Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kto widział w tym dniu przed południem izbę poselską, zamieniającą minutę milczenia po śmierci wielkiej artystki w głośne odmawianie "Wiecznego odpoczywania", pomyślał pewnie: cóż za pobożni ludzie. Jeszcze parę kadencji temu nic podobnego zdarzyć się nie mogło, choć przecie wierzących posłów nie brakowało. Jakie to przekonujące i uczciwe.
Kto jednak tego samego dnia po południu patrzył na "dyskusję" rządowo-poselską dotyczącą wyjaśnień prezesa NBP na temat obrad Komisji Nadzoru Bankowego, mógł odnieść wrażenie, że biorą w niej udział ludzie z zupełnie innej części świata. Atmosfera skoncentrowanej agresji, wyładowującej się nie w argumentach, lecz w epitetach, insynuacjach i obelgach, poziom debaty, w której atakujący prezesa banku centralnego nawet nie silili się na przekonanie kogokolwiek o swojej znajomości rzeczy, bo wystarczało - także dla nieustannych oklasków - imputowanie drugiej stronie intencji podejrzanych, a właściwie jednoznacznie złowrogich, nieukrywana satysfakcja z możliwości zbiorowego odgrywania się na "rzekomym autorytecie" - byliż to ci sami pobożni i idealistycznie nastawieni ludzie obozu prawicy? Samo powierzenie prowadzenia obrad akurat temu z wicemarszałków, który z atakowania Leszka Balcerowicza przy pomocy całej swojej, jakże efektownej, ignorancji i pogardy dla fachowej wiedzy uczynił sedno swojej kariery politycznej - a wczoraj wykorzystał niebywałą okazję, by to w całej krasie zademonstrować - otóż sama ta decyzja marszałka Jurka, wzorca cnót zetchaenowskich, napawa najgłębszym zdumieniem. A więc możliwy jest taki poziom zacietrzewienia i taki brak klasy w tej samej zbiorowości ustawodawców Rzeczypospolitej, która od pięciu miesięcy porusza się nieustannie na najwyższym diapazonie pojęć i haseł?
Jakby tego było mało, na tym samym posiedzeniu Sejmu zapadła decyzja o powołaniu czterech komisji śledczych mających rozliczyć, co się tylko da z szesnastu minionych lat transformacji. Już wymieniani są przyszli oskarżeni, także i ci, którzy - jak Leszek Balcerowicz - w ogromnych wysiłkach budowali Polskę po socjalizmie. Szykuje się wielki spektakl rozpisany na kilka scen odgrywanych równolegle, podejmowany z zapałem przez ludzi, z których wielu nie miało dotąd okazji zaistnieć, a teraz "śledztwa" pod okiem kamer ułatwią im to znakomicie. Ileż łatwiejsze będzie przecież to "rozliczanie" niż rozwiązywanie problemów dnia dzisiejszego i jutrzejszego.
W niedawnym wywiadzie dla pisma "Der Spiegel" Pan Prezydent powiedział, że "należy do tych ludzi, dla których odzyskanie przez Polskę suwerenności w 1989 r. było najważniejszym wydarzeniem życiowym, jeszcze ważniejszym niż wybór na prezydenta". Podpisanie przyszłych ustaw o powołaniu komisji rozliczeniowych, w znaczącej mierze wymierzonych także w twórców tamtego osiągnięcia, otworzyłoby przed nami powtórnie refleksję naładowaną znakami zapytania.