Ukropy, pindosy i gejropiejce

Dowcip to poważna sprawa. W rosyjskiej wojnie informacyjnej przeciw Ukrainie i Zachodowi to także ważny odcinek frontu: ma wzmacniać propagandę i ośmieszać wroga.

03.01.2015

Czyta się kilka minut

Wojna (nie) na żarty: kpiny z FSB, czyli czerwona wizytówka Jarosza, kontra krwiożerczy Obama  / Fot. Twitter, fishki.net
Wojna (nie) na żarty: kpiny z FSB, czyli czerwona wizytówka Jarosza, kontra krwiożerczy Obama / Fot. Twitter, fishki.net

Weźmy taki dowcip: „Umiera stary banderowiec. U wezgłowia zbiera się rodzina. Banderowiec chrypi ostatkiem sił: »Chłopcy, dbajcie o Putina«. Rodzina w przerażeniu spogląda po sobie. Najstarszy syn pyta: »Tato, jak to?«. »A, tak to, Putin to jedyna rzecz, która łączy Ukrainę«”.
To tylko jeden z tysięcy kawałów o „Ukropach” (jak w Rosji pogardliwie nazywa się Ukraińców), rozpowszechnianych przez rosyjskie portale internetowe. Jak harcownicy w dawnym wojsku, mający osłabić morale wroga, tak dziś niewybredne żarty o przeciwniku są ważnym elementem kampanii informacyjnej i dezinformacyjnej. W myśl żartów – tych zamieszczanych na portalach sterowanych z Kremla i Łubianki – „Ukropy” są pozbawione cech ludzkich, a ich polityczne wybory to wynik ułomności umysłowej.
Drewniany, ale po linii
Na popularnym rosyjskim portalu anekdot.ru można znaleźć całe bukiety takich kwiatków: „Paradoks Ukrainy polega na tym, że po 23 latach prania mózgu większa część ludności uwierzyła, że być bratem Rosjan jest gorzej niż niewolnikiem Murzyna”. Tu upieczono dwie pieczenie: wyszydzono kiepskie osiągnięcia 23 lat ukraińskiej niepodległości, a przy wykorzystaniu stereotypów rasistowskich obrażono przywódcę USA, w rosyjskiej propagandzie odgrywającego rolę głównego sponsora „przewrotu w Kijowie”. Takie dowcipy wpisują się w linię prezentowaną przez rosyjskie media, powtarzające codziennie mantry nienawiści do sąsiadów.
Obśmiewana jest każda decyzja władz Ukrainy (w dowcipach zwanych „juntą”, podobnie jak w telewizji i prasie). „Tournée cyrku objazdowego w tym roku na Ukrainie się nie udało – cyrk nie wytrzymał konkurencji z ukraińskim rządem”.
Zebrane na stronie anekdot.ru dowcipy o Ukraińcach nie grzeszą subtelnością, sprawiają wrażenie sztucznych, drewnianych. Uszyte według jednego szablonu – zgodnego ze stanowiskiem Kremla – wyśmiewają okoliczności, które krytykuje rosyjska propaganda. Świadczą też o niezbyt dobrej znajomości sytuacji u sąsiadów – w przeszłości tradycyjnie traktowanych przez Rosjan protekcjonalnie, z lekkim (dziś z ciężkim) lekceważeniem, ale też sympatią (dziś nie zostało po niej ani śladu). W starych sowieckich anegdotach Ukrainiec (w wersji potocznego języka: „Chochoł”) był niezbyt rozgarniętym, upartym, silnym, pobudliwym seksualnie i szczodrze wyposażonym przez naturę w tym względzie osiłkiem, uwielbiającym „sało i horyłkę” [słoninę i wódkę – red.].
Ten stary schemat wykorzystywany jest nadal. Do tego dochodzi kontekst międzynarodowy: w tworzonych dla potrzeb szerokiej publiczności i pasujących do oficjalnej linii żartach obśmiewany jest zarówno Ukrainiec (tępy i naiwny), jak też jego sojusznicy – podstępny „pindos” (to lekceważące dziś określenie wobec Amerykanów, kiedyś – w czasach zaangażowania ZSRR w Afryce – odnosiło się do Afrykanów, a wcześniej, jeszcze w Rosji XIX-wiecznej, także do innych „obcych”; jego źródłosłów jest grecki) oraz skretyniały, zwyrodniały i stetryczały „gejropiejec” (Europejczyk).
„Mój syn wyszedł za Niemca”
W czasach wojny, zamętu czy dyktatury polityczny dowcip jest często sposobem odreagowania wydarzeń groźnych, strasznych, niezrozumiałych. Ma być tarczą, chroniącą przed koszmarną rzeczywistością totalitaryzmu, figą pokazywaną władzom i innym potentatom. Śmiech z możnych, z silniejszych to terapia.
Teraz Rosjanie śmieją się z Ukraińców, którzy postawili się im okoniem i chcą odejść w inną, zachodnią stronę. W tym śmiechu jest sporo urazy: jak to, ja cię kocham, a ty odchodzisz z innym? „To, że Ukraina wybrała Europę, jeszcze nie znaczy, że Europa się z nią ożeni”. „Ukraińcy to dziwni ludzie: modlą się do Bandery, pracują dla Żydów [aluzja do żydowskiego pochodzenia Ihora Kołomojskiego, ukraińskiego oligarchy i gubernatora obwodu dniepropietrowskiego, który finansował oddziały ochotnicze – red.], umierają za Amerykanów, a o wszystko oskarżają Rosję”. Albo: „Wstąpiła Ukraina do Unii Europejskiej. Siedzą sąsiedzi i popijają. Jeden pyta: »Jak tam?«. Drugi łapie się za głowę: »Niezła jazda! Ja nie mam roboty, żona we Włoszech myje podłogi, syn wyszedł za mąż za Niemca, a córka sprzedaje swe ciało na ulicach Paryża. To wszystko przez Moskali. Mówili nam, żebyśmy nie wstępowali do Unii, bo wiedzieli, że zrobimy im na złość«”.
Dowcipy to mało śmieszne, jak spod sztancy. Czyżby w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa Rosji nadal istniał specjalny wydział, wymyślający żarty zgodne z linią kremlowskiej polityki, chłoszczące wrogów biczem satyry?
Dowcip i antydowcip
W analizie dotyczącej anegdot o FSB Jolanta Darczewska podzieliła krążące w internecie kawały na „dowcipy” i „antydowcipy” (jej opracowanie jest dostępne na stronie osw.waw.pl). Pierwszą kategorię stanowią autentyczne kawały o nielubianych w narodzie czekistach. Drugą – antydowcipy, układane niejako w odpowiedzi na tę ludową twórczość przez samych zainteresowanych i powielane w sieci w sposób zorganizowany. Pokazują one czekistów jako sprawnych i inteligentnych stróżów prawa i prawomyślności. Podobny mechanizm „dowcip-antydowcip” widzimy w sferze kawałów dotyczących konfliktu Rosji z Ukrainą i Zachodem. Tu także widać usilne zabiegi tajnych służb o utrwalenie w świadomości społecznej negatywnego obrazu wroga.
Rosja ma kłopot z przekonaniem reszty świata do swojej wersji wydarzeń na Ukrainie – do sieci wpuszczany jest więc dyżurny kawał, mający wzmacniać przekaz Kremla. Przykład: „Rosja była tak naciskana przez USA, Unię, ONZ itd., że w końcu postanowiła wprowadzić wojska na Ukrainę, choćby na tydzień, aby móc wypełnić żądanie wycofania rosyjskich wojsk”.
Tradycyjne dowcipy, przekazywane ustnie, dziś należą do rzadkości. Ludzie nie opowiadają sobie już kawałów tak nagminnie jak kiedyś – terenem, po którym hasają dowcipy, są bezkresy internetu. W zasobach internetowych mamy do czynienia nie tylko z dowcipem słownym, ale także obrazkowym lub kombinowanym: zdjęcie albo rysunek z komentarzem.
Również w tej dyscyplinie mamy podział na sferę oficjalną i pozaoficjalną. Np. popierająca kurs Kremla grupa „Antymajdan” z lubością kolportuje na portalu VKontakte (to rosyjska wersja Facebooka) żarciki w takim stylu: pod obrazkiem przedstawiającym czołgi prące przez las widnieje dumny podpis: „Poranek w lesie pod Kijowem, autor Siergiej Szojgu” [minister obrony Rosji – red.]. Albo: zdjęcie zardzewiałego pociągu, który utknął w bezimiennym bezkresie, opatrzono podpisem: „Ukraina jak ta lokomotywa: nie wiadomo, dokąd jedzie, a po drugie nawet jechać już nie może”. Obrazki z tego gatunku nazywa się „rosyjskimi demotywatorami ludowymi”.
W krainie wolnych żartów
Dziś w Rosji za dowcipy już nie wsadzają do łagru. To ważne, bo Rosjanie opowiadają sobie nie tylko kawały zgodne z poczuciem humoru Kremla. Oto przykłady z forów internetowych. „Rozmawia dwóch Żydów z Odessy. Jeden mówi: »Wiesz, zacząłem mówić po ukraińsku«. »Boisz się, że banderowcy nakładą ci po mordzie?«. »Skądże, boję się, że Rosjanie przyjdą mnie ratować«”. „»Może synka nazwiemy Adolf?«. »Tak? A może na drugie damy mu Władimir?«”. „Zgodnie z sondażami, dziecko z Putinem chciałoby mieć 80 procent kobiet i 70 procent mężczyzn”. „Powiadają ludzie, że Putinowi raz w życiu zdarzyło się nie skłamać. Ale to było dawno, kiedy był małym dzieckiem i sam nie rozumiał, co mówi”.
Te dowcipy nie przypominają tych tworzonych wedle instrukcji z Łubianki. Paradoks, żywy język, kpina i inne cechy, które powinien mieć dowcip, by spełniać swą rolę: rozśmieszyć, rozbroić strach, zaskoczyć puentą. Takie kawały krążą w mniej oficjalnym i nieoficjalnym obiegu: w komentarzach, wpisach na Facebooku, blogach.
Tutaj, na stronach Demotivator.me, Politicana czy Lurkmore, nie ma miejsca na kremlowską polityczną poprawność. To żywioł pełen dystansu i sarkazmu: nadążający za biegiem zdarzeń, przewrotnie komentujący, demaskujący propagandę. Każde wydarzenie pojawiające się w przestrzeni medialnej, a tym bardziej skomentowane przez sterowane odgórnie „zasoby”, natychmiast wywołuje reakcję po stronie „wolnych żartów”.
FSB szuka wizytówki Jarosza
Kilka przykładów. Wiosną 2014 r., zanim jeszcze na wschodniej Ukrainie zaczęły się na całego działania wojenne, rosyjskie telewizje pokazały, jak na miejscu ataku na posterunek separatystów znaleziono rzekomo wizytówkę Dmytro Jarosza, szefa Prawego Sektora (co miało wskazywać na sprawców ataku i sugerować, że strona ukraińska pierwsza sięga po przemoc). Owa „wizytówka Jarosza” stała się potem jednym z najczęściej ogrywanych motywów, podkreślających, jak grubymi nićmi szyta jest rosyjska propaganda.
Już nazajutrz w sieci szalały dziesiątki „memów”, pokazujących znane osoby (np. Ludmiłę, żonę Putina, oraz gwiazdy Hollywood) z wizytówką Jarosza w widocznym miejscu. Z ostatnich demotywatorów na uwagę zasługuje ten przedstawiający czołowego telewizyjnego propagandystę Dmitrija Kisielowa, który tłumaczy: „Na miejscu upadku rubla znaleziono wizytówkę Jarosza”.
Ogromnym zbiorem „wolnych żartów” są też rozpowszechniane przez Twittera i Facebooka krótkie docinki, komentujące rzeczywistość. Przykład: „Babcia Masza po obejrzeniu dziennika w TV Rossija zrozumiała, że drewno z komórki ukradli jej Poroszenko z Obamą”. A na ścianie jakiegoś domu gdzieś w Rosji ktoś wielkimi literami napisał: „Krym mój”.
Podobno FSB przystąpiła do poszukiwania na miejscu zbrodni wizytówki Jarosza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2015