Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niemal dwa lata temu uczynił to prezydent Horst Köhler, który, urażony medialną krytyką, postanowił wcześniej opuścić urząd. W miniony piątek przed kamerami stanął Christian Wulff, by ogłosić, że również odchodzi. Choć precyzyjniej byłoby powiedzieć: musi odejść.
Dymisja Wulffa powinna była nastąpić już dawno – kolejne publikacje o kolejnych aferach z jego udziałem ciągnęły się od dwóch miesięcy. Zarzuty dotyczyły najpierw bardzo korzystnie oprocentowanego kredytu, który Wulff zaciągnął u zaprzyjaźnionego przedsiębiorcy, a potem prób wywierania przez prezydenta nacisku na prasę, gdy ta zaczęła interesować się jego sprawami z przeszłości (patrz „TP” nr 3/12 – red.). Wulff musiał złożyć publiczne wyjaśnienia. Ale jeszcze bardziej wikłał się w sprzecznościach.
Potem było już tylko gorzej: mnożyć zaczęły się zarzuty przyjmowania przez Wulffa różnorakich korzyści, związanych z pełnionym przezeń urzędem; dotyczyło to głównie okresu sprzed paru lat, gdy był on premierem landu Dolna Saksonia. Z tego czasu pochodził też najświeższy zarzut: Wulff miał pomóc przedsiębiorcy filmowemu Davidowi Groenewoldowi w uzyskaniu wielomilionowych państwowych gwarancji kredytowych, a w zamian filmowiec miał spłacać rachunki Wulffa za hotele i telefony komórkowe.
Na koniec trudno było oprzeć się wrażeniu, iż Wulff gotów jest trzymać się stołka za wszelką cenę – nawet jeśli szkodzi tym i instytucji prezydenta, i kanclerz Angeli Merkel (bo to ona zgłosiła jego kandydaturę na najwyższy urząd w państwie). Dopiero gdy w minionym tygodniu prokuratura z Dolnej Saksonii złożyła w Bundestagu wniosek o uchylenie immunitetu prezydenta, aby móc otworzyć przeciw niemu śledztwo, Wulff uznał, że to koniec.
„Causa Wulff” nie ma precedensu nie tylko w historii Republiki Federalnej; także w powojennych dziejach demokratycznej Europy żaden prezydent nie musiał składać dymisji z powodu korupcji. Wprawdzie były prezydent Francji Jacques Chirac został niedawno skazany (w zawieszeniu) za przestępstwa, które popełnił jako burmistrz Paryża – ale wiele lat po tym, jak odszedł z urzędu.
Upadek Wulffa to także klęska Angeli Merkel. I Köhler, i Wulff byli jej kandydatami. Teraz Merkel postanowiła szukać nowego prezydenta wspólnie ze wszystkimi partiami, także z opozycyjną SPD i Zielonymi (z konsensu wyłączyła postkomunistyczną Lewicę). To ważny sygnał: gdy popularność liberałów, koalicjanta kanclerskiej chadecji, utrzymuje się w granicach błędu statystycznego, taki ruch wygląda jak przygotowanie gruntu pod Wielką Koalicję, która mogłaby przejąć władzę w roku 2013.
Nowego kandydata nominowano w bezprecedensowo szybki sposób, w zeszłą niedzielę wieczorem: jest nim Joachim Gauck, 72-letni pastor protestancki, wcześniej obrońca praw człowieka i pierwszy prezes Federalnego Urzędu ds. Akt Stasi. To właściwie przesądzone, że Zgromadzenie Federalne wybierze go w ciągu najbliższych 30 dni. Joachim Gauck – doświadczony człowiek o niekwestionowanej etyce, będzie drugim po kanclerz Angeli Merkel politykiem ze Wschodnich Niemiec na najwyższym urzędzie państwowym.