To nie ja, to święci!

Napis nad ołtarzem - "Niech zstąpi Duch Twój iodnowi oblicze tej ziemi - najwięcej mówi ozmianach wLeśnej. Proboszcz jest pewien, że to dzięki przywilejowi obcowania ze świętymi jego parafianie noszą wsobie kawałek Nieba.

27.11.2007

Czyta się kilka minut

---ramka 555706|lewo|1---Mija jedenasty rok pracy ks. Piotra Sadkiewicza w parafii pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Akcje zbierania krwi, baza dawców szpiku kostnego, rekordowa liczba osób deklarujących pośmiertne oddanie organów wewnętrznych - z tego słynie położona na Żywiecczyźnie Leśna.

Ostatnio o tutejszej parafii znów było głośno: jest pierwszą w kraju, która dysponuje własnym defibrylatorem - urządzeniem, dzięki któremu można przywrócić normalną pracę serca. To nie fanaberia: podczas Mszy zdarzają się zasłabnięcia, ale też zawały. Przez 11 lat w kościele zmarły cztery osoby. Anonimowy sponsor usłyszał w telewizji prośbę księdza i dał pieniądze.

Ks. Sadkiewicz jest przystojny, energiczny, mówi z przekonaniem. Oczy zza okularów szukają kontaktu z rozmówcą, a jednocześnie wodzą po wszystkim, co wokoło, jakby wciąż zastanawiał się nad kolejnymi zadaniami.

Strażacy inspirują - miłosierdzie działa

Kiedyś w lokalnej gazecie przeczytałem notatkę na trzy linijki, że strażacy zrobili akcję zbierania krwi. Pomyślałem, że ten pomysł można wykorzystać w parafii. A dzisiejsze efekty tamtych decyzji to nie zasługa strażaków, jak czasem słyszę - ich akcja była inspiracją. Energia ludzka jest ważna, ale kluczowe znaczenie ma kult Bożego Miłosierdzia. To w nim wszystkie nasze działania mają oparcie.

W marcu 2000 r. - na miesiąc przed kanonizacją s. Faustyny - w Leśnej pojawiły się relikwie przyszłej świętej. Bp Tadeusz Rakoczy dziękował za utworzenie bocznego ołtarza poświęconego Bożemu Miłosierdziu, ale jednocześnie zapowiadał parafianom, że to dopiero początek drogi: miłosierdzie musi zagościć pomiędzy ludźmi. Następnego dnia ponad dwieście osób wyruszyło na pielgrzymkę do Łagiewnik. A ksiądz Piotr zastanawiał się, jak kult przełożyć na praktykę.

Niedługo potem w Leśnej zorganizował pierwszą zbiórkę krwi: 81 osób, 37 litrów. Powstał parafialny Klub Honorowych Dawców Krwi.

Rok później, podczas kolejnej akcji, mieszkańcy Leśnej oddali niemal dwa razy więcej krwi.

Teraz nie ma w diecezji niedzieli, podczas której jedna z parafii nie organizowałaby takiej zbiórki. W samej Leśnej niecały miesiąc temu od ponad stu osób zebrano kolejne 40 litrów. W sumie w ciągu siedmiu lat - już ponad tysiąc.

Za pierwszą inicjatywą poszły kolejne. W banku dawców szpiku jest niemal trzysta osób. Pośmiertnych dawców organów zdeklarowało się prawie tysiąc. Na europejskich konferencjach transplantologicznych Leśną przywołuje się jako ewenement w skali światowej.

Jasna Góra i szybka decyzja

Nie interesowałem się Kościołem. Moja wiara była raczej tradycyjna. Nie byłem nawet ministrantem. Więc jak to się stało, że zostałem księdzem? To już tajemnica Pana Boga.

Urodził się w Krakowie, na peryferyjnym osiedlu. Kiedy rozpoczął się stan wojenny, chodził do liceum. Zapamiętał zdechłą wronę z pomalowanymi na czerwono łapami, która zawisła na szkolnym korytarzu. Lepiej było nie mówić za wiele o swoich planach. A już na pewno, jeśli ktoś myślał o seminarium - księża szeptali chętnym, żeby tych decyzji nie ujawniać.

Ale maturzysta Piotr z pełnym przekonaniem mógł opowiadać o zbliżających się egzaminach na... ogrodnictwo. To była jego pasja. Tylko raz dał się namówić rodzeństwu na wakacyjny turnus parafialny, ale nie zrobił on na nim wrażenia. Wolał przyrodę i ogrody (w Leśnej zostanie wyróżniony w konkursie "Gościa Niedzielnego" na przyparafialny ogród). Wolny czas spędzał jako wolontariusz w ogrodzie botanicznym.

Na cztery miesiące przed maturą zaczęły przychodzić myśli o seminarium. Sam się dziwił. Po rozmowie z wikarym dał się namówić na kilkudniowe rekolekcje. Bez rezultatu. W kwietniu pojechał do Częstochowy na pielgrzymkę maturzystów. Wrócił zdecydowany: zostanie księdzem.

Kleryk za granicą

Moja siostra zachorowała na białaczkę. Tylko przeszczep mógł jej uratować życie. Okazało się, że jestem jedynym dawcą szpiku z rodziny, a operacja musi zostać wykonana za granicą. Trzeba jeszcze poprosić o zgodę na wyjazd kard. Macharskiego. Zgodził się i tym sposobem jestem w historii krakowskiego seminarium pierwszym klerykiem, który wyjechał za granicę bez żadnej opieki.

To był już ostatni semestr. Piotr czekał, aż paryska klinika przyjmie jego siostrę. Jednocześnie musiał odbywać praktyki diakońskie, więc zatrzymał się w polskiej parafii. Spodziewał się wrócić po dwóch-

-trzech tygodniach.

Przygotowanie do przeszczepu się przedłużało. Coraz bliżej do ostatniej sesji. Obawiał się, że bez zdanych egzaminów nie dostanie święceń. Francuscy przełożeni zorganizowali mu paszport i wizę, żeby wrócił na tydzień do Krakowa. Kiedy dowiedział się o tym kardynał Macharski, zatelefonował do Francji i zrugał Piotra za pomysł powrotu, dając zapewnienie, że jeśli będzie trzeba, wyświęci go w prywatnej kaplicy.

Przeszczep się przyjął. - Tamto zdarzenie określiło rodzaj duszpasterstwa, jakiego się podjąłem - przyznaje ks. Piotr.

Zdążył jeszcze wrócić na sesję poprawkową, zdał egzaminy i na posadzce w wawelskiej katedrze leżał razem z kolegami z roku.

Do krwi ręce urobił

Nic mi się tu nie podobało. Potargane komże, myszy w kościele, odchodząca farba, brud, a na plebanię droga między pokrzywami. Przez pierwsze lata w Leśnej byłem niesfornym wikarym. Bo za dużo chciałem. Teraz w trudnych sytuacjach mówię najpierw: "święty Michale, to Twój ogródek i dom, Twoja parafia, więc bierz się do roboty". Ale zawsze dopowiadam: "Panie Boże, ufam Ci, powiedz, co i jak mam robić".

Kiedy po siedmiu latach kapłaństwa usłyszał, że trafi do Leśnej, nawet nie wiedział, czy mowa o nazwie miejscowości, czy o jej położeniu.

W niedzielę w kościele bywało góra osiemset osób. Parafia liczyła wtedy ponad 3 tysiące wiernych, ale ludzie woleli Msze w sąsiednich wioskach. Ówczesny proboszcz żył własnym życiem, parafianie swoim. - To był już stary, schorowany człowiek - wspomina jedna z parafianek. - Nie miał już sił. A byli i tacy, którzy go chętnie wykorzystywali finansowo.

Ks. Piotr potwierdza: - Kto miał do zrobienia interes, zaglądał na plebanię. Proboszcz nie potrafił już kontrolować tego, co się dzieje, i wiele osób to nieuczciwie wykorzystywało.

Nie wszyscy zaakceptowali nowego księdza. Najpierw - jak sam mówi - "położył łapę" na finansach. Potem zaczął z ambony piętnować alkoholizm.

- Do dzisiaj mu to niektórzy pamiętają - opowiada parafianka z Leśnej. - Sami do kościoła nie chodzili, ale poczuli się dotknięci. Rozmawiam kiedyś z takim i pytam: "A wymienił cię ksiądz z nazwiska?". On mówi, że nie. "No to co ty? Gadasz teraz, więc sam się przyznajesz. Uderz w stół, a nożyce się odezwą".

Punktem kulminacyjnym było zwolnienie kościelnego: publicznie, na ulicy, w trakcie wizyt po kolędzie. Ksiądz stał, kościelny leżał - po pięciu gospodarstwach nie był w stanie utrzymać się na nogach.

- Kto w godzinach pracy zaakceptuje swojego pracownika pijanego? - pytał wikary z ambony. Sprawa ucichła, przyszedł nowy kościelny, zadbany, z manierami. W Leśnej powstał klub AA - ma już dziesięć lat. O poprzednim kościelnym ludzie mówią, że wyszedł na prostą.

Potem ks. Sadkiewicz prosił o pomoc przy remoncie kościoła. Efekty apelu zobaczył dopiero, kiedy zaczął pracować sam, w drelichu, z łopatą i taczkami. To zmieniło jego wizerunek: bo wprawdzie z miasta, ale pracować też potrafi. Ludzie zaczęli sami proponować pomoc.

- Po jakimś czasie ręce to miał takie spracowane, że same odciski - wspomina kobieta, która pomagała niemal od początku. - Bandaże były potrzebne, bo do krwi ręce urobił.

Już wspólnie z parafianami osuszył zalane półmetrową warstwą wody piwnice, które teraz służą jako miejsce spotkań, siłownia, sala zabaw dla dzieci. Później przebudowali prezbiterium, trzeba było wymienić instalację elektryczną, ocieplić budynek.

Ludzie zobaczyli, że w kościele może być czysto. Że Msza może być odprawiona spokojnie. Trzeciopiątkowe nabożeństwa do Miłosierdzia trwają od 15.00 do 21.30. Przychodzi bardzo dużo osób.

"Komuchów" też trzeba ewangelizować

Zadzwoniła reporterka z lewicowej gazety, że chce zrobić materiał o oddawaniu krwi, a na przykładzie Leśnej - cytuję - pokaże "warszawce", że wieś potrafi więcej. Po publikacji przychodzi do mnie oburzony parafianin, jak śmiałem do takiego szmatławca udzielić wywiadu? Pytam, kto jego zdaniem tę gazetę czyta. "Komuchy" - krzyczy. No to niech się wreszcie czegoś pozytywnego o Kościele dowiedzą. Chrystus szedł do wszystkich. Kościół nie może tylko "przekonywać przekonanych".

Ksiądz Piotr stał się znaną postacią. - Zawsze, jak przyjeżdżają dziennikarze, chcę, żeby pokazali parafię i naszych ludzi, bo przecież bez nich nic by się tu nie stało - mówi.

Ale są też sytuacje, w które angażuje się sam. - Nieraz obserwuję, które dzieci nie idą na stołówkę, bo nie stać ich na ciepły posiłek - opowiada Agata Sapeta, która opiekuje się świetlicą w pobliskiej Siennej. - Wtedy rozmawiam z księdzem, mniej więcej wiemy, w jakiej kto jest sytuacji. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby nie pomógł.

Pieniądze na obiady dla konkretnego dziecka często daje z własnej kieszeni. Ale akcję dożywiania prowadzi też Caritas. - Dotacje z Caritasu i od księdza Sadkiewicza są niezwykle cenne - przyznaje Beata Jendzerowska, która prowadzi szkolną świetlicę w Leśnej. Opowiada też o wakacyjnych zajęciach i warsztatach. - To znakomity organizator - chwali księdza. Sferę duszpasterską pozostawia do osobistej oceny.

Anna Zoń, dyrektorka podstawówki w Siennej, wymienia, w co angażuje się ksiądz: rajdy rowerowe, wycieczki górskie, wizyty uczniów w Krakowie i na Jasnej Górze, wieczory artystyczne, konkursy dla niepełnosprawnych, jasełka, pomoc dla biednych. - Nawet to, że naszym patronem od kilku lat jest Jan Twardowski, to pomysł księdza Piotra.

- Chyba w nocy nie śpi, tylko pomysł za pomysłem spisuje - śmieją się parafianie.

Sympatię zyskał też u dzieci. - Kiedyś przychodzę na zastępstwo na religię - opowiada pani Agata - a dzieci pytają: gdzie ksiądz? My panią bardzo lubimy, powiedziały, ale to jest religia, niech przyjdzie ksiądz Piotr.

Uczniowie chętnie zostają ministrantami. Służba liturgiczna liczy ponad sto osób.

Faustyna wzywa posiłki

Siedzę w konfesjonale. "Pokrzywdzeni święci - myślę na widok tych, którzy na ściennym malowidle otaczają Faustynę - ona jest z nami nie dość że w swoim wizerunku, to jeszcze w cząstce ciała". Tak się zrodził pomysł zbierania relikwi. Myślę, że jak Faustyna zobaczyła, co się tu dzieje, chwyciła się za głowę i stwierdziła: "sama nie dam rady, muszę ściągnąć posiłki!". Święci zaczęli działać. Bo jeżeli nigdzie w Polsce nie ma takiego zaangażowania ludzi na rzecz drugiego człowieka, jak u nas, to coś w tym jest. Dlaczego jeszcze w 1999 r. tego brakowało, a rok później zaczęło się rozwijać? Przecież ja tu już byłem. Nie było świętych.

Zaczęło się od pomysłu prof. Czesława Dźwigaja, który zaangażował się w remont zaniedbanego wnętrza peerelowskiego kościoła. Przemienił je całkowicie. Mnóstwo jasnych malunków: nie tylko świętych, ale także prymasa Wyszyńskiego, kard. Macharskiego, Jana Pawła II.

- Skoro ma być boczny ołtarz poświęcony Bożemu Miłosierdziu, czemu nie postarać się od razu o relikwie Faustyny? - zasugerował Dźwigaj. Ks. Piotr przystał na propozycję. Teraz sam zajmuje się sprowadzaniem do Leśnej kolejnych błogosławionych i świętych. Jest ich już 91. W tym brat Albert, "dobry jak chleb", więc w relikwiarzu z drewna w kształcie wyciągniętej dłoni z bochenkiem chleba, i o. Pio w postaci kawałka bandaża zdjętego ze stygmatów.

W zaufaniu do Bożych planów

Napis nad ołtarzem "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi" - to kwintesencja zmian w Leśnej. Ks. Piotr jest pewien, że to dzięki przywilejowi obcowania ze świętymi jego parafianie noszą w sobie kawałek Nieba.

- Kiedyś nam tak to tłumaczył, że skoro Jezus oddał swoją krew za nas, to i my możemy oddać naszą, żeby uratować komuś życie - pamiętają mieszkańcy Leśnej.

- Zawsze podkreślam w rozmowach z parafianami, żeby decyzję o wpisaniu się do banku dawców dobrze przemodlili, tu nie ma pośpiechu - mówi ksiądz. - Ale obok wielkich czynów miłosierdzia trzeba też umieć żyć w zgodzie na co dzień. Bo co może się równać temu, że jeden człowiek obdarzy uśmiechem drugiego?

Obawiam się momentami, że wpadam w wir, w którym jest już tylko aktywność, a brakuje czasu na modlitwę. Jestem księdzem, w moim życiu powinno być jej znacznie więcej. Staram się, żeby Msza, odprawiana co rano, była moim źródłem energii. Bardzo lubię akty strzeliste. Przede wszystkim "Jezu, ufam Tobie". Od lat żyję w zaufaniu do Bożych planów, do decyzji Ducha Świętego. Wychodzę na tym znakomicie. I mam nadzieję, że nie tylko ja, ale Leśna, Kościół, ludzie...

Kiedy przyjdzie decyzja o przeniesieniu, na pewno nie będzie mi łatwo. Ale z drugiej strony człowiek po pewnym czasie się wypala.

Poza tym to, co zrobiliśmy tutaj, gdzie indziej trzeba dopiero zacząć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2007