Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rosja liczy na przełamanie międzynarodowej izolacji, w jakiej znalazła się po aneksji Krymu w 2014 r., i na zniesienie zachodnich sankcji. A zwłaszcza na powrót do stołu mocarstw, przy którym zapadają najważniejsze dla świata decyzje.
Moskwa nie chce przed nowym rozdaniem zadrażniać stosunków z USA, o czym świadczy niestandardowa decyzja Putina, aby po wprowadzeniu przez odchodzącą administrację Obamy nowych sankcji (za ataki hakerskie) i po wydaleniu 35 rosyjskich dyplomatów z USA nie reagować odwetem. Putin nie tylko nie wyrzucił 35 amerykańskich dyplomatów z Rosji, ale jeszcze wielkodusznie zaprosił dzieci pracowników ambasady USA na imprezę choinkową na Kreml. Intencją było zademonstrowanie Trumpowi, że Moskwa chce się dogadywać w dobrej atmosferze. A poza tym chodziło o wykazanie, że gesty Obamy można zlekceważyć.
O co chce zagrać Kreml? Na pewno o uznanie za wyłączną rosyjską strefę wpływów obszaru postsowieckiego, w pierwszym rzędzie wycofanie poparcia Waszyngtonu dla obecnych władz w Kijowie. Moskwa liczy też, że za prezydentury skupionego na sprawach wewnętrznych Trumpa osłabną więzi transatlantyckie, a rozmiękczona Europa łatwiej da się podzielić i urobić. Dotyczy to zarówno sfery gospodarczej (np. losów TTIP), jak i militarnej. Do załatwienia pozostaje kwestia tarczy antyrakietowej w Europie. Część instalacji w Polsce jeszcze nie powstała i z punktu widzenia Kremla można powalczyć o zniweczenie projektu.
Czy rachuby Kremla będą uwzględnione w Waszyngtonie? Niebo nad tymi nadziejami nie jest bezchmurne. Sankcje Obamy zostały wprowadzone w związku z oskarżeniami amerykańskich służb pod adresem rosyjskich hakerów, których manipulacje zaburzyły tok wyborów w USA i umożliwiły zwycięstwo Trumpa. Sytuacja jest więc delikatna, a wymarzony przez Rosję reset – nadal niepewny. ©