Twarz w kuferku

Jedna ze znakomitych „Bajek z królestwa Lailonii” Leszka Kołakowskiego opowiada o młodzieńcu, który miał niezwykle piękną twarz.

26.04.2015

Czyta się kilka minut

A ponieważ był pomocnikiem w piekarni i bał się, że podczas ciężkiej pracy twarz może ulec zniszczeniu, nosił ją ze sobą w kuferku. Kiedy do miasteczka, w którym mieszkał, przybył sławny mędrzec i zapragnął zobaczyć to cudo, młodzieniec początkowo się zgodził. „Zaraz jednak przyszło mu do głowy, że musiałby w tym celu ubrać swoją twarz i wyciągnąć ją z kuferka; tymczasem wiatr i kurz mogłyby uszkodzić piękne oblicze. Dodał więc szybko: – Mógłbym, ale nie chcę, ponieważ mam twarz schowaną”.

W bajce Kołakowskiego pojawia się pewien szczegół, który łatwo może umknąć uwadze czytelnika. Kiedy Nino (tak ma na imię młodzieniec) postanowił zadbać o swoje oblicze, udał się do pewnego miasta, „gdzie sprzedawano specjalne kuferki do przechowywania twarzy”. W przebiegu zdarzeń istotne znaczenie ma fakt, że kuferek jest bardzo drogi; młodzieniec popada w długi i w końcu musi zastawić twarz w lombardzie. Ale mnie ważniejsze wydaje się coś innego: fakt, że jakieś miasto specjalizuje się w sprzedaży tego rodzaju kuferków, oznacza, że problem, który ma Nino, jest problemem powszechnym. Wielu ludzi chodzi po tym świecie z twarzami w kuferkach.

Czytałem ostatnio tę bajkę po raz kolejny i przyszło mi do głowy pytanie może absurdalne, a może nie: ciekawe, jak by jej treść skomentował Emmanuel Lévinas? Wiemy, że spośród współczesnych myślicieli nikt nie napisał o twarzy więcej niż on. Wiele lat temu, za namową Tischnera, kupiłem niewielką książeczkę: tom rozmów, które z Lévinasem przeprowadził Philipp Nemo (na polski przełożyła je Bogna Opolska-Kokoszka). Książeczka nosi tytuł „Etyka i Nieskończony”. Kiedy w rozmowach dochodzi do tematu twarzy, Lévinas mówi stanowczo: „To, co jest w sposób specyficzny twarzą, nie sprowadza się do percepcji, mimo że relacja z twarzą może być przez nią zdominowana”. „Widzieć” twarz to nie znaczy widzieć nos, oczy, czoło i brodę, podkreśla filozof. Nie chodzi także o jakikolwiek wyraz twarzy; wszelkie grymasy i miny są tylko maskowaniem się, ukrywaniem „pewnego podstawowego ubóstwa”. „Sądzę raczej – powiada Lévinas – że dostęp do twarzy jest od razu etyczny”.

Pytanie, które mnie dręczy, można by wyrazić następująco: czy możliwy jest „etyczny dostęp” do twarzy noszonej w kuferku? Skoro nie ma znaczenia ani kolor oczu, ani grymas ust, to w jakimś sensie nie ma też znaczenia, czy twarz jest wystawiona na spojrzenia innych, czy ukryta w taki lub inny sposób. Mogę nie widzieć, a mimo to wiedzieć? Mój wzrok może się ślizgać po ścianach kuferka, a jednak mogę doświadczać „dziwności etycznych” (to także określenie Lévinasa), jakie niesie ze sobą spotkanie z drugim?

Sprawa nie jest błaha, powiem nawet więcej: jest podstawowa. Kto czytał Lévinasa, ten wie, że w „objawieniu się twarzy jest pewne przykazanie, tak jak gdyby mówił do mnie jakiś mistrz”. Głos mistrza wzywa: „Nie zabijesz”. Z twarzy drugiego płynie kategoryczny nakaz. Ale co z twarzą, która ukryta jest w kuferku? Czy ona także potrafi mnie zobowiązać? Czy jestem w stanie (załóżmy moją najlepszą wolę) przedostać się do kogoś i wejść w etyczną relację z kimś, kto uporczywie broni mi dostępu?

W międzyludzkim świecie jest wiele nieautentyczności. Powiedziałbym wręcz, że im więcej się mówi o autentyczności, tym bardziej nieautentyczność bije w oczy. Dlaczego tak się dzieje? Wróćmy do bajki Kołakowskiego. Czego najbardziej boi się Nino? Boi się, że na jego pięknej twarzy życie zacznie „żłobić swój ślad”. Boi się tak bardzo, że nie wyjmuje twarzy nawet „w dni świąteczne”, bo i wówczas „zdarzają się człowiekowi zmartwienia i kłopoty i twarz może ulec zniszczeniu”. Na myśl o możliwych „zniszczeniach” człowiek kuli się w sobie i wycofuje, mocno przyciskając kuferek do piersi. W końcu dochodzi do tego, że w ogóle doń nie zagląda, zapomina, kim był i jaką twarz kiedyś nosił.

Jak pisał Lec: „Puknąłby się człowiek czasem w czoło, ale nie zna kodu”. Nie zna, bo zapomniał. Czy dla kogoś takiego jest jeszcze jakiś ratunek? A może wcale nie trzeba go ratować? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2015