Trzeci raport

Książki mają swoją historię. Ma ją także "Protokół Oświęcimski": stworzony przez uciekinierów z obozów zagłady: Polaków - oficera AK i polskiego Żyda - a także Żydów ze Słowacji, dziś zapomnianych.

27.05.2008

Czyta się kilka minut

WITOLD PILECKI: Dał się ująć Niemcom w łapance, aby wysłali go do Auschwitz, gdzie organizował obozowy ruch oporu. W PRL skazany na śmierć i stracony / fot. archiwum MHW /
WITOLD PILECKI: Dał się ująć Niemcom w łapance, aby wysłali go do Auschwitz, gdzie organizował obozowy ruch oporu. W PRL skazany na śmierć i stracony / fot. archiwum MHW /

W światowej historii dokument ten znany jest pod angielskim terminem: "Auschwitz Protocol". Sporządzony przez Amerykanów po wojnie i wykorzystany jako dowód w Norymberdze, został przygotowany w oparciu o trzy świadectwa: raport oficera AK Witolda Pileckiego, raport Rosina-Mordowicza (słowacki Żyd Arnoszt Rosin i polski Czesław Mordowicz uciekli z Auschwitz-Birkenau w 1944 r., dotarli do Bratysławy i złożyli relację o zagładzie Żydów węgierskich; kanałami syjonistycznymi przekazano ją do USA) oraz trzecią relację, zwaną raportem Rosenberga-Wetzlera.

Historie Pileckiego, Rosina i Mordowicza są mniej lub bardziej znane, a los Pileckiego przypominany dziś, w 60. rocznicę zamordowania go przez komunistyczne władze [patrz portret Pileckiego w poprzednim numerze "TP" i na naszej stronie internetowej - red.].

O trzecim raporcie mało kto słyszał.

Prawda dociera powoli

Zbrodnie II wojny zaczęto dokumentować jeszcze podczas jej trwania. Chodziło o to, by świat dowiedział się, co się dzieje - zwłaszcza w okupowanej Polsce. Ale chodziło też o historyczną dokumentację. Rozumieli to współcześni: w Warszawie grupa wokół Emanuela Ringelbluma kompletowała archiwum życia w getcie. W polskim podziemiu decydowano się na organizowanie przerzutu świadków na miejsca zbrodni (Jan Karski w Izbicy, którą przedstawiono mu jako Bełżec). Inny człowiek podziemia, Pilecki, dał się pojmać w łapance, by zostać wywiezionym do Oświęcimia i tam sporządzić raport.

Jednak do świadomości polityków wolnego świata prawda przebijała się powoli. Raport Pileckiego dotarł do Wielkiej Brytanii w sierpniu 1943 r., ale przez amerykańskich analityków został oceniony jako nieprawdopodobny (podejrzewali, że może być polskim posunięciem w antyniemieckiej propagandzie). Odesłano go do archiwum, by sięgnąć do niego ponownie dopiero jesienią 1944 r.

Nie mogę uwierzyć

Pierwsza w ogóle informacja o zagładzie Żydów dotarła na Zachód w sierpniu 1942 r.: była to depesza przesłana przez Gerharda Riegnera, przedstawiciela Światowego Kongresu Żydów w Genewie (za pośrednictwem konsulatu USA). W oparciu o informacje od niemieckiego przemysłowca (powołującego się na znajomych z Wehrmachtu), Riegner pisał w niej o planach Hitlera wymordowania 4 mln Żydów. Depesza była spóźniona: eksterminacja zaczęła się już w 1941 r. Departament Stanu USA poprosił Światowy Kongres Żydów o niepodnoszenie sprawy do czasu sprawdzenia, czy informacja jest prawdziwa (po dwóch miesiącach uznano ją za mającą znamiona wiarygodności). Pod koniec 1942 r. wśród Żydów z USA zaczęły się dyskusje, czy wieści o masowych mordach są prawdziwe.

Wcześniej, bo jesienią 1942 r., dotarł do Londynu emisariusz polskiego Państwa Podziemnego Jan Karski. Przywiózł ogólny raport o sytuacji polskich Żydów (przygotowany przez krajową reprezentację struktur żydowskich) i wrażenia człowieka, który był w getcie i obozie selekcyjnym. Karski rozmawiał z brytyjskimi politykami, a potem został wysłany przez rząd polski do przywódców amerykańskich. W lipcu 1943 r. został przyjęty przez prezydenta USA. Relacja Karskiego nie zrobiła na nim wrażenia. Charakterystycznie zareagował sędzia Sądu Najwyższego USA Felix Frankfurter (pochodzenia żydowskiego), który - jak wspomina Karski - powiedział mu: "Będę z panem szczery. Nie jestem w stanie w to wszystko uwierzyć".

Relacja Karskiego miała pewne wady: nie była relacją świadka mordów z obozu zagłady i teoretycznie nie było można wykluczyć błędu w percepcji. Deficyt ten nadrabiał raport Pileckiego, ale on został na początku uznany za źródło niewiarygodne.

BBC mówi o Auschwitz

Kolejne świadectwo z pierwszej ręki pojawiło się w połowie 1944 r.

15 czerwca rozgłośnia BBC nadała omówienie raportu o masowych mordach na Żydach w Auschwitz. Materiał opierał się na relacji dwóch bezpośrednich świadków. Pięć dni później "New York Times" opublikował apel do regenta Węgier Miklosa Horthy’ego o wstrzymanie transportów deportacyjnych Żydów węgierskich do III Rzeszy - w rzeczywistości były to bowiem transporty do Auschwitz. Każdego dnia - wedle ogłoszonego raportu - ekipa Eichmanna (osobiście obecnego wtedy w Budapeszcie) wysyłała wtedy z Węgier 12 tys. ludzi.

9 lipca 1944 r. rząd węgierski zareagował i wstrzymał zgodę na wysyłanie transportów z Żydami. Dla 475 tys. ludzi było już za późno, interwencja Horthy’ego ocaliła jednak przed wywiezieniem 200 tys. osób. Obrońcy Horthy’ego przekonują dziś, że do czasu ogłoszenia raportu Węgrzy byli przekonani, iż wydają Niemcom żydowskich obywateli w celu skierowania ich do przymusowych prac "gdzieś na Wschodzie". Na Węgrzech do dziś toczy się dyskusja, czy faktu Zagłady nie można było ogłosić wcześniej i uratować większej liczby osób.

Raport, puszczony w świat przez BBC, przygotowany został na podstawie relacji dwóch uciekinierów z Auschwitz: Waltera Rosenberga i Alfreda Wetzlera.

Dwaj więźniowie

Rosenberg urodził się w 1924 r. w Topolczanach w zachodniej Słowacji, w rodzinie właściciela tartaku. Usunięty z gimnazjum w 1940 r. na mocy wprowadzanego na Słowacji ustawodawstwa antyżydowskiego i objęty nakazem pracy (jako robotnik fizyczny), naukę kontynuował w domu. Wiosną 1942 r., wiedziony romantycznym porywem, chciał uciec do Anglii. Przedostał się na Węgry, ale uświadomił sobie, że dalej nie ma szans, i postanowił wracać. Złapany przez węgierską straż graniczną i przekazany władzom słowackim, trafił do Auschwitz.

Dzięki przypadkowej znajomości znalazł się w uprzywilejowanej części obozu, gdzie więźniowie przygotowywali wysyłkę do Rzeszy osobistych rzeczy zagazowanych ludzi. Oficjalnie ta część obozu zwała się "Effektenlager" (magazyn rzeczowy); więźniowie ochrzcili ją "Kanadą". Rosenberg należał do więźniów, którzy stali na rampie w momencie przyjazdu transportów, a po selekcji zbierali porozrzucane walizki. Potem trafił jako pisarz do sektora kwarantanny dla mężczyzn w Birkenau; z okna kancelarii widział ciężarówki kursujące między rampą a komorami gazowymi.

Miał fotograficzną pamięć. Wiedząc, ilu ludzi mieści ciężarówka, liczył kursujące samochody i uczył się na pamięć tej statystyki. Na tej podstawie stwierdził, że do kwietnia 1944 r. zamordowano w Auschwitz 1,75 mln ludzi. Jego wyliczenie przyjęto za podstawę aktu oskarżenia w Norymberdze (historyk Raul Hilberg, autorytet w dziedzinie faktografii Holokaustu uważa, że to liczba przeszacowana o 30 proc.).

W Birkenau Rosenberg zaprzyjaźnił się z innym słowackim Żydem, starszym od siebie (rocznik 1918) Alfredem Wetzlerem, który pracował jako pisarz-rejestrator w komandzie obsługującym komory gazowe. Jego zadaniem było sporządzanie dla komendy obozu codziennych sprawozdań o liczbie zagazowanych i o ilości złota "pozyskanego" z ich uzębienia.

Ucieczka

7 kwietnia 1944 r. po południu, wykorzystując znajomość zwyczajów obozowych, Rosenberg i Wetzler przeszli do nowo budowanego sektora, gdzie nie było jeszcze stałego ogrodzenia pod napięciem. Tam schowali się w przygotowanej kryjówce w stercie desek. Jako ochronę przed psami rozrzucili mocny tytoń.

Zgodnie z oczekiwaniami ich ucieczkę wykryto podczas wieczornego apelu. Wedle niemieckich procedur oznaczało to trzydobowy alarm dla załogi SS. Uciekinierzy przeczekali w ukryciu cztery dni, a potem, posługując się atlasem znalezionym wśród rzeczy ofiar, ruszyli nocami. W ciągu 11 dni przeszli 130 kilometrów i dotarli na Słowację w okolicach Czadcy. Tu poprosili o pomoc napotkanego rolnika, a ten dał im adres żydowskiego lekarza w Czadcy, dr. Pollacka. Ten przenocował uciekinierów i skontaktował ich z działaczem żydowskim z miasta Žilina, Andre Steinerem, który był członkiem małej organizacji konspiracyjnej.

Jej przywódca, prawnik Oskar Neumann zorientował się, jaką wagę ma świadectwo uciekinierów. Jednak - nie dowierzając, czy nie przesadzają w opowieściach o okrucieństwie Niemców - kazał rozdzielić Rosenberga i Wetzlera, a następnie wysłuchiwał osobno ich relacji przez trzy dni, każąc im relacjonować te same zdarzenia i pytając o szczegóły, które sprawdzał u drugiego. Kazał też opisać plan obozu, procedurę zabijania itd. Efektem była 32-stronicowa relacja; według powojennych relacji Rosenberga, dopiero siódma wersja tekstu została przez Neumanna uznana za zadowalającą.

Napisany po słowacku raport został przez współpracowników Neumanna przetłumaczony na niemiecki i węgierski. Według specjalistów oceniających dziś jego treść, był rzetelny i ujmował najważniejsze sprawy. Zawierał tylko kilka błędów i generalizacji, które wynikały np. z braku wiedzy architektoniczno-budowlanej autorów; np. z tekstu widać, iż autorzy widzieli krematorium I i II, ale swe wnioski uogólniają na krematorium IV i V, które miały inną konstrukcję. Jednak uważa się, że takie błędy świadczą na rzecz wiarygodności całej relacji, która jest świadectwem percepcji, jaką mógł mieć jedynie świadek.

Raport idzie w świat

W dzień lub dwa po powstaniu ostatecznej wersji raport przekazano przebywającemu w Bratysławie Rudolfowi Kasztnerowi, dziennikarzowi węgiersko-żydowskiemu, który kierował syjonistyczną organizacją pomocową. Toczy się spór na temat daty przekazania raportu, bo niektórzy oskarżają Kasztnera o zwłokę w przekazaniu go dalej. Kasztner toczył bowiem wtedy negocjacje z Eichmannem o wstrzymanie deportacji Żydów z Węgier, np. w zamian za dostawę 10 tys. ciężarówek dla Wehrmachtu.

Ostatecznie Kasztner wynegocjował zgodę Eichmanna na uratowanie - za olbrzymią łapówkę - grupy przemysłowców, bankierów, profesorów, rabinów, artystów, urzędników (a także krewnych Kasztnera i jego współpracowników). Tzw. "pociąg Kasztnera" odjechał z 1700 osobami z Budapesztu 30 czerwca 1944 r. Po pobycie w obozie w Bergen-Belsen, pod koniec roku większość z tych osób została odstawiona na granicę szwajcarską.

Jednak dla wielu Żydów postępowanie Kasztnera było niemoralne. Po wojnie został on urzędnikiem w administracji Izraela, ale w 1954 r. sąd uznał go winnym kolaboracji i orzekł, że "zaprzedał duszę diabłu". Zanim odbyła się rozprawa przed Sądem Najwyższym, w 1957 r. Kasztnera zabił w akcie zemsty Żyd z Węgier, którego cała rodzina zginęła. Przez lata postępowanie Kasztnera było przedmiotem sporów w środowiskach żydowskich, a Rosenberg oskarżał go, że przetrzymał jego raport, by nie psuć negocjacji z Eichmannem.

Tak czy inaczej, Kasztner przekazał raport w miejsca ważne dla światowego obiegu informacji - m.in. brytyjskim dyplomatom, węgierskiemu MSZ, nuncjuszowi apostolskiemu, misji protestanckiej w Budapeszcie i przywódcom społeczności żydowskiej na Węgrzech. Prawdopodobnie dotarł on do Horthy’ego i spowodował wstrzymanie deportacji 200 tys. ludzi (kilkadziesiąt tysięcy z nich zostało zgładzonych po przejęciu władzy przez faszystów węgierskich w październiku 1944 r.). Zwłaszcza podkreśla się rolę Wetzlera, jako jedynego na świecie świadka, który brał udział w liczeniu zwłok po otwarciu komór gazowych.

Pracownica brytyjskiej misji w Szwajcarii Elisabeth Wiskemann (po wojnie historyk) przekazała w Bernie kopię Allenowi Dullesowi, rezydentowi wywiadu USA, który przesłał ją do Departamentu Stanu. Zawiadomiono Roosevelta, a także Piusa XII (Rzym był już wolny). 25 listopada 1944 r. rząd USA ogłosił publicznie jego treść.

Losy powojenne

Rosenberg i Wetzler zostali przerzuceni przez żydowskie podziemie do Bratysławy i otrzymali fałszywe papiery. Rosenberg przyjął słowacko brzmiące personalia Rudolf Vrba i pod tym nazwiskiem stał się w latach 60. postacią publiczną do tego stopnia, że raport nosi dziś oficjalną nazwę "Raportu Vrby-Wetzlera". Po wybuchu Powstania Słowackiego dołączył do powstańczego oddziału.

Po wojnie ukończył studia chemiczne w Pradze, pracował w Akademii Nauk. Przeżył okres fascynacji komunizmem na przełomie lat 40. i 50. W 1958 r. odmówił powrotu do Czechosłowacji z konferencji naukowej w Izraelu, ale po dwóch latach - rozczarowany Izraelem - wyjechał do Anglii i pracował jako biochemik w instytutach neuropsychiatrycznych.

W 1963 r., na fali zainteresowania Holokaustem w związku z procesem Eichmanna, opublikował po angielsku pamiętnik "Ucieczka z Oświęcimia: nie mogę zapomnieć". W 1967 r. wyemigrował dalej, do Kanady; zamieszkał w Vancouver, gdzie zmarł w 2006 r. Jego świadectwo stało się znane w świecie w roku 1985 dzięki filmowi Lanzmanna "Shoah", w którym odgrywa on dużą rolę. Historiografia żydowsko-izraelska do końca lat 90. traktowała jego wspomnienia z rezerwą, zarzucając mu przecenianie swej roli.

Alfred Wetzler został w Czechosłowacji. Także zmienił nazwisko na Jozef Lanik i pracował jako dziennikarz w prasie regionalnej. Zaraz po wojnie wydał w Koszycach książkę o Oświęcimiu (po latach opublikował ją ponownie w połowie lat 60.). W 1950 r. w ramach czystek partyjnych dostał zakaz pracy intelektualnej; pracował jako robotnik. Zrehabilitowany w 1957 r.; wcześnie, bo już w 1970 r., przeszedł na emeryturę. Zmarł w 1988 r.

***

Oryginał "Protokołu Oświęcimskiego" spoczywa dziś w Prezydenckiej Bibliotece Franklina Delano Roosevelta - polityka, który początkowo nie chciał uwierzyć w to, o czym opowiadali mu ludzie oglądający na własne oczy tragedię okupowanej Europy.

Biblioteka mieści się w idyllicznym dworze, zbudowanym w stylu staroholenderskim, pod adresem 4079 Albany Post Road, Hyde Park, w stanie Nowy Jork.

ANDRZEJ KRAWCZYK (ur. 1954) jest historykiem. W latach 1980-82 współredaktor "Biuletynu Solidarności UW"; w latach 80. członek zespołu "Biblioteki Historycznej i Literackiej" w drugim obiegu i współwydawca pisma "ABC" o Europie Środkowej i Wschodniej. Od 1989 r. pracuje w administracji; 2001-2005 ambasador w Pradze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2008