W sieci uzależnień

Wbrew pozorom, dzieci zgłaszają, że ksiądz robi to czy tamto. Rodzice często odpowiadają, że są zbyt słabi, aby wystąpić przeciwko tak silnemu przeciwnikowi.

12.03.2012

Czyta się kilka minut

MARCIN ŻYŁA: Czy można oszacować skalę pedofilii w polskim Kościele? PROF. MARIA BEISERT: Nie znam opracowań, które podawałyby dokładne dane, nie podejmę się więc oceny, ilu duchownych może być objętych takim za-burzeniem. Istnieją jednak czynniki ryzyka, które wskazują na to, że przypadki pedofilii mogą w Kościele występować częściej niż w całej populacji. Po pierwsze, instytucjonalny Kościół jest grupą o charakterze zamkniętym. Takie grupy chronią swoich członków i nie są zainteresowane, aby na zewnątrz do-wiadywano się o wskaźniku patologii, która w nich występuje. Po drugie, jest to grupa jednolita, składająca się tylko z mężczyzn. Wiadomo zaś, że pedofilami są przede wszystkim mężczyźni. Po trzecie, w Kościele obowiązuje wyraźna zasada radzenia sobie z popędem seksualnym: wobec abstynencji nie ma alterna-tywy. To dodatkowy czynnik ryzyka. W strukturach hierarchicznych – do takich należy Kościół – trudno ujawniać przypadki pedofilii, ponieważ obowiązuje w nich zasada podporządkowania. Ktoś, kto jest wyżej, może decydować w sprawie osoby, która mu podlega. Ta zaś czuje się zobligowana do postępowania w zgodzie z decyzją przełożonego. Z drugiej strony przytłaczająca większość członków Kościoła nigdy się z pedofilią nie spotkała. W kontakcie z patologią regułą jest włączanie mechanizmów przed nią chroniących. To bardzo prawdopodobne, że ludzie, którzy nigdy nie zetknęli się z pedofilią, nie chcą uwierzyć, że ta w ogóle istnieje. Byłoby dobrze, gdyby myśleli tak: „choć sam się nigdy z tym zjawiskiem nie zetknąłem, doświadczenie innych może być odmienne”. Nie jestem pewna, czy działania podejmowane przez Kościół w walce z pedofilią będą skuteczne – obawiam się, że niektóre nabiorą raczej charakteru fasa-dowego. Nie musi to wynikać ze złej woli, lecz z tego, że Kościół dopiero zaczyna zajmować się problemem, który narastał od lat. Minie dużo czasu, zanim pierwsze efekty tych działań dotrą do jego sedna. Zajmuje się Pani m.in. systemami uzależnień w rodzinach dzieci wykorzystywanych seksualnie. Czy w Kościele funkcjonują podobne me-chanizmy, które utrudniają wydostawanie się na zewnątrz informacji o przypadkach pedofilii? Za utrzymywaniem patologii w obrębie rodziny są odpowiedzialne trzy osoby: sprawca (zwykle ojciec), jego partnerka oraz samo dziecko. Istotą tego syste-mu jest utrzymanie go w całości: żadna z tych osób nie jest zainteresowana jego rozpadem. W Kościele jest podobnie. Spójność struktur może być czynni-kiem, który utrzymuje wewnątrz i utrudnia ujawnienie przypadków pedofilii. Jest i dodatkowy element: Kościół jest twórcą wzorców zachowań i nakłania innych do postępowania zgodnie z nimi. Jeżeli w środowisku, które ustala normy, są osoby, które same przeciw nim występują, przypadki wykorzystywania seksualnego trudniej ujawnić. Mamy do czynienia z podwójnym tabu: mówimy nie tylko o czynach wstydliwych dla ofiar i ich rodzin, ale i dokonywanych przez tych, którym ufa się szczególnie. W książce na temat pedofilii, którą oparłam na własnych badaniach osób skazanych, wspominam o dwóch środowiskowych modelach działania sprawców. Pierwszy opisuje wzorce wykorzystań w rodzinie, drugi – poza nią, gdy sprawca jest dla ofiary obcy. Choć nie dysponuję danymi na ten temat, myślę, że ba-danie księży pedofilów mogłoby dać wyniki pośrednie, ponieważ ksiądz, ze względu na swoją nietypową rolę, może zarówno występować w roli osoby z zewnątrz, jak i wchodzić w skład rodziny. Mówię to na podstawie historii sprawców, których terapię prowadzę. Wykorzystując swoją pozycję, wchodzili do rodziny i uzyskiwali status podobny do rodzica. Czasami nawet zdarzało się, że to rodzice przekonywali dziecko: ksiądz to osoba o tak wysokim statusie, że należy jej wierzyć bardziej niż nam. Czy ten czynnik może odgrywać rolę w życiu parafialnym? Fakt, że rodzic nie tylko nie chroni dziecka, ale jeszcze nakłania je do tego, żeby ufało sprawcy, bardzo utrudnia ujawnienie przypadków pedofilii. W przy-padku obcej osoby dziecko może zwrócić się do rodziców – ich wspólny gniew kieruje się na zewnątrz i nie zagraża spójności rodziny. Jeżeli natomiast sprawcą jest duchowny, to nie tylko rozpada się system rodzinny, ale rodzicom może zachwiać się w posadach wiara w cały system porządku społecznego, a nawet – w porządek boski, który ksiądz w pewien sposób reprezentuje. Sytuacja dziecka wykorzystywanego przez księdza jest podwójnie trudna: rodzice muszą podważyć nie tylko swoją pozycję – osób, które nie dopilnowały dziecka – ale również osoby, która ich w pewnym sensie nakłoniła do tego, żeby jej ufano. Czy to dlatego do ujawnienia się ofiar dochodzi często po wielu latach? Bo ofiary muszą poradzić sobie z faktem, że były nie tylko skrzywdzone przez sprawców, ale i oszukiwane przez rodziców? Najbliżsi odmawiają czasem dziecku ochrony, opieki i ujawnienia. Mając do wyboru: wierzyć dziecku lub księdzu, często wybiorą tego drugiego. Wbrew pozorom, dzieci zgłaszają, że ksiądz robi to czy tamto. Rodzice często odpowiadają, że są zbyt słabi, aby wystąpić przeciwko tak silnemu przeciwnikowi. Ujawnienie się ofiary pedofilii jest procesem, do którego potrzebne jest zaistnienie pewnych warunków. Nieraz dziecko musi poczekać, aż dorośnie, nabie-rze siły, uwolni się od wpływu Kościoła lub lokalnej społeczności oraz znajdzie kogoś, na kim będzie się mogło oprzeć: organizację, partnera albo adwokata pomagającego ofiarom. Co przez ten czas dzieje się w umyśle ofiary? Czasem działa mechanizm wyparcia – wypchnięcia zdarzenia ze świadomości. Dziecko o nim wtedy nie pamięta. Może ujawnić się mechanizm zaprzecze-nia. Dziecko zaczyna sobie wyjaśniać, że nic się nie stało: że to wcale nie było takie straszne, a innym przytrafiają się dużo gorsze rzeczy. Zdarzają się przy-padki dobrego radzenia sobie z traumą – np. wtedy, gdy ktoś decyduje się na terapię. Dobrą strategią jest przepracowanie traumy, zrozumienie i potraktowa-nie swojej krzywdy w taki sposób, jak traktuje się np. zło, do którego dochodzi na wojnie. Niestety, istnieje też inny mechanizm obronny: dziecko samo staje się sprawcą i zaczyna krzywdzić innych. Ten mechanizm zagraża zwłaszcza wykorzy-stywanym seksualnie chłopcom. Dlaczego? Do identyfikacji ofiary ze sprawcą dochodzi częściej, gdy płeć obu uczestników krzywdzącego czynu jest taka sama. Badania na temat przyczyn i sposobów radzenia sobie z traumą u ofiar wykorzystywania seksualnego wykazały też, że mężczyźni mają tendencję do eksternalizacji – podejmują np. zachowania destrukcyjne skierowane na zewnątrz: samouszkodzenie, krzywdzenie innych, ryzykowny tryb życia. Natomiast dla kobiet bardziej typowe są internaliza-cje, uruchamianie objawów skierowanych do wewnątrz – np. depresja. Jaki procent sprawców było wcześniej ofiarami wykorzystywania? Badania, które prowadziłam, wykazały, że 48 proc. sprawców, którzy odbywają wyroki za przestępstwa seksualne, było wcześniej wykorzystywanych w dzie-ciństwie. Trzeba jednak zaznaczyć, że wykorzystanie było tylko jednym z elementów, które decydowały o tym, że stali się potem sprawcami. Istotnym czyn-nikiem, który powoduje, że mężczyzna podejmuje kontakty seksualne z dziećmi, jest również jego zaburzony rozwój seksualny. Doświadczenie terapeutyczne uczy mnie, że na decyzję wielu młodych ludzi o wstąpieniu do seminarium może mieć wpływ zaburzony rozwój seksualny. Pomysł, że jeśli wybiorę celibat, będzie to działanie uzdrawiające, nie musi wcale zdarzać się rzadko. Zaznaczam jednak, że wypowiadam się tu na podstawie własnej praktyki terapeutycznej, nie zaś statystyki. Doświadczenie kliniczne z kolei uprawnia mnie do sformułowania wniosku, że wiele osób myśli, iż niektóre wczesnodziecięce traumy można naprawić za pomocą sterowania swoim życiem seksualnym – np. przez wycofanie się z niego i praktykę celibatu. Dlaczego ludziom Kościoła tak trudno mówić o pedofilii? Kontakt z patologią jest trudny. Kontakt z patologią, która jest blisko, jest jeszcze trudniejszy. To dlatego proboszczowi może być trudno przyjąć do wiado-mości, że czynów pedofilnych dopuszcza się jego własny wikary. To stąd biorą się komunikaty: to niemożliwe, ten ksiądz nie mógł tego zrobić. Niekoniecz-nie musi tu chodzić o ochronę wizerunku Kościoła – a bardziej o ochronę siebie samego. Ta zasada odnosi się zresztą nie tylko do proboszczów, biskupów i władz kościelnych: dotyczy również sędziów, policjantów, psychologów, czyli wszystkich, którzy mają kontakt z patologią. W kontekście kościelnym dotyczy to również parafian, często broniących „swojego” księdza? Im również trudno przyjąć do wiadomości informację o oskarżeniach pod adresem księdza – w jakimś sensie mieli kontakt z tą patologią, ponieważ sami spotykali się z tym człowiekiem. A patologia rodzi lęk. Chcę jednak wyraźnie powiedzieć: mechanizmy obronne czy mechanizmy zaradcze dotyczą księży dokładnie w takim samym stopniu jak wszystkich in-nych. To nieważne, czy sprawcą pedofilii jest ojciec, ksiądz, lekarz czy człowiek o niższym statusie społecznym. Leczenie dotyczy wszystkich, jest demokra-tyczne. Niestety, trudno o ośrodki lecznicze, w których taka terapia jest finansowana przez NFZ. To odbiera niektórym szanse na leczenie. Z drugiej strony, opłacanie terapii ma również skutek terapeutyczny. Po obu stronach – sprawcy i ofiary pedofilii – mamy do czynienia z ogromną barierą wstydu, która powstrzymuje przed ujawnieniem się. Co miałaby Pani do powiedzenia osobom, które wahają się, czy ze swoimi zachowaniami zgłosić się do terapeuty? Jeśli człowiek sam przychodzi do terapeuty, leczenie ma większe szanse powodzenia. Terapia jest w dużej mierze skuteczna wtedy, gdy jest motywowana wewnętrznie. Ważną wskazówką jest to, że leczenie można zacząć w każdej chwili życia. Choć, oczywiście, zawsze lepiej dziś niż za dwa tygodnie. Terapeuci są objęci obowiązkiem zachowania tajemnicy zawodowej. Osoby leczące się muszą spełnić warunki brzegowe terapii – podjąć decyzję o zaprzestaniu swoich zachowań – ale są chronieni tajemnicą zawodową swojego psychologa. Dla tych, którzy mają trudność z podjęciem takiej decyzji, terapia może się stać ramą, która pomoże im utrzymać się w abstynencji. Terapia rozwija. W czasie jej trwania nie jest się pozostawionym samemu sobie. Towarzyszem na drodze ku zmianie jest psycholog mający dwa cele: uchronić przyszłe ofiary pedofilii oraz pomóc samemu sprawcy. Pedofilia jest bowiem również formą krzywdzenia siebie. Trudno to zrozumieć – i w konse-kwencji: trudno pomóc – ludziom, którzy propagują ideę tzw. pedofilii pozytywnej, czyli uważają, że swoimi zachowaniami nikogo nie krzywdzą. Nie widzą jednak tego, że jeśli podejmują kontakty z kimś, kto jest od nich zależny i młodszy, blokują sobie możliwość kontaktu seksualnego z równym. A równość i partnerstwo są niezbędne w prawidłowych kontaktach seksualnych.   ROZMAWIAŁ MARCIN ŻYŁA
Prof. MARIA BEISERT jest psychologiem, seksuologiem i prawnikiem, kieruje Pracownią Seksuologii Społecznej i Klinicznej w Instytucie Psychologii UAM w Poznaniu oraz Podyplomowym Studium Pomocy Psychologicznej w Dziedzinie Seksuologii. W tym roku ukazała się jej książka „Pedofilia. Geneza i mechanizm zaburzenia”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2012