"Edukatorzy": zabawa w rewolucję

Na podziemnym parkingu młoda dziewczyna niszczy karoserię luksusowego samochodu zarysowując ją kluczykiem. Pod sklepem z drogimi butami demonstranci usiłują zniechęcić kupujących przypominając o niewolniczej pracy dzieci z indonezyjskich fabryk.

29.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Zamaskowani włamywacze po wtargnięciu do zamożnej willi przestawiają sprzęty i meble, tworząc z nich absurdalne konstrukcje, a na odchodnym pozostawiają list: “Dni twego bogactwa są policzone". Niczego nie wynoszą, nie są bowiem złodziejami ani uwspółcześnioną wersją Robin Hooda. To niestrudzeni naprawiacze świata - “edukatorzy", których misją jest budzenie sumień zadowolonych z siebie zamożnych elit. Potomkowie hippisów? Anarchistów? A może radykałów spod znaku Baader-Meinhof i RAF?

Film Hansa Weingartnera poprzez trójkę młodych bohaterów pokazuje mechanizm przekuwania własnej frustracji w pseudorewolucyjną ideę. Marna praca, brak perspektyw, nie spłacone długi - przede wszystkim jednak brak jasno sprecyzowanej życiowej drogi - popychają bohaterów do walki przeciwko beneficjentom “systemu". Z pozoru więcej w tym wszystkim anarchizującej zabawy niż niszczycielstwa.

Edukatorów mierzi mieszczański ład i dostatek. Wroga chcą niszczyć przede wszystkim strachem. Odkąd znajdzie się on na czarnej liście, już nigdy nie będzie czuł się komfortowo. Żadne systemy alarmowe, żadne zabezpieczenia i ubezpieczenia nie zapewnią mu spokojnego snu. U Weingartnera odsłania się przy okazji coś jeszcze - jak cienka granica dzieli partyzancki entuzjazm od terroru, jak niewiele może znaczyć pojedynczy człowiek wobec ślepej wierności ideologii. Zabawny happening kończy się w momencie, kiedy złapani na gorącym uczynku bohaterowie sami zaczynają się bać. Wówczas przestają przebierać w środkach. Podczas jednej z akcji “uświadamiających" porywają berlińskiego biznesmena, a w końcu w obawie przed karą zaczynają zastanawiać się nad likwidacją zakładnika.

“Edukatorzy", może nawet wbrew intencjom twórcy, który wyraźnie sympatyzuje z bohaterami, odsłaniają żałosną niemoc współczesnych bojowników o nowe, lepsze jutro. Przyszło im żyć w świecie, w którym niełatwo się buntować, bo bunt staniał, wystawiony na stragany niczym “Che" na koszulce. Hasła i symbole epoki kontestacji wchłonięte zostały przez pop-kulturę. Rzeczywistość, w której wolno coraz więcej, stopniowo zamienia się w pułapkę, staje się odmianą Matriksu. O tym właśnie rozmawiają bohaterowie filmu patrząc z góry na oświetlone nocą miasto, dziwnie samotni pomimo łączącego ich rewolucyjnego zapału.

Naiwność “edukatorów" utwierdza ich w złudnym przekonaniu, że są kimś po stokroć lepszym od swych ofiar. Tyle że w gruncie rzeczy obie strony są siebie nawzajem warte. Działalnością młodych naprawiaczy kieruje zwykły resentyment, a w najlepszym razie lęk przed życiem, w którym otyły przedsiębiorca może okazać się ich przyszłym wcieleniem. Biznesmen uwięziony w alpejskiej chacie uświadamia bohaterom, że on także ma za sobą bujny rewolucyjny epizod: w 1968 roku walczył o tę samą sprawę, co jego obecni prześladowcy. Dziś z własnej i nieprzymuszonej woli haruje po 14 godzin na dobę. Zapewnienie dobrobytu rodzinie to wygodne alibi, by bezkarnie ścigać się z innymi szczurami dla osiągnięcia siedmiocyfrowego dochodu. “Pieniądze nie dają wolności" - powie z filozoficzną zadumą. W tym wyznaniu można odczytać dobrze zagrany ukłon w stronę porywaczy, który ma uśpić ich czujność. Jaką lekcję wyniosą z tej rozmowy?

“Edukatorzy" zapowiadają się jako pełna psychologicznego napięcia rozgrywka. Ale nie ma w nich dramatyzmu, który wykrzesał choćby Marco Bellocchio w “Witaj, nocy", pasjonującym thrillerze, a zarazem wielkim dramacie racji, opowiadającym o porwaniu przez Czerwone Brygady Aldo Moro. Film Weingartnera zmierza nieuchronnie w kierunku prostej konstatacji o nieustającej sztafecie pokoleń, o nieuchronnym wypalaniu się wszelkich utopii. “Jeśli nie jesteś liberałem przed trzydziestką, to znaczy, że nie masz serca. Jeśli jesteś nim po trzydziestce, to znaczy, że nie masz mózgu" - tak właśnie definiowany jest ów z gruntu nieskomplikowany świat.

Twórcy filmu traktują swoich bohaterów pobłażliwie i z humorem. Ich wywrotowa działalność momentami ociera się o groteskę, ale jest w niej tyle młodzieńczej energii, bezkompromisowości, erotyzmu, że chcąc nie chcąc musimy polubić Jule, Petera i Jana. Nie są oni ani demonami rewolucji, ani nawet romantycznymi easy riderami alterglobalizmu. Odżegnują się od polityki, nie należą do żadnej partii. Działają wyłącznie na własny rachunek, w imię własnego, prywatnego niespełnienia. Ale jeśli nawet walczą z wiatrakami, robią to z dużym wdziękiem.

W nakręconym wszędobylską ręczną kamerą cyfrową filmie grają najmodniejsi niemieccy aktorzy młodego pokolenia: Daniel Brühl z “Goodbye Lenin!" czy Julie Jentsch znana z filmu “Sophie Scholl". Wątek polityczny nieustannie przeplata się z erotycznym. Bukoliczny tyrolski pejzaż, w którym zostaje uwięziona cała czwórka bohaterów, przywołuje tęsknotę za światem wolnym od konsumpcjonizmu i ideologicznych podziałów. Odśpiewany w finale song Leonarda Cohena “Halleluyah" (tu w wykonaniu Jeffa Buckleya) podkreśla idealistyczną wymowę całości.

“Edukatorzy" wypłynęli na tej samej fali, co głośne ostatnio dokumenty: “Korporacja" Marka Achbara i Jennifer Abbott, “Super Size Me" Morgana Spurlocka, o gniewnym Michaelu Moore nie wspominając. Sprzedawały tę samą, jednoznaczną i spolaryzowaną wizję rzeczywistości, ale przy okazji budziły sumienia i zmuszały do zastanowienia nad urządzeniem dzisiejszego świata. Niemiecki film ucieka się do metod bardziej rozrywkowych i bezbolesnych. Ale dorzuca jeszcze jedną, mniej popularną diagnozę: zacięta walka o zbawienie świata bywa często udziałem nieudaczników, straceńców, ludzi poszukujących tożsamości po omacku. Jak bohater innego niemieckiego filmu, “Porządek musi być" Marcusa Mittermeiera, który wymierzając sprawiedliwość niezdyscyplinowanemu społeczeństwu, z nadgorliwego wychowawcy niepostrzeżenie dla siebie samego przeistoczył się w faszystę.

Film Weingertnera dryfuje pomiędzy krytyką społeczną a niepokojem o skutki zbyt dosłownie pojmowanej “misji". Nie ukrywa przy tym, że skończył się czas łatwych podziałów. Że nie podparty odpowiedzialnością i pozytywnym programem każdy, nawet najbardziej szlachetny bunt stanie się w końcu autodestrukcyjny i jałowy.

“EDUKATORZY" (“Die fetten Jahre sind vorbei"), reż.: Hans Weingartner, scen.: Katharina Held i Hans Weingartner, zdj.: Daniela Knapp i Matthias Schellenberg, muz.: Andreas Wodraschke, wyst.: Daniel Brühl, Julia Jentsch, Stipe Erceg, Burghart Klaußner. Prod.: Niemcy/Austria 2004. Dystryb.: Kino Świat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2005