Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Polacy uczcili to na ulicach i w knajpianych ogródkach. Do czerwca Polska otworzy się niemal całkowicie. Zdejmowanie obostrzeń wywołuje wrażenie, że pandemia ma się ku końcowi. Epidemiolodzy obawiają się, że mało kto będzie nosił maski tam, gdzie to nadal konieczne. O tym, jak działają mechanizmy psychologii społecznej, przekonał się każdy, kto wszedł w masce do pomieszczenia, w którym nie nosi jej nikt inny.
Razem z liczbą zakażeń spada niestety liczba przeprowadzanych testów. W przeciwieństwie do innych europejskich krajów, znoszących restrykcje, ale testujących na potęgę, Polska pozostanie ślepa na ewentualne odradzanie się zagrożenia. Bo wykres globalnych zakażeń rozwiewa nadzieje: pandemia nie słabnie, pustosząc obecnie przede wszystkim Azję. Gdzie dochodzi do masowych zakażeń, tam wirus najłatwiej mutuje – potencjalnie zagrażając także wyszczepionej części świata. Warianty szerzą się szybko: np. w Wielkiej Brytanii rośnie udział wariantów indyjskiego i południowoafrykańskiego. „Wśród niezaszczepionych indyjska mutacja może rozprzestrzeniać się jak ogień” – ostrzegł brytyjski minister zdrowia.
Nierównomiernie szczepi się także Polska: przoduje Pomorze, w ogonie jest Podkarpacie. Minister Niedzielski zapewnia, że najdalej we wrześniu osiągniemy odporność zbiorową (czyli ok. 70 proc.). Jednak Michał Dworczyk poinformował ostatnio, że „włączonych w Narodowy Program Szczepień” jest „40 proc. populacji dorosłych”. Precyzował, że chodzi o pacjentów, którzy „albo przyjęli jedną bądź dwie dawki, albo oczekują”. W maju i czerwcu system ma 4,6 mln wolnych terminów. Świadczy to o tym, że pula chętnych już się kończy. Czwartej fali nie można więc wykluczyć, choć będzie miała zapewne inny charakter niż poprzednie. Przyjmie postać ognisk epidemicznych w społecznościach o najsłabszym poziomie odporności. ©℗