Tańczący z owieczkami

Niedziela, 14 października (Dzień Papieski)

15.02.2008

Czyta się kilka minut

Pobudka jak zawsze około siódmej, próba dobudzenia kawą, modlitwy oraz wyścig ze Sławkiem Leszką, seniorem ministrantów, który z własnej woli i pobożności posługuje jako kościelny. Co niedzielę tak samo: czy zdążę wziąć prysznic, czy Sławek pierwszy zadzwoni na probostwo. Dziś kolejne zwycięstwo Sławka - podaję mu klucze i idę się obmyć. Trochę jestem zły na siebie. Dzień Papieski, a parafia bez organisty, ale trochę szturchańców od życia nie zaszkodzi. Kiedy tydzień temu odchodził pan Ludwik, byłem pewny, że tydzień to bardzo dużo czasu, żeby kogoś znaleźć. Okazało się jednak, że nie.

Po Mszy odmawiamy Różaniec. Będziemy jako wspólnota trwali na adoracji Najświętszego Sakramentu, aż do Nowenny Bożego Miłosierdzia, czyli do godz. 15.00.

---ramka 557260|lewo|1---Po pierwszej Mszy jadę jak co niedzielę z Panem Jezusem do chorych. Ten krótki przejazd jest zawsze moją największą radością i troską, bowiem ciągle się zastanawiam, dlaczego nie mogę odwiedzić wszystkich - przecież nie jest to za pieniądze.

List Episkopatu o wyborach czytany po raz trzeci zaczyna mi się podobać coraz bardziej. Chyba zostanę lizusem. Zaraz po parafialnej sumie pędzę na odpust ku czci św. Jadwigi do Siekierek Wielkich. Bardzo lubię ks. Mieczysława Kaźmierczaka, m.in. za smaczny, ale zawsze skromny posiłek, który dla wielu księży w dekanacie jest na wagę złota, albowiem kilkuosobowa obsługa probostwa jest możliwa tylko w serialu "Plebania".

Po ostatniej Mszy czeka na mnie para sympatycznych ludzi, których w sobotę pobłogosławię. Omawiamy liturgię, wystrój kościoła i wszystko, co księdzu wydaje się nieistotne, a dla nich jest bardzo ważne i dlatego trzeba każde pytanie uszanować. Rozstajemy się radośnie, czyli czas na kawę, reanimację ogniska (żeby nie pobrudzić białej koszuli) i zmykam do Gminnego Ośrodka Kultury, aby wziąć udział w imprezie pod wdzięcznym tytułem: "Tańczą z nami". Imprezka super, radości wiele, chylę czoło przed nową dyrektorką GOK-u panią Ewą Czajką. Chylę bardzo nisko, bo należałem do grona wątpiących w sukces tego programu.

Jestem, jak zwykle na świeckich radosnych wydarzeniach, bez stroju duchownego, co jest powodem kilku komicznych sytuacji. Prowadzący program pan Dariusz Jezierski należy do ludzi tkwiących w niewoli schematów, przez które postrzega się duchowieństwo, i niezbyt chce mu się wierzyć, że ten rozbawiony facet około pięćdziesiątki jest księdzem. Moją prawdziwość potwierdzają władze gminy Kostrzyn Wlkp. i chórem ludzie zgromadzeni na sali, co dopiero daje mu pewność. Wracając na swoje miejsce po złożeniu ofiary kadzielnej (domyślacie się, co robiłem na zewnątrz budynku GOK-u?), zastaję siedzącą na nim sympatyczną niewiastę z zespołu Staropolanie, która zrywa się niczym gazela, robiąc miejsce dla księdza. Sadzam ją z powrotem, a na ucho informuję: "Czcigodna, mimo wszystko jestem mężczyzną". W nagrodę otrzymuję promienny uśmiech.

Po tych wszystkich radościach wracam do domu i padam na twarz.

Poniedziałek, 15 października

Od rana walczę z tekstem do "Tygodnika Rolniczego", temat jest zadany i konfesyjny. Mogę się trochę wyżyć. Mogłem napisać go wcześniej, a nie w dzień oddania tekstu, ale jest jak zawsze: "gdy ogień na dachu, Eda studnię kopie". Pisanie przerywa mi telefon od mojej siostry, Eugenii. Głos radośnie podniecony jak u nastolatki przed randką, a ma się z czego cieszyć, bo będzie mogła dorobić sobie do tej potężnej emerytury nauczycielskiej i nie będzie siedzieć w domu jak strażniczka psa i posesji. Chyba udaje mi się trochę ostudzić siostrzyczkę: odsyłam ją po poradę do finansowego eksperta w rodzinie, czyli brata Wiktora.

Kończę artykulik, jem śniadanie (jest 11.00). Jedzenie jest jedną z przyjemniejszych aktywności człowieka, a jeśli są to szare kluski z boczusiem i kapustką, to czujesz się jak na uczcie, nawet jeśli odgrzałeś je w kuchence mikrofalowej. Od kiedy Marlena wstąpiła do zakonu i liczba stale obecnych na probostwie zmniejszyła się o jedną osobę, rzadziej siadamy razem do stołu: Ala, jej córka Magda i ja. Taki stan powoduje, że kluski zrobione w sobotę będę jadł do środy, a resztę dostaną trzy szczekające siostry: Kropeczka, Kaja i Beja - przecież one też są moją rodziną.

Jadąc do "Tygodnika Rolniczego", już wiem, że nie zdążę na spotkanie w Centrum Animacji Kultury Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, dzwonię więc do Kasi Mileckiej i decydujemy, że będziemy czekać na Annę Biedak, która ma kontakt z zespołem Stare Dobre Małżeństwo. Planujemy namówić ich na występ podczas koncertu na rzecz fundacji "Pro Vita", poświęconego pamięci Anny Steckiej, która ją założyła.

Chwilę później jestem w "Głosie Wielkopolskim" u Renaty Kornobis, która w gorącym okresie wspomaga pracę Komitetu "Poznaniacy Rossie". Sam komitet jest, jak na polskie warunki walki o rynek medialny, tworem dziwnym i radosnym, choć dotyczy spraw poważnych, bo renowacji pomników wileńskiej nekropolii i Cmentarza Zasłużonych Wielkopolan: grupuje media, które na co dzień dość bezwzględnie walczą o rynek (gdyby taki przypadek przenieść na inne polskie płaszczyzny, byłoby całkiem sympatycznie).

Cieszę się z tego mojego dziecka, które Pan Bóg zrodził w pustym jak ruski dzwon kapłańskim łbie w Roku Jubileuszowym, i boję się go, bo dawno mnie przerosło. Renata relacjonuje, że Warszawa nadal milczy, a ja się zastanawiam, czy by mnie zamknęli, gdyby pozwolenie nie nadeszło, a kwesta 1 listopada się odbyła? Ciągle brakuje chętnych do kwestowania, możemy chyba tylko liczyć na pomoc z niebios.

Zdążyłem coś zjeść i nie spóźniłem się na zebranie Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Sukces: w dwie godziny uzgodniliśmy propozycje zmian statutu. Cuda nawet w Polsce się zdarzają.

Wieczór kończę na rodzinnym spotkaniu u kuzynki Reni (Teresa Kłos) w Gołęczewie. Pan Bóg jest łaskawy; obyło się bez wyborczych tematów, czyli pełna imieninowa sielanka. A jaka smaczna!

Wtorek, 16 października

O godz. 9.00 w Kostrzynie odbieram tort dla nauczycieli. Po drodze spotykam brata Mariusza z bractwa motocyklowego "FIRE GHOST", do którego należę, i rozmawiamy o reanimacji mojego motocykla, zajechanego przez szalonego plebana podczas letniej wyprawy na Litwę. Wracam na parafię i pędzę z tortem do szkoły. Nauczyciele są kochani, zrozumieli, że pamiętałem, ale nie dałem rady być wczoraj.

Nawet nie wstępuję na probostwo, tylko pędzę do redakcji, a w mojej głowie tylko: ROSSA, KWESTA, ROSSA, KWESTA.

Jak to się stało - nie wiem sam, ale zapamiętałem i załatwiłem przyszłej parze młodej organistę na ślub. Na ogół zapominam o rzeczach najbardziej podstawowych.

Dziś wieczór jest mój, dlatego kończę go z gronem przyjaciół na korcie. Oni grają w tenisa, a ja im umiejętnie przeszkadzam, dlatego gram po kolei z każdym w parze. Spocony, ale jaki radosny, z bolącym stawem łokciowym wracam na probostwo.

Środa, 17 października

Aktywność dzienną zaczynam bardzo miło, bo wizytą u pana profesora Tadeusza Pisarskiego. Uwielbiam rozmawiać z tym czcigodnym i mądrym człowiekiem. Profesor został zwerbowany do zbierania datków podczas kwesty na Rossę.

Po drodze do Poznania wstępuję do "Tate" (Janusz Witaszczyk, prezydent bractwa "FIRE GHOST") i namawiam go na występ w wideoklipie. Choć rola oszukiwanego przez kobietę motocyklisty niezbyt mu odpowiada, zgadza się, bo jak przygoda, to przygoda przez całe życie.

Mój sympatyczny busik jest mi wdzięczny - został umyty. Udaje mi się przed wieczornymi nabożeństwami okleić go plakatami reklamującymi kwestę na Rossę.

Bogu niech będą dzięki, udało się. Zupełnie zapomniałem o myśliwskim biegu zwanym "Pogoń za uciekającym lisem", który ma się odbyć w niedzielę. Na początku spotkania mam odprawić Mszę, a w tym samym czasie jest suma w parafii. Skórę ratuje mi ks. Ambroży Andrzejak, mój spowiednik i były ojciec duchowny poznańskiego seminarium. O. Ambroży nawet nie wie, że dzięki niemu uratowałem twarz przed Tomaszem Prokopem, organizatorem imprezy.

Wieczorem składam uszanowanie imieninowe jedynej żyjącej siostrze Mamy, a potem trafiam do mojego brata Wiktora, dziś też jego imieniny.

Czwartek, 18 października

Rano jadę moim busikiem do mechanika, a zarazem przyjaciela Jarka Łaganowskiego: dłużej nie mogę czekać, klocki hamulcowe proszą o łaskę zasłużonej emerytury. Zanim jednak busik trafia na kanał, ja przeżywam towarzyskie spotkanie w domu Jareczka z sędzią Tadeuszem Folwarskim i "Tate", który odwozi mnie do domu.

Próbuję się przebić przez biurko parafialne, które w moim władaniu przypomina błota poleskie, czyli jest długie, bagniste i zarośnięte. Wycofuję się: nic z tego nie będzie. Kolejny raz lenistwo i wstręt do wszelkiej administracji wygrywa z dobrymi chęciami.

Na obiad wielka uczta. Po zawartości lodówki poznaję, że była tu wczoraj Ala i jest kremik z brokuł. Pychota!!! Resztę niszczymy już we trójkę wieczorem: Ala, Magda i ja.

Piątek, 19 października

Zaspałem! Podniosłem swoje cielsko do pionu o 7.30, dobrą godzinę za późno. Na spotkanie do Centrum Animacji Kultury docieram jednak na czas. Widoki na występ Starego Dobrego Małżeństwa są, ale to tylko ciągle widoki. Dobijam do redakcji "Głosu Wielkopolskiego" i razem z Renatą cieszymy się jak dzieci z wiadomości otrzymanej ze stolicy. Jest pierwsza jaskółka, że pozwolenie nadejdzie w terminie. Prezes "Kuriera Wileńskiego", pan Zygmunt Klonowski, przysłał zdjęcia z Rossy. Dobry duch akcji renowacji wileńskiej nekropolii, który organizuje wszelkie prace od pomysłu, poprzez projekty, kosztorysy, aż do odbioru. Teraz kolejny niewidzialny dla mediów dobry duch kwesty, czyli Renata, pieczołowicie zacznie przygotowywać teczki na stoiska dla kwestujących. Ciągle zresztą nam brakuje ludzi do kwestowania. Rozumiem, że trudno przedłożyć miłość do ŚWIĘTYCH KURHANÓW OJCZYZNY nad miłość najbliższych. Właśnie dlatego tak cenię każdego, kto rezygnuje ze swojej prywatności nawet w taki dzień jak Wszystkich Świętych. Przecież do tej prywatności ma święte prawo, mimo funkcji publicznych czy życia artystycznego i sportowego.

Po próbie scholi odwożę dyrygentkę Beatę Kalinowską do Poznania. Dzień kończy się smutno. Pierwszy raz od kilku lat nie będę na zakończeniu sezonu motocyklowego w Poznaniu. Kiedy z ks. Rafałem sprawowałem Mszę na początek sezonu, wydawało się nam, że tak już będzie zawsze. Zapomnieliśmy, że tu na tej ziemi nic nie jest dane na zawsze, że tu trzeba troski. Brat Sierżant miał rację, gdy powiedział gorzką prawdę: "I znów owieczki zostały bez pasterza".

Sobota, 20 października

Od rana pędzę do Poznania. Wczoraj zapomniałem kupić świece na ołtarz, a te, które są, już świec nie przypominają.

Kiedy wracam, młodzież kończy sprzątać kościół i jego okolice. Serce się raduje.

O piętnastej w Poznaniu zaczyna się parada motocyklowa na zakończenie sezonu. Niepokój sumienia wyrosły z niespełnionego obowiązku ciągle obecny i Bogu niech będą dzięki za niego, bo może mi dać łaskę nawrócenia.

Wieczorem ląduję na imieninach żony kolegi. Część wieczoru jesteśmy troszkę w Kambodży, troszkę w Wietnamie. Znajomi z grupą przyjaciół wyjeżdżają tam jeszcze w tym roku. Sprężyną całej wyprawy jest małżeństwo, które stworzyło dom dla dzieciątka z Kambodży. Mówią o sobie, że są liberalnymi katolikami, a ja w duchu dziękuję Panu Bogu za takich liberałów. ?h

Ks. Eda Jaworski (ur. 1960 r.) jest proboszczem w parafii Św. Kazimierza w Gułtowych, dekanat Kostrzyn Wlk., archidiecezja poznańska.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2007