Głupi w oczach świata

W Gułtowych pod Poznaniem proboszcz Eda Jaworski na czas olimpiady zamknął się w kościele. Wziął ze sobą Biblię, różaniec, chleb i wodę. Tam też śpi. Tak protestuje przeciwko igrzyskom w Chinach i uciskowi Tybetu.

12.08.2008

Czyta się kilka minut

Ks. Jaworski tuż przed rozpoczęciem protesu / fot. Waldemar Wylegalski /
Ks. Jaworski tuż przed rozpoczęciem protesu / fot. Waldemar Wylegalski /

W kościele pachnie wysuszonym drewnem, jak czasem na starych strychach. Z barokowych polichromii na suficie sfruwają pulchni święci. Po lewej stronie od ołtarza pnie się aż po strop brzozowy krzyż. Na nim flaga Tybetu. Ten krzyż razem z flagą proboszcz Jaworski postawił w tym roku przy Grobie Pańskim - w ten sposób ludzie zobaczyli w Gułtowych Tybet ukrzyżowany.

Zaczęło się tak: Jaworski ogląda transmisję z zamknięcia olimpiady w Atenach. Dowiaduje się, że następna w Pekinie. I szlag go trafia.

Pisywał wtedy felietony do "Gazety Poznańskiej" i skrót MKOl rozwinął jako Komitet Obrony Ludobójstwa. Przyznaje: za ostro, poniosły go emocje. Jednak od tego czasu myślał o proteście. Tylko jaki on powinien być, nie miał jeszcze pojęcia.

Ale tak naprawdę zaczęło się wiele lat wcześniej, w rodzinnym Rogoźnie. Ojciec Kazimierz, murarz, wraca z fuchy wieczorem (rano pracował na państwowym, potem po ludziach). Gniew ma w oczach. - Mówiłeś, że będziesz u sąsiadów z ich synem się uczyć. Spotkałem go. Nie byłeś.

Za kłamstwo Kazimierz karał. Jego świat był uporządkowany i czysty jak niedzielny obrus. Powtarzał, że mężczyzna mówi "tak" albo "nie". I że kłamstwo ma twarz diabła. Za karę Eda musiał siedzieć w domu albo plewić ogródek. Do dziś plewić nie znosi.

Matka karała za brak pokory, za Edową jasiamowatość, bo "ja siam, ja siam" darł się od małego, nie dopuszczając do głosu i zabawy rodzeństwo. Powtarzała:

- Egoizm odgradza od drugiego człowieka, jak płot miedzę.

Kiedy nabroił, za karę zwracała się do niego pełnym imieniem, więc ma do "Edmunda" uraz; woli zdrobnienie "Eda".

Po latach tamte niepojęte słowa i, jak się zdawało, niesprawiedliwe kary nieoczekiwanie skróciły odległość między popegeerowską wsią Gułtowy a tybetańskimi buntownikami. Uczuliły na egoizm i kłamstwo. - Bo czy to nie na kłamstwie Chiny urządziły te igrzyska? - denerwuje się ksiądz Jaworski. - Czy to nie tępy egoizm działaczy i żądza zysku krawaciarzy z korporacji sponsorujących sportowców nie przesądziły o akceptacji dla olimpiady w tym miejscu?

Przy "krawaciarzach" prawie krzyczy.

Drzewa

Nie przypomina cichutkich, uduchowionych księży o wygładzonych twarzach i łagodnym głosie, co to spojrzysz na niego i czekasz, kiedy wokół głowy zaświeci się aureola. Owalna twarz, zarost, głos donośny, coś przecherskiego w rysach. Zdawać by się mogło, rogi bardziej z duszy wystają niż promienie. Jak Eda oznajmił w domu, że idzie do seminarium ojciec, bardzo bogobojny, pokręcił głową: - Ty do nich nie pasujesz.

- Kiedy otrzymał święcenia, matka wezwała imienia Bożego: - Jezus Maria, całe życie chuligan, a teraz jeszcze ksiądz.

- Nienadaremno wezwała - uważa Jaworski. Ale księdzem jest już 22 lata, choć nie przeczy - trudne chwile były.

Gdy w 1998 r. dostał probostwo w nieznanych mu Gułtowych, miał za sobą dziesięcioletni wikariat w Brodach Poznańskich, gdzie wrósł i dobrze mu było, jak u Pana Boga za piecem. Tu, w pipidówce, sam jeden w nieźle podniszczonej plebanii z różowym, odpadającym tynkiem, dał się ponieść ponurym myślom. Inni podostawali parafie w miastach, eleganckie, zasobne, a on, Eda, na jakimś wygnaniu, na parafii-trampolinie; jego poprzednicy tylko patrzyli, jak stąd zwiać do miasta - dalej, wyżej.

Półtora roku już tu tkwił w odrętwieniu, w dystansie do ludzi, gubiąc radość życia, gdy pożalił się na swą niedolę przyjacielowi z Poznania. - A ile ty masz tych owieczek? - zapytał on.

- Tysiąc trzysta.

- To te tysiąc trzysta ma się przystosować do ciebie? - oburzył się tamten. - Takie z ciebie panisko?

Jaworskiego jakby kto obuchem walnął. Jakby matka, już wtedy w niebie, podskoczyła i jak w dzieciństwie za egoizm go ofuknęła, ścierką się zamachnęła. Tego dnia do proboszcza Gułtowych dotarło, że jego rozterki są niczym w porównaniu z problemem, jaki stworzył parafianom on sam, Eda. Bo oto widzieli, jak ich proboszcz w krótkich gatkach, w podkoszulku, umorusany latał po obejściu i coś tam robił. Ksiądz, a do księdza niepodobny. Raz, w domu kultury w pobliskim Kostrzyniu odbywała się aukcja charytatywna, przyjechał zespół Staropolanie, śmiechu, tańca dużo. Eda po cywilnemu, też coś wylicytował. Konferansjer zachęca: - Prosimy pana na scenę.

A z sali ktoś krzyczy: - To ksiądz!

- Eee tam, ksiądz - prycha prowadzący, dopiero jak publika potwierdziła, uwierzył. Bo ludzie przywykli do schematu, w którym ksiądz to sztywniak, co to bardziej niż po ziemi po obłokach chodzi. Bo na inny styl nie byli przygotowani. - Na trochę pukniętego klechę - konkluduje Jaworski, zapalając papierosa "Marlboro light". Wtedy pojął, że jak chce coś sensownego tu zdziałać, musi przestać się na nich boczyć, musi oswoić ich, otworzyć się. Koniec z fochami, Eda - nakazał sobie.

Od tej chwili zaczął się zakorzeniać. Wokół kościoła i plebanii posadził trzydzieści lip, dęby. Rosną.

Konie

Nie wygląda na wrażliwca, co to zachwyci się muzyką z najwyższej półki. W czarnym T-shircie z wizerunkiem prującego motocykla zdaje się pasować bardziej do heavymetalowego klubu niż do filharmonii. A jednak to jemu pewnego dnia zamarzyło się, żeby wiejskie dzieci śpiewały jak na wykwintnych salonach: po dawnemu, wzniośle. Było to po tym, jak obejrzał film "Misja" i usłyszał czterogłosowy chór indiańskich dzieci. Aż go ciarki przeszły. - A czemu nie miałyby tak śpiewać moje? - pomyślał. Pojechał do znajomej dyrygentki w Poznaniu, specjalistki od chórów gregoriańskich, Karoliny Piotrowskiej-Sobczak, poprosił: - Dzieci mi poprowadź.

I mają Gułtowy swoją wielkoświatowo brzmiącą Scholę Cantorum Gultaviensis - dwadzieścia dziewcząt jeżdżących na festiwale, nagrywających płyty. W kościelne uroczystości od ich pieśni echo dudni.

Od czasu, kiedy porzucił fochy, przydarzają mu się coraz to nowe dary. Raz siedzi sobie wieczorem w plebanijnej kuchni, przy chybotliwym - bo z jedną nogą krótszą - stole i ni stąd, ni zowąd taka myśl go nachodzi: ojciec miał na imię Kazimierz, mnie Kazimierz na drugie, a jeszcze parafia pod jego wezwaniem. To nie może być przypadek. Więc trzeba pojechać do relikwii Świętego. Do Wilna. Zebrał autobus ludzi. Pojechali. A tam pilotka z tamtejszego uniwersytetu wzdycha: - Po śmierci Waldorffa cmentarz na Rossie nam się sypie, Warszawa o nas zapomina.

Po powrocie Jaworski obdzwania znajomych z lokalnych mediów. Gdy obiecują nagłośnić zbiórkę pieniędzy na Rossę, zawiązuje komitet. I już osiem lat, jak we Wszystkich Świętych, na ten cel kwestują. Ostatnio 30 tysięcy do Wilna przekazali.

Albo gdy ksiądz Jaworski zaczyna się zastanawiać, czemu tutejsze dzieci tak rzadko na wakacje jeżdżą, choć nędzy tu nie ma, ojców w większości zatrudnia poznańska fabryka Volkswagena, średnią krajową wyciągają. I raptem olśnienie: z tej średniej całą rodzinę trzeba wyżywić, na przyjemności nie starcza. Zakręcił się więc koło sponsorów, żeby darmowy obóz tym dzieciakom sfinansować. Odtąd trzydzieścioro w góry albo nad morze jeździ. Kiedy w tym roku koszty wzrosły i pieniędzy zabrakło, sprzedał parafialnego busika.

Jednak z darów, jakich doświadczył w Gułtowych, najbardziej zdumiewającym są motocykle. Mógł przecież nie wpaść na to, żeby w odpust parafialny w Wigilię Wniebowziętej, jak kiedyś w wielkich procesjach chłopskich, przemaszerowała przez wieś banderia konna. Mógł nie pomyśleć, że motocykl to koń czasów nowożytnych. Mógł nie poznać chłopaków z bractwa motocyklowego "Fire Ghost", którzy ściągnęli na odpust swoimi "końmi". Eda pamięta ten widok: ruszają czarne, czerwone, lśniące w zgodnym szyku pod świętymi sztandarami, i jak nie zawarczą, zaburczą, zaryczą na chwałę Bożą - serce rosło.

Teraz miewa motocyklowe sny. Mknie sobie lekkim, turystycznym BMW, to znowu klasycznym, ciężkim chopperem. Tylko on, szosa i Eda w całkowitym, niemal medytacyjnym zespoleniu. Do Matki Bożej do Fatimy, do Lourdes tak konno zmierza. I wierzyć się nie chce, że prawo jazdy ma dopiero od dwóch lat, wcześniej przez rok jeździł bez. Czy się z tego spowiadał? - O rany, ostrożnie jeździłem, jak Pan Bóg przykazał - śmieje się. - Przecież żyję.

Tratwa

Nie kojarzy się z miłośnikiem postów. Nic kostycznego w posturze. - Oj, ja strasznie lubię jeść - przyznaje. Nieraz sam gotuje. Specjalista od flaków ?’la Eda. Kupuje trzy batony i metrowy opatrunek z gazy (żeby nie pływały farfocle) i sypie na niego wszystkie możliwe zioła. Odrobinę gałki muszkatołowej, kurkumy. Do tego czerwona papryka i czosnek. Dusi 12 godzin. Potem gazę wyrzuca, dodaje pół litra śmietany, koncentrat pomidorowy - palce lizać.

A jednak to on taką wymyślił formę protestu: post i modlitwa. Mówi, że sztuka odmawiania sobie przyjemności jest przeżyciem metafizycznym. Że kryje się w niej potężna, ozdrowieńcza moc. W dzieciństwie przypatrywał się, jak uprawia ją ojciec, który w Wielki Post jadł tylko kartofle, cebulę i olej. - Tata, ty to lubisz? - zagadywał Eda. - Lubię, nie lubię, jest post, to jem - burczał Kazimierz.

- Owszem, ciężko będzie z papierosami - potwierdza Jaworski. - Ale jak post, to post, nie pali się.

Kiedy już podjął decyzję i obwieścił o niej wiernym, ktoś zapytał: - Czemu akurat ty, Eda, a nie jakiś biskup? Kto zauważy ten gest? Co on zmieni?

- To prawda - odparł. - Ani ja nie jestem zbyt mądry, ani zbyt inteligentny. Ale trzymam się jak tratwy zdania: "Pan Bóg wybrał to, co głupie w oczach świata". Może ja, głupi Eda, też Mu się na coś przydam.

Nie wie, czy parafianie do niego dołączą. Na nikogo nie wywierał presji. - Może gdybym był sławny i zasłużony - zastanawia się - nikt by nie ośmielił się stanąć przy mnie do modlitwy, a do takiego łobuza, którego wady widać jak na dłoni, podejdą, bo pomyślą "swój chłop"?

Skarb

W tym czasie Kropeczki, Kai i Bei, trzech suk od lat strzegących probostwa, oraz ostatnio znalezionego kota dogląda Ala i jej córka Magda, którą Ala wychowuje samotnie. Obie często bywają na plebanii, a jak w niedzielę łazanki ugotują, to proboszcz do środy je. Magda była jednym z pierwszych dzieci, jakie spotkał, gdy tu przybył. W milczeniu wodziła za nim nieufnym, zaciekawionym wzrokiem. - Przytuliłabyś się do mnie? - spytał. Ojca jej brakowało, więc przylgnęła. Na probostwie rosła.

Była jeszcze trzecia bywalczyni, rówieśnica Magdy, Marlenka, która niedawno wstąpiła do serafitek, odbywa nowicjat i przyjęła imię Rozalia. Jest spokojna, szczęśliwa. - W życiu każdy swój skarb znajduje inaczej - mówi ksiądz Jaworski. - Ona do niego dotarła.

Za tę Marlenkę Panu Bogu dziękuje szczególnie. Za to, że nie straciła przy nim wiary w Boga i Kościół. Dziecko widziało go czasem podchmielonego i z papierosem, jak goście przyjeżdżali. Bo co dzień towarzyszą mu pełne przestrogi słowa Benedykta XVI: "Duchowny, który nie doświadczył Ducha Świętego, jest w Kościele intruzem". - Ja mam świadomość, że jeszcze nie doświadczyłem. A temu, kto nie doświadczył, gorszyć łatwiej - wyznaje ksiądz Jaworski przed trzytygodniowym odosobnieniem. I dodaje: - Może wyjdę stamtąd inny. Lepszy.

Pewnie w tej chwili odmawia różaniec albo koronkę i może w ciszy dokonuje się coś znaczącego. A między ławkami chrobocze mysz kościelna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2008