Tego nie było w planie

Najdziwniejsze jest chwilowe zacięcie się trybów show-biznesu. Artyści i celebryci, którym się nie udało, też mają swoje miejsce w tym ekosystemie.

14.11.2022

Czyta się kilka minut

Aaron Carter Fot. Star Shooter/MediaPunch/Associated Press/East News /
Aaron Carter Fot. Star Shooter/MediaPunch/Associated Press/East News /

Zdarzają się momenty, w których zacina się symulacja. Spektakl, w którym jesteśmy zanurzeni, nie idzie zgodnie z planem. Na teleprompterze nadal wyświetla się instrukcja, by bić brawo lub się śmiać, ale zamiast tego publiczność zamiera, a prezenter show nie wie, jak zareagować.

Tak się dzieje, gdy ze sceny na zawsze schodzi ktoś, komu nie do końca udała się kariera. Gwiazdy jednego przeboju, ci, którym nigdy nie udało się wejść do pierwszego szeregu, albo tacy, którym zapowiadano murowaną sławę, ale coś nie wyszło po drodze. Jeden z takich ludzi właśnie zmarł – niegdysiejszy dziecięcy gwiazdor, Aaron Carter, nieco zapomniana postać show-biznesu. Kiedyś miał zrobić równie błyskotliwą karierę, co jego brat ze słynnej grupy Backstreet Boys, a nawet przebić go w roli doskonale słonecznego amerykańskiego chłopca. Wszystko działało, dopóki trwało dzieciństwo. W dorosłym wieku Carter stracił kontrolę nad swoim wizerunkiem i sobą, raz za razem próbował powrócić na scenę, ale problemy psychiczne, uzależnienie, długi przerosły go. Sama pamiętałam go tylko jako wyblakły obrazek z magazynu „Bravo”. Był trochę młodszy niż ja.

Gdy umierają gwiazdy z pierwszych stron gazet, następują przewidywalne reakcje. Media nie piszą o nikim innym, telewizja nadaje specjalne programy pożegnalne, inni idole składają hołdy, można spodziewać się filmowych biografii, musicali i książek. Po śmierci kogoś umiarkowanie znanego, kogoś, kto popadł w zapomnienie albo zszedł na daleki plan („aha, tak, był ktoś taki”), panuje konsternacja. Ludzie krępują się, próbując znaleźć właściwe słowa. Czasem udają, że lubili czyjeś piosenki bardziej niż w rzeczywistości, albo trochę lukrują wspomnienie kogoś, kto dawno wypadł im z pamięci. Przykro, ale też ciężko trafić we właściwy ton.

Najdziwniejsze jest jednak chwilowe zacięcie się trybów show-biznesu. To, że ktoś przestaje być sławny, nie znaczy, że z niego znika. Artyści i celebryci, którym się nie udało, też mają swoje miejsce w tym ekosystemie. A gdy następuje tragedia, okazuje się, że to nie tak miało być – zadaniem drugoplanowych gwiazd jest przecież pojawianie się w materiałach z cyklu „Co robi dzisiaj X, zobaczcie, jak okropnie się starzeje”. Mogą również walczyć o powrót na scenę, bo show-biznes bywa łaskawy i kocha comebacki (jak było w przypadku pop-rapera Coolio, który również zmarł w tym roku). Chcemy oglądać ich na jednej z kolejnych tras typu „Przeżyjmy to jeszcze raz” albo w ramach atrakcji w polskim teleturnieju, gdzie czasem można natrafić na holenderskie i niemieckie gwiazdy dyskotek szkolnych z lat 90. Ich rolą jest poprawiać samopoczucie niewielkim kosztem albo budzić przyjemny sentyment – nie chcemy wiedzieć, że chorują na depresję i umierają (jak jeden z członków Milli Vanilli, duetu budzącego latami głównie śmiech) lub padają ofiarą wyjątkowo drastycznych morderstw z nienawiści (co spotkało muzyka eurodance’owej grupy Squeezer). Tego nie było w scenariuszu.

Takie historie wkładają czasem nieoczekiwany kij w szprychy machiny szyderstwa i niezachwianej pewności siebie, jaką reprezentuje dzisiejszy internet (a kiedyś papier i telewizja). System, który produkuje celebrycką sławę, by czerpać brzydką satysfakcję z cudzego upadku, na chwilę zamiera. Tak było kiedyś w przypadku celebrytki reality TV Jade Goody, która reprezentowała wszystko, co brytyjskie tabloidy i telewizja (słusznie cieszące się złą sławą) kochały glanować – kłopoty z prawem, „niedobre” pochodzenie, zamiłowanie do szybkiego seksu i używek. Goody obsadzano w roli to Kopciuszka, to dresiary-postrachu przyzwoitych obywateli, przy czym żadnej z tych ról nie wybrała sama. Udało jej się zatrzymać spektakl symulacji na sposób tyle makabryczny, co pragmatyczny. Decydując się, by z premedytacją zrobić jak największe show z umierania na raka, zagwarantowała finansowe bezpieczeństwo swoim dzieciom. Show-biznes przydziela zadania i wpędza w pułapki, ale bywają chwile, gdy traci swoją moc, gdy można go zdezorientować.

Myślę o tym, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie dziś sława, nawet chwilowa, leży w zasięgu rąk przeciętnego człowieka bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Choć branża influencerska podobno osiąga już punkt nasycenia, nadal przy odrobinie szczęścia można coś osiągnąć samą przebojowością i pomysłem na wizerunek, bez specjalnych talentów scenicznych czy sportowych. Jednocześnie bardziej niż kiedykolwiek w sławę jest wpisana wrogość. Nie jako ryzyko, że ktoś może nas nie polubić; raczej jako zgoda, a nawet zachęta do wywoływania skrajnych emocji. Znany człowiek ma odgrywać rolę laleczki wudu do publicznego użytku, w której dowolny obywatel może lokować swoją frustrację i niespełnienie.

Przychodzi mi do głowy niewiele jednoznacznie pozytywnych gwiazd, z którymi ludzie chętnie się identyfikują i je podziwiają. Beyoncé jest niedosiężna jak bogini z Olimpu. Taylor Swift faktycznie na pierwszym planie stawia muzykę, ale irytuje wiele osób swoją aurą dziecka szczęścia, przed którym los rozwinął niekończący się czerwony dywan. Lewandowscy mogą wydawać się zbyt teflonowi. Sławy dziś raczej godzą się na grę w przesuwanie granic, w robienie rzeczy okropnych albo wystawianie się na wrogość. Być może wydaje się to opłacalne, przynajmniej na krótką metę. Uczucie, gdy ktoś tobą gardzi, ale jednocześnie na nim zarabiasz, może zapewne uzależniać i karmić kompleks boga. Wtedy niektórzy tracą hamulce i poczucie rzeczywistości. W kilku przypadkach, właśnie teraz, możemy obserwować to zjawisko w czasie rzeczywistym. Bez nazwisk, pewnie sami to wiecie.

Niektórzy na tym ryzyku mogą wychodzić dobrze, na chwilę. Wielu zostanie na zawsze w poczekalni. W końcu znikną, jak laleczki, a publika zostanie z zapasem niewykorzystanych szpilek do wbicia. Nie wiem, czy symulacja wtedy przestanie działać, czy tylko zaktualizuje oprogramowanie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2022