W cieniu pekińskiego smoka

Chiny Ludowe zwiększają presję na Tajwan, niewielką wyspę, która od 70 lat opiera się komunistycznemu mocarstwu. Wykorzystują do tego dezinformację w sieci.
z Tajpej

13.05.2019

Czyta się kilka minut

Obchody święta Republiki Chińskiej na Tajwanie, Tajpej, 29 marca 2019 r. / NICOLAS DATICHE / GETTY IMAGES
Obchody święta Republiki Chińskiej na Tajwanie, Tajpej, 29 marca 2019 r. / NICOLAS DATICHE / GETTY IMAGES

To jest już męczące dla młodych ludzi – mówi Yun-Chan. Ma ponad 30 lat, robił doktorat na jednej z nowojorskich uczelni, ale przerwał. Teraz pracuje w przedstawicielstwie Tajwanu w jednym z krajów Unii Europejskiej.

Gdy Yun-Chan mówi „to”, ma na myśli relacje między Chinami kontynentalnymi (Chińską Republiką Ludową) i Republiką Chińską. Tak brzmi oficjalna nazwa państwa, które częściej znamy pod geograficzną nazwą Tajwanu – niewielkiej, bo dziewięciokrotnie mniejszej od Polski wyspy u brzegów azjatyckiego kontynentu, zamieszkanej przez 25 mln ludzi. Dla porównania: ChRL ma niemal półtora miliarda obywateli.

„To” dominuje życie polityczne wyspy. Nie ma tygodnia, by „Taipei Times” – anglo­języczna gazeta wydawana w stołecznym Tajpej – nie informował o nowych napięciach między Tajwanem a ChRL. I nie jest to propaganda dla obcokrajowców. Również Sherry, 32-latka po studiach z zarządzania, obecnie pracująca w jednej z instytucji badawczych w Tajpej, przyznaje, że trudno od „tego” uciec.

Także różnice między dwiema głównymi partiami politycznymi – Kuomintangiem oraz Partią Postępu i Rozwoju – dotyczą głównie relacji z Pekinem. Inne kwestie, od gospodarczych po obyczajowe, wydają się drugorzędne. – W skrócie: według Kuomintangu pokój i współpraca z Chinami są drogą do dobrobytu, zaś według Partii Postępu i Rozwoju kwestia niezależności i suwerenności stoi na pierwszym miejscu – wyjaśnia Yun-Chan.

– Skupienie na relacjach z Chinami to jednak w dużej mierze sposób na marketing polityczny – uważa młody dyplomata. Bo choć Tajwańczycy uwielbiają rozmawiać o polityce, to przy rodzinnym stole mało kto kłóci się o niuanse.

Tymczasowość na dekady

Niuanse, bo relacje między Pekinem i Tajpej są zawiłe. Aby je zrozumieć, trzeba sięgnąć do historii.

W 1949 r., pod koniec wojny domowej – lub, jak kto woli, komunistycznej rewolucji – przegrani chińscy nacjonaliści z Kuomintangu uciekli na Tajwan. Wraz z pobitą armią na wyspę przedostała się spora część elit intelektualnych i biznesowych. Przywódca Kuomintangu, Czang Kaj-szek, planował wrócić i odbić Chiny z rąk komunistów Mao Zedonga, a Tajpej traktował jako „stolicę na czas wojny” Republiki Chińskiej. Pobyt tutaj miał być tymczasowy.

Tę tymczasowość widać było na wielu płaszczyznach. W sposobie sprawowania władzy: Czang Kaj-szek rządził Tajwanem twardą ręką i nie dzielił się władzą z nikim (Partia Postępu i Rozwoju powstała dopiero w 1986 r.; założyli ją działacze demokratyczni, wcześniej aktywni w podziemiu). Także w sposobie traktowania miejscowych: przybysze z Kuomintangu, którzy stanowili jedną czwartą populacji wyspy, cieszyli się przywilejami politycznymi i gospodarczymi, których odmawiano Chińczykom mieszkającym tu od pokoleń. Budowanie silnych instytucji państwa i sposobów współżycia przybyszów z miejscowymi nie było priorytetem – wszak wszystko miało być tymczasowe.

Tymczasowość widać nawet w architekturze. Miasta wyglądają na zbudowane niedbale (poza przepięknymi świątyniami), budynki nie przypadłyby do gustu zwolennikom zachodnich standardów estetycznych (dziś ta brzydota nie jest zresztą wyznacznikiem: w budynku z blachą falistą łatającą dziury może znajdować się mieszkanie warte setki tysięcy dolarów).

Obecność nacjonalistów na wyspie przypominała wojskową okupację: wprowadzony w 1949 r. stan wojenny zniesiono dopiero w 1987 r., 12 lat po śmierci Czang Kaj-szeka, w trakcie procesu demokratyzacji. W latach 90. zaczęto dbać o estetykę, a na przełomie tysiącleci powstał słynny Taipei 101 – wysoki na pół kilometra wieżowiec.

Metaforycznie potwierdza on to, co było jasne od dawna: na odbicie Chin nie ma szans.

Pod ochroną Waszyngtonu...

Odwojowanie Chin było niemożliwe także dlatego, że zmieniła się sytuacja międzynarodowa Tajwanu.

W 1971 r. Republika Chińska straciła stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ na rzecz Chińskiej Republiki Ludowej. W latach 70. XX w. większość krajów świata uznała władze w Pekinie, wycofując uznanie dla władz w Tajpej. Dziś relacje dyplomatyczne utrzymuje z nimi tylko 16 ze 193 państw ONZ (większość to państwa Ameryki Środkowej, Karaibów i Oceanii). W Europie władze w Tajpej oficjalnie uznaje jedynie Stolica Apostolska (nienależąca do ONZ).

Stany Zjednoczone, główny sojusznik Republiki Chińskiej, uznały władze w Pekinie w 1979 r. Ale nie oznacza to, że opuściły Tajwan.

Amerykanie mają na Tajwanie de facto ambasadę. Choć oficjalnie jest to organizacja non-profit (Instytut Amerykański w Tajpej), faktycznie pełni funkcje dyplomatyczne i konsularne. Pracują tu dyplomaci (choć rzekomo na urlopie lub emeryturze), a jej ochronę stanowią marines (też nieoficjalnie; patrolują w cywilnych ubraniach).

Co roku w pierwszej połowie listopada organizowany jest bal z okazji rocznicy utworzenia Korpusu Piechoty Morskiej USA. Ze względu na relacje z Pekinem obecni na Tajwanie marines nie mogą nosić mundurów, nawet z tej okazji. Na balu w mundurach występują natomiast attachés wojskowi z krajów uznających Tajpej. Bywalcy bali mówią, że wyglądają one jak zebranie wojskowych planujących zamach stanu gdzieś w Trzecim Świecie.

Z powodów, których oficjalnie nikt nie poda, siedziba pewnej amerykańskiej „firmy doradczej” mieści się wysoko w górach Tajwanu. Wielkie anteny satelitarne skierowane są tam w stronę kontynentu. Część jej pracowników to wojskowi z Navy SEALS („na emeryturze”), oddziałów specjalnych odpowiedzialnych m. in. za operację odszukania i zabicia Osamy bin Ladena w 2011 r.

...i pod presją Pekinu

Przyszłość relacji Tajwanu z USA jest bezpieczna. Jeśli Stany chcą przeciwdziałać imperialnym aspiracjom Chin Ludowych, potrzebują demokratycznych sojuszników, dla których demokratyczny kapitalizm jest alternatywą wobec chińskiego modelu, który łączy autorytaryzm z kapitalizmem państwowym.

Amerykańskie okręty wojenne regularnie przepływają więc Cieśninę Tajwańską (w 2018 r. trzykrotnie), aby podkreślić, że jakiekolwiek rozwiązanie siłowe ze strony Pekinu spotka się z odpowiedzią USA. Z podobnych powodów Tajwan ciepło przyjął konfrontacyjną postawę Donalda Trumpa wobec Pekinu. – Mam wrażenie, że dzięki temu sytuacja Tajwanu stała się bardziej widoczna na arenie międzynarodowej. Więcej osób zauważa tę niewielką wyspę, opierającą się potężnemu mocarstwu – mówi Alan H. Yang, dyrektor Taiwan-Asia Exchange Foundation ­(rządowego think tanku zajmującego się polityką zagraniczną) i profesor na jednym z uniwersytetów w Tajpej.

Bardziej zagrożone są relacje z mniejszymi państwami, zwłaszcza tymi potrzebującymi inwestycji zagranicznych. – Ambasadorzy ChRL często naciskają na kraje, w których są akredytowani, aby przedstawiciele ich władz nawet się z nami nie spotykali. Ponieważ za ich słowami idą inwestycje, często bywamy ignorowani – mówi dyplomata Yun-Chan.

Nie są to czcze pogróżki. Niedawno, pod wpływem rosnącej presji ze strony Pekinu, grono krajów uznających Tajpej opuściły Dominikana, Salwador i Burkina Faso. Większość krajów Afryki, gdzie Chiny mają rozległe interesy i wpływy gospodarcze, nie utrzymuje nawet nieoficjalnych relacji z Tajwanem.

W odpowiedzi na presję Chin Tajwan wypracował nową politykę zagraniczną, która skupia się na powiązaniach „miękkich” i wymianie w sferach gospodarczej i społeczeństwa obywatelskiego. – Moi koledzy z Chin kontynentalnych często mówią, że ta polityka jest pozbawiona strategicznej wizji, ale to nieprawda – tłumaczy Yun-Chan. – Chcemy pokazać, że Tajwan jest kluczowym regionalnym ogniwem w wymianie gospodarczej i obiegu idei.

Dobrobyt nie dla wszystkich

Utrzymanie niezależności jest trudne także dlatego, że Chiny Ludowe i Tajwan wiele łączy.

Pekin to największy partner handlowy i gospodarczy Tajwanu: jedna trzecia eksportu z wyspy trafia do kontynentalnych Chin. Biznesmeni z kontynentu aktywnie inwestują na wyspie, a firmy z Tajwanu robią interesy na kontynencie. Ułatwiają to wspólny język i kultura.

Do tego dochodzi rozczarowanie młodych ludzi sytuacją gospodarczą na Tajwanie.

Owszem, standard życia na wyspie jest wysoki, Tajwan ma dobrej jakości publiczną opiekę zdrowotną i edukację. Jednak problemem są nierówności. Dochód na głowę wynosi na wyspie 25 tys. dolarów (dla porównania: w Polsce jest to trochę ponad 15 tys. dolarów), a średnie miesięczne zarobki to ponad 1500 dolarów.

Ale, jak zauważa w swoim opracowaniu prof. Chin-fen Chang z Academii Sinica w Tajpej, powszechny dobrobyt jest statystyczną iluzją. Mediana zarobków, bardziej reprezentatywna niż średnia, to niecały tysiąc dolarów miesięcznie. Przez ostatnią dekadę inflacja pożerała podwyżki dużej części Tajwańczyków. Świeżo upieczeni absolwenci uczelni zarabiają średnio ok. 920 dolarów miesięcznie. Perspektywy na poprawę są niewielkie.

Sytuacja nie wygląda też atrakcyjnie wśród kadry naukowej. Yun-Chan, gdy jeszcze robił doktorat, uchodził za jednego z najbłyskotliwszych studentów, ale zrezygnował z pracy naukowej. – Na akademickim rynku pracy jest duża konkurencja – mówi. Zarobki nie kompensują wysiłku włożonego w skończenie studiów.

Kontynent kusi i dezinformuje

W porównaniu z tym rozwijające się Chiny – zwłaszcza metropolie, jak nadmorski Szanghaj – są kusząco atrakcyjne. Dobrze wie o tym rząd w Pekinie.

Na początku 2018 r. ChRL wprowadziła pakiet 31 rozwiązań dla Tajwańczyków – od zwolnień podatkowych i dopłat dla firm z sektora IT, przez granty na badania akademickie, po umożliwienie firmom z Tajwanu udziału w przetargach publicznych. Mają zachęcić Tajwańczyków do inwestowania w Chinach Ludowych i do podjęcia pracy na kontynencie.

– Młodzi, zawiedzeni sytuacją na wyspie, wyjeżdżają na kontynent, gdzie czują, że otrzymują część bogactwa wyprodukowanego przez chiński boom gospodarczy – mówi prof. Alan H. Yang.

Drenaż mózgów wydaje się skuteczny. Tajwańska siła robocza szacowana jest na ok. 11 mln ludzi. Tymczasem aż 720 tys. Tajwańczyków pracuje za granicą, z czego ponad połowa – głównie młodzi i wykształceni – w Chinach. Pekin stara się to wykorzystać, by uzależnić od siebie Tajwan gospodarczo, umacniając swoją pozycję głównego rynku zbytu dla tajwańskich produktów i rolę pośrednika w kontaktach z innymi krajami.

Prof. Yang dodaje, że Pekin przyczynia się też do kreowania negatywnego obrazu Tajwanu wśród Tajwańczyków. Wyspiarze, zwłaszcza młodzi, są bardzo aktywni cyfrowo. Wyjątkowo popularny jest Line, komunikator, na którym powstają także grupy towarzyskie.

– Poprzez Line ludzie dzielą się też informacjami o różnych wydarzeniach – tłumaczy prof. Yang. – Czasami są to fake newsy preparowane przez Pekin, ale wielu im ufa, bo w końcu dostali je od znajomych.

Choć, jak podkreśla Yang, młodzi mają wszelkie prawo do tego, aby być rozczarowani sytuacją na wyspie, to przynajmniej część wizerunku nieudolnego rzekomo rządu w Tajpej jest efektem fake newsów, czasem dotyczących drobnych spraw.

Wojna informacyjna Pekinu przeciwko władzom Tajwanu to szczególnie paląca kwestia przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w 2020 r. Tajwańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa ostrzegła niedawno, że Pekin może wykorzystać media społecznościowe do wpływania na opinię publiczną.

Tymczasem do więzów gospodarczych dochodzą więzy osobiste i rodzinne. Wielu Tajwańczyków ma na kontynencie bliskich. Pekin pozwala Tajwańczykom bez ograniczeń wjeżdżać na terytorium ChRL, ale Chińczycy z kontynentu mają ograniczone możliwości odwiedzenia wyspy.

Także z tego powodu całkowite zerwanie relacji nie wchodzi w grę. W praktyce oznacza to też, że Tajwańczycy mają wiele okazji do oglądania chińskiego boomu gospodarczego, natomiast Chińczycy z kontynentu nie widzą zdobyczy demokracji na wyspie.

Niepodległość de facto

Na początku 2019 r. prezydent ChRL Xi Jinping ostrzegł, że w razie formalnej secesji Tajwanu Pekin nie wyklucza użycia siły. Przez niektórych wystąpienie to zostało uznane za wyjątkowo ostre. Jednak prof. Alan H. Yang jest przekonany, że mimo ostrzejszej ostatniej retoryki ze strony prezydenta Xi, Pekin nie zdecyduje się na inwazję militarną.

– Trzy czwarte młodych ludzi na Tajwanie twierdzi, że brałoby czynny udział w obronie wyspy, gdyby doszło do takiego ataku. Poza tym niezależnie od tego, czy Xi podnosi głos, czy też nie, Pekin dobrze wie, że potrafilibyśmy odpowiedzieć na agresję i zadać Chinom kontynentalnym poważne straty.

Celem wystąpienia Xi mogło być zastraszenie Tajwańczyków przed wyborami. Bo wojna nie jest w niczyim interesie.

Na Tajwanie nikt zresztą o ogłoszeniu formalnej niepodległości w najbliższym czasie nie myśli.

– Większość Tajwańczyków optuje za zachowaniem status quo – mówi prof. Yang. A status quo jest takie, że – jego zdaniem – Tajwan nie potrzebuje formalnej niepodległości, bo jest de facto niezależny. Ma własne władze, prowadzi własną politykę zagraniczną, utrzymuje relacje z wieloma państwami, choć te uznają władze w Pekinie.

Liczby wydają się to potwierdzać. W listopadzie 2018 r. Tajwańczycy odrzucili w referendum propozycję, aby ich narodowa drużyna występowała pod nazwą „Tajwan” zamiast używanej dotąd „Chińskie Tajpej”. Niektórzy obserwatorzy uznali, że to oznaka słabnącej odrębnej tożsamości tajwańskiej. Jednak przeczą temu badania: tylko 4 proc. badanych uważa się wyłącznie za Chińczyków, 56 proc. za Tajwańczyków, a 37 proc. za Tajwańczyków i Chińczyków. Stopniowo rośnie też poczucie, że Tajwan jest osobnym krajem, a nie częścią Chin.

Zdaniem T. Y. Wanga, profesora nauk politycznych na Uniwersytecie Stanowym Illinois w USA, wynik referendum i spadające poparcie dla proniepodległościowej Partii Postępu i Rozwoju (rządzi krajem od 2016 r.) mają inne źródła. W pierwszym wypadku miałaby przeważyć niechęć do eskalacji napięć z Pekinem. W drugim – wyborcy ukarali rządzących za niepopularne zmiany w prawie pracy i brak sukcesów w radzeniu sobie z nierównościami.

Prof. Yang również twierdzi, że przyczyną niepowodzeń obecnego rządu jest sytuacja gospodarcza.

Sporo wskazuje jednak, że teraz główne partie odgrzewają stary spór.

– W styczniu 2020 r. mamy wybory prezydenckie i parlamentarne – przypomina Sherry.

Na pytanie, co będzie głównym tematem kampanii, bez wahania odpowiada: relacje chińsko-tajwańskie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2019