W cieniu Krzyża

Mówiąc przez krzyż Jezusa, Bóg rozbija w pył wszelkie nasze wyobrażenia o sobie. Umożliwia ucieczkę stąd, gdzie jesteśmy, tam, gdzie przebywa On. Każdy więc, kto wiarę traktuje poważnie, musi przejść przez swoją drogę krzyżową.

30.03.2010

Czyta się kilka minut

24 stycznia 1517 roku Marcin Luter powiedział w kazaniu: "Człowiek ukrywa swoje sprawy po to, by spowić je w mroku; Bóg ukrywa swoje sprawy po to, by je objawić". Dla Reformatora nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że zwykły ludzki rozum zobaczy w ukrzyżowaniu Chrystusa jedynie słabość, szaleństwo i gniew Boga. Jeśli Bóg objawia się w krzyżu, rozum nie rozpoznaje Go jako Boga. Dla rozumu i dla empirycznej obserwacji krzyż pozostanie zawsze ciemnością.

Jego prawdziwy sens pojmie jedynie wiara. Wiara ujrzy ukryte w nim światło i dotrze do tajemnicy, w klęsce ukrzyżowania Jezusa dostrzeże środek zbawienia świata. Dostrzeże, kiedy złączy wierzącego człowieka z Chrystusem i kiedy klęskę i tragedię będzie w stanie przyjąć. Protestancka teologia krzyża - o niej to bowiem mowa - jest nade wszystko teologią wiary.

Obrócony wniwecz

W krzyżu Bóg jest jednocześnie ukryty i objawiony; jest zarazem ciemnością i światłem. Rozum zobaczy w ukrzyżowaniu tylko gniew Boży i nieusuwalny dramat ludzkiego istnienia; wiara dostrzeże w gniewie łaskę i miłość. Lecz wiara nie jest po prostu przyjęciem prawd niepojętych dla rozumu i serca. Jest krzyżową drogą, duchową retortą, gdzie zło zmaga się z dobrem, światło z ciemnością, ufność z lękiem i rozpaczą. Wiara jest darem Boga, lecz dar człowiek musi przyjąć, a to nieraz bywa trudne i bolesne. Bóg zaś, nim w człowieku zbuduje dobro, musi w nim zniszczyć zło. Taki jest sens krzyża, który bierze na siebie wierzący chrześcijanin. Toteż tylko człowiek całkowitej pokory, obrócony wniwecz - ad nihilum redactus, jak mówi św. Jan od Krzyża - jest w stanie uznać daremność wysiłków swego rozumu, wyjść z cienia krzyża i dostrzec w nim światło.

Choć w krzyżu dokonuje się rzeczywiste objawienie Boga, jest ono zrazu niewidoczne, ponieważ radykalnie zaprzecza wyobrażeniom człowieka o Bogu mocy i chwały. W niesprawiedliwości, hańbie, słabości, w szaleństwie, w potępieniu Jezusa, które musiało zyskać uznanie większości ludzi ówczesnego świata, objawia się Boża sprawiedliwość, chwała, mądrość, wreszcie zbawienie. Lecz objawia się tylko temu, kto sam przejdzie drogę krzyżową i przejrzy na oczy, ponieważ większość z nas żyje w półmroku wiary, w ciemnym świecie półprawd, gdzie nieprzeżyte wyobrażenia Boga nie zbliżają nas do Niego, lecz oddalają. Te wyobrażenia są często błędne, nieraz pełne pomieszanych myśli i uczuć; są jak złamana kość, która zrosła się nieprawidłowo i musi zostać ponownie złamana, nim zagoi się na dobre.

Dlatego potrzebny jest nam krzyż. Jak pisał poeta Anioł Ślązak w XVII w.: "Krzyż wbity na Golgocie tego nie wybawi, kto sam na sercu swoim krzyża nie wystawi". Dla Lutra przeżyciem krzyża było Anfechtung, czyli atak zwątpienia, rozpaczy, lęku, którego duchowymi rodzicami były śmierć, szatan i piekło. Był to stan beznadziei i bezradności, czasami zsyłany przez siły demoniczne, często przez samego Boga. Tylko bowiem zmaganie z rozpaczą i lękiem prowadzi chrześcijanina ku Bogu - ku Jego poznaniu, ku więzi z Nim, ku zjednoczeniu, czyli tak zwanej unio mystica. Dlatego chrześcijanin musi w swojej duchowej pielgrzymce ciągle zaczynać od nowa i ciągle powracać w cień krzyża. Powracać, by poddać się jego działaniu, by iść w ślad za cierpiącym Chrystusem. Cierpienie zatem nie jest tylko absurdalną inwazją zła w nasz świat; "teolog krzyża" uważa cierpienie za cenny skarb, w nim bowiem ukrywa się i objawia sam Bóg i jego zbawcze działanie.

Gdzie zawodzi rozum

Tak więc jedynie krzyż jest naszą teologią - twierdził Luter. Wezwany w 1518 r. na publiczną dysputę do Heidelbergu, wypowiedział słynne słowa: "ten zasługuje na miano teologa (...) kto pojmuje widzialne i jawne dzieła Boże przez cierpienie i krzyż". Teologia łudzi się - twierdził - jeśli mniema, że bez kłopotu może znaleźć niewidzialną rzeczywistość Boga w świecie i ludzkim doświadczeniu. Wszelka zatem mowa o Bogu to mowa o nieobecności: świat, w którym żyjemy, nie daje nam Boga w postaci faktu. Poznajemy Go poprzez krzyż, kiedy cierpimy lub umieramy w opuszczeniu.

Lecz ani cierpienie, ani śmierć w opuszczeniu nie są ważne same w sobie. Ich sens leży w przeżyciu, które burzy w nas religijne przyzwyczajenia, nasze nieporadnie skonstruowane obrazy Boga, duchowe wygodnictwo. Protestancka teologia krzyża głosi, że Boga możemy pojąć wówczas, gdy nasze doświadczenie nie notuje żadnych sygnałów transcendencji, gdy świadomość pozbawiona jest wszelkich religijnych tropów. Kontemplacja Bożej chwały i majestatu z dala od cierpienia krzyża prowadzi zdaniem Lutra w ślepą uliczkę. Bóg bowiem jawi się tam, gdzie zawodzi rozum, gdzie błądzi doświadczenie mistyczne, gdzie uduchowienie staje się funta kłaków warte, gdzie w rytm religijnych ćwiczeń i harmonię dobrych uczynków wdziera się dysonans krzyża.

Zauważmy, że protestancka teologia krzyża jest analogiczna do prawosławnej czy katolickiej teologii negatywnej, choć z nimi nietożsama. Że Bóg objawia się sub specie crucis, że chrześcijańska autentyczność zaczyna się tam, gdzie kończą się podejmowane przez człowieka próby uchwycenia Boga - rozumem, uczuciem czy intuicją - wiedziano w Kościele od samego początku. Ignacy z Antiochii, Ireneusz z Lyonu, Grzegorz z Nyssy wiedzieli, że by zbliżyć się do Boga, człowiek musi przejść przez ciemność i pustkę. Wielkość chrześcijańskich świętych leżała w tym, że gotowi byli poddać się niszczycielskiemu działaniu tej ciemności i pustki, i narazić swoje życie na negację krzyża.

"Wiara jest stałym procesem odrzucania naszych obrazów i pojęć Boga po to, by Bóg mógł być tym, kim jest w swojej własnej rzeczywistości; jest to ucieczka stąd, gdzie jesteśmy, tam, gdzie przebywa On" - tak charakteryzuje wiarę św. Jana od Krzyża współczesna angielska karmelitanka Ruth Burrows. A według Grzegorza z Nyssy dusza człowieka "bierze rozbrat z wszelkimi zjawiskami powierzchni: nie tylko tymi, które chwytają zmysły, lecz i tymi, które jeno umysł zdaje się widzieć; potem schodzi jeszcze głębiej, aż za sprawą działania ducha przenika rzeczywistość niewidzialną i niepojętą i tam właśnie widzi Boga. Prawdziwe widzenie i prawdziwe poznanie celu naszej wędrówki polega na nie-widzeniu, na poczuciu, że ów cel przekracza wszelką wiedzę i że wszędzie jesteśmy odeń odcięci ciemnością, której władza naszego pojmowania nigdy przeniknąć nie zdoła".

Droga krzyżowa

Słowem, to sam Bóg jest wielkim "teologiem negatywnym". W pył rozbija wszelkie nasze wyobrażenia, zwracając się do nas poprzez krzyż Jezusa. Spotkać Go zatem można - uczył Luter - w tym, co mu zaprzecza lub w tym, co mu się sprzeciwia; w grzechu, w piekle, w bólu, poczuciu winy i w samotności rozpaczy. Tu zaczyna się teologia. Tylko tu, gdzie wszelkie ludzkie koncepcje Boga wystawione są na pośmiewisko i narażone na sprzeciw. Tu, gdzie kończą się teologiczne spekulacje i pojęciowy porządek, Bóg jest po prostu sobą.

Każdy więc, kto wiarę chce traktować poważnie, musi przejść przez swoją drogę krzyżową. Musi nauczyć się żyć z zawodną, niepewną prawdą, musi umieć znosić duchowe ciśnienie niepojętego Boga. Ani religia, ani wiara nie osłonią nas przed trudem ryzyka i błądzeniem po omacku. Życie w cieniu krzyża to przyjęcie zawartych w kondycji ludzkiej sprzeczności; jego celem jest nie iluminacja i gnoza, lecz świętość. Świętość zaś to nie moralny tytanizm, lecz dyspozycyjność wobec rzeczywistości ostatecznej, polegająca na takim oczyszczeniu własnej duszy, by stała się otwarta na obecność Boga. To otwarcie dokonuje się tylko w pozaintelektualnym akcie świadomości. Objawienie nie jest zamknięte w mocy Kościołów, kapłanów czy proroków. Bóg przychodzi w najbardziej intymnych i najbardziej niesprzyjających chwilach - gdy czujemy się od Niego dalecy i gdy Mu złorzeczymy, w ciemnościach, cierpieniu, słabości, upokorzeniu. Pierwszy krok wiary to negacja własnego ego, dokładna rozbiórka własnej chwały; wierzyć to tyle, co być gotowym na śmierć.

Gotowi na śmierć, wstępujemy na drogę krzyżową, którą kroczy Chrystus. U jej krańca, nieraz dopiero pod koniec życia, spotykamy Boga i z cienia krzyża przechodzimy w światło odkupienia. Tymczasem w tradycji chrześcijańskiej, zwłaszcza protestanckiej, krzyż bywał postrzegany jako samoistny "środek zbawienia". Protestanci byli skłonni podkreślać, nieraz ponad miarę, grzeszność człowieka i jego bezradność wobec zła. Widziano więc w krzyżu przede wszystkim gniew Boga, którego nawet głęboko wierzący chrześcijanin nie był w stanie przebłagać. Potrzebna zatem była ofiara Syna Bożego, który biorąc na siebie należną nam karę za grzechy, oczyścił nas z winy, otwierając nas tym samym na miłość Bożą. Bezmierny gniew Boży mógł zostać uśmierzony jedynie przez ofiarę Chrystusa na krzyżu. Biorąc w siebie zło popełniane przez ludzi, Bogoczłowiek umożliwił nam relację ze Stwórcą pomimo naszego oporu i grzechu.

Ale teologia protestancka naszych czasów skłonna jest taką koncepcję krzyża uznać za uproszczenie, za selektywną wizję, która koncentruje się na jednym tylko elemencie drogi zbawienia. Karl Barth - największy teolog protestancki naszych czasów - nie odrzuca wprawdzie tradycyjnej koncepcji, Chrystusa nazywa sędzią sądzonym za nasze grzechy i podkreśla, że swoim zastępczym cierpieniem na krzyżu odzyskał dla nas prawdziwe człowieczeństwo. Niemniej ten sam Barth czyni wszystko, by dać do zrozumienia, że śmierć Chrystusa na krzyżu za nas i nasze zło nie jest ani karą za grzechy, ani zadośćuczynieniem sprawiedliwemu gniewowi Boga, lecz pokonaniem grzechu i wielkim zwycięstwem łaski nad zakamieniałym sercem człowieka. Poza tym Barth nie patrzy na krzyż w oderwaniu ani od wcielenia, ani od zmartwychwstania.

Dlatego może powiedzieć, że krzyż Chrystusa, krzyż widziany w świetle zmartwychwstania, stanowi gromkie "tak" wypowiedziane przez Boga wszystkiemu, co w stworzeniu dobre, oraz wielkie "nie" rzucone siłom zła, które dybią na całe dobro stworzenia. Krzyż, "cierpienie Syna Bożego, który dla nas stał się człowiekiem, jest radykalnym działaniem Boga - pisze Barth - które atakuje i niszczy u korzenia fundamentalne zło świata, jest działaniem Drugiego Adama (...) który ustanowił nowy świat i zapoczątkował nowy eon - a wszystko to swoim cierpieniem".

Nie, nie tylko cierpieniem. Barth doskonale wie, że ciemność krzyża może rozwiać tylko światło zmartwychwstania. "Wielkanocna niedziela - pisze - usuwa barierę pomiędzy Jego życiem w Jego czasie a ich życiem w ich czasach, jest inauguracją jego władztwa jako Pana wszystkich czasów". Barth miał rację. Nie można pozostawać jedynie w cieniu krzyża. Ale jego światło będzie w stanie rozwiać naszą ciemność tylko wówczas, gdy pojmiemy umysłem, sercem, całym niemal ciałem, że - jak pisał Paul Tillich, inny protestancki teolog XX w. - zmartwychwstanie dzieje się tu i teraz, albo nie dzieje się wcale. Że nie jest ono ograniczone do wydarzeń w Palestynie dwa tysiące lat temu. Jest przecież promieniowaniem nowego stworzenia; jest tajemniczym kluczem, który potrafi każdą przemijającą chwilę otworzyć na wieczność; jest siłą, która pragnie na nowo powołać do życia wszystko, co w nas i naszym świecie niszczeje i umiera.

"Tak więc ten, kto pojmuje tajemnicę krzyża i złożenia Chrystusa do grobu - pisał Maksym Wyznawca, jeden z największych greckich ojców Kościoła - pojmuje wewnętrzną istotę stworzonych rzeczy; ten zaś, kto wprowadzony jest w niewysłowioną moc Zmartwychwstania, pojmuje cel, dla którego Bóg wszystko powołał do życia".

Krzysztof Dorosz (ur. 1945) jest ewangelikiem reformowanym, autorem książek o tematyce religijnej. Przez 20 lat pracował jako dziennikarz w Polskiej Sekcji BBC. W latach 2002-03 redaktor naczelny miesięcznika ewangelicko-reformowanego "Jednota".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2010