Tramwajem przez wydmy

De Haan

17.08.2006

Czyta się kilka minut

W sierpniu Brukseli trzeba uczyć się na nowo. Rondo Schumana, centralny punkt miasta, który przez resztę roku odbiera kierowcom wszelką nadzieję, nagle staje się zwykłym, przyjaznym rondem, którego pokonanie zabiera zaledwie kilkadziesiąt sekund. Na bulwarze Waterloo można w ciągu roku utknąć tysiące razy w korkach przed tunelami, można odbierać na nim zagubioną po zakupach żonę, by wreszcie w środku lata zobaczyć, że jest miejscem, w którym warto się zatrzymać, napić kawy i podziwiać resztki wspaniałej brukselskiej secesji.

Brukseli trzeba uczyć się na nowo, ponieważ w sierpniu jest ona innym miastem. Biura i urzędy unijne zamknięte, pod budynkami nudzą się strażnicy.

Przez jedenaście miesięcy w roku Brukselę zasłania Unia Europejska, a w sierpniu Bruksela, niczym walońska dziewica, odsłania i pokazuje wdzięki, urodę i najlepsze walory. Ale akurat w sierpniu trzeba wystawić nos z Brukseli, zobaczyć, gdzie mieszka, jaka okolica ją otacza, w jakim kraju "stolica Europy" żyje... Belgia jest krajem małym, o kilku wyraźnych, odmiennych obliczach. Inna jest Belgia północna, gdzie oszczędni do przesady Flamandowie liczą każdy grosz, i gdzie mało rozgarnięty turysta odniesie wrażenie, że jest w Holandii. Inna jest Belgia południowa, gdzie można znaleźć wioski z ukrytymi skarbami i gdzie francuski flair łączy się z prostotą walońskich obyczajów. Inna jest wreszcie Belgia na wschodzie, gdzie żyją belgijscy Niemcy. Od reszty kraju odróżnia ją nie tylko architektura i obyczaj, ale i rytm życia, i porządek, niemiecki porządek. Belgijskich prowincji nie łączy wspólna historia, architektura czy literatura, tylko frytki i piwo. Pierwsze zostały wymyślone właśnie w Belgii (jedni mówią, że we Flandrii, inni, że w Walonii). Drugie bije wszystkie pozostałe browary świata smakiem, świeżością, dowcipem i fantazją. Można na piwnym szlaku w Belgii spotkać i "Delirium tremens", i "Judasza". Piwo truskawkowe i bananowe, piwo jabłeczne i gruszkowe, piwo stare dębowe, i piwo serowe - pachnące jak Rochefort. Warto gdziekolwiek w Belgii spróbować frytek w przydrożnych frytkarniach, smażonych bez pośpiechu i z namaszczeniem, z nabożnością przechodzącą w pokorę. Frytki polskie, amerykańskie, niemieckie czy francuskie w porównaniu z tymi ze zwykłej przydrożnej budy gdzieś w Walonii są, za przeproszeniem, produktem wtórnej jakości.

Z dotarciem z Brukseli nad wybrzeże oddalone o 120 kilometrów problemów nie ma. To przecież w Belgii uruchomiono pierwszą na kontynencie linię kolejową z Brukseli do Mechelen. W Belgii właśnie jest najbardziej gęsta na świecie sieć kolejowych powiązań (kraj ma 30 tysięcy km kw. powierzchni i 3,5 tys. km linii kolejowych). Pociągiem można dojechać wszędzie, podobnie jak autostradami (1800 km autostrad, 14 tys. km regionalnych dróg szybkiego ruchu i 130 tys. km dróg lokalnych). Jest w czym wybierać, a prawie każda droga prowadzi nad belgijskie morze, nad piękne, choć krótkie, bo tylko 57-kilometrowe, wybrzeże. Najlepiej wchłanianie jodu zacząć na zachodnim skrawku wybrzeża, kilometr od francuskiej Dunkierki, w La Panne, w zachodniej Flandrii.

Flandryjskie wybrzeże inspirowało przez lata takich malarzy, jak Paul Delvaux i James Ensor. Odbijające się w tafli morza światło, idylla wybrzeża, zanotowane pędzlem fascynują do dzisiaj. Na belgijskim wybrzeżu czeka na gości w hotelach i pensjonatach 600 tys. łóżek. Można dodatkowo wynająć jeden ze 100 tys. apartamentów i letniskowych domów. Na odcinku wybrzeża usadowiło się 13 miast i miasteczek. Pierwszy rzut oka na linię brzegu wzdłuż wydm nastraja jednak mało optymistycznie: dominują wysokie budynki i w niektórych przypadkach mało pociągająca architektura blokowisk. Trzeba było pogodzić jakoś masową turystykę z zachowaniem naturalnego środowiska. Wysoka zabudowa uchroniła bowiem szeroki pas wybrzeża w głębi lądu. Domy stoją nad wodą, prowadzi wokół nich droga, a za drogą ciągnie się szeroki pas wydm i chronionych obszarów przyrody. Z jednej strony piękny widok na morze, z drugiej na dziewiczą przyrodę, pociągającą także zimą. Na wybrzeżu pada rzadziej niż w centrum Belgii, częściej świeci słońce i w listopadzie, w grudniu jest znacznie cieplej niż w Brukseli - dlatego belgijskie wybrzeże przyciąga turystów i zmęczonych przez cały rok, nie tylko latem.

W La Panne, w której rozpoczynamy naszą podróż wzdłuż wybrzeża, ma początek specjalna linia tramwajowa De Lijn - De Kusttram. To osobliwość sama w sobie. Trasa tramwaju ciągnie się wzdłuż całego wybrzeża, a podróż, która trwa prawie trzy godziny, jest wycieczką między tradycją a współczesnością. La Panne - po polsku patelnia, to mała, 9-tysięczna miejscowość, która chwali się najszerszą plażą w Europie - 450 metrów szerokości i pięć kilometrów długości. A jeżeli komuś to nie wystarcza, powinien poczekać na odpływ: wówczas pas wspaniałego piasku powiększa się do kilometra. I wtedy nie można oderwać wzroku od morza, od plaży, od horyzontu, ale i od setek jeźdźców na koniach. Cofające się morze odkrywa swoje skarby, więc wystarczy tylko się schylić i sięgać ręką po kraby i małże.

W sąsiedniej wiosce Koksijde-Oostduinkerke warto zatrzymać się na dłużej. Kusttram kursuje średnio co piętnaście minut, więc pośpiechu nie ma. A tu, jeżeli mamy szczęście, spotkamy na przykład Johana, jednego z nielicznych już rybaków, który zbiera kraby i małże. Podczas, gdy w najsławniejszej morskiej tawernie "De Barkentijn" siedzą brukselscy menedżerowie, którzy wpadli tu dosłownie na chwilę i popijają espresso, Johan wraz ze swoim koniem, czystej belgijskiej rasy "Rösser", wchodzi po szyję do wody - a za nim, w bezpiecznej odległości, tłum ciekawskich - i bez wielkiego pośpiechu przez cztery godziny łowi kraby, które później sprzedaje na plaży. Koniecznie trzeba mieć przy sobie kamerę albo aparat, by uwiecznić nieprawdopodobny widok "pływających" koni z ubranymi w żółte kapoki rybakami. To samo robił wcześniej Paul Delvaux, który po II wojnie światowej mieszkał w pobliskim Veurne, i z osobliwych rybaków uczynił - obok kobiet i rybackich wiosek - jeden z najważniejszych motywów swojego malarstwa. Większość jego prac zgromadzonych jest w Vlierhof, rybackim domu z XIX wieku, w sąsiedniej wiosce St. Idesbald.

Nim tramwaj dowiezie nas do Ostendy, przecina Middelkerke. To tu przebiega najbardziej uroczy odcinek linii. Motorniczy jedzie tu specjalnie powoli, by nasycić oczy podróżnych. Z jednej strony wspaniała linia brzegu z odległymi statkami - nieopodal zaczyna się Kanał La Manche, z drugiej, od strony lądu, linia umocowań nadbrzeżnych, fragment Wału Atlantyckiego. Odcinek ten jest tak piękny, że większość podróżnych wysiada na jego końcowych przystankach i czeka na tramwaj jadący w przeciwnym kierunku, by raz jeszcze podziwiać ten osobliwy widok.

Ostenda jest kurortem, do którego wybierały się już nasze babki. Promenada, na której spacerowały, nic nie utraciła ze swojej świetności. W termach brały kąpiele setki tysięcy osób. Komu nie wystarczają solanki, wody, promenada i kasyno, może, a nawet powinien wybrać się do domu Jamesa Ensora, by zobaczyć niemal wszystkie dzieła tego sławnego ostendzkiego malarza.

W Ostendzie moglibyśmy zostać dłużej, ale warto czas, który nam pozostał, poświęcić innej miejscowości, która przyciąga setki tysięcy turystów. Wystarczy bowiem tylko raz do niej zajrzeć, by chcieć wciąż do niej powracać. To kurort w stylu Belle-Époque - De Haan, czyli Kogut, po francusku Le Coq. Zbudowany w prostej linii na wysokości Brukseli, na życzenie króla Leopolda II. Zasada jest prosta - każdy nowy dom, a zezwolenie jest niezwykle trudno otrzymać, musi dopasować się do stylu i spełnić estetyczno-architektoniczne kryteria Belle-Époque. Przenosimy się do XIX wieku, z którego, nie ma co ukrywać, nie chce się wracać do współczesności. Proponuję wstąpić na śniadanie do pensjonatu "La Tourelle" - nie ma lepszego na całym belgijskim wybrzeżu. A potem, skoro trzeba było opuścić gościnne progi tego pensjonatu, pójść na ulicę Shakespearelaan, gdzie pod numerem 5 zobaczymy posiadłość "La Savoyarde". W której, zanim ostatecznie wyjechał w roku 1933 do Ameryki, mieszkał Albert Einstein jako osobisty gość króla. Warto pozostać w tej zaczarowanej krainie i puścić się bez pamięci w niekończące się wydmy, które opasają Le Coq księżycowym krajobrazem.

Końcowy przystanek Kusttram znajduje się w Knokke-Heist. To już prawie Holandia. Księżycowy, wydmowy krajobraz przyciąga każdego roku spragnionych wody, piasku i wiatru. Samochody - wreszcie - są tu całkowicie zabronione, i w ten księżycowo-marsjański krajobraz można się przenieść albo na własnych nogach, albo na rowerach, albo na koniach. Ponad sto gatunków ptaków, rzadko już spotykanych w Europie, ma tu swoje domostwo. Wszędzie stoją tablice, ponieważ łatwo jest też zadeptać unikalne rośliny, które przeżyły wybryki naszej cywilizacji. Od ponad stu lat zakazany dla ludzkiej aktywności teren oferuje ucieczkę z naszego świata i powrót do natury.

To wszystko można zobaczyć i przeżyć pod warunkiem, że nareszcie wystawimy nos z Brukseli, i to najlepiej w sierpniu, kiedy w mieście nic się oficjalnie nie dzieje, i gdzie urzędnicy, jeżeli są, chowają się pod biurkami, i jeżeli nawet coś przeciw Europie knują, to robią to cicho, bez arogancji i pychy. Trzeba się spieszyć, bo skoro sierpień minie, wyjdą z kryjówek na wierzch i zawładną Brukselą, Belgią i nami, i na nic nie będzie czasu, nawet na to, by zobaczyć, że świat i życie na Brukseli się nie kończą.

MAREK ORZECHOWSKI był korespondentem telewizji publicznej w Brukseli, stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2006