiej gospodarki".

Według Carmelo Mesy-Lago (emerytowanego profesora Uniwersytetu w Pittsburghu, któremu przez ostatnie 20 lat odmawiano wizy, a który w przeszłości brał udział w negocjacjach mających na celu uwolnienia więźniów) czy też Jorge Domíngueza z Uniwersytetu Harvarda władze kubańskie wykazały się niespotykanym dotąd poziomem otwarcia - zarówno przez dialog z Kościołem, jak i rozmowy w trakcie trwania Tygodnia.

Ale oczywiście nie należy przesadzać z nadziejami: zwalniając więźniów czy snując wizję jakiegoś politycznego dialogu, władze chcą zapanować nad kryzysem i rozładować napięcia wywołane śmiercią Zapaty. Według opozycjonisty Osvalda Payi, przystępując do rozmów z rządem Kościół zbyt pochopnie zaakceptował narzucone mu warunki gry.

Jednym z celów Kuby jest bowiem np. uzyskanie modyfikacji tzw. "wspólnej pozycji" Unii Europejskiej z 1996 r., uzależniającej wzajemne kontakty od politycznego i gospodarczego otwarcia na wyspie. Za jej zniesieniem od dawna opowiada się m.in. Hiszpania, która starała się zrobić wszystko, aby poddać ją modyfikacji jeszcze przed 30 czerwca, czyli końcem swego półrocznego przewodnictwa w Unii; ostatecznie Madrytowi udało się przełożyć jej ewaluację na wrzesień.

Z takiego punktu widzenia, wydarzenia minionych tygodni są wymarzonym argumentem dla zwolenników miękkiej polityki wobec Hawany: dla tych, którzy sądzą, że spokojny wewnętrzny proces, przy przyjaznym klimacie zewnętrznym, może przynieść więcej efektów niż naciski i polityczny ostracyzm.

***

Podobnie jak w przypadku pielgrzymki Jana Pawła II sprzed 12 lat, z której zadowolone były zarówno władze, jak i Kościół, i opozycja, w obecnym zbliżeniu państwo-Kościół i jego efektach każdy dostrzega to, co chce: z jednej strony padły głosy, że umocni to system władzy na wyspie, a z drugiej, że to wstęp do długo oczekiwanych zmian w kraju.

Na razie w trwającej na Kubie grze zdają się wygrywać wszystkie strony. A czy ten osobliwy wynik utrzyma się do końca tego równie niecodziennego spotkania, pozostaje wielkim znakiem zapytania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2010