Szum białych sów

Sławomir Idziak, filmowiec: W internecie powołaliśmy forum, które może stanowić odpowiedź na bolączki młodych artystów. Rozmawiał Grzegorz Nurek

01.06.2009

Czyta się kilka minut

Grzegorz Nurek: Jest Pan autorem zdjęć do ponad 60 filmów. Zastanawiam się, czy większą satysfakcję sprawiało Panu kręcenie jedną kamerą wczesnych dzieł Kieślowskiego, czy "Króla Artura" przy pomocy 17 kamer?

Sławomir Idziak: Zawód operatora filmowego inaczej postrzega się w Polsce, inaczej w Stanach. W Polsce byliśmy bliskimi współpracownikami reżyserów, oni omawiali z nami scenariusze, oczekiwali, że operator zaproponuje wizualną część filmu. W Ameryce operatora angażuje się jako człowieka od techniki, od światła, może oczywiście proponować reżyserowi rozwiązania odbiegające od scenariusza, ale nikt tego nie oczekuje. W tym sensie bardziej odpowiada mi model polski.

Autorska teoria, która mówi, że film jest dziełem Almodóvara lub Wajdy, nie jest do końca prawdziwa. Są to oczywiście wielcy artyści, którzy przez prawo weta, prawo wyboru, decydują o ostatecznym kształcie filmu, ale pozbawieni wybitnych specjalistów sami niewiele mogliby stworzyć, bo jeden człowiek nie jest w stanie kontrolować skomplikowanej architektury filmu. Dobry reżyser to ktoś w rodzaju dyrygenta, który kieruje solistami, a im lepsi soliści zgromadzą się wokół, tym lepsze powstają filmy.

Polski model pracy, w którym film robi niewielka grupa ludzi, jest modelem nowoczesnym. Natomiast jeśli chodzi o dużą ilość kamer w amerykańskich filmach akcji, to są one niezbędne: jak niby w jednej kamerze ująć dwa tysiące ludzi, którzy strzelają, do tego przejeżdżającą konnicę, wybuchy, płonącą benzynę w specjalnie przygotowanych kanałach na polu bitewnym? Im więcej kamer, tym więcej ciekawego materiału do zmontowania. Cała zasada montażu takich filmów polega na tym, aby w możliwie najkrótszym czasie zaatakować widza obrazami w taki sposób, aby nie był w stanie tego skonsumować, aby miał poczucie bezradności. Musimy ten sam rodzaj emocji, jaki jest na planie, przenieść na widza, który siedzi wygodnie w fotelu i zajada chipsy. Jedną z technik osiągnięcia tego stanu niepokoju jest bombardowanie widza dźwiękiem, obrazem, dynamicznymi zwrotami akcji.

Dzięki temu, że jest Pan zapraszany do jury wielu festiwali, może Pan oceniać najnowszą produkcję filmową. Jak na tle innych kinematografii uplasowałby Pan współczesne polskie kino?

Nie przypominam sobie, abym w ciągu ostatniego roku oglądał coś, co by mnie wyjątkowo poruszyło. Tegoroczny Oskar - "Slumdog" - to przyzwoicie nakręcony film. Bardzo mi się podobały "33 sceny z życia" Małgorzaty Szumowskiej, zbierające w Polsce zasłużone laury. Polska kinematografia pozostaje jednak w tej samej skorupie, co kilkanaście lat temu: niewiele się zmieniło na lepsze lub zmieniło się zbyt późno. Zaniedbano wiele kwestii koniecznych dla rozwoju kinematografii. Czesi zadbali o to, aby infrastruktura zbudowana u nich w czasach komunizmu została unowocześniona - przez to Amerykanie czy Niemcy stale u nich robią filmy. Dwie polskie wytwórnie, w Łodzi i we Wrocławiu, zostały praktycznie zlikwidowane, przez lata pieniądze pompowano jedynie w produkcję, nie dbano o infrastrukturę potrzebną dla tworzenia nowoczesnych filmów.

Jednostronne podejście spowodowało, że dusimy się we własnym sosie. Żyjemy w Europie, a robimy tylko kino narodowe. Młodzi Polacy pracują, podróżują po całej Europie i nie powstają na ich temat filmy. Szlachetnym przykładem promocji młodego kina jest Roman Gutek. Podziwiam go: potrafi zaryzykować, stworzyć warunki w swoich kinach dla projektów niezależnych. Bo film bez widza nie istnieje.

Pomysłem na swój pierwszy film może być dołączenie do przedsięwzięcia, którego jest Pan twórcą, czyli do wirtualnego studia filmowego. Pod adresem www.filmspringopen.eu reżyserzy mogą przeprowadzać castingi dla aktorów, kompozytorzy kontaktować się z reżyserami...

Filmspringopen jest społecznościowym forum filmowców. Rozwijamy tu narzędzia, dzięki którym mogą powstać nowe filmy. Mój pomysł może być remedium na bolączki młodych twórców. Nawet w tak konkurencyjnym systemie tworzymy możliwość startu. Patrząc na U2 czy Stonesów można dostrzec, że mimo różnicy charakterów członków grupy przez lata udawało im się funkcjonować pod jedną nazwą. W ten sam sposób możemy robić filmy. Obok kina reżyserskiego można robić filmy także w małych twórczych grupach.

Od pięciu lat w Juracie na Helu organizuję spotkania młodych filmowców z Polski i Europy. To są grupy po 15 osób. Ich wspólną pracę można zobaczyć na stronie Filmspringopen. Film "Crossing Paths" został zrobiony przez 30 osób, uczestników dwóch tur warsztatów, przy czym druga piętnastka nie znała filmowców z pierwszej tury. Do Juraty co roku przyjeżdża więcej osób. Postanowiliśmy obok warsztatów zrobić festiwal, z tym że to nie jest festiwal oglądania, ale robienia filmów. Strona internetowa i spotkania są inicjatywą finansowaną przeze mnie, nie stoi za nami żaden sponsor, nie sprzedajemy przestrzeni reklamowej, chociaż nie ukrywam, że szukamy pomocy, bo wydaje się nam, że to warta wsparcia inicjatywa, a ja na dłuższą metę mogę mieć kłopoty z udźwignięciem tego rozrastającego się projektu.

Obok takich projektów zajmuje się Pan przecież megaprodukcjami, np. "Harrym Potterem i Zakonem Feniksa".

To było gargantuiczne przedsięwzięcie. Uczestniczyłem wcześniej w powstawaniu dużych produkcji amerykańskich, filmów z budżetami ok. 100 mln dolarów, jednak ustępowały one rozmiarowi tej produkcji. "Harry’ego Pottera i Zakon Feniksa" kręciliśmy przez rok - przyjechałem na plan w listopadzie i wróciłem do Warszawy w listopadzie roku następnego. To wynikało też z tego, że młodociani aktorzy muszą także się uczyć, mają ograniczony czas na granie. Codziennie na planie pojawiały się wycieczki dziennikarzy z całego świata. Jeden wydział produkcji zajmował się wyłącznie promocją filmu podczas trwania zdjęć: organizowali konferencje, wywiady, zajmowali się ustalaniem i koordynowaniem całej otoczki biznesowej wokół filmu (gry komputerowe, gadżety...).

Warner Brothers kupił lotnisko, na którym kiedyś była fabryka silników Rolls-Royce’a. Tam rozpoczęli produkcję pierwszego filmu o Potterze i tam kręcą kolejne części. Po zakończeniu ekranizacji całej serii będą chcieli zamienić ten teren w theme park, miejsce do zwiedzania. Dlatego dekoracje są trwałe, posadzki prawdziwe, nie wyrzuca się rekwizytów. Nad "Harrym Potterem" przez ostatnie 10 lat pracuje sztab ludzi. Zbudowano sale szkolne dla młodych aktorów, jest też mały ogród zoologiczny, gdzie przebywają wszystkie zwierzęta, które zagrały w filmie: sowy, lamy, psy.

Lubiłem schodzić jako jeden z ostatnich z planu. Nie było już wtedy takiego gwaru, mogłem spokojnie zaplanować ustawienie świateł na następny dzień. Gdy wracałem, obok głowy przelatywały mi białe sowy, które treserzy właśnie trenowali dla potrzeb filmu. Zupełnie magiczne chwile. Z rozbawieniem wspominam też scenę, której byłem świadkiem. Otóż każdy z tych młodocianych aktorów ma swojego dublera, który w dodatku pali się do tego, by go zastąpić choćby na jeden dzień. W filmie gra także ośmiolatek, który rażony różdżką, przewraca się. Aktor właściwy niezdarnie się wywracał, za to dubler robił to fantastycznie. Kiedyś widziałem, jak chłopczyk dubler wielokrotnie tarzał się i upadał, podnosił i znów upadał przed swoją mamą, bo tam dzieci są pod opieką rodziców, i mówił tej biednej mamie: "Ja się tak fantastycznie przewracam, lepiej niż on, dlaczego nie gram głównej roli?".

SŁAWOMIR IDZIAK (ur. 1945) jest reżyserem, scenarzystą, a przede wszystkim operatorem filmowym. Zrealizował zdjęcia do 14 filmów Krzysztofa Zanussiego, z Krzysztofem Kieślowskim pracował m.in. przy "Krótkim filmie o zabijaniu" i "Podwójnym życiu Weroniki". W 1978 r. za film "Nauka latania" zdobył Nagrodę im. Andrzeja Munka. Inne jego obrazy to "Seans", "Enak", "Spojrzenie".Międzynarodową sławę przyniosły mu zdjęcia do filmów: "Gattaca" Andrew Niccola, "Dowód życia" Taylora Hackforda, "Helikopter w ogniu" Ridleya Scotta, "Harry Potter i Zakon Feniksa" Davida Yatesa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2009