Wcale nie głupole

Gdybym był trochę mądrzejszy albo choć o parę tygodni starszy! (Homek, "Lato Muminków")

12.01.2010

Czyta się kilka minut

"Lato Muminków" sprzed lat - "dwie czarne płyty analogowe w niemiłosiernie wymiętej, wielokrotnie sklejanej papierowej okładce..." / fot. Grażyna Makara /
"Lato Muminków" sprzed lat - "dwie czarne płyty analogowe w niemiłosiernie wymiętej, wielokrotnie sklejanej papierowej okładce..." / fot. Grażyna Makara /

To nagranie jest starsze ode mnie. Powstało w 1978 roku. Polskie Radio wznowiło je przed Bożym Narodzeniem na płycie CD.

Gdzieś na dnie szafy zachowała się wersja sprzed trzydziestu lat: dwie czarne płyty analogowe w niemiłosiernie wymiętej, wielokrotnie sklejanej papierowej okładce. Było w domu od zawsze, czyli odkąd da się sięgnąć dziecięcą pamięcią. Stało w pliku płyt z bajkami, obok czerwonego gramofonu.

Na okładce obrazek z Panną Migotką zbierającą kwiaty przy zachodzącym słońcu, pod pościelowo różowym niebem. Na rozkładówce - Muminek z Włóczykijem siedzą w trawie, patrząc w owo zachodzące słońce. Kreska rozmyta, oniryczna, jakby na Dolinę Muminków spoglądało się spod zmrużonych, wilgotnych oczu. Bo przecież przy słuchaniu bajek zamyka się oczy, żeby wyobrazić sobie opowiadany świat.

A w tym przypadku "Lato Muminków" Tove Jansson opowiadała obsada iście doborowa. Narratorem obdarzonym pięknym, kresowym "ł" był sam Gustaw Holoubek. Dwa kolejne głosy: Zygmunta Kęstowicza (jako Tatusia Muminka) i Mieczysława Czechowicza (jako Muminka) znało wszelako każde dziecko. Ciepły głos Ryszardy Hanin matkował pozostałym głosom, wpajając na całe życie przekonanie, że rozwiązywanie każdego problemu trzeba zacząć od wypicia herbaty. Homkiem był Jerzy Bończak, Paszczakiem - Andrzej Stockinger.

Ale najbardziej zapisały się w pamięci piosenki do muzyki Tadeusza Woźniaka. Śpiewane przez Andrzeja i Elizę, Krystynę Prońko, zespół Gawęda i samego Woźniaka, miały się stać szlagierami pamięci wielu ludzi, którzy wówczas byli dziećmi. By przypomnieć tylko: "Włóczykije, włóczykije / jak się wam na świecie żyje? / Stare porzucacie miejsca / by gdzie indziej szukać szczęścia"...

***

Dla wielu trzydziestolatków to Muminki były pierwszymi kultowymi postaciami dzieciństwa. Opowieść o zupełnie innej krainie, zamieszkanej przez zupełnie inne stworzenia, związane ze sobą mocnymi i słodkimi, czasem wręcz do bólu zębów, więziami, poznawało się głównie za pośrednictwem kieszonkowych, ilustrowanych książeczek Naszej Księgarni. Otóż mnie to ominęło - gdy w domu pojawiło się dwupłytowe wydanie "Lata Muminków", byłem jeszcze na etapie książeczek "Poczytaj mi, mamo" i zacząłem poznawać Muminki od razu w wersji audio. W efekcie eksplorowałem muminkową krainę bez zdefiniowanego obrazu, bez klucza, zdany kompletnie na własną wyobraźnię.

I tu zaczynały się schody. Muminkowi z okładki płyty domalowałem usta na jego bakłażanowatym ryjku, szukając najwyraźniej układu odniesienia. Bo czym właściwie są Muminki? W "Lecie Muminków" odpowiedź pojawia się wyłącznie przez negację. Po pierwsze, są to stworzenia "niepodobne do żadnych innych stworzeń". Po drugie, jak śpiewał zespół Gawęda, "Muminki - wcale nie głupole". Zestawienie tych dwóch przesłanek wpajało od dzieciństwa przygnębiające konkluzje na temat kondycji reszty ludzkości.

Były tylko ilustracje na okładce płyty, te oglądane jakby spod przymrużonych powiek, a z głośników płynął opis onirycznego, na poły amorficznego świata. W odbiorze dziecka, które nie do końca wszystko rozumiało, w dodatku dziecka pozbawionego kulturowego klucza do Doliny Muminków, świat ten stawał się jeszcze bardziej magiczny i tajemniczy. Słuchania nie ułatwiał sposób, w jaki pocięto oryginalny tekst. Powiedzmy sobie szczerze, pierwsza część słuchowiska, do momentu, gdy rodzina Muminków trafia do teatru, to jeden wielki groch z kapustą. Kompletnie nie wiadomo, dlaczego wszystkim najpierw leci na głowę wulkaniczna sadza, a w następnej scenie wynika z tego powódź. I o co chodzi z robieniem okrętu, który Mamusia Muminka daje temu, kogo najbardziej lubi, a potem "jakoś tak wykręci, żeby nikomu nie było przykro"? Zanim okazało się, że chodzi o łódkę z kory, wyobrażałem sobie Mamusię Muminka za sterami okrętu, wykręcającą nim z niesprawiającą przykrości wprawą.

Konfundowała nieznajomość mnóstwa pojęć. Co to znaczyło, że Tatuś Muminka chciał mieć "przycisk z lawy"? Skąd, na Boga, pomysł, by wciągać "flagę na maszt"? (na odpowiedź trzeba było czekać dwadzieścia lat, gdy podróż do Skandynawii wszystko wyjaśniła). Wy-

obraźnia poddawała się z jękiem, gdy Holoubek opowiadał o dachu "podobnym do konchy muszli". Surrealizm piosenek Woźniaka z tekstami Bogdana Chorążuka dopełniał efektu. "Kto hoduje własne wole pod przełykiem, nie w stodole? Muminki - wcale nie głupole". Albo "Muminu-makuka". Co więcej, nawet zupełnie dorzeczne słowa, jak "Prorocza to noc", w dziecięcych uszach układały się w najdziwniejsze onomatopeje.

A gdy już się wydawało, że trzeszcząca w szwach wyobraźnia zdołała jakoś ogarnąć Dolinę Muminków, wtedy nagle z nasion wyrastali Hatifnatowie albo pojawiała się gromadka dzieci z przedziałkiem od czubka głowy aż po ogonek.

***

Muminki i inne postacie z Doliny doświadczały zresztą całkiem podobnych trudności. Przypomnijmy, że to historia o tym, jak rodzina Muminków, musząc opuścić dom z powodu powodzi, która nawiedziła Dolinę, przeprowadza się do opuszczonego i przepływającego właśnie nieopodal - teatru (to on ma dach jak koncha muszli).

Biorą go za dom, a wszelkie teatralne rekwizyty i instalacje uznają za domowe sprzęty. Dopiero opryskliwa sprzątaczka Emma (która, dodajmy, nienawidzi owsianki, nie może więc być do końca złą postacią) wyjaśni im, czym jest teatr.

Kapitalny i uroczy humor opowieści Tove Jansson przebijał się dyskretnie właśnie w chwilach, gdy bohaterowie "Lata Muminków" próbowali sobie wytłumaczyć otaczający ich świat. W teatralnej rekwizytorni rozgrywa się taki dialog: "Podoba mi się to - mówi Mimbla. - Jest tak, jak gdyby wszystko było niczym" - "A czy jest czymś?" - pyta mała Mi. Na to Mimbla: "Nie zadawaj głupich pytań". Albo inny dialog, gdy Panna Migotka opowiada o wróżbie świętojańskiej polegającej na zaglądaniu do studni. "W wodzie - mówi - zobaczy się tego, za kogo wyjdzie się za mąż". Na co Filifionka: "A jak się go wyciąga?".

Psychologia Muminków (jeśli może być Tao Kubusia Puchatka, to czemu nie psychologia Muminków?) opiera się na stoickim spokoju i akceptacji dla najdziwniejszych nawet decyzji losu, na konfucjańskiej wręcz uprzejmości, serdeczności relacji, na niesionym przez Mamusię Muminka ukojeniu.

To ona, komentując dziwność teatralnego świata, powie: "Tyle jest rzeczy, których się nie rozumie. Ale właściwie dlaczego zawsze miałoby się dziać tak, jakeśmy do tego przywykli?". To świat, w którym zadane na wodach potopu pytanie "Płyniesz z wizytą?" - brzmi jak najstosowniej. I jak najsensowniej. Gdy Panna Migotka wykrzyknie: "Nie ma naszego domu!", Muminek odpowie: "Nie płacz. Zjedz parę kanapek".

***

Dziś widać też kolejne konteksty. Inspicjent Filifionek nie żyje, bo - jak opowiada Emma - "spadła mu na głowę żelazna kurtyna". Pojawia się też postać Paszczaka-policjanta, który aresztuje Muminka i jego przyjaciół, sądząc, że to oni zniszczyli tablice zakazujące deptania trawników, śmiania się, gwizdania... Tablice te z lasu robiły park. Z przestrzeni naturalnej - przestrzeń okiełznaną. Z symbolu wolności - symbol ograniczeń. Paszczak-policjant przypomina się dziś przy lekturze "Wrońca" Jacka Dukaja. Paszczak-policjant stworzył czytelną figurę dla pokolenia, którego pierwsze lata życia przypadały na stan wojenny: wiadomo było, że Paszczaków trzeba się bać. W słuchowisku Paszczak-policjant śpiewał głosem Stockingera: "Ej wisusy i chłopaki, Paszczak wsadzi was do paki (…) Ja wyaresztuję wszystkich, którym zbrodni cień się przyśni (…) Zabraniamy gwizdać, śmiać się, a nakazujemy bać się"...

Po drugie, można się było dowiedzieć, że bunt przeciw dyktaturze Paszczaków to nie zawsze jednoznaczna sprawa: przecież niewinny Muminek, nieświadomie wplątany w antyreżimową demonstrację, pójdzie siedzieć za czyny popełnione przez swego anarchizującego kumpla, Włóczykija.

***

A więc próbowało się zrozumieć Dolinę Muminków, podczas gdy Muminki próbowały zrozumieć teatr. Trwały dwie, równoległe, próby zrozumienia, tak samo nieporadne i tak samo zwieńczone częściowym tylko powodzeniem. Towarzyszem tej próby zrozumienia był Homek, jedyny racjonalista w tamtym domu - a raczej teatrze - wariatów. To on, w chwili rezygnacji, nie pojmując sensu dziwacznych przedmiotów znalezionych w teatralnej rekwizytorni, jęknie: "Gdybym był trochę mądrzejszy albo choć o parę tygodni starszy!".

Słuchając "Lata Muminków" w tamtej aranżacji, raz za razem chciało się jęknąć podobnie. Było się Muminkiem w Teatrze, wprowadzonym bez mapy, w po mistrzowsku zbudowaną krainę czyjejś wyobraźni. Po omacku, bo z zamkniętymi oczami, i tylko na słuch, szukało się klucza do drzwi (a wtedy okazywało się, że drzwi te "są zrobione z papieru, a następnie, że na drugiej ich stronie namalowany jest kaflowy piec"...).

A zadanie było ważne, bo - jak z irytacją tłumaczyła zrzędliwa woźna Emma - "Teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie, gdyż tam pokazuje się ludziom, jakimi mogliby być, jakimi pragnęliby być, choć nie mają na to odwagi, i jakimi są".

W pewnym sensie "Lato Muminków" osiadło w pamięci jako opowieść o świecie, w którym teatr został opuszczony. A pamięć o tym, czym teatr był, przechowuje tylko - w swoiście zredukowany i przekształcony sposób - woźna Emma. Odnaleziona na dnie szafy czarna płyta i głosy aktorów sprzed trzydziestu lat niosą dokładnie ten sam morał w świat bombardujący dziecięce zmysły hiperrzeczywistymi obrazami 3D, których nie trzeba już wymyślać po swojemu, bo wszystko zostało już wymyślone.

Czerwonych gramofonów już nie ma. Ale jest płyta CD z tamtym słuchowiskiem. Słuchowiskiem, dzięki któremu Dolina Muminków będzie oniryczna, a nie infantylna jak z japońskiej wersji. Muminek już zawsze będzie mówił głosem Misia Uszatka, a nie - z całym szacunkiem - Jacka Kawalca.

A teatr będzie miał zawsze dach w kształcie konchy muszli. I będzie ważny.

Tove Jansson, "Lato Muminków", Polskie Radio, adaptacja i reż. Andrzej Maria Marczewski, tłum. Irena Szuch-Wyszomirska

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2010