Szychta na wieży

Patrzymy na wieże i widzimy kosmos – mówi Stanisław Niemczyk, architekt kościoła w Tychach. Cztery z pięciu zaprojektowanych przez niego wież już od 16 lat muruje jeden człowiek, franciszkanin o. Wawrzyniec Jaworski.

28.01.2017

Czyta się kilka minut

Stanisław Niemczyk (z lewej) i o. Wawrzyniec Jaworski na budowie kościoła pw. św. Franciszka i św. Klary w Tychach, marzec 2012 r. / Fot. Bartłomiej Barczyk / AGENCJA GAZETA
Stanisław Niemczyk (z lewej) i o. Wawrzyniec Jaworski na budowie kościoła pw. św. Franciszka i św. Klary w Tychach, marzec 2012 r. / Fot. Bartłomiej Barczyk / AGENCJA GAZETA

Jeszcze niedokończony, a już może przyprawić o ciarki. Takie odczucia nachodzą zwłaszcza po zmroku, kiedy 45-metrowe wieże majaczą w ciemności. Piątą też już widać, ale jak mówi zakonnik, będzie stalowa i znacznie wyższa od pozostałych.

– Co parę metrów jest inny widok, te wieże tańczą – mówi o. Wawrzyniec, idąc chodnikiem. – Wszystko to sam murowałem. Niektórzy nie wierzą. A pani wierzy?

Twierdza

Ojciec Wawrzyniec Jaworski, mianowany przed 17 laty budowniczym, nie od razu zaakceptował projekt: – W katowickim Podlesiu, skąd pochodzę, mamy bardzo tradycyjny kościół. Ceglana bryła i dwie wieże, czyli tak jak to każdy człowiek w głowie ma. I tak ja to też miałem. Kiedy podczas rozmowy pan architekt powiedział, że będzie pięć wysokich wież, to jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Kiedy zobaczyłem makietę, moje pierwsze wrażenie było na nie. W ogóle nie przypominało to kościoła. Ludzie ciągle się pytają: „Co tu się rodzi?”.

– Zamek, średniowieczna twierdza? – zastanawiają się osoby spoza Tychów.

Franciszkanin potrzebował czasu, żeby przekonać się do projektu.

– Pan architekt zrobił to najprościej, jak się dało. Kazał mi klęknąć przed stolikiem, na którym stała makieta. Zgasił w pokoju światło, wziął małą latarkę, podświetlił całość od dołu i powiedział, że mam sobie wyobrazić, że idę wieczorem po chodniku. Wyobraźnia ruszyła – mówi zakonnik.

Budowniczy

Budowę rozpoczęli w 2000 r. W maju wjechała pierwsza koparka na plac budowy i rozpoczęły się wykopy pod fundamenty. Działka znajduje się na skarpie, wokół są domy jednorodzinne i blokowiska.

– W ogóle mi się nie śniło, że ja tam będę za murarza robił, aczkolwiek mam zacięcie manualne po tacie, namaluję co nieco i wyrzeźbię, tak że dla mnie wyciąć okrągłe okno w kamieniu to nie problem – mówi.

Na początku pracowali przy halogenach od rana do wieczora.

– Architekt nie zawsze był zadowolony z tego, co robiliśmy, i kazał nam poprawiać. Raz rozwalił narożnik ściany, tak ze dwa metry w dół, i od tego czasu nikt za murowanie się nie wziął. Zostałem z tym sam. Teraz jak ktoś pyta: „Kto tam robi?”, odpowiadam po prostu: „Tam jest tylko jeden murorz, jo” – mówi franciszkanin.

Łącznie na budowie pracuje dziewięć osób. Są zbrojarze, cieśle, pomocnicy do podawania materiału, dwóch tnie kamień. Ci ostatni byli szczególnie potrzebni, kiedy o. Wawrzyniec murował na wysokościach.

Franciszkanie przybyli do Tychów w 1995 r. z zamiarem budowania kościoła. Budowa jednak się odwlekała. W 1999 r. wszystko się zmieniło za sprawą metropolity katowickiego abp. Damiana Zimonia.

– Nikt się nie pytał, czy chcę być budowniczym. Usłyszałem tylko: „Ojciec Wawrzyniec zajmie się tu budową” – opowiada zakonnik.

Architekta nie musiał daleko szukać. Okazało się, że mieszka w pobliżu klasztoru. Najwybitniejszy architekt kościołów w Polsce.

– Przechodzień wskazał mi dom, w którym mieszka. Tak do niego trafiłem i nigdy więcej już innego nie szukałem – mówi.

Dolomit

Kościół i klasztor powstają z jasnego dolomitu wydobywanego z kamieniołomu w Libiążu.

O. Wawrzyniec: – Pan architekt wiele kościołów z cegły wybudował, ale jak pojechaliśmy do Asyżu i zobaczyliśmy wszystkie miejsca związane z św. Franciszkiem, to dotarło do mnie, że tam nie ma ani jednej cegły, wszędzie kamienie. Już wtedy wiedziałem, że budowa potrwa, bo z kamieniem jest jednak inna robota niż z cegłą. Murarzy jest pełno, ale wprawnych kamieniarzy niewielu.

Początkowo kamienie były obrabiane ręcznie. O. Wawrzyniec wprowadził zmiany, kiedy pojął rozmach projektu. Zdecydował się na sprowadzenie urządzeń do cięcia kamienia i zorganizowanie zakładu kamieniarskiego na miejscu.

– Przez rok górale wybudowali porcjunkulę. Widząc jej kubaturę na tle makiety kościoła, pomyślałem, że jak tak dalej pójdzie, to może wnuki albo prawnuki architekta skończą kościół. Nie wytrzymałem, ubrałem się w arbajtancug i z moimi chłopami wyklupaliśmy w jeden dzień trochę kamienia. Kiedy tak na sucho żeśmy to wszystko poustawiali, pomyślałem: „Teraz cieśle mi postawią dwie deski do pionu, a ja przygotuję sobie gwoździe, sznurek, ciapę [zaprawę]”. Musieliśmy spróbować – mówi franciszkanin.

Próbę zrobili tam, gdzie nikt raczej zaglądać nie będzie, w piwnicy: – Strasznie się wówczas do tego zapaliłem. Pan architekt początkowo był sceptyczny, ale wyznaczył nam kawałek ściany, a my o dziwo w trzy dni zrobiliśmy ścianę o długości 8 m i 2,5 m wysokości. Zrozumieliśmy, że sami damy radę, i to za darmo.

Przez całą zeszłą zimę, wpatrując się w odbitą na ksero ikonę, rzeźbił franciszkański krzyż, który zawisł nad wejściem: – Nigdy w kamieniu nie rzeźbiłem. Pojechałem do znajomego rzeźbiarza, pokazał mi narzędzia. Opowiedział, co trzeba skuć ręcznie, a kiedy można się posłużyć kompresorem i pistoletem. Jak się ma dobre narzędzia, to w kamieniu rzeźbi się jak w kredzie.

O. Wawrzyniec: – Człowiek, który zajmuje się jakąkolwiek dziedziną sztuki, tworzy muzykę, wiersz, budynek, uczestniczy w dziele stworzenia Pana Boga. To jak z kamieniem. Pan Bóg dał nam kamień i człowiek ma teraz z niego wydobyć wszystko, co się da.

Rany Pana Jezusa

Na budowie jest niemal codziennie od kilkunastu lat, zawsze z pustym żołądkiem. Obiad jada dopiero po skończonej szychcie.

– Na początku nawet do dziewiątej robiliśmy. Teraz najdalej do piątej i jest po robocie. Już nie ma ani takiego zdrowia, ani zapału, a ja już nie mam 30, tylko 50 lat – dodaje.

Zimą też pracują, ale najwyżej do minus pięciu stopni. W ubiegłym roku mieli jedną wolną sobotę.

– Nie liczyłem, ile kamienia przerzuciłem. Tyle, ile widać – dodaje.

Niedawno skończył murować czwartą wieżę: – Architektura tego kościoła w gruncie rzeczy ogranicza się z zewnątrz do tych wież, które symbolizują Rany Pana Jezusa: Nóg i Dłoni, a piąta będzie symbolizowała Ranę Serca. Przez Rany osiągamy zbawienie, idziemy do nieba, stąd wieże wysokie są aż do nieba. Mamy tu i rys franciszkański, i teologiczny.

Ostatnia z wież będzie metalowa i najwyższa – ok. 75 m. Do jej zakończenia zostało jeszcze 30 m. Będzie w kształcie płomienia.

Na pytanie o termin zakończenia prac odpowiada, że na początku też sporo o tym myślał i wielokrotnie pytał architekta o przybliżoną datę.

– Pan Niemczyk zawsze tak dyplomatycznie odpowiadał, że w połowie drogi do warsztatu orientowałem się, iż dalej nie znam odpowiedzi – mówi o. Wawrzyniec. Obecnie to jego o to pytają. Dyplomatycznie wówczas odpowiada, że z każdym rokiem coraz bliżej końca budowy.

Emocje

Jest wieczór. Spotykamy się w pracowni Niemczyka: – Chce pani poznać moje emocje? W tych sprawach się nie oszczędzam – zapewnia architekt. W 2000 r. został uhonorowany przez Jana Pawła II odznaczeniem „Pro Ecclesia et Pontifice”, a w 2011 r. medalem „Per artem ad Deum” Papieskiej Rady ds. Kultury.

Niemczyk: – Forma całego obiektu i jego funkcja jest założona na pięciu wieżach. Patrzymy na wieże i widzimy kosmos. O to chodzi. To nas zachęca do patrzenia w gwiazdy. Wie pani, nie ma w tym nic odkrywczego, przecież nasi poprzednicy po co budowali wieże? Przestrzeń to nie tylko to, co się mieści między murami, sacrum obejmuje również kosmos, a im bliżej wież, tym emocje i odczuwanie kosmosu są silniejsze. Wpatrujemy się w tę wydawałoby się nierzeczywistość, ale to jest boska rzeczywistość wszechświata.

Kamienne wieże mają charakter użytkowy. Na szczyt każdej z nich prowadzą schody. Wszystkie są zakończone kapliczkami, które mogą pomieścić od 20 do 30 osób.

Można je też obejść dzięki łącznikom, które powstały na wysokości dachu kościoła. Dodatkowy łącznik powstał dla zakonników. Biegnie z górnej kondygnacji klasztoru do wieży stojącej najbliżej budynku.

Niemczyk: – Kiedyś pojechałem na pielgrzymkę do Meteorów w Grecji, widoki obłędne. Potem ktoś mnie zapytał, czy na nasze wieże będzie można wjechać windą. Trochę mnie to zdenerwowało. Odpowiedziałem opryskliwie: „W takim razie trzeba zgłosić wniosek obywatelski do miasta, wtedy wybudują pięć razy wyższą wieżę z szybką windą i będziecie patrzeć aż do Krakowa”. Dotarło jednak do mnie, że przecież mnisi na Athos wybudowali sobie klasztory, nosząc na plecach kilogramy skał dziennie. My mamy schody. Dlaczego więc wieża nie mogłaby się kończyć kaplicą? W końcu przez całe życie człowiek szuka idealnego miejsca do modlitwy, a widok jest rzeczą dodaną.

Kościół św. Franciszka i św. Klary jest jego drugą świątynią w Tychach. Dziełem Niemczyka jest również kościół pw. Jezusa Chrystusa Odkupiciela w Czechowicach-Dziedzicach, który uznano za jedną z najciekawszych architektonicznie sakralnych budowli zrealizowanych w Polsce w ostatnich dziesięcioleciach. Jest także autorem projektu świątyni na os. Oficerskim w Krakowie. Kolejny projekt realizowany jest m.in. w Pszczynie.

Działka, na której obecnie powstaje kościół franciszkanów, nie dawała mu spokoju. Chadzał na nią z dziećmi zastanawiając się, co by tam mogło powstać. Potem dostał od znajomego książkę „Kwiatki św. Franciszka”, będącą zbiorem opowiadań o życiu świętego i jego towarzyszy.

– Jak mi to dał, nie wiedziałem, co o tym myśleć, a to się okazało takie prorocze – mówi. W końcu spotkał o. Wawrzyńca.

Grób

Praca nad projektem Śląskiego Asyżu była pełna zwrotów, ale, jak mówi architekt, każda budowla jest jak żywy organizm: – W pierwotnym projekcie nie było grobu św. Franciszka. To przyszło w momencie, kiedy zaczęliśmy budować.

Projekt grobu powstał po wizycie w Asyżu. Spakowali z o. Wawrzyńcem rzeczy do reklamówek i wsiedli do samochodu. Kryptę oglądali późnym wieczorem, kiedy kościół był pusty. Trwało to wiele godzin. Architekt w tym czasie wykonywał rysunki i pomiary.

W końcu przybiegł włoski franciszkanin z dokładnym opracowaniem technicznym.

– Nie było powodu, żeby grób św. Franciszka wymyślać na nowo. Zależało mi, żeby osoby, które już odwiedziły Asyż, utożsamiały się z tym miejscem – mówi Niemczyk.

Odtworzony przez architekta grób zbudowano w dolnym kościele. Będą w nim relikwie św. Franciszka.
– Kościół to jest Chrystus, to jest krzyż, to są rany, a to, że św. Franciszek na te rany nałożył się w sposób idealny swoim życiem, spowodowało, że mogłem z tego wzorca czerpać, i stąd pięć wież, pięć Ran Chrystusa – mówi Niemczyk.

Całość projektu jest surowa. Wieże, mur, trzy kondygnacje wewnątrz kościoła, klasztor, liczne zaułki, ustronne zakamarki. Tylko kamień i barwiony beton z gdzieniegdzie odciśniętymi sękami, pozostałościami po szalunku. Dla architekta ważna jest nie tylko bryła, ale i przestrzeń wokół niej. Znalazło się również miejsce na ognisko oraz kolumbarium z ok. 140 niszami.

Uwagę zwracają trzy potężne betonowe krzyże: boczne spojone z ziemią, środkowy – z czerwonego betonu – nie dotyka ziemi. Oglądający ma wrażenie, jakby oglądał krzyż zawieszony w przestrzeni. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2017