Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zawsze mnie to intrygowało: jak to dwa pieniążki, skoro jeden grosz? Przecież grosza nie da się podzielić – jest najmniejszą monetą w obiegu: nikt nigdy nie widział „półgroszówek” (analogicznie jest w przekładzie angielskim: „two small coins, the equivalent of a penny”). Zagadkę łatwo rozwiązać: w Izraelu w tym czasie były w obiegu różne monety, m.in. rzymskie i greckie. Najmniejszą rzymską monetę stanowił „kwadrans”, zaś najmniejszymi greckimi były (warte jego połowę) „lepty”. Tak więc ewangeliczna wdowa wrzuciła do świątynnej skarbony „dwa lepty, czyli jeden kwadrans” (i tak to jest zapisane w greckim tekście Marka).
Czy to już jednak cała odpowiedź? Czy nic się więcej nie kryje za tą „numizmatyczną łamigłówką”?
A może rzeczywista – prawdziwa – odpowiedź dotyczy czegoś zupełnie innego niż kantorowe przeliczniki?
Czy nie jest bowiem tak, że każdą – nawet najmniejszą – ofiarę składaną Bogu jesteśmy w stanie podzielić – tak, żeby choć część z niej zachować dla siebie? Czy to nie jest nasza stała pokusa, żeby jednak ze swojego bycia dla Boga cokolwiek zachować dla siebie? Jesteśmy w stanie dać wiele, ale czy wszystko?!
Nawet jeśli oddamy Bogu c a ł y grosz (a nie tylko połówkę), to czy nie zostaje nam przynajmniej poczucie satysfakcji z tego, jakim jestem człowiekiem?! Z całą pewnością nie takim, „jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy” (por. Łk 18, 11).
I tu dochodzimy do sedna sprawy: jest bowiem oczywiste, że tym, co składamy Bogu na ofiarę, nie są pieniądze (ani cokolwiek materialnego) – nawet jeśli formą naszej ofiary jest „składka”. W ostateczności, składamy zawsze na ofiarę siebie samych. Tak o tym pisze św. Paweł: „Proszę Was, Bracia, (...) abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, Bogu przyjemną” (zob. Rz 12, 1) – a więc: nie martwe zwierzęta (baranki, woły, gołębie itd.) – lecz siebie żyjących. Dać Bogu siebie w całości; szukać Boga, a nie siebie samego w relacji z Bogiem – oto prawdziwe wezwanie ewangelicznej wdowy!