W cieniu białych krów. Nowe kino irańskie

Choć cenzura i autocenzura są obecne w Iranie, to narzucone obostrzenia wynosiły tamtejszą kinematografię na wyżyny – historia, którą znamy z lat wielkości polskiego kina powstającego pod cenzurą PRL-u.

26.09.2022

Czyta się kilka minut

Irańskie kobiety protestują po śmierci Mahsy Amini, która zmarła po zatrzymaniu przez policję do spraw moralności za niewłaściwy strój. Teheran, 19 września 2022 r. / SALAMPIX / ABACA PRESS / FORUM
Irańskie kobiety protestują po śmierci Mahsy Amini, która zmarła po zatrzymaniu przez policję do spraw moralności za niewłaściwy strój. Teheran, 19 września 2022 r. / SALAMPIX / ABACA PRESS / FORUM

Spotkaliśmy się w kawiarni w nowej dzielnicy Teheranu. Nie było łatwo, Iran to szkoła cierpliwości, nie tylko dla artystów. Najpierw przez dwa miesiące reżyser Behtasz Sana’iha nie odpowiadał na wiadomości na żadnym komunikatorze. Będąc już w Teheranie, postanowiłem spróbować po raz ostatni – zadzwoniłem do dyrekcji Irańskiego Festiwalu Filmowego, tam bez najmniejszego problemu podali mi jego numer telefonu. Umówiliśmy się już na następny dzień, bo chwilę później miał zaplanowany lot do Paryża. Wielki, trochę misiowaty facet o szczerym i dobrym spojrzeniu. Przyjemności skończyły się jednak szybko, kiedy powiedział: – Nie nagrywaj tej rozmowy.

Spiąłem się tak, że nawet nie wyjąłem notesu. Behtasz Sana’iha, twórca filmów nagradzanych w świecie, jest w zasadzie nieznany w swoim kraju. Pytałem tam o niego wiele osób z dużych miast, ale nawet oni nie kojarzyli. Sana’iha wyjaśnił mi, dlaczego: – Skąd mają nas znać, kiedy nasze filmy nie są w kraju emitowane? „Ballada o białej krowie” miała cztery pokazy i została zakazana. Kręcimy w Iranie, ale nie możemy tu pokazywać filmów. „Ballada” jest pokazywana w kinach za granicą. Na to nie mieliśmy pozwolenia i stąd proces przeciwko nam w sądzie. Co miesiąc musimy się tłumaczyć na rozprawach.

„Ballada o białej krowie” miała niedawno premierę również w polskich kinach.

Ballady

Dzieciństwo spędził w słynnym Szirazie, mieście poetów. Jego ojciec był architektem i to on zaraził go pasją do kina. Oglądali razem filmy, całą światową klasykę, również polskich reżyserów, Wajdę, Kieślowskiego, których Sana’iha bardzo ceni. Można by uznać takie wyznanie za kurtuazję, gdyby nie jego zanurzone w świecie moralności filmy, w których toczy się gra o najwyższe stawki. Ojciec, widząc pasję syna, zmartwił się, że skończy bez chleba, jak wielu irańskich artystów. Namawiał go na wykształcenie, które zapewni mu byt.

Sana’iha podjął studia architektoniczne, wyjechał do Stambułu, ale tam zrozumiał, co jest mu pisane. Wrócił do kraju i rzucił się w wir pracy – jako aktor, autor scenariuszy, pierwszych komercyjnych nagrań. W Szwecji poznał Marjam Moqaddam, aktorkę, której ojciec został stracony przez irańskie władze. Los jej matki stał się inspiracją do napisania scenariusza do „Ballady o białej krowie”. Nad ostateczną wersją pracowali dziewięć lat, czekali długo na pozwolenia władz Iranu, by rozpocząć produkcję. Wszak powstawał film o hańbie i niesprawiedliwości.

Nie mogąc liczyć na wsparcie żadnych instytucji państwowych, walczyli o dotacje od prywatnych sponsorów. Bohaterka, w której rolę wciela się Moqaddam, rozpoczyna bój o prawdę po tym, gdy jej mąż został stracony za zbrodnię, której nie popełnił. Sana’iha wyjaśnił, dlaczego w tytule filmu pojawia się słowo „ballada”: – To dla Irańczyków bliski gatunek. Gra obrazów, nastroju, metafory. Czerpiemy obficie z literatury.

Proszę go o objaśnienie symboliki „białej krowy”. Behtasz tłumaczy, że nawiązuje ona do koranicznej przypowieści zamieszczonej w II surze (al-Baraka „Krowa”). Mowa w niej o ofierze, jakiej, w imieniu Boga, zażądał od wiernych Mojżesz. Będąc najszlachetniejszym spośród wszystkich zwierząt, biała krowa wyobraża z jednej strony to, co człowiek ma najwartościowszego, a z drugiej – niewinność i bezgrzeszność. Złożenie jej w ofierze stanowi zatem wyraz pełnego zawierzenia Wszechmogącemu i jego woli. Równocześnie, jak wynika z tej przypowieści, umożliwia dochodzenie sprawiedliwości w imieniu tego, kto poniósł niezasłużoną śmierć – tak jak mąż głównej bohaterki.

W czasie kiedy powstawał scenariusz do „Ballady”, Sana’iha ukończył dwa inne filmy: „Możliwe opady kwaśnych deszczów” („Risk of Acid Rain”) i dokument „Niezachwiana dyplomacja pana Naderiego” („The Invincible Diplomacy of Mr Naderi”). W tym pierwszym, współtworzonym już z Marjam Moqaddam, pokazał, że umie jak nikt inny w Iranie opowiedzieć o samotności, na jaką skazani są Irańczycy. Fabuła skupia się na losach emeryta, który po śmierci matki wyrusza z domu w poszukiwaniu swojego jedynego przyjaciela. W Teheranie kwateruje się w hotelu, w którym poznaje młodą dziewczynę uwięzioną w patriarchalnej rzeczywistości. Sana’iha wciąga widza w psychologiczną grę.

Film jest też zapewne odpowiedzią na pytanie, dlaczego reżyser wspólnie ze swoją partnerką życiową i zawodową nie zdecydowali się wciąż na emigrację, która jest marzeniem tak wielu ich rodaków. Pragnienie, wyczuwalne w Iranie niemal na każdym kroku, wzmacnia coraz silniejsza obecność wykształconej klasy średniej, gotowej przeniknąć i ośmieszyć poczynania opresyjnej władzy. Mieszkańcy Teheranu, Szirazu czy Isfahanu, w których regularnie przerywa się spektakle teatralne, zakazuje słuchania niepoprawnej muzyki, są złaknieni kultury i sztuki. To napięcie tworzy unikalny ludzki pejzaż, który Sana’iha i Moqaddam rozumieją i potrafią o nim opowiadać.

Dywan na zgodę

Zarabiali na życie, tworząc promocyjne klipy. Dotarła do nich informacja, że pewien człowiek chciałby zlecić im reklamówkę o swoich dywanach. Sana’iha pojechał na spotkanie. Wysoko, w zielonych górach spotkał klienta i od razu zrozumiał, że właśnie znalazł bohatera swojego filmu. I wcale nie chodziło o malownicze wąsy.

Pan Naderi należał do bractwa sufich (muzułmańskich mistyków). Kiedy Sana’iha zobaczył jego dywany, oniemiał. Naderi utkał z jednej strony portrety amerykańskich prezydentów, z drugiej – amerykańskie banknoty. Robił to od 2000 roku. Cel miał też jasno sprecyzowany: chciał podarować je amerykańskiemu prezydentowi w imię pokoju i irańsko-amerykańskiej przyjaźni. Wcale nie żartował.

Dywany były piękne. Sana’iha i Moqaddam przystąpili do dzieła. Pracowali bardzo długo, nakręcili tysiące godzin materiału, z którego wyłaniała się opowieść o specyficznym ludzkim szaleństwie, jakim w Iranie jest pragnienie zgody. Sana’iha przyznał, że praca nad formami dokumentalnymi sprawia mu dużo trudu, bo materiał jest nieprzewidywalny i wymaga żmudnej selekcji. Pan Naderi nie bał się za to nikogo. Zawiózł dywany reprezentantom irańskich władz, którzy nie mogli uwierzyć własnym oczom. Film został wyemitowany przez BBC Persian i błyskawicznie zdobył popularność w Iranie, ludzie przesyłali go sobie w mediach społecznościowych.

– Tu jest żywa kultura mediów społecznościowych, nie kina, wielkich sal – tłumaczył mi Sana’iha. Jeśli czegoś nie ma w socialach, to nie istnieje. Naderi miał potem sporo problemów, ale tego można się było spodziewać. Władze nigdy nie tolerowały sufich, z ich odrębnością i własną wizją wiary. Ale Naderi do tego przywykł.

Zanim pożegnałem się z Sana’ihą, zdążyłem zapytać go o plany na przyszłość. Reżyser powiedział, że nieraz spotykał się w Europie z zarzutem, że kino irańskie, studium zła, staje się coraz bardziej ciężkostrawne dla Europejczyków, którzy sami pogrążają się w walce o przetrwanie, oczekują od sztuki więcej światła, nadziei, afirmacji. Odpowiedział, że kolejna produkcja, którą współtworzy również z Marjam, będzie opowiadała o kobiecie, która w ­katastrofalnej sytuacji wytrwale szuka tych pozytywnych wartości. Kiedy jednak zapytałem, jakie filmy kręciłby, gdyby z dnia na dzień sytuacja w Iranie się zmieniła, odparł: – Na lepsze? Na razie wyłącznie się pogarsza. Sytuacja kobiet również. Ale nawet wtedy kręciłbym to samo. Musimy opowiedzieć ostatnie pół wieku.

Umówiliśmy się, że dokończymy wywiad przez Zooma. W kawiarni nie czuliśmy się komfortowo. Sana’iha uświadomił mi wtedy, jak napięta i trudna jest sytuacja twórców w Iranie. Doniesienia o aresztowaniach naukowców, między innymi Polaka, czy francuskiego fotografa, który dronem filmował krajobraz pustyni, jedynie potwierdzały te obserwacje. Wywiadu nie dokończyliśmy. Sana’iha wrócił z Paryża do kraju. Odpisał, że zabrali im paszporty i aresztowali kilku jego przyjaciół. Ich życie zaczęło przypominać los bohaterów, o których opowiadali w swoich filmach. Podczas rozmowy zapewniał, że sytuacja polityczna nigdy nie doprowadzi do autocenzury. Trudno w to uwierzyć, znając konsekwencje, jakie grożą artystom, i ostrożność, z jaką wyrażał opinie, podkreślając przy tym konieczność uważnej autoryzacji wywiadu.

W stronę dyktatury

„Biała krowa” obnaża niesprawiedliwość systemu, który w założeniu uczestników rewolucji z końca lat 70. XX w. miał być ucieleśnieniem wspólnotowości i równości wszystkich, także względem praw, opartych na zasadach wiary. Analitycy od dłuższego czasu nie mówią już o rozkładzie obecnego irańskiego systemu teokratycznego, ale o jego powolnej, acz coraz bardziej widocznej ewolucji w stronę dyktatury wojskowej.

Dziś, po dłuższym okresie koncyliacyjnej polityki umiarkowanego Hasana Rouhaniego (prezydenta w latach 2013-2021), który doprowadził do podpisania z Unią Europejską, Stanami Zjednoczonymi, Rosją i Chinami porozumienia nuklearnego w 2015 r., nastąpił nawrót do ścisłej kontroli państwa nad obywatelami – nad tym, co czytają, co oglądają i czego słuchają. Chwilowe ożywienie gospodarki po 2015 r., dławionej od lat szeregiem sankcji międzynarodowych, skończyło się jej najpoważniejszym od zakończenia wojny iracko-irańskiej w 1988 r. kryzysem, który dotknął właściwie wszystkie dziedziny życia i jeszcze mocniej uzależnił państwo od współpracy z Chinami czy Rosją.

Nawrót do ściślejszej kontroli to pokłosie wygranej w 2021 r. w ósmych wyborach prezydenckich Ebrahima Ra’isiego, reprezentującego konserwatywny Ludowy Front Sił Rewolucji Islamskiej. Przejęcie władzy przez środowiska blisko związane z najwyższym przywódcą (rahbarem) Alim Chamene’im ma jednak posmak pyrrusowego zwycięstwa. Po pierwsze Ra’isi reprezentuje partię, której jedynym celem było odsunięcie od władzy Rouhaniego i środowisk liberalnych, a która nie posiadała żadnego szczegółowego programu wyprowadzenia gospodarki z zapaści ekonomicznej. Po drugie został on obrany prezydentem w wyborach o najniższej w historii frekwencji, nieprzekraczającej 50 proc. – tak niski wynik najlepiej odzwierciedla nastroje społeczne, co nie mogło umknąć uwadze władz.

Walka z kulturą

Każde publiczne wystąpienie jakiejś grupy społecznej spotyka się z ostrą reakcją. A powodów do tego, by wychodzić na ulicę, jest bez liku: od przerw w dostawie wody dla gospodarstw domowych, powodowanych bądź to coraz dłuższymi okresami suszy, bądź, paradoksalnie, coraz częstszymi katastrofalnymi powodziami, po problemy z dostawami wody dla rolnictwa i przemysłu.

Do tego dochodzi niewydolność publicznej służby zdrowia, obnażona przez epidemię SARS-CoV-2. W tej odpowiedzi na kolejne publiczne akty nieposłuszeństwa najbardziej chyba musi boleć władzę brak szacunku, obecny w postaci haseł wychwalających obaloną w 1979 r. dynastię Pahlawich. Powielana od czterdziestu lat narracja o złej monarchii i sprawiedliwej republice nie trafia już do szerokich mas, które bez problemu dostrzegają rozdźwięk między przekazem oficjalnym a rzeczywistością.

W tej sytuacji odpowiedź ze strony władz staje się coraz bardziej brutalna. Protesty są pacyfikowane przez policję i wojsko. Padają strzały, giną ludzie, wielu trafia do więzień, a obrońcom praw człowieka utrudnia się do nich dostęp – jak obecnie, po śmierci Mahsy Amini śmiertelnie pobitej przez policję. Wszelka krytyka jest rutynowo określana jako inspirowana przez agentów działających na zamówienie zewnętrznych wrogów. Społeczeństwo, które ostatnimi laty chętniej wyrażało swoje poglądy w tak fundamentalnych kwestiach jak granice wolności jednostki, ponownie poddano opresyjnemu nadzorowi. Obejmuje on wszelkie dziedziny życia i ma często charakter prewencyjny. Chodzi o jak najściślejsze wygłuszenie wszelkich ognisk niezadowolenia. Działania aparatu represji wymierzone są w działaczy społecznych i politycznych. Tyczy się to także środowisk artystycznych.

Rozpostarcie na początku lat 80. XX w. kontroli nad środowiskami artystycznymi oznaczało islamizację sztuki w każdym jej aspekcie. Wiele lat zajęło twórcom zrzucenie części ograniczeń nałożonych w ramach powrotu do „prawdziwych wartości kultury irańskiej”. Choć cenzura i autocenzura są obecne w Iranie, poprzez narzucone obostrzenia wynoszą m.in. irańską kinematografię na wyżyny – historia, którą znamy z lat wielkości polskiego kina powstającego pod cenzurą PRL-u. Na irańskim rynku wydawniczym często pojawiają się zaś pozycje, które – szybko wycofywane z oficjalnego obiegu – wracają w postaci chałupniczo powielanych kopii, sprzedawanych spod lady.

Na przedstawicieli świata kultury spadają oskarżenia o szkalowanie dobrego imienia państwa, a tacy wysocy urzędnicy, jak minister kultury Mohammad-Mehdi Esma’il, wprost mówią o podjęciu odpowiednich kroków celem wykrycia i odpowiedniego ukarania każdego, kto pomagał w przygotowywaniu dwóch filmów wyświetlanych na festiwalu w ­Cannes – „Święty pająk” („Ankabut-e moqaddas”) i „Bracia Lejli” („Baradaran-e Lejla”). Pierwszy opowiada o prawdziwych wydarzeniach z początku obecnego wieku, gdy w drugim co do wielkości mieście Iranu, ważnym ośrodku pielgrzymkowym – Maszhadzie – doszło do serii zabójstw prostytutek. Drugi to przygnębiająca opowieść o rodzinie borykającej się z poważnymi problemami finansowymi, która nijak nie potrafi realizować znanych sobie tradycyjnych wzorców w społeczeństwie, które tak szybko się zmienia.

Dochodzi zatem do czasowych aresztowań niezależnych twórców, przeszukań w mieszkaniach reżyserów i aktorów, konfiskowane są materiały, zajmowane konta bankowe i wstrzymywane subsydia. Wysuwane są oskarżenia o współpracę z organizacjami wspieranymi przez Izrael. Nie dalej jak miesiąc temu Ministerstwo Kultury i Przewodnictwa Muzułmańskiego uznało stowarzyszenie CloseUp wspierające twórczość irańskich dokumentalistów za izraelską agenturę. Niektórzy z twórców, np. Wahid Zare’zade i Golare Kakawan, autorzy dokumentu „Białe tortury”, którzy zostali zatrzymani i byli przesłuchiwani przez służby bezpieczeństwa, a ich mieszkania przeszukane, zdecydowali się na opuszczenie kraju – podobny exodus ludzi świata kultury miał miejsce w 2009 r. po brutalnie stłumionych protestach przeciwko sfałszowaniu wyników wyborów prezydenckich, które dały drugą kadencję Mahmudowi Ahmadineżadowi. Pokłosiem wydarzeń z 2009 r. i zaostrzenia obecnego kursu władz względem środowisk artystycznych jest przypadek ­Dża’fara Panahiego, który został w 2010 r. skazany na sześć lat więzienia oraz dwadzieścia lat zakazu działalności zawodowej i podróżowania. Panahi – Złota Palma za film „Biały balonik” („Badbadak-e sefid”) w 1995 r. i Złoty Niedźwiedź za „Taksi” („Taxi”) w 2015 r. – przebywał do tej pory w areszcie domowym, ale został odstawiony do więzienia prosto z biura prokuratora, gdy próbował dowiedzieć się w sprawie innego reżysera, Mohammada Rasulofa, także odbywającego karę pozbawienia wolności. ©


Czy walka o prawa kobiet zmieni historię Iranu? I dlaczego wykształcone, bogate społeczeństwo od 43 lat żyje w państwie pełnym terroru? Na podkast zapraszają: Wojciech Jagielski i Krzysztof Story. Gość: Marek Kęskrawiec, autor książki "Czwarty pożar Teheranu"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2022