Tort Czombrowski

Kiedyś w młodości jechałem raz drogą ze Świtezi do Czombrowa z panem Janem Szpiehalskim z Haciszcz, przyjacielem mego ojca i wielkim miłośnikiem naszej rodzimej Nowogródczyzny. Patrząc z upodobaniem na pagórkowaty krajobraz, tak dobrze nam znany, a tak wybitnie malowniczy, zaczęliśmy dzielić się myślami, które to otoczenie w nas budziło. (...).

21.12.2003

Czyta się kilka minut

"Nieudolnymi słowy tłumaczyłem podświadomy tok moich myśli, to ustawiczne poczucie, że coś wokoło mnie przemija bezpowrotnie, że jakieś wysokie piękno, jakieś bezcenne dobro przechodzi mimo nas niezauważone, a jest ono tak proste, powszechne i bliskie, że nie można go dojrzeć, jak się nie widzi powietrza, dopóki jest czyste i niczym nie zmącone. Czułem, że trzeba by opisywać nasze strony, nasz kraj, żeby uświadamiać sobie i przypominać innym te jakieś nienazwane, nie dające się bliżej określić skarby, jakie się w nim kryją" - tak zaczyna swoje wspomnienia Jan Bułhak (1876-1950), sławny artysta-fotografik i - jak się okazuje - świetny pisarz. Książkę tę - "Kraj lat dziecinnych", wydaną przez ASP Rymsza w Gdyni, 2003 - sprezentowała mi pani profesor Małgorzata Czermińska, jako dodatek do niewielkiej książeczki: "Próbowane i... dobre - przepisy kulinarne ręką Marji Karpowiczowej przepisane" (także wydanej przez ASP Rymsza, w 2002 roku) - dodatek ważny, bo ukazujący powiązania rodzinne pomiędzy Bułhakami i Karpowiczami, i objaśniający powód, dla którego książeczkę kucharską zilustrowano m.in. fotografiami Nowogródczyzny wykonanymi przez Jana Bułhaka.

Bardzo dziękuję Pani Profesor za te śliczne książki, na które mogłabym po prostu nie trafić i być uboższą o tak wiele wiadomości, wiedzy i wzruszeń. "Kraj lat dziecinnych" jest nimi przepełniony. Owo "ustawiczne poczucie" z młodości zaprogramowało bowiem całe życie twórcze Jana Bułhaka. Mało kto wywiązał się, tak jak ten artysta, w tak pełny sposób ze swoich młodzieńczych marzeń i planów. Olbrzymi dorobek w dziedzinie fotografii dokumentujących ,,kraj lat dziecinnych" uzupełnia ten tom wspomnień napisanych bogatą, soczystą polszczyzną, tom pełen czułości, nostalgii i poezji. Jan Bułhak pisał te wspomnienia w Wilnie, w okresie od stycznia 1940 roku do października roku 1942 i z dystansu kilkudziesięciu lat przywoływał wspomnienie utraconego raju dzieciństwa, życia "różami usłanego". "To mój skarb ostatni - pisał w styczniu 1940. - Nie dam go sobie wydrzeć. W obliczu powszechnej zagłady chcę ten skarb zachować jak najdłużej, chcę go utrwalić w piśmie, by nie zginął wraz ze mną. Chcę go jeszcze raz obejrzeć oczami dziecka, olśnionymi ujrzanym w zaraniu pięknem. Chcę go wywołać w całej krasie wbrew dzisiejszemu pohańbieniu. (...) Chcę wszystkie te czarowne wspomnienia wygarnąć z pamiętającego serca, przyoblec w kształty nowe i poczuciem ich żywej istotności walczyć do upadłego ze śmiercią zniszczenia i zapomnienia".

Ten program wypełnił Jan Bułhak wspaniale - z fantazją, mocą i temperamentem. Mickiewiczowska Nowogródczyzna, wskrzeszona jego piórem, lśni wszystkimi barwami, pulsuje życiem. Znakomicie skreślone portrety bliskich i znajomych (najpiękniejszy z nich to portret ojca, trudno nie czytać o nim inaczej niż z wielkim wzruszeniem) ożywiają ów ,,błogosławiony skrawek nowogródzkiej ziemi". Z tych portretów pełnych uroku wyróżniają się dwa zwłaszcza: wuj-oryginał Julian Karpowicz z Czombrowa i jego żona - ciocia Karolcia ("łagodność i dobroć promieniowały z jej rysów i mowy. (...) Twarz miała pociągłą z lekkimi rumieńcami, które zostały jej do późnego wieku, głos cichy, delikatnie modulowany, postać nieco podaną naprzód, jakby w ustawicznej gotowości do pośpieszenia z życzliwą przysługą. Nie śmiała się nigdy głośno i nawet uśmiech niezbyt często gościł na jej twarzy, ale zamieniał go wyraz przychylnej uwagi, nieco smutny, ale bardzo szczery i zachęcający do zbliżenia. (...) Ciocia była średniego wzrostu, nieduża, spokojnie ruchliwa, zajmująca swoją osobą mało miejsca i nie zwracająca na siebie uwagi"). O tej parze pisze Jan Bułhak: ,,Byli ludźmi dobrymi w całym znaczeniu wyrazu". Najstarszy ich syn Karol pojął za żonę Marię z Popławskich, która - już jako Prababcia - została repatriowana w roku 1945. Znalazła schronienie u rodziny, zbiegłej przez zieloną granicę z zajętej przez wojska sowieckie Nowogródczyzny i osiadłej w Brwinowie pod Warszawą, w domu krewniaków.

W Brwinowie, otoczona miłością najbliższych, Prababcia Karpowiczowa (wówczas w wieku 71 lat) ani myślała odpoczywać. Zajmowała się wychowywaniem wnuków, udzielała lekcji języków obcych, dokształcała się, prowadziła aktywny tryb życia. Dla swojej synowej sporządziła w prezencie gwiazdkowym porządnie opracowany na podstawie wspomnień i zapisków rodzinnych "zeszyt kucharski". Wydawnictwo ASP Rymsza podjęło szczęśliwą decyzję, by zeszyt zreprodukować w całości, dzięki czemu ten uroczy, ręcznie niegdyś spisany prezent, może stać się wdzięcznym gwiazdkowym upominkiem dla dzisiejszych synowych, córek i wnuczek. Na swój sposób - praktyczny, solidny i pełen wdzięku zarazem - pani Maria Karpowiczowa dokonała podobnego wyczynu, co Jan Bułhak: ocaliła od zapomnienia spory fragment rodzinnego świata, który został zniszczony - lecz nie zginął. Zważywszy, że pani Karpowiczowa przeżyła aresztowanie i wywiezienie męża oraz najstarszego syna (nigdy już ich nie ujrzała) i że była świadkiem spalenia rodzinnego dworu w Czombrowie - trudno się nie domyślić, z jakimi uczuciami wpisywała do swojego zeszytu ocalony z tamtego życia przepis na "Tort orzechowy Czombrowski przedwojenny", opatrując go podkreśloną uwagą: "Ozdoba święconego!". Przytoczę ten przepis w obawie, że nie wszyscy spośród chętnych zdołają przed Świętami zaopatrzyć się w książeczkę "Próbowane i... dobre!". A tort orzechowy Czombrowski, choć wielkanocny, będzie - moim zdaniem - doskonale się nadawał i na stół wigilijny.

"Z 3 kg orzechów włoskich po wyłuskaniu z łupin zostaje 1 kg. Zmleć je na maszynce razem z laseczką wanilii. Dodać 1 kg cukru, zmieszać to z tęgo ubitą pianą z 20 białków i wstawić do dość gorącego pieca. Po upieczeniu nie wyjmować od razu na chłód, tylko stopniowo ostudzać, żeby nie opadło. Piec trzeba w 2 formach wysłanych papierem dobrze wysmarowanym masłem. Gdy już nie jest gorący, tylko ciepły - wyrzucić z form, a nazajutrz, lub w kilka godzin, gdy zupełnie ostygnie, ułożyć jedną część na drugą, wprzód przełożywszy masą.

Masa do przełożenia: 6 dk orzechów wyłuskanych, 6 dk migdałów, laseczkę wanilii zmleć razem. Dodać cukru do smaku (szklankę lub więcej), 3 jaja całe (można i 4), wymieszać w rondelku i postawić na ogniu mieszając ciągle, by się nie zagotowało, tylko mocno zagrzało, poczem zdjąć i ostudzić, i powtórzyć to raz jeszcze, aż zgęstnieje".

Upieczmy w roku 2003 ten tort, na pamiątkę owych wspaniałych Pań (i nam przecież osobiście znanych), uparcie wskrzeszających dobre obyczaje i pielęgnujących tradycję, zapobiegliwie tworzących Teraźniejszość na spopielałych gruzach Przeszłości oraz spokojnie budujących Przyszłość z wierności, pamięci i prostych zasad.

Może i my tak potrafimy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2003