W kosmiczny pył się obrócisz

W najnowszym spektaklu Pawła Miśkiewicza odnajdujemy galerię postaci z jego poprzednich spektakli i problemy, do których nieraz już podchodził. Tym razem przyglądamy się im z kosmicznej perspektywy.

30.10.2006

Czyta się kilka minut

Sebastian Pawlak (Filip-Łowca) /
Sebastian Pawlak (Filip-Łowca) /

Punktem wyjścia "Przedtem/Potem" Rolanda Schimmelpfenniga są perturbacje życiowe kilku bohaterów: zdrady małżeńskie, rozstania, powroty. W komedię obyczajową wdziera się pewien nieład: wątki przeplatają się, nie są prowadzone do należytej puenty, rysunki postaci są niepełne, narracja trzecioosobowa rozbija tradycyjny porządek dialogu. Otrzymujemy serię nieostrych, pozornie przypadkowych zbliżeń, które nie tworzą zwartego obrazu, nie składają się na wspólną historię. Autor stopniowo otwiera przed nami inną perspektywę. Opowieść przekłada na szerszy plan, gdzie - jak w kosmosie, o którym dyskutują bohaterowie - nie obowiązują nasze ograniczenia czasowe, hierarchie, porządki. Z tej perspektywy nasze pojedyncze losy wydają się wysoce względne: to punkciki rozsypane na mapie kosmosu, ledwie zauważalne. Autor zapuszcza sondę i wyłapuje kilka twarzy, kilka historii. Słońce rozrasta się od miliardów lat i za miliardy lat pochłonie Ziemię... Wobec ogromnego "przedtem" i równie wielkiego "potem" nasze maleńkie "teraz" nie ma większego znaczenia...

Jak to pokazać na scenie? Miśkiewicz zaczyna od początku, czyli od historii obyczajowej. Pokój, w nim łóżko i dwie lampki po bokach. To pokój w hotelu, w mieszkaniu lub w domu - w zależności, kto w nim się pojawia. Kobieta, która zdradza partnera, mężczyzna, który zdradza żonę. Dziewczyna, która chce być filmową charakteryzatorką, tymczasem jest kosmetyczką; mężczyzna, który nie umie podołać zarządzaniu rodzinnym biznesem. Ludzie zwyczajni, zagubieni, nieporadni, słowem - ulubione "towarzystwo" Miśkiewicza. Mamy tu kilka świetnych wątków: dwóch filozofujących robotników (Jan Peszek i Jacek Owczarek) albo Mężczyzny Z Mapą Nieba (Zbigniew Kosowski), który próbuje podzielić się z żoną metafizycznym poczuciem dziwności istnienia wobec faktu, że żarówka świeci - co żona (Iwona Bielska) kwituje trzeźwym: "albo i nie". Bohaterowie Miśkiewicza są prozaiczni i ich życie jest prozaiczne, ale pragną więcej i ta tęsknota sprawia, że stają się nam bliscy.

Dramat Schimmelpfenniga przypomina model do składania. Miśkiewicz już nieraz z sukcesem zmagał się z taką formą, chociażby w krakowskiej "Niewinie". Tutaj wyszło dużo gorzej. Poszczególne sekwencje nie zazębiają się, nie układają w dramatyczną całość. Reżyser zapewne chciał uniknąć łączenia, domykania, aby zburzyć wrażenie czasowej linearności, ale efektem jest męczący chaos. Widz gubi się w niełatwej opowieści i chwyta się tego, co najbardziej wyraziste - a mianowicie historii łóżkowych. To już inny problem. Miśkiewicz kładzie zbytni nacisk na sceny rodzajowe; spektakl iskrzy się dowcipem i jest to jego wielki atut, ale na pewno nie tylko o komedię obyczajową miało tu chodzić. Pojawiają się bowiem motywy zagadkowe, jak opowieść Filipa-Łowcy (Sebastian Pawlak) o tajemniczym, ślepym "organizmie", który wchłania ofiarę i próbuje ją zniszczyć. Opowieść, zgodnie z wyraźną sugestią aktorów, odnosimy do żony bohatera. I tylko niejasno przeczuwamy, że ma wyrażać coś więcej: samotność człowieka w obcym, wrogim świecie.

Być może jest to tylko problem z odpowiednim rozłożeniem akcentów - problem, który da się skorygować. Potwierdza to trzecia, dużo bardziej udana odsłona spektaklu. Tempo zwalnia, pulsuje miarowo w rytmie cichej muzyki i migotających świateł. Scena płynnie przechodzi w scenę, bohaterowie wchodzą i znikają niespiesznie. Wszystko poddane jest rytmowi powolnego wygasania, odchodzenia. Filip-Łowca ubrany w piżamę koloru tapety staje przy ścianie - zlewa się z tłem, niczym kameleon. Wchodzi pod materac, powstaje spulchnienie, które stopniowo znika - "organizm" pożera go. Podobnie zniknął inny bohater, który przed nijakością życia uciekł do wnętrza obrazu: ściana rozsunęła się i przeszedł na drugą stronę, niczym Alicja przez lustro. Tylko że z jego wyobrażenia nie ma powrotu...

Te dziwne zniknięcia stają się bardziej jasne, gdy zestawić je z rozmowami bohaterów: o robakach, które pożerają ciało zmarłej, o kosmicznej czarnej dziurze, która pożera wszystko. Problemy, tajemnice puchną; bohaterowie kapitulują, poddają się. Ogrom życia - nawet jeśli składają się na nie drobiazgi - jest nie do udźwignięcia. Jednocześnie w ogromnym świecie prywatne pretensje wydają się znikome, nieistotne... Spektakl rozwija się w tych dwóch perspektywach. Miśkiewicz niczego nie wyjaśnia, nie konkluduje, przeciwnie - zagęszcza atmosferę, spiętrza zagadkowe sceny. Jesteśmy bezradni, oszołomieni - i z pewnością o taki właśnie efekt chodziło. O obraz trywialnego życia, które jednocześnie jest wielką tajemnicą. Szkoda, że udaje się to tylko w trzeciej części.

Oszałamiający jest sam repertuar teatralnych chwytów, po które sięga reżyser. Sufit scenicznego pokoju obraca się, nad łóżkiem zawisa do góry nogami identyczne łóżko; tylna ściana rozsuwa się ukazując sielski pejzaż z elektryczną ciuchcią na horyzoncie. W tym zestawie użycie kamery wydaje się bardzo retro... Niektóre chwyty są prawdziwie "magiczne", inne - rozczulająco tanie; reżyser w odpowiednich momentach puszcza do nas oko, powagę czujnie kontrapunktuje żartem.

Na koniec sufit znowu się otwiera, a żona Mężczyzny Z Mapą Nieba wjeżdża na górę po drabince. Konfetti opada spod sklepienia. To typowe dla Miśkiewicza zakończenie. Problemy są nie do rozsupłania; reżyser jednym gestem odsuwa je na bok i proponuje finał, który - wbrew wszystkiemu - jest szczęśliwy. Zwycięża to, co może banalne (także teatralnie), ale cudowne, radosne. Niekiedy owa ugodowość bywa zanadto ckliwa - tutaj jest odpowiednio wyważona. To jedyne możliwe zakończenie: zatarg człowieka z kosmosem może być rozstrzygnięty tylko polubownie.

ROLAND SCHIMMELPFENNIG, "PRZEDTEM/POTEM", przeł.: Karolina Bikont, reż. i oprac. muz.: PAWEŁ MIŚKIEWICZ, dramaturgia: Dorota Sajewska, scenogr.: Barbara Hanicka, reż. światła: Wojciech Puś, ruch sceniczny: Jacek Owczarek, premiera w Starym Teatrze w Krakowie 21 października 2006.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2006