Tak się łączy biznes z maratonami

Bieganie to obecnie najpopularniejsza dyscyplina sportu w Polsce. Dla wielu firm ten rynek to żyła złota. Ale konkurencja również jest ogromna.

19.10.2014

Czyta się kilka minut

Od 200 do 350 tysięcy osób – taki szacunek podaje prof. Zygmunt Waśkowski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, zapytany o liczbę biegaczy w Polsce. Ekonomista, jako jeden z pierwszych, zajął się badaniami rynku biegowego w naszym kraju. Nie bez przyczyny. Sam od 30 lat trenuje bieganie i ocenia, że w tym czasie pokonał prawie 20 tys. kilometrów. Doskonale pamięta czasy, gdy jeszcze kilka lat temu przechodnie patrzyli na biegacza w obcisłych getrach jak na kosmitę. Liczbę przebiegniętych kilometrów podaje szacunkowo, bo przecież jeszcze niedawno nikt w Polsce nie słyszał o komórkowych aplikacjach mierzących dystans i tempo.

– Do dziś jestem oldskulowcem, bo używam tylko starego stopera – śmieje się ekonomista. Ale już całkiem na poważnie przyznaje, że bieganie w Polsce to teraz znaczący biznes. Rynek, którym – jak we wszystkich innych przypadkach – rządzą prawa popytu i podaży.

Kto na tym zarabia?

Liczba osób trenujących bieganie lawinowo wzrosła w Polsce w ostatnich trzech latach. Jak pokazały analizy prof. Waśkowskiego, więcej niż trzy czwarte biegaczy uprawia ten sport od roku bądź dwóch lat. Gdy spojrzymy na badania firmy ARC Rynek i Opinia, okaże się, że w tym roku to właśnie bieganie wskoczyło na pierwsze miejsce wśród dyscyplin najchętniej uprawianych przez Polaków.

Skoro tak, to lepszej sytuacji nie mogli sobie wymarzyć ci, którzy odpowiadają za podaż, a więc wszystko, czego biegacze potrzebują bądź wydaje im się, że potrzebują. Jak grzyby po deszczu mnożą się sklepy z obuwiem biegowym. Żniwa mają producenci odzieży, odżywek dla biegaczy czy sprzętu elektronicznego.

Lawinowo rośnie też liczba imprez biegowych. W ich przypadku batalia o biegaczy jest bardzo ostra. Ci opłacają przecież nie tylko pakiety startowe, ale też zwykle przyjeżdżając do danego miasta, muszą gdzieś przenocować i zjeść. Nic dziwnego, że już nawet najmniejsze gminy chcą mieć swoje zawody.

Zawodnicy mogą przebierać w ofertach

By zobrazować to zjawisko, wystarczy wspomnieć, że tylko w ubiegłym roku zorganizowano w naszym kraju prawie 3 tysiące imprez biegowych. Statystycznie oznacza to ponad 8 dziennie, a zdecydowana większość odbywa się przecież w weekendy i święta. Wśród nich najwięcej było oczywiście biegów na krótszych dystansach, po 5 i 10 km. Rozegrano jednak ponad 130 półmaratonów i około 90 maratonów (dystans 42 km i 195 m).

– W ostatnich kilku latach liczba imprez biegowych w Polsce rosła w tempie 20–25 procent rocznie – wylicza prof. Waśkowski. – Z punktu widzenia ich organizatorów oznacza to coraz większą konkurencję o biegaczy, ale również o sponsorów – podkreśla ekonomista.

Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Grzegorz Kuczyński z Białegostoku. Po raz pierwszy o zorganizowaniu zawodów w swoim mieście pomyślał cztery lata temu lub – jak żartuje – 12 kilogramów temu. Mniej więcej wtedy rozpoczęła się jego przygoda z bieganiem. W czerwcu 2010 r. wziął udział w pierwszych w życiu oficjalnych zawodach na dystansie 5 km w Warszawie.

– Pomyślałem wtedy, że dlaczego podobne nie miałyby się odbywać w Białymstoku – wspomina. Założył fundację Białystok Biega i zaczął organizować zawody. Długo opisuje, jak trudno było mu początkowo przekonać urzędników do tego, by zgodzili się na zamknięcie ulic i wpuszczenie zawodników do centrum miasta. Do dzisiaj jednak poza biegami na krótkich dystansach zorganizował w Białymstoku już dwa półmaratony. W tegorocznym wzięło udział ponad 900 osób. Jeżeli dodać do tego uczestników organizowanego jednocześnie biegu na 5 km oraz biegu dla dzieci, ta liczba urośnie do ponad 1700.

– To teraz największa impreza biegowa we wschodniej Polsce. Kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia – przyznaje Grzegorz Kuczyński, podkreślając, że taki bieg oznacza korzyści również dla wizerunku miasta i prowadzonych w nim biznesów. Wielu zawodników przyjeżdża przecież na zawody spoza Białegostoku i zostawia swoje pieniądze w tamtejszych hotelach i sklepach.

Droga organizacja

Tym, co zwykle budzi dyskusję wśród biegaczy, są ceny i zawartość pakietów startowych. Najczęściej w takim pakiecie znajduje się numer startowy z czipem do pomiaru czasu, koszulka, napój izotoniczny i gadżety od sponsorów. Aby go dostać, trzeba uiścić opłatę startową. Z reguły to koszt od 20 do 80 zł, choć są i droższe. Przy biegu na 2 tys. osób i opłacie startowej w wysokości 50 złotych daje to sumę 100 tysięcy złotych. Jak przyznają organizatorzy, w takiej skali to mniej więcej jedna trzecia kosztów imprezy. Resztę pokrywają sponsorzy i samorządy w zamian za promocję ich wizerunku. Z tych pieniędzy z kolei pokrywa się m.in. koszty zabezpieczenia trasy, pomocy medycznej, pomiaru czasu zawodników, wynajmu powierzchni na szatnie czy chociażby pamiątkowych medali.

Skala przychodów i wydatków jest oczywiście zupełnie inna, gdy mowa o masowych imprezach, przyciągających po kilka tysięcy biegaczy. Tam budżety sięgają 1,5–2 mln zł. – Z rozmów z organizatorami zawodów wiem jednak, że jest to dość trudny biznes i jeszcze daleko im do generowania dużych zysków, tak jak ma to miejsce w przypadku największych maratonów w Europie – zauważa prof. Waśkowski.

Sponsorzy imprez również korzystają na biegowym boomie. – Bieganie, czysto amatorskie w początkowej fazie, przekształciło się w ważną gałąź biznesu. PZU, jako partner tytularny wielu imprez biegowych, też uzyskuje określone korzyści wizerunkowe i biznesowe, z dużym powodzeniem promując markę PZU Zdrowie i produkty medyczne. To od pewnego czasu jeden z priorytetów, jeśli chodzi o działania biznesowe w PZU – mówi Piotr Glen, dyrektor ds. zaangażowań społecznych w PZU.

Zdarza się też, że organizatorzy i samorządy chcą przyciągnąć większą uwagę mediów, by te opisały wydarzenie sportowe. Zwłaszcza w małych miastach trudno o lepszą promocję niż np. sprowadzenie zawodnika z Kenii.

Zdaniem prof. Waśkowskiego, jeżeli spojrzeć na bieganie z biznesowego i promocyjnego punktu widzenia, to wciąż niedocenioną w Polsce grupą są nie sami biegacze, ale kibice. Ich również trzeba przyciągnąć na trasę biegu, by dopingowali zawodników i przy okazji korzystali z dodatkowych atrakcji zaoferowanych podczas imprezy. Ekonomista zauważa, że w porównaniu do tego, co dzieje się na maratonach w Paryżu czy Londynie, polskie maratony wypadają dość blado. Nie ma u nas bowiem jeszcze tradycji kibicowania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Biegamy!