Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ponad dwie setki lat temu Napoleon też pewnie stał jak kretyn w środku niczego i patrzył na obracającą się kojąco betoniarkę. Zarówno Napoleon, jak i betoniarka znajdowali się w okolicach Iławy, podobnie jak ja i wielu, wielu innych opartych na „faktach autentycznych” bohaterów InterCity relacji Południe–Północ, Krupówki–Monciak, czy jak tam tym naszym polskim Champs-Élysées w Cannes na imię. A ja czułem się niczym Warron pod Kannami, Żółkiewski pod Cecorą, Engel w Korei, Smuda – wszędzie z wyjątkiem Biedronki. Jeśli podróże kształcą, to mam czterdzieści i cztery fakultety – i rację miał Ajschylos, że wiedza przynosi cierpienie. Zaprawdę przynosi, zwłaszcza latem w Lechistanie niemal ćwierć wieku od odzyskania niepodległości. Mądrzy są Polacy, jeśli mierzyć ich Ajschylosową miarą, jesteśmy pawiem i papugą z MENSY. Lato zaskoczyło kolejarzy, dzierżawców infrastruktury, włodarzy planowarzy i budowlarzy wszelkiej maści, zaskoczyło ich podstępnie i haniebnie wlazło do kalendarza robót na najbardziej obleganych turystycznie liniach, na końcu których ludzie chcą gremialnie wypocząć. I po co? Oczywiście, że lepiej wczasy spędzić na własnym balkonie niż na cudzym, bo na cudzy trzeba jakoś dojechać przez Polskę – a przez Polskę akuratnie się nigdy nie udawa. Udawa się tylko w czołgach, do tego nie naszych.
To samo załamywało Napoleona. Po raz kilkudziesiętny od wyruszenia w daleką podróż stajemy żelaznym koniem na popas, tym razem nawet przy betoniarce. Ona mruczy, my też. My troszkę międlimy murmurando – ona też. Gdzieś tutaj nieopodal powinna być Tylża, poci mi się w mózgowych zwojach, jak to Talleyrand zniesmaczony wszystkim, co polskie (z wyjątkiem niewiast), odmówił przyjęcia od nas łapówki w zamian za przychylniejszy traktat. Jeden jedyny raz w życiu, podobno. „Se non e vero, e ben trovato” – jak mawiają akwizytorzy Pendolino. Pendolino, pendolino, a mnie się snuje, snuje mi się mianowicie w upalnym widzie na półślepym torze pełnym wrzących wagonów polskiego (za przeproszeniem) Shinkasena, że betoniarka mruczy komunikat. Że opóźnienie może ulec zmianie. Coś czuję, że ulegnie. Kolejne ćwierć stulecia. Podobnie jak wszyscy pasażerowie zbici w ostro nagrzanych przedziałach, desperacko chcę, żeby w letni dzień, w upalny letni dzień...
Już wkrótce przysłowiowy minister Nowak znów obieca klimę, szampana i krewetki dużych prędkości, a na deser pendolino bez wychyłu. Zwróci uwagę, że szklanka do połowy pełna (wszak betoniarka się obraca), spróbuje w odpowiednio przedwyborczym czasie publicznie spić śmietankę z wyobracanego betonu. Naonczas polityczni konkurenci (ci, co już mieli okazję się wykazać, ale woleli dostać następną) przyniosą jakiegoś robaka na sejmową mównicę i śmiechu będzie co niemiara w godzinach oglądalności. Tymczasem władza – każda władza – zachęca raczej do stanięcia na własnych czterech kółkach i wyprywatyzowania się na polskie dróżki – fotoradary nadmorskich przysiółków błyskają w gościnnym uśmiechu. Biały Bór rulez!
I trwa tak ów „nieład na kółkach” od czasów Napoleona, Kadłubka, Mszczuja, a głównie od czasu dojmującego na naszych ziemiach braku Rzymian z ich nie w ciemię bitymi duktami. A z wszystkich zapotniałych przedziałów wszystkich klas dochodzi chaotyczne, acz nieuniknione prasłowiańskie, prapolsko śpiewnie melancholijne w tym wypadku, gremialne westchnienie zaczynające się na literę „k”. Środkową literę skrótu PKP. Jeśli wiara ma przenosić góry, to w tym wypadku lepiej przekopać tunel.