W stadzie samców alfa

Wewnętrzne napięcia – czy to w PO, czy w PiS – mają stałe źródło. To brak narzędzi i obyczaju pokojowego rozstrzygania wewnętrznych konfliktów.

23.04.2017

Czyta się kilka minut

 / Fot. Stefan Maszewski / REPORTER
/ Fot. Stefan Maszewski / REPORTER

Ani się obejrzeliśmy, jak minęło sześć miesięcy od jesieni, gdy można było podsumować pierwszy rok działania Prawa i Sprawiedliwości. Był to bez wątpienia czas gorący – znów przybyło konfliktów, oskarżeń, porażek i przestróg. Czy to na okoliczność świąt, czy sondaży – wygląda na to, że po okresie największych emocji nastąpiła pauza, choć chyba nie wypalenie.

Przy okazji rytualnego wotum nieufności dla rządu i przecięcia sprawy Misiewicza gorączka jakby zeszła z linii dzielących główne ugrupowania, przeniosła się za to do ich wnętrz.

Przestroga Nowoczesnej

W PiS kluczową kwestią stają się rola i możliwości Antoniego Macierewicza, w szczególności nadzieje czy obawy, że mógłby on doprowadzić do rozłamu. Jest on najwyraźniej katalizatorem sporów w obrębie samego obozu, widocznych szczególnie w kibicujących mu mediach. Sondażowe wahnięcie wyostrza pytanie, co robić dalej. Czy iść twardą linią, ignorując badania opinii – z przekonaniem, że dziejowa misja, jaką stawiają przed sobą zwolennicy bezkompromisowego kursu, wymaga wypełnienia, bo dopiero wtedy zostanie doceniona przez wyborców? Czy raczej brać pod uwagę – jak sądzi nurt bliższy centrum – że ilość pootwieranych frontów znacząco przekracza standardy przewidywalnej polityki, prowadzi do narastających kosztów i nieuniknionej klęski w obliczu mobilizacji przeciwników?

Wbrew pozorom sprawa ta jest powiązana z tym, co tymczasem dzieje się po drugiej stronie barykady. Swoje problemy ma tam Nowoczesna. Jej notowania zaczynają spadać do poziomu wyborczego progu. Nieuchronnie pojawia się pytanie o przyszłość tej partii, tożsame z problemem relacji pomiędzy Platformą, która powróciła na pozycję jednoznacznego lidera opozycji, a jej młodszą siostrą. Niegdyś zbuntowaną, dziś wyraźnie słabnącą.

Pole manewru, które liderzy głównego nurtu PiS mają względem Macierewicza – tak samo jak i kalkulacje jego oraz potencjalnych sojuszników – są określane przez to, co się stało i co się właśnie dzieje z Nowoczesną. Nieuchronnym punktem odniesienia jest tu scenariusz, gdy w obliczu słabnięcia PiS oraz wzrostu niezadowolenia ze sprawowanych rządów Antoni Macierewicz powołuje nową partię – „patriotyczną”. Ugrupowanie, które będzie bardziej jednoznacznym PiS i podejmie jego niesfinalizowane obietnice o przenicowaniu życia politycznego kraju. Partię, która nie będzie musiała już robić żadnych ukłonów w stronę centrowego wyborcy, a za to będzie mogła otwarcie głosić to, co najtwardszy elektorat chce usłyszeć. Nieudana próba takiego kroku w wykonaniu Zbigniewa Ziobro jest już przestrogą, ale jeszcze większym ostrzeżeniem są losy Nowoczesnej.

Z jednej strony ugrupowanie Ryszarda Petru odniosło sukces, jeśli tak nazwiemy przekroczenie progu wyborczego, własny klub parlamentarny, a w pewnym momencie zajęcie w sondażach pozycji głównej partii opozycyjnej. Jeśli jednak spojrzeć na to szerzej i z dystansu, to widać, że powstanie Nowoczesnej przede wszystkim wywołało straty we własnym obozie – dużo większe niż ewentualne długofalowe zyski. Pewnie znaczna część wyborców Nowoczesnej nigdy nie zagłosowałaby na taką Platformę, jaka prezentowała się latem 2015 r. Ale łączny wynik partii rządzącej wówczas koalicji, po dodaniu wyniku partii Petru, był tylko o niecały procent niższy od rezultatu PiS. Gdyby te głosy padły na PO, Kaczyński nie zdobyłby samodzielnej większości (liczone w mandatach, nie procentach). Nic zatem dziwnego, że w PiS powraca obawa, że partię może spotkać dokładnie taki sam los w kolejnych wyborach – będzie musiała oddać władzę właśnie na skutek buntu na własnych tyłach.

Dlatego też główny nurt PiS może się cieszyć z tarapatów, w które wpadła Nowoczesna z zupełnie nieoczywistych powodów – bo to memento dla ewentualnych buntowników. Oczywiście można wierzyć, że nie powtórzy się tych błędów, które popełnił Petru, ale doświadczenia Ruchu Palikota czy Samoobrony pokazują, że nowym partiom bardzo trudno przetrwać pierwszy poważny kryzys.

Elektorat tupie

Taki najwyraźniej jest los zjawiska, które można określić jako TUP – Tymczasowe Ugrupowanie Protestu. Przed każdymi wyborami pojawia się grupa wyborców niezadowolonych zarówno z rządzących, jak i z opozycji, chętnych do wyrażenia tego donośnym tupnięciem. Kto znajdzie odpowiednią nutę, ten skupi ich emocje. Trudno jednak utrzymać je na tym samym poziomie cztery lata później. Protest jest paliwem silnym, ale też szybko się kończy. Wynosi notowania w górę jak rakieta, lecz gdy nie uda się rozwinąć skrzydeł, zaczyna się nieubłagane pikowanie.

Los Nowoczesnej może też być udziałem ruchu Pawła Kukiza. Szczegółowe analizy sondaży zrobionych dla OKO.press, pokazujących partie drugiego wyboru poszczególnych elektoratów, każą przypuszczać, że fakt samodzielnego funkcjonowania Kukiz’15 jest stratą głównie dla PiS. To, że nie udało się przez półtora roku przejąć tego elektoratu (tak samo jak nie powiodło się to latem 2015 r.), pokazuje, jak bardzo słabości i błędy PiS ograniczają jego pole manewru.

Oczywiście, może się też pojawić jakiś nowy TUP, poprzez który wyborcy będą chcieli wyrazić swoją złość, niemogącą znaleźć ujścia w obecnych ugrupowaniach. Pytanie, co będzie tym razem jego ośrodkiem kondensacji, skoro wykorzystano już antypartyjny resentyment w wersji narodowo-celebryckiej i technokratyczno-postępowej, awersję antyklerykalną, antyelitarną i antyunijną.

Progi

To, że PO wróciła na pozycję głównej siły opozycji, jest też zachętą dla tych wszystkich, którzy czekają w drugim szeregu PiS, aż miną szaleństwa Macierewicza i Kaczyńskiego. Przykład PO potwierdza, że nawet w wielonurtowej partii opisywanej jako wodzowska możliwa jest i sukcesja, i sukces bez przytłaczającej charyzmy formalnego przywódcy. Trwałość struktur, zakorzenienie w samorządzie i przywiązanie wyborców może stanowić wystarczającą masę pozwalającą przetrwać bez potrzeby rozpoczynania wszystkiego od nowa. Podobnym impulsem jest też sondażowa stabilizacja tuż nad progiem (ale jednak nad progiem) PSL czy nawet SLD. Obydwie te partie, podobnie jak PO i PiS, jeszcze zyskałyby, gdyby kryzys Nowoczesnej i Kukiza skazał je na los Palikota i Samoobrony.

Nie jest bowiem wcale oczywiste, że PO uda się wchłonąć cały elektorat Petru – także dlatego, że nie są to bliźnięta jednojajowe, ale raczej rodzeństwo przyrodnie. Nowoczesna zdawała się do tej pory przyciągać część elektoratu, która uznawała, iż walcząca o zwycięstwo PO jest zbyt konserwatywna, a która nie widziała żadnego powodu, by rezygnować z wyrażania swoich poglądów tylko dlatego, że są one w społeczeństwie trwale mniejszościowe.

Dlatego ewentualnemu upadkowi Nowoczesnej bez wątpienia kibicuje SLD. Nawet jeśli tylko co dziesiąty jej wyborca miałby wrócić pod sztandary lewicy, to np. w przypadku wyborów 2015 r. już nawet tyle wystarczyłoby, by przekroczyć próg wyborczy i zacząć się liczyć w rozgrywce parlamentarnej.

Można sobie wyobrazić, że w 2019 r. dojdzie do powtórki z 2007 r., gdy na scenie pozostały tylko cztery stabilne ugrupowania. Taki może być skutek przestróg, jakimi są wyniki wyborów i w 2011, i w 2015 r., gdy o utrzymaniu bądź przejęciu władzy zadecydowały podziały u przeciwników.

Upojeni władzą

Wewnętrzne napięcia – czy to w Nowoczesnej, w PO czy w PiS – mają stałe źródło. To brak narzędzi i obyczaju pokojowego rozstrzygania wewnętrznych konfliktów. Podporządkowania i kooptacji przegranych. Bez tego targane są nieustającą grą tych, którzy marzą o bezapelacyjnej pozycji samca alfa zdolnego pociągać za wszystkiego sznurki – takiego, który ma wrażenie, że nie musi się z nikim liczyć, choć tak naprawdę zawsze musi się liczyć z realiami gry o taką stawkę. Paradoksalnie czynnikiem stabilizującym są tutaj wyborcy i wyborcza matematyka. Wyborcy wcale nie są chętni, by wciąż szukać nowych obiektów westchnień. Wsparci są w tym przez matematykę, która uprzywilejowuje tych, którzy choćby jako tako potrafią sobie poradzić z utrzymaniem jedności.

To, co wydaje się elementarzem polityki, jest jednak często gubione w obliczu innego odwiecznego zjawiska. Ludzkość zna i doświadcza go stale za sprawą najpopularniejszej używki. Jak potwierdzają badania (nagrodzone nawet IgNoblem), po spożyciu alkoholu spada zdolność rozwiązywania problemów, ale za to rośnie przekonanie, że potrafi się je rozwiązywać.

Wydaje się, że takie same są skutki upojenia władzą. Pod jej wpływem również spada zdolność rozwiązywania problemów, a jednocześnie wzrasta przekonanie, że potrafi się to zrobić. Czy jest to władza premiera, ministra czy prezesa opozycyjnej partii, mechanizm jest ten sam. Ta pokusa jest jednocześnie próbą, której poddani są liderzy – na szczęście w naszych rękach, obywateli, jest werdykt, kto uległ jej najmniej. Bo przecież coraz trudniej uwierzyć, że wcale. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2017