Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
On po prostu kochał być w zespole, kochał piłkę, kajaki, narty, pływanie i piesze włóczęgi.
Uprawianie sportu było wtedy trudniejsze. Brakowało sprzętu. W „nogę” grało się w trampkach, często malowało się bramkę na ścianie domu, brało piłkę i kopało się godzinami. I nikt nie „musiał” faulować. Ideał fair play był wtedy normą. Żałuję, że potem tak szybko wyparował ze sportu. Pogrzebał go Diego Maradona, gdy podczas mundialu w 1986 r. strzelił Anglikom bramkę ręką. Gdyby wtedy przyznał się do oszustwa... Ale nie zrobił tego i dzieciaki z całego świata zaczęły go naśladować. Ukuło się, że tylko frajer przyznaje się do błędów i fauli.
„Teologia piłki nożnej” to pojęcie bardzo na wyrost. Jednakże na całe nasze życie – także na wysiłek fizyczny – należy patrzeć „teologicznym okiem”. I sport ma wymiar chrześcijański. To rywalizacja, która nie dąży do zniszczenia przeciwnika. Rywal nie jest „wrogiem” ani „nieprzyjacielem”, lecz współzawodnikiem we wspólnym dążeniu do mistrzostwa. A w trakcie gry staramy się wspólnie jak najlepiej wykorzystać posiadane przez nas talenty, stworzyć zespół, wspólnotę. Jest to też zgodne z troską o zdrowie, a więc z piątym przykazaniem. Piłka nożna w rywalu nie widzi nieprzyjaciela, a jedynie kogoś, z kim wspólnie podejmuje się pewien wysiłek.
Nasi magistrzy nowicjatu powtarzają, że najwięcej dowiadują się o sobie na boisku. Tam widać, jaki człowiek jest w rzeczywistości: egocentryczny czy otwarty na innych, agresywny czy wielkoduszny, czy ma do siebie dystans i umie dostrzegać własne błędy, przeprosić, wybaczyć. Futbol widziany od tej strony to po prostu szkoła życiowego realizmu.
OPRAC. MŻ