Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na jednym ze zdjęć, wyjętym niedawno z pudeł z fotografiami w podparyskim archiwum Instytutu Literackiego, jego twórca i redaktor „Kultury” Jerzy Giedroyc podlewa ogród. Byłaby to ilustracja zwykła, gdyby nie kołaczące się pytanie: gdzie ów człowiek, wyjątkowo na tej fotografii uśmiechnięty, znalazł czas na ogródek? Jakim cudem?
Ogrom – i nie jest to słowo rzucone ku łatwości opisu – ogrom pracy Giedroycia ilustrują liczby. Sam skomponował i zredagował 637 numerów miesięcznika „Kultura”, podobnież wydał za życia ponad 130 numerów „Zeszytów Historycznych” i setki książek, w tym najważniejszych dla literatury polskiej. Pomagało mu zaledwie kilka osób, a całe to przedsięwzięcie wymagało też napisania tysięcy listów (na razie niewielka ich część została wydana); Giedroyc był pod tym względem rekordzistą, nie tylko w polskiej skali.
Archiwum w Maisons-Laffitte to więcej niż dowód misji i pasji twórcy. To też nietypowa ilustracja do historii Polski. Widok pozbawiony słodyczy czy sentymentalizmu, wręcz brutalny ogląd dziejów – powojennych i wcześniejszych. W opinii Giedroycia historia Polski aż nadto długo podawana była z dużą dowolnością, by nie rzec: zakłamaniem. Stąd w 637 miesiącach zarejestrowanych w „Kulturze” widać wysiłek, by powojenną politykę globalną i polską (krajową i emigracyjną) relacjonować w sposób zimny i, jak na polską miarę, skrajnie obiektywny. Dowodem choćby dzisiejsze odwołania do koncepcji Giedroycia, od lewa do prawa. Prócz „Kultury” nie mamy podobnego świadectwa. To rzecz jasna opinia generalna, bo o detale można się spierać. A korespondencja Giedroycia z autorami jest tu fascynującym uzupełnieniem.
Prócz kwestii politycznych czy opinii historycznych, które siłą rzeczy starzeją się i są pasjonujące dla uczonych bądź zapaleńców, archiwum Instytutu Literackiego jest po prostu „muzeum literatury”. Określenia „muzeum” wobec Instytutu Giedroyc nie znosił i do końca życia bał się, że jego dom w istocie się w muzeum zamieni. Na pocieszenie można powiedzieć, że to jedno z najlepszych polskich muzeów. Jego klasa wzięła się z doktryny Giedroycia, który wydawał książki każdemu pisarzowi, u którego znajdował talent. Jego własne upodobania – był żarliwym wielbicielem Żeromskiego – nie miały tu znaczenia. Stąd tak bosko skompletowana plejada: od gigantów, Miłosza czy Gombrowicza, przez Haupta, Mackiewicza, Bobkowskiego, Lipskiego, po wielu, o których mało kto po wydaniu ich książek słyszał. Zbiór korespondencji z tymi ludźmi jest znacznie bardziej żywy, niż można by sądzić po suchych, czasem przykrych Giedroyciowych opiniach czy po jego surowej minie na wielu fotografiach.
Niedawno minęło 12 lat od śmierci Jerzego Giedroycia, od 33 lat nie żyje Zygmunt Hertz, 19 minęło od zgonu Józefa Czapskiego, Zofia Hertz nie żyje od dziewięciu lat, a Henryk Giedroyc – ostatni członek tego niezwykłego zespołu – od dwóch. Ich wspólne marzenie, by ich dom, dom „Kultury”, był miejscem otwartym, dostępnym dla każdego, zwłaszcza dla młodych ludzi, się spełnia. Legendarny pawilon w ogrodzie, gdzie mieszkali (w nader skromnych warunkach) różni goście, m.in. Stempowski, Herling-Grudziński, Kisielewski, Osadczuk, Hłasko, Polański, został właśnie zamieniony w nowoczesne archiwum i bibliotekę.