Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chyba że się chce raczej gonić króliczka, niż go złapać. Ale potraktujmy propagandę poważnie, jako propagandę prawdy. „Polskie obozy śmierci” niewątpliwie brzmią bałamutnie. Co z tym robimy?
Gdzie się podziała wsławiona aferą billboardową Polska Fundacja Narodowa, która „wykorzystując siłę i energię spółek skarbu państwa, będzie budowała polską markę” – jak w charakterystyczny dla siebie sposób ogłosiła pół roku temu premier Szydło? Czyżby 100 mln złotych zrzutki spółek skarbu państwa miało pójść tylko na wrześniowy casting do roli sędziego pijącego alkohol? No, błagam! Polska marka niewątpliwie wzmocniła się już jesienią, ale idźmy za ciosem: grup zawodowych pijących w Polsce alkohol jest nieco więcej, a każda zasługuje na reklamę wykorzystującą siłę i energię spółek skarbu państwa. Budżet jest spory, nawet niszowe profesje mogą się załapać. Pierwszy lepszy przykład: Marka Suskiego (nie byle kogo, bo w końcu szefa gabinetu politycznego premiera) z pewnością mógłby usatysfakcjonować filmik o perukarzach pijących alkohol. Wiceprezes Polskiej Fundacji Narodowej Maciej Świrski już szykuje bon moty na wszystkie okazje i zawody, nowatorsko promujące wizerunek Polski za granicą.
Ale co z „polskimi obozami śmierci”? Co z tym robimy? Robimy głupio, bez ładu i składu, na łapu-capu i bez pomyślunku. Nadzorować i karać! Ustawę stosuje się do każdego cudzoziemca, oczywiście. Cudzoziemcy są najgorsi, bo nie są nasi, tylko cudzy. Musimy im więc pogrozić, w imię polskiego prawa wysłać polski Mossad do dowolnego punktu na Ziemi. Żeby nieomylnie i nieuchronnie, a przede wszystkim przykładnie ukarać każdego, kto nie myśli tak jak my. Nawet jeśli mieszka za miedzą.
Nasz sąsiad zza miedzy – zwycięski prezydent Zeman – niewątpliwie jest na czasie, obklejając całe Czechy plakatami o treści: „Ta ziemia jest nasza”. ©