Tradycja na horyzoncie

Nadzieję na Mszę trydencką w każdej parafii mają nie tylko tradycjonaliści. Ale nie należy działać rewolucyjnie.

22.07.2008

Czyta się kilka minut

Minął już rok, odkąd papieskie motu proprio "Summorum Pontificum" ujrzało światło dzienne. Przez ten czas Watykan wydał kolejne decyzje, jasno wskazujące, że w sprawie liturgii Benedykt XVI nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Przeciwnicy jej powrotu nie ustępowali pola i w rezultacie liturgia stała się głównym bodaj polem debaty teologicznej w Kościele.

Kiedy jednak śledzę teksty ukazujące się na łamach "Tygodnika", nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w rzeczywistości zmieniło się niewiele. Dowiaduję się, że co niedzielę w naszym kraju odprawia się ok. dziesięciu starych Mszy, na które uczęszcza może nieco więcej niż przed rokiem wiernych; z ich wypowiedzi wynika, że w polskim Kościele czują się jednak nadal sekowani. Może tylko nabrali hardości, złapali wiatr w żagle i nie dają już sobie wmówić, że są przeżytkiem - teraz są w awangardzie. Ale niezależnie od temperatury teologicznych sporów w Rzymie, Kościołach lokalnych i na łamach katolickiej prasy - w polskiej rzeczywistości parafialnej nie zmieniło się nic, a przeciętny polski katolik o Mszy "tyłem do wiernych" wie tyle, że babcia chodziła na nią w młodości.

Hamulcowi?

Można wymienić wiele powodów, dla których Mszy tradycyjnej nie ma w każdej parafii. Niektórzy wskażą na niechęć biskupów i części księży. Trudno z tym polemizować: kto porównał tekst "Summorum Pontificum" ze "Wskazaniami Konferencji Episkopatu Polski" w sprawie realizacji papieskich postanowień wie, że - najoględniej rzecz ujmując - nie ułatwiają one ich realizacji. Inni - jak ks. Wojciech Grygiel (w tekście Macieja Müllera "Tradycja w ofensywie") - wskażą na inne trudności: brak przygotowanych kapłanów, a także, co tu dużo mówić, zainteresowanych wiernych.

Wydaje się jednak, że jeśli będzie po temu wola, w dłuższej perspektywie problem kapłanów uda się, poprzez formację seminaryjną, rozwiązać. A wierni? Cóż, może zgodnie z sugestią kard. Daria Castillóna Hoyosa, gdy będzie liturgia, znajdą się i wierni.

Pozostaje pytanie, czy owa wola się znajdzie. Obserwując wypowiedzi niektórych biskupów, trudno nie odnieść wrażenia, że leją oni nad liturgią trydencką krokodyle łzy: boleją, że przepisy, obiektywne trudności, a zwłaszcza brak księży utrudnia jej rozpowszechnianie. Tak jakby te czynniki zależały od kogoś innego niż oni sami. Z drugiej strony warto może, aby tradycjonaliści z większą ostrożnością potępiali naszych hierarchów jako hamulcowych liturgii tradycyjnej w Polsce - sami wszak zawsze podkreślają, krytykując zmiany posoborowe, że w liturgii nie należy działać rewolucyjnie, że to postawa polskiego episkopatu uchroniła nas w przeszłości przed wieloma błędami, popełnionymi przez zachodnich hurraoptymistów nowej Mszy. Jak zazwyczaj krytycznie patrzę na wyczekujące stanowisko naszych biskupów w rozmaitych kwestiach, tak nie wykluczałbym, że akurat w sprawach liturgii może nam to wyjść za zdrowie.

Czerpanie ze źródła

Nie znaczy to jednak, że działać nie należy. Ostatnie wypowiedzi

kard. Castillóna Hoyosa są jednoznaczne - mówi on, że Msza trydencka jest bogactwem i darem całego Kościoła, a "Ojciec Święty nie wychodzi naprzeciw jedynie pewnym grupom, które potrzebują liturgii trydenckiej, ale chce, aby każdy poznał tę drogę celebrowania Eucharystii". Aby to się stało, nie wystarczy dziesięć miejsc w Polsce: liturgia tradycyjna musi być jeśli nie w każdej parafii, to w każdym razie gdzieś na horyzoncie każdego wiernego. Ale warto się zastanowić, po cóż wierni chodzący na nowe Msze mieliby zapoznawać się ze starym rytem. Otóż dla każdego, kto rozumie, jak ważna jest w pojmowaniu liturgii tradycja i ciągłość, już sama możliwość obcowania z Mszą, którą Kościół żył przez kilkanaście wieków, jest wartością. To, że wierni na takiej liturgii czują się nieswojo lub jej nie rozumieją, jest niepokojące. Można bowiem uparcie twierdzić, że liturgia tradycyjna nie przystaje do nowych czasów, ale jest to teza mocno wątpliwa, zwłaszcza, że to, co jest istotą Eucharystii, pozostaje przecież niezmienne. Zamiast więc szukać winy w liturgii tradycyjnej, zapytajmy raczej samych siebie, jak to się dzieje, że czujemy się na niej tak obco (czego sam doświadczyłem, wychodząc z mojej jedynej w życiu Mszy trydenckiej).

Ale to nie tylko kwestia ciągłości tradycji. Liturgiści mówią, że w starym rycie pewne znaki są wyraźniejsze, więcej tu gestów, a mniej słów niż w "przegadanej" liturgii posoborowej. Dlatego właśnie uczestnictwo w Mszy trydenckiej mogłoby pomagać w rozumieniu, czym jest "sakrament sakramentów". Gdyby liturgia tradycyjna istniała gdzieś "pod bokiem", to przecież poza tradycjonalistami uczestniczyliby w niej - od czasu do czasu, z ciekawości, czasem przypadkiem - inni wierni, mając okazję do nauczenia się czegoś.

Zdaniem wielu, także dla kapłanów celebrujących w nowym rycie, odprawianie Mszy według formuły trydenckiej jest ważną szkołą liturgiczną (nie wątpię, że rzecz działa i w drugą stronę), wpływającą na sposób sprawowania Eucharystii na co dzień. Moim prywatnym marzeniem jest, aby księża częściej używali najstarszej i najgłębszej w sensie teologicznym modlitwy eucharystycznej - Kanonu Rzymskiego, który jest jedynym stosowanym w liturgii tradycyjnej, a którego niektórym wiernym uczestniczącym w Mszy posoborowej nie dane jest usłyszeć przez całe życie.

I jeszcze jeden istotny element, który wnieść by mogła w życie parafii liturgia tradycyjna oraz obecność wiernych i księży do niej przywiązanych. Otóż - jak zwraca uwagę o. Tomasz Kwiecień OP (w tekście Macieja Müllera) - ta obecność mogłaby pomóc zwalczać powszechny w naszych kościołach kicz i styropian, związany bez wątpienia z ich liturgiczną nijakością.

Wyjść z getta

To oczywiście wymagałoby, aby większą troskę o liturgię całego Kościoła, a nie tylko o "swoją" liturgię, wykazywali tradycjonaliści. Bowiem nie sposób nie odnieść wrażenia, że tocząc nieustanne debaty na temat szczegółów rytu starego, w sprawie formy Eucharystii, w której uczestniczy przecież przytłaczająca większość ich współwyznawców, mają do powiedzenia niewiele ponad słowa krytyki i potępienia.

Rozumiem, że z punktu widzenia tradycjonalistów najlepszym rozwiązaniem byłby powrót całego Kościoła do liturgii przedsoborowej, ale skoro w najbliższej perspektywie to mało prawdopodobne, oczekiwałbym od nich większej troski, by ich bracia w wierze uczestniczyli w możliwie najpiękniejszej i najlepiej prowadzącej ich do zbawienia Eucharystii.

Stosunek, jaki miewają tradycjonaliści do liturgii posoborowej, bierze się nierzadko z poczucia elitaryzmu, a nawet przekonania niektórych spośród nich, iż z samego faktu uczestnictwa w Mszy tradycyjnej wynika, że są lepszymi katolikami. Z drugiej strony trudno oczekiwać nadmiernego zaangażowania od grupy, której pozwalano dotąd działać w zamkniętym getcie, zmuszając do defensywy. Jeśli więc chcemy skorzystać z tego, co tradycjonaliści mogą nam dać, rozwiązanie jest moim zdaniem tylko jedno - zlikwidować owo getto i pozwolić im działać normalnie.

Będzie to przy okazji dobre antidotum zarówno na patrzenie na innych wiernych z góry, jak i na pojawiające się tu i tam bliskie związki liturgiczno-polityczne, które z pewnych środowisk tradycyjnych tworzą automatycznie środowiska prawicowe. A przecież żadna Msza nie ma swojego politycznego znaku - w codzienności parafii, gdy chodziliby na nią różni ludzie o różnych przekonaniach, Msza trydencka mogłaby skutecznie owo przydawane jej polityczne piętno zatracić.

Wszystko wskazuje na to, że intencją Benedykta XVI jest nowe liturgiczne otwarcie, które musi jednak - jak to w liturgii - pozostać w łączności z całą tradycją Kościoła. Trudno je sobie wyobrazić tak długo, jak długo kwestie liturgii tradycyjnej pozostaną domeną Kurii Rzymskiej, wąskich grup (przepraszam za określenie) "hobbystów" i intelektualnych debat teologów. Jeśli rzeczywiście wierni nowego rytu mają odnaleźć zagubioną gdzieś nierzadko łączność z tradycją, a wierni starego rytu poczuć się współodpowiedzialnymi za liturgię całego Kościoła, to trzeba stworzyć po temu przestrzeń. A więc: liturgia tradycyjna do parafii!

GRZEGORZ PAC jest sekretarzem redakcji miesięcznika "Więź". O problemach związanych z Mszą trydencką pisaliśmy ostatnio:

TP 27/2008:

Maciej Müller w reportażu "Tradycja w ofensywie" opisuje papieskie plany przywrócenia liturgii trydenckiej we wszystkich parafiach oraz sytuację polskich tradycjonalistów rok po umożliwieniu każdemu księdzu swobodnego odprawiania starej liturgii.

Ks. Adam Boniecki w tekście "Robienie liturgii" zastanawia się nad motywacjami Benedykta XVI. Wspomina też radość, jaką czuł, mogąc pierwszy raz w życiu celebrować Mszę twarzą do ludzi.

TP 28/2008:

Stanisław Zasada w reportażu "Pokolenie SP" opowiada o zjeździe polskich zwolenników tradycji przedsoborowej w Mogilnie. Józef Majewski w artykule "Przed semaforem" wyjaśnia cele przywrócenia starej Mszy do parafii i pisze o oporze biskupów wobec kroków Papieża.

TP 29/2008:

Józef Majewski w artykule "Przywracanie tradycji" pisze o przeciekach z kurii rzymskiej wskazujących na papieskie plany wprowadzenia zmian w liturgii zreformowanej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2008