Tunezja pełna Boga

Środa, 23 stycznia 6.15. Dzwoni nastawiony niespełna kilka godzin temu budzik w komórce. Walka jak każdego dnia. "Dzisiaj nie wstanę, odprawię Mszę św. wieczorem, współbracia wybaczą", "Wstań, tylko zrób pierwszy krok, siądź na łóżku, jak będziesz pamiętał, by się przeżegnać, bo rzadko to ostatnio robisz, to już super". Przegrywam batalię z sumieniem.

25.03.2008

Czyta się kilka minut

Wstaję, lecę do kaplicy. Nie! Przecież ja dzisiaj odprawiam u sióstr. W ubraniu kładę się z powrotem do łóżka.

7.15: śniadanie. Jem ja, mój dyrektor, Anglik Lenrenc i Krzysiek, Polak. Pyta, czy znam wynik meczu Radwańskiej. Siadam za sterami komputera. Przegrała. Ale jest jeszcze coś. Czytam uważnie. Ks. Tomasz... wiem, że odszedł rok temu. Piszą, że twierdzi, iż Jezus nie był Bogiem, ale warto go naśladować jako człowieka. I co ja mam z tym zrobić? Nie dość, że co jakiś czas długie godziny rozmawiam z Bogiem o celibacie, to teraz to. Tego, czy Jezus był Bogiem, jestem pewien. Ale skąd się biorą wątpliwości u ludzi tak wielkiego umysłu? A jak ktoś ma mały rozumek, czy też przypadkiem kiedyś na niego nie przyjdzie nieszczęście niewiary?

7.55. Dyrektor otworzył bramy szkoły. Prawie siedemset dzieciaków wbiega i szuka swojej klasy na dziedzińcu. Gwizdek. Włączam tunezyjski hymn. Flaga z gwiazdką i księżycem na czerwonym tle wciągnięta. Godzina arabskiego. Dzisiaj Meżda wyjaśniła mi znaczenie słowa, które do tej pory rozumiałem jako "dziękuję". Ma ono odniesienie do Boga. Moi bracia muzułmanie mają chyba setki słów, które sprawiają, że czujesz, jak są wrośnięci w swoją wiarę. Bóg po prostu jest. Wszyscy moi podopieczni to muzułmanie: religii tutaj nie uczę; to chyba oczywiste. Nasze zadania to prowadzenie szkoły i świadectwo. Z tym drugim ciężko idzie.

18.00. Wyruszam do Sióstr Franciszkanek na Mszę św. Modlę się po francusku. Ciągle mam wrażenie, że przekręcam wyrazy, choć siostry zapewniają, że odprawiam poprawnie. Jak cierpię, że nie mogę powiedzieć jeszcze homilii! Dziękczynienie po komunii to śpiew muezinów za oknem.

Czwartek, 24 stycznia

Św. Franciszka Salezego. To duchowy przewodnik ks. Bosco. Poniosło mnie na boisku. Gwiżdżę, proszę, a ci nie przestają się bić. Odciągnąłem ich od siebie siłą. Czasami wydaje mi się, że nie nadaję się na wychowawcę takiego, jakiego chciał ks. Bosco. Brak mi tej pełnej miodu cierpliwości.

Wieczorem poszliśmy z całą wspólnotą na obiad do restauracji. Najadłem się okropnie i znów w nocy nie będę mógł zasnąć. Obejrzałem film o Johnym Cashu. Uwielbiam oglądać filmy, pisałem magisterkę z Zanussiego. Oby nie dać się w życiu tak zakręcić, jak pozwolił sobie na to Johny - dobrze, że ostatecznie wszystko skończyło się przy Bogu.

Piątek, 25 stycznia

Wycieczka z dzieciakami do Kartaginy. Tańczyły w autokarze, śpiewały. Kartagina: ta Cypriana, Augustyna, Ludwika, Perpetua. Obym miał ich wiarę. Cały czas myślę o ks. Tomaszu i jego tezach. Jak do tego doszedł, dlaczego tak daleko zabrnął? Może potrzebuje czasu, by zrozumieć, przecież to oczywiste, że Jezus jest Bogiem... Z Polski przywiozłem filmy. Wśród nich jeden o narodzinach Jezusa. Tunezja ociera się o region świata bardzo bliski Jezusowi. W grudniu widziałem w Matmacie całą wioskę taką jak na filmie. Domy tutaj do tej pory są budowane tak, by dach był kolejnym pokojem i ważnym miejscem. Tutaj też są lasy oliwek, a kosze wiklinowe, które nosi Maria, takie same, jakie można kupić na targu w Medinie. A kiedy Jan Chrzciciel się urodził, to kobiety wydawały taki głos, jak tutaj dziewczyny, które na przerwach udają czasami zaślubiny - to odgłos radości i smutku, język ruszający się w rytm odpowiednio dobranej barwy głosu.

Sobota, 26 stycznia

Popołudniowa wycieczka z Tunezyjczykami pracującymi w naszej szkole. Odwiedziliśmy położoną wśród gór osadę berberyjską. Słońce układało tak niewyobrażalne kolory, że tylko się zachwycać i dziękować Bogu. Tunezyjczycy czasami pytają o moją wiarę. Tłumaczyłem im, jak się modlę, co to jest brewiarz, rozmawiamy o różnicach i podobieństwach wiary ojców.

Samochód się zepsuł. Coś strzeliło w jakimś pierścieniu. Jak tu powiedzieć o tym przełożonemu? To prawda, że jest to najlepszy przełożony, jakiego miałem, ale to w końcu nasz jedyny samochód, a wspólnota jest biedna. Jakoś to przyjął.

Niedziela, 27 stycznia

Czekam na weekend z upragnieniem, a potem, gdy są takie niedziele jak dzisiaj, jęczę z bólu. Samotność daje się we znaki. Jeszcze daleko mi do pokochania samotności. Tyle lat jestem na tej drodze, a niektóre pytania ciągle powracają. Idę do kaplicy. Boję się z niej wyjść, by nie utracić tej lekkości duszy.

W Polsce było łatwiej. Niedziela w Olsztynie to czas wzmożonej pracy, bo parafialne obowiązki przynaglają. Tutaj w weekend nie ma zajęć. Wybrałem się rowerem w góry. Zepsuły się biegi. Uwalany smarami zawróciłem w połowie drogi. Muszę zebrać się na odwagę i urobić przełożonego, by nam kupił nowy rower. Mój dyrektor w sprawie wydawania pieniędzy to drugi ks. Bosco: nic dla siebie (i wspólnoty), wszystko dla młodzieży i dzieła. Ale i tak go kocham, bo to święty; codziennie o 21.00 chodzi po korytarzu z różańcem w ręku, w modlitwie pierwszy - trudno mi go naśladować.

Poniedziałek, 28 stycznia

Zacząłem biegać. Toboła, mój dawny kochany trener, byłby ze mnie dumny. Brzuch mi rośnie. A pomyśleć, że kiedyś, nie tak dawno temu przebiegłem maraton. Dzieciaki były dzisiaj trochę waleczne. Może dlatego, że wczoraj Tunezja wygrała mecz w Pucharze Afryki.

Dzisiaj św. Tomasza. Dyrektor pytał, czy uczyli nas w seminarium tomizmu. Trochę czytałem jego "Summę". Jak chłop miał wszystko poukładane! Wszystko logiczne, tylko ruszyć szare komórki. Chciałbym tak.

Wtorek, 29 stycznia

Przeglądałem, co tam nowego w naszym kraju, w polityce, i trafiłem na świetny wywiad z muzykami chrześcijańskimi. Fakt, że "nie ma muzyki chrześcijańskiej, a tylko muzyka tworzona przez chrześcijan", jest mi świetnie znany. Moje korzenie sięgają "Saruel" - cudownej wspólnoty ludzi, z której wyrósł zespół o tej nazwie. Jednak co innego mnie w tym wywiadzie uderzyło. Ich wiara. Wiola, która o "Saruel" się otarła, i wielu innych wielkich muzyków chrześcijan - żebym ja miał tyle wiary co oni. Żebym tak pogłębił swoje powołanie. Jeden z muzyków fantastycznie podsumował wywiad: przecież i tak w tym wszystkim chodzi o to, byśmy znaleźli się w Niebie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2008