Techniki dekoncentracyjne

Im dłużej PiS mówi o nowym porządku rynku medialnego, tym lepiej widać, że do realizacji części politycznych celów związanych z tą ustawą wystarczają same zapowiedzi.

19.09.2017

Czyta się kilka minut

Prezes PiS Jarosław Kaczyński frontem do mediów. Wężyska, 2011 r. / LECH MUSZYŃSKI / PAP
Prezes PiS Jarosław Kaczyński frontem do mediów. Wężyska, 2011 r. / LECH MUSZYŃSKI / PAP

Po wakacjach weźmiemy się za was – rzuca w sejmowych korytarzach posłanka Krystyna Pawłowicz do dziennikarza Onetu.

Jest wtorek, 18 lipca. Media żyją ulicznymi protestami przeciwko zmianom w sądownictwie, dlatego mało kto pamięta, że jeszcze w marcu wiceminister resortu kultury Jarosław Sellin zapewniał zwolenników „dobrej zmiany”, iż ustawa dekoncentracyjna, ograniczająca szkodliwą jego zdaniem dominację obcego kapitału w polskich mediach, ujrzy światło dzienne jeszcze przed wakacjami.

Nie ujrzała. Wywołany do odpowiedzi przez Pawłowicz minister pod koniec lipca zmienia wcześniejszą deklarację: tym razem przepisy dekoncentracyjne mają być gotowe najpóźniej w połowie września.

Czwartek, 14 września. Maciej Hoffman, dyrektor biura Izby Wydawców Prasy, przeprasza, że oddzwania tak późno, ale dopiero co wyszedł z sejmowej komisji ds. środków masowego przekazu. – Posiedzenie dotyczyło zmian przepisów o autoryzacji w prawie prasowym. O dekoncentracji ani słowa – zaznacza.

Wiesław Podkański, były prezes Axel Springer Polska, wydawcy m.in. „Faktu” i „Newsweeka”: – Czekamy na konkrety. Od miesięcy.

Paweł Fąfara, członek zarządu Polska Press, wydawcy 20 dzienników lokalnych i regionalnych: – Oficjalnie nikt z nami niczego nie konsultował. Docierają do nas tylko kolejne przecieki, często ze sobą sprzeczne, dlatego przestałem już zwracać na nie uwagę.

Lasy w mediach, media w lesie

Najświeższy trop wiedzie tymczasem do… Lasów Państwowych, giganta z listą płac długą na blisko 26 tys. etatów, który w zeszłym roku zarobił na czysto 404 mln zł przy przychodach przekraczających 8,4 mld zł. W koronie spółek z udziałem Skarbu Państwa są wprawdzie cenniejsze perły, choćby Grupa PZU z przychodami powyżej 20 mld zł rocznie, KGHM (19,1 mld zł) czy PKN Orlen (79,6 mld zł). W przeciwieństwie do tych krezusów Lasy nie mają jednak na głowie mniejszościowych akcjonariuszy giełdowych, którzy mogliby zadawać kłopotliwe pytania, po co właściwie takiemu koncernowi stacja telewizyjna albo gazeta. W dokumentach statutowych leśnego monopolisty mowa natomiast o „zrównoważonym wykorzystaniu wszystkich lasów”, czyli o czymś, w co z łatwością można wepchnąć chociażby misję informowania polskiej opinii publicznej o przewadze wypoczynku pod sosnami nad wczasami w Egipcie, kulturo­twórczej roli myślistwa czy walorach żywieniowych runa leśnego oraz dziczyzny.

– Ponoć mają stworzyć fundację, która w imieniu LP zarządzałaby przejętymi zasobami medialnymi – drapie się po głowie sekretarz redakcji ogólnopolskiego tytułu kontrolowanego przez kapitał zagraniczny. – A może tylko rozpuszczają taką plotkę? Z poważniejszymi zmianami potrafili się przecież uwinąć w kilka dni, a tu od miesięcy mamy tylko zapowiedzi.

– Sam nastrój oczekiwania sprawił, że co ostrzejsze antypisowskie szable w firmie opadły – przyznaje wicenaczelny lokalnego dziennika, należącego do polskiego oddziału niemieckiego wydawnictwa. – Z góry nie przyszły żadne wskazówki, ludzie po prostu boją się zmian, które mogą ich kosztować pracę.

Anna Malinowska, rzeczniczka Lasów Państwowych, również zapewnia, że w sprawie utworzenia rzekomego przyczółka medialnego jej pracodawca nie dostał od zwierzchników żadnych wytycznych: – Gazety kupujemy, ale w prenumeracie. Fundacja? Mnie nic o tym nie wiadomo. Proszę może spytać w Ministerstwie Skarbu.

W zasadzie należałoby jednak zapytać, czy prace nad ustawą dekoncentracyjną nie przypominają coraz bardziej przysłowiowej pogoni za króliczkiem? Jeśli projekt miał sprawić, że media prywatne w Polsce poczują respekt wobec PiS, to ten cel rząd w znacznym stopniu już osiągnął. Tylko czy władzy tyle wystarczy?

I tak zaboli

Przepisy dekoncentracyjne wprowadziło wiele krajów, włącznie z Niemcami, na które PiS powołuje się regularnie. Polska opozycja dałaby jednak wiele, by rządowa dekoncentracja podwórka medialnego zmieniła się w brutalną rekonkwistę rodem z Rosji, gdzie w 2014 r. wprowadzono limit 20 proc. udziałów dla obcego kapitału w spółkach medialnych. Zgodnie z intencjami Kremla ustawa wywołała branżowe trzęsienie ziemi i rok później z Rosji wycofały się m.in. niemiecki koncern Axel Springer, fińska Sanoma oraz amerykański CNN. Osierocone media przejęli zaprzyjaźnieni z Kremlem oligarchowie, a przy okazji skończyła się też nadmierna – zdaniem rządu – swoboda czwartej władzy w krytykowaniu pierwszej i drugiej.

Powtórka moskiewskiego scenariusza w Polsce – choć wydaje się praktycznie nierealna – pozwoliłaby zmienić dość prozaiczny w gruncie rzeczy spór władzy z inwestorami w konflikt o pryncypia, do jakich należą prawo własności i wolność słowa. Z perspektywy opozycji gra jest warta świeczki, nawet jeśli paradoksalnie zyskałby także PiS – kolejne potwierdzenie istnienia szemranego sojuszu zdrajców Polski z jej wrogami zewnętrznymi, czyli ulubione danie twardego elektoratu partii rządzącej.

Obóz rządowy musi jednak zdawać sobie sprawę z praktycznych trudności związanych z dekoncentracją mediów. Czy ustawa ma działać wstecz? Jeśli tak – jak uniknąć niemal pewnych procesów i arbitraży, tudzież łatki „europejskiej Wenezueli”, która w rozgrywkach wewnętrznych nie waha się przed pogwałceniem świętego dla liberałów prawa własności? W sytuacji, gdy udział inwestycji w polskim produkcie krajowym brutto spada do poziomu niewidzianego od 1996 r., a w tym samym czasie budżet państwa szaleje z wydatkami socjalnymi, wizerunek kraju w oczach potencjalnych inwestorów przestaje być błahostką propagandową – nawet jeśli „Wiadomości” codziennie podkreślają, że powstałej z kolan Polski nie obchodzi, jak widzą ją inni.

Pozostają też pytania czysto techniczne, jak choćby to, czy ustawowy próg dekoncentracyjny ma dotyczyć udziałów w rynku liczonych sprzedażą egzemplarzy i oglądalnością, czy udziałem w torcie reklamowym. Przyłożenie każdej z tych matryc może dać inny obraz, a tym samym inne będą skutki ustawy.

Lex Passau

Ostatnie przecieki, sugerujące, że w projekcie znajdzie się ostatecznie próg 40 proc. udziałów w rynku reklamowym, potwierdzałyby wcześniejsze hipotezy, iż głównym celem rządu jest Polska Press, największy wydawca gazet lokalnych i regionalnych, należący do niemieckiej Verlagsgruppe Passau. Władze spółki odmawiają wprawdzie komentarzy nt. domniemanych negocjacji z wysłannikami Skarbu Państwa w sprawie sprzedaży firmy, ze słabo skrywaną satysfakcją przyznają jednak, że 20 tytułów grupy każdego dnia czyta ponad 5 mln Polaków. To zaś czyni je łakomym kąskiem, zwłaszcza w przededniu kampanii wyborczej do samorządów, ostatniego segmentu władzy wykonawczej, nad którym PiS nie ma w Polsce pełnej kontroli. O ile oczywiście „kąskiem” byłaby cała grupa Polska Press – a tego ustawa dekoncentracyjna przecież nie zagwarantuje.

Umiejętnie sklecone przepisy mogłyby jednak skłonić właścicieli grupy do pożegnania się z inwestycją, której z roku na rok spada rentowność.

W 1992 r. udział wydawnictw lokalnych w polskim rynku prasowym nie przekraczał 30 proc. W roku 2000 dobijał już do 46 proc. – głównie dzięki inwestycjom niemieckich wydawnictw, które w niedoinwestowanych mediach regionalnych dostrzegły potencjał. Załamanie rynku nastąpiło dopiero po kryzysie z 2008 r., który wymusił drakońskie oszczędności na jednostkach samorządowych i prywatnych firmach. Wielu czytelników lokalnej prasy przeniosło się do internetu.

Dlatego na rynku mediów regionalnych dobrze już było. Jak wynika z szacunków firmy badawczej Kantar Media, osiem największych tytułów z katalogu Polska Press miało w ubiegłym roku 246,2 mln zł wpływów z reklamy – o ponad 35 mln zł więcej niż w 2014 r. Na pierwszy rzut oka nieźle, ale statystyki – jak podkreśla Sebastian Żuliński z Kantar Media – nie uwzględniają rabatów, które przy aktualnej mizerii rynku prasowego regularnie przekraczają pułap 50–60 proc., a niekiedy sięgają i 90 proc. W tej sytuacji nawet 35 mln zł wzrostu wpływów cennikowych może w praktyce oznaczać spadek dochodów. A przecież zmiany w ustawie o podatku dochodowym, które planuje PiS, radykalnie ograniczą możliwość amortyzowania wydatków na reklamę. To z kolei jeszcze mocniej uderzy w rentowność wydawców.

– Przy obecnej, w sumie nie najgorszej koniunkturze w branży wycena największych polskich wydawnictw medialnych sięga najwyżej setek milionów złotych, taka Agora warta jest np. nieco ponad 800 mln zł – wylicza członek zarządu dużej polskiej grupy medialnej. – Dla największych spółek skarbu państwa taki wydatek to drobiazg, a dla potencjalnego sprzedającego niepowtarzalna okazja do wyjścia z zyskiem z coraz mniej rentownego interesu.

W gruncie rzeczy projekt ustawy dekoncentracyjnej mógłby zatem trafić nawet do kosza. Reprezentowany przez państwowe firmy rząd ugra w mediach i w polityce więcej jako hojny inwestor niż surowy regulator. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2017