Pieniądze, przemysł, sztuka

19 lipca - po niemal dwóch latach prac Sejmu nad projektami rządowym i poselskim, zaciekłej debacie publicznej i lobbingu z udziałem m.in. polityków, środowiska filmowego i najbardziej zainteresowanych podmiotów prywatnych - w Dzienniku ustaw ogłoszono ustawę o kinematografii. Określa ona zasady wspierania twórczości filmowej i innej działalności w dziedzinie kinematografii oraz ochrony zasobów sztuki filmowej.
 /
/

Ustawa nakłada obowiązek wspierania kinematografii na wszystkie podmioty prowadzące działalność gospodarczą związaną z filmem. Dzięki 1,5-procentowemu odpisowi m.in. od sprzedaży biletów kinowych, wynajmu i sprzedaży DVD i wideo, przychodów z emisji reklam, sponsoringu i telesprzedaży, przychodów z opłat za dostęp do programów nadawanych na platformie cyfrowej oraz z tytułu reemisji, budżet kinematografii ma wynieść ok. 75 mln zł. Wsparty zostanie także środkami z budżetu oraz Funduszu Promocji Kultury. Tymi środkami ma zarządzać Polski Instytut Sztuki Filmowej, który będzie m.in. dofinansowywał przygotowanie projektów filmowych, produkcję filmów, ich dystrybucję i rozpowszechnianie, a także promował twórczość filmową i upowszechniał kulturę filmową. PISF ma też wspierać debiuty i twórczość młodych filmowców.

Tymczasowego dyrektora Instytutu wyznaczy minister kultury, później zostanie rozpisany konkurs na to stanowisko. W Radzie Instytutu zasiądą przedstawiciele wszystkich środowisk biorących udział we wspieraniu kinematografii oraz ją tworzących - nadawców, operatorów kin i dystrybutorów oraz środowisk twórczych i producenckich. Ustawa wejdzie w życie 19 sierpnia, a w pełni, m.in. obowiązek odpisu - od 1 stycznia 2006 r. (MF)

TYGODNIK POWSZECHNY: - Wokół ustawy o kinematografii powstało wiele niedomówień i nieporozumień. Powtarza się np. zarzut, że to drenaż kieszeni podatnika, który może nie mieć ochoty, by płacić za polskie kino. Po co ta ustawa, po co powołany przez nią do życia Instytut Sztuki Filmowej?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Wielu krytyków ustawy nazywa ją haraczem na rzecz Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. To nieprawda. Ta danina publiczna, o której mowa w ustawie, służyć będzie kulturze, a nie Instytutowi. Z tych środków będzie dofinansowywana produkcja, dystrybucja i promocja filmów. Instytut będzie utrzymywany z dotacji podmiotowej z budżetu państwa, a jego dochody z innych źródeł będą przeznaczane wyłącznie na dofinansowanie projektów filmowych.

  • Bez posłów, bez polityki

W Europie funkcjonują różne modele finansowania kinematografii. Są kraje, w których utrzymuje się ją wyłącznie z budżetu państwa. Inne łączą pomoc budżetową z pomocą jednostek samorządu terytorialnego. Ale w większości krajów w finansowanie kinematografii angażują się podmioty rynku medialnego.

W Polsce byliśmy dotąd całkowicie zależni od decyzji posłów i ministra finansów. Gdy ministrem kultury był Andrzej Celiński, na kinematografię przeznaczano 7 mln złotych, czyli 1,5 miliona euro. Czy to są pieniądze na roczną produkcję filmową?

Ponadto trudno sobie wyobrazić dofinansowywanie produkcji filmowej wyłącznie z budżetu państwa - nie znam produkcji filmowej, która zaczyna się w styczniu, a kończy w grudniu w ramach rygoru budżetowego, pod groźbą zwrotu dotacji. Bardzo często film powstaje przez dwa-trzy lata. Dlatego tak ważne jest połączenie środków budżetowych i pozabudżetowych. Ustawa obciąża daniną lub - inaczej mówiąc - swojego rodzaju parapodatkiem wszystkich uczestników rynku medialnego, którego istotą jest korzystanie i czerpanie dochodów z obrazu filmowego. Wszyscy uczestnicy tego rynku, a więc telewizje, operatorzy kablowi i satelitarni, dystrybutorzy filmów i podmioty prowadzące kina będą obciążeni w takim samym stopniu, czyli po 1,5 proc. Ale także wszystkie te podmioty będą miały dostęp do tych środków, gdyż mogą być wnioskodawcami.

Warunek będzie tylko jeden - dobry projekt.

- Jak duże są te obciążenia na tle Europy?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - W niektórych krajach odpis od biletów kinowych wynosi od 5 do 11 proc. Odpis dla nadawców publicznych i prywatnych jest zwykle dużo wyższy, np. we Francji wynosi 5 proc. obrotów telewizji, czyli dochodów ze wszystkich źródeł. Polska ustawa obciąża te podmioty na poziomie 1,5 proc. od przychodu z reklam.

Gdybyśmy żyli w kraju dojrzałej gospodarki rynkowej, części tych rozwiązań nie trzeba by wprowadzać, bo tak naprawdę to właśnie w interesie telewizji i operatorów kablowych jest, aby w Polsce produkowano jak najwięcej jak najlepszych filmów, które potem można pokazywać w telewizji. Jak długo można powtarzać stare filmy albo emitować seriale brazylijskie?

Ustawa spełnia także zasadniczą rolę w dostosowaniu prawa w zakresie kinematografii do obowiązującego w Unii Europejskiej. Jej podstawową rolą jest również zapewnienie środków na produkcję filmową - w znacznie skromniejszym wymiarze niż w innych krajach UE, ale jednak w znacząco wyższym niż do tej pory.

ROMAN GUTEK: - Ile w takim razie będzie pieniędzy z budżetu?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Z budżetu będzie utrzymywany Instytut, jego dotacja będzie się kształtować na nieco niższym poziomie niż dotacje dla trzech istniejących dziś Agencji. W budżecie państwa zaplanujemy także kwotę ok. 30 mln na produkcję filmową. Dodatkowo na kinematografię będzie przeznaczane 5 proc. przychodów Funduszu Promocji Kultury, zasilanego z dopłat do gier losowych. Łącznie na upowszechnianie kultury filmowej i produkcję wydatkowanych w 2006 r. ma szanse być ok. 100 mln zł.

ANDRZEJ WAJDA: - Do czego potrzebny jest Instytut? Jeśli mamy otrzymać jakiekolwiek pieniądze z budżetu państwa, to musi istnieć odpowiedni organ, który będzie do roli dysponenta uprawniony.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Chodziło o to, żeby uczynić z kinematografii sferę jak najmniejszych wpływów politycznych. W Europie służą temu instytucje tzw. przedłużonego ramienia, podejmujące decyzje w dziedzinach, w których się specjalizują. Dla nas będzie to Polski Instytut Sztuki Filmowej, który zastąpi cztery instytucje: Agencję Produkcji Filmowej, Agencję Scenariuszową, Agencję Promocji Film Polski oraz departament filmu w ministerstwie kultury.

Aby ta instytucja była jak najmniej zależna od ministra kultury, powoływane będą zespoły eksperckie, Rada i dyrektor. Dyrektor będzie przedstawiał Radzie plan finansowy Instytutu. Wiadomo, że w przyszłym roku złożą się na niego pieniądze ze źródeł określonych w ustawie (75 mln zł), minister da kolejnych 30 mln, w tym sześć będzie pochodzić z Funduszu Promocji Kultury. Do tego trzeba doliczyć przychody Instytutu z ewentualnych komercjalizacji i prywatyzacji instytucji filmowych. Ustawa zakłada bowiem, że do 2010 r. państwowe instytucje filmowe ulegną przekształceniom: nierentowne będą musiały upaść albo się zlikwidować, te zaś, które mają szanse przetrwać na rynku, wybiorą najdogodniejszą dla siebie ścieżkę prywatyzacji. W 2010 r. ma istnieć tylko jedna instytucja publiczna zajmująca się kinematografią, PISF, oraz Filmoteka Narodowa. Reszta państwowych instytucji filmowych ma się przekształcić własnościowo, a przychody z tej prywatyzacji zasilą fundusz kinematograficzny.

  • Filmoteka, prawa autorskie, kina

ROMAN GUTEK: - Ile mamy dziś tych instytucji? Jak rozumiem, chodzi głównie o wytwórnie filmowe?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Wytwórnie i studia. Były dwadzieścia dwie, dziś jest 20. Niestety, nie wszystkie z nich mają szanse na przetrwanie. Część ma długi, których nie mogą spłacić, a które będą podstawą do likwidacji tych instytucji.

ANDRZEJ WAJDA: - W Europie wszystkie wytwórnie są zlokalizowane w stolicach. Dlatego wytwórnie w Łodzi i Wrocławiu skazane są na wymarcie. Są już tylko hasłem w leksykonie, częścią historii polskiego kina.

- A jaki będzie los Filmoteki? W pierwszej wersji ustawy zapisano, że ma być częścią Instytutu.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Filmoteka Narodowa jest instytucją o nieco przestarzałej strukturze organizacyjnej, historycznie sięgającej czasów PRL. Zatrudnia wielu pracowników, działają tam silne związki zawodowe. Jednak jest niezbędna dla kultury. Ustawa wyposaża ją w dodatkowe środki finansowe, nie ingerując w jej strukturę. Myślę, że te środki pozwolą Filmotece na rozwój, na digitalizację zbiorów i unowocześnienie. Ustawa określa także, że każdy, kto produkuje film, musi przekazać do Filmoteki kopię wraz ze ścieżką dialogową, scenariuszem i wszelkimi innymi źródłami filmowymi. To tak jak z wydawcami - każdy, kto wydaje książkę, musi przesłać egzemplarz do Biblioteki Narodowej.

ŁUKASZ BARCZYK: - No tak, ale w przypadku filmu ten egzemplarz kosztuje 30 tys. złotych. Poza tym niektóre filmy mają przecież tylko dwie kopie.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Może to być kopia cyfrowa. Filmoteka musi gromadzić wszystko, co jest dziełem narodowym. Ustawa wskazuje też Filmotekę jako miejsce powrotu praw autorskich. Część praw do polskiej produkcji z lat 1945-89 prędzej czy później musi wrócić do Filmoteki. Ma ona prawo otrzymywać przychody z tego tytułu.

ANDRZEJ WAJDA: - Wszystkie filmy zrealizowane do 1989 r. wyprodukowane były z państwowych pieniędzy i prawa do ich wypożyczania nie powinny być udzielane instytucji, jaką jest Filmoteka Narodowa, tylko powinny być częścią przychodu przeznaczanego na produkcję filmową.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Z dniem wejścia ustawy w życie 50 proc. przychodów z praw autorskich do starych filmów staje się własnością Instytutu i zasila fundusz filmowy. Wszystkie wytwórnie, które wyprodukowały filmy przed 1989 r., muszą podzielić się z Instytutem swoimi przychodami, po połowie.

ŁUKASZ BARCZYK: - A jeśli do tej pory je sprzedadzą...

ROMAN GUTEK: - ...na 20-30 lat do przodu?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Ministerstwo nie może za to odpowiadać, dyrektorzy firm zajmujących się produkcją filmową działają w oparciu o własne decyzje. Dotąd te firmy żyły głównie z praw do starych filmów. Z mocy ustawy zostanie zabrana im połowa tych przychodów, po to, żeby proceder trwonienia pieniędzy nie trwał w nieskończoność. Pozbawiając je części przychodów, chcemy, aby się przekształciły, bo inaczej nie będą miały żadnego powodu, aby to zrobić. Do momentu, kiedy tego nie zrobią, będą otrzymywać 50 proc. przychodu z praw autorskich, później zasilą one budżet Filmoteki.

ROMAN GUTEK: - A jeśli firma, na przykład z Japonii, będzie chciała kupić film pana Andrzeja Wajdy, to kupuje go od Filmoteki?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Tak, jeśli to ona jest właścicielem.

ANDRZEJ WAJDA: - I to jest katastrofa. Po co został powołany Instytut, jak nie po to, żeby zarządzał filmami jako majątkiem narodowej kinematografii?

ŁUKASZ BARCZYK: - Nigdzie na świecie biblioteki nie handlują prawami.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Przyznają, że ten zapis wylobbowały w parlamencie związki zawodowe działające w Filmotece.

ŁUKASZ BARCZYK: - A jak wygląda sytuacja filmów produkowanych dzisiaj, np. filmu trudnego, który jest zrobiony w 90 proc. za pieniądze z dotacji?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Reguluje to umowa. Myślę, że część praw powinien zachować Instytut. Większość praw powinna zostać przy producencie.

ŁUKASZ BARCZYK: - Ale przecież on dał 10 proc., a państwo 90. Mimo to firma produkująca ma prawa?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Tak, bo te przykładowe 90 proc. to dotacja.

ŁUKASZ BARCZYK: - Z tego wniosek, że w przypadku filmów trudnych państwo produkuje film i daje 90 proc. kosztów w postaci prezentu.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Wnioskodawca musi przewidzieć zysk, a jeżeli przekroczy on ten spodziewany, to trzeba będzie zwrócić część albo nawet całość dotacji.

Ustawa wprowadza też pożyczkę, zwrotną i bezzwrotną, dopuszcza udzielanie gwarancji do kredytów bankowych. Czasem nie trzeba dawać dotacji, a wystarczy gwarancja dla projektu o dużym rynkowym powodzeniu. Uważam, że wspieranie sektora niezależnej produkcji filmowej w ten sposób powinno być elementem polityki państwa. Zresztą taki cel zawarty jest także w ustawie.

ŁUKASZ BARCZYK: - To takie wsparcie gry rynkowej: jak wam wyjdzie, to fajnie, jak nie, to spłacimy wam resztę kredytu. Bardzo ciekawa koncepcja.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - To przede wszystkim wsparcie niezależnych producentów.

ŁUKASZ BARCZYK: - W takim razie chyba wszyscy producenci będą teraz “niezależni".

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Nie, bo o pieniądze będą mogły ubiegać się również telewizje. Pieniądze będą dla wszystkich, którzy chcą robić filmy. Stąd zapis, że oprócz przychodów z reklam telewizja publiczna ma obowiązek wydać 1,5 proc. z abonamentu na produkcję filmową.

ROMAN GUTEK: - Słyszę, że pieniądze mają być przeznaczone głównie na produkcję filmową. Według jakich kryteriów podejmowane będą decyzje dotyczące wspierania dystrybucji filmów, finansowej pomocy kinom? Będzie powstawać dużo filmów, a nie będzie gdzie ich wyświetlać. Już teraz filmy ambitne wchodzą do kin i znikają, bo nie ma dla nich ekranów. Wiele polskich kin jest w tej chwili na granicy bankructwa. W centrach dużych miast otwierane są kina wielosalowe, natomiast mniejsze padają... Moim zdaniem obligatoryjnie minimum 10 proc. budżetu Instytutu powinno co roku trafić na remonty, przebudowę czy budowę nowych sal.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Dyrektor Instytutu wydzieli środki na dotacje inwestycyjne dla małych kin. Dzięki temu będą one mogły wpisać się w program Europa Cinemas i podnieść swój standard.

ROMAN GUTEK: - Ale dlaczego koniecznie Europa Cinemas? Każde kino musi mieć równy dostęp do instytutowych pieniędzy. Rozmawiamy w kinie, które 15 lat temu jako pierwsze w Polsce weszło do sieci kin europejskich, a rok temu zostało uznane za najlepsze w Europie. Mimo to pieniądze, które otrzymujemy, są żadne.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Istnienie kin w pojedynkę nie ma sensu. Konieczny jest instrument finansowy, który sprawi, że kinom opłaci się współpracować i tworzyć sieć alternatywną, gdzie prezentowany będzie inny repertuar. Tych kin musi być jak najwięcej, aby tego typu inicjatywa miała ekonomiczny sens. Program Europa Cinemas jest jedynie instrumentem dla jej stworzenia.

ROMAN GUTEK: - On nie jest instrumentem. To prestiżowa i fajna inicjatywa, ale wcale nie oznacza wielkich pieniędzy. Środki na remonty i unowocześnianie kin muszą natomiast pochodzić z dotacji Instytutu, od lokalnych samorządów i osób prowadzących kina. Instytut powinien być też gwarantem kredytów bankowych, które zdecydują się zaciągnąć prywatne osoby lub firmy. Tylko w ten sposób można zgromadzić stosunkowo duże pieniądze potrzebne na remonty kin. Dając państwowe pieniądze można zobowiązać kina do wyświetlania filmów polskich i wartościowego repertuaru światowego.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - O wszystkim zdecyduje Rada i dyrektor, który będzie konstruował plan finansowy. Zatwierdzać będzie go Rada. W niej będzie zasiadał przedstawiciel kin. Wiem, że jeden reprezentant na 11 członków to mało, ale można się przecież jakoś porozumieć.

- Instytut ma też dofinansowywać dystrybucję filmów. W jaki sposób mają być w tym przypadku wydatkowane pieniądze?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - W Europie jest kilka systemów wspierania dystrybucji filmów. Trzeba się zastanowić, czy chcemy dopłacać do praw autorskich i zmniejszyć obciążenia z ich tytułu. W Europie mamy zupełnie inny system prawa autorskiego niż np. w Stanach. Często zdarza się, że filmy amerykańskie są w eksploatacji dużo tańsze niż filmy europejskie. Być może trzeba tę różnicę dopłacić, żeby filmy polskie mogły konkurować z zagranicznymi.

  • Dyrektor kontrolowany

- Wróćmy do sprawy organizacji Instytutu. Mamy sporą pulę pieniędzy i chcemy, aby były one w możliwie niezależny od wpływów politycznych, obiektywny i kompetentny sposób przydzielane. Jak to zagwarantować?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Dopóki Instytut będzie instytucją państwową, jej dyrektora będzie powoływał minister. Nie może być jednak tak, że każdy nowy minister będzie chciał wpływać na dyrektora. Stąd zapis utrudniający odwołanie go przed upływem kadencji. Minister może odwołać dyrektora tylko w określonych przypadkach.

ŁUKASZ BARCZYK: - To sytuacja z gatunku: na dobre i na złe. Mamy już doświadczenia z szefami kinematografii - szkodliwi, ale nieodwołalni.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Moim zdaniem to dobrze, że osoba sprawująca funkcję dyrektora samodzielnie odpowiada za podejmowane decyzje. To uczciwsze niż zależność od ministra.

Dyrektor będzie wybierany w drodze konkursu. Wybierze go Rada składająca się z przedstawicieli środowisk filmowych oraz reprezentantów płatników. W przewadze będą środowiska filmowe.

ANDRZEJ WAJDA: - Są dwie drogi: albo szukamy kogoś, kto jest filmowcem, kto zna kinematografię od środka i gotów jest się poświęcić, albo szukamy człowieka, który mało miał do czynienia z filmem, ale zna realia pracy menedżera.

ŁUKASZ BARCZYK: - Dyrektor musi być fachowcem, aby mógł czytać scenariusze. W tej sytuacji nie może on być menedżerem. Obawiam się, że jeśli ustawa pozwoli mu samodzielnie decydować o filmach, dojdzie do wielu nadużyć.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Całą odpowiedzialność będzie ponosił dyrektor. To on będzie co roku oceniany na podstawie planu i budżetu, a Rada będzie mogła zawsze pociągnąć go do odpowiedzialności.

W dotychczasowym systemie zbyt długo czekało się na decyzje ministerialnej rady, przez co nie dochodziło do realizacji wielu ciekawych projektów. Kiedy odpowiedzialność spoczywa całkowicie na dyrektorze, można przyspieszyć tryb udzielania dotacji.

Dyrektor nie powinien wtrącać się w sprawy artystyczne - musi mieć od tego specjalistów. Obiektywności nie zapewni nawet dyrektor-filmowiec, bo i on będzie miał swoje prywatne gusta. Stąd pomysł zaufanego gremium ekspertów oraz Rady. Dyrektor będzie musiał zasięgnąć opinii ekspertów. Może się z nią nie zgodzić, ale musi otrzymać opinie ekspertów na piśmie. Dzięki temu będzie możliwe stworzenie listy najciekawszych projektów, które w miarę pojawiania się środków finansowych będą realizowane.

Po półroczu dokona się oceny budżetowej. Dyrektor Instytutu może wtedy przesunąć środki przeznaczone na produkcję i przedłożyć taką propozycję Radzie. Jeśli ta nie zgodzi się z planami dyrektora, a ten podejmie decyzję wbrew negatywnej opinii Rady, może ona złożyć wniosek do ministra o jego odwołanie.

- I to byłaby furtka do skrócenia kadencji dyrektora?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Tak, gdybyśmy założyli, że minister będzie mógł sterować Radą. Trudno mi jednak sobie wyobrazić, że ministrowie będą działać w ten sposób.

Obowiązują tu elementy prawa handlowego, jak choćby instytucja rady nadzorczej. Rada ma realne uprawnienia kontrolne. Czym innym jest grono ekspertów, którzy mają się wypowiadać na temat sztuki i przedkładanych projektów.

ŁUKASZ BARCZYK: - Zatem dyrektor będzie poważnie ograniczany w swoich posunięciach?

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Raczej kontrolowany, nie może przecież codziennie drżeć przed kontrolą Rady. Ta będzie działać kadencyjnie, zbierać się co najmniej raz na kwartał, a raz do roku przyjmować absolutorium. Jeżeli tego nie zrobi, może wnioskować o odwołanie dyrektora.

***

- Na koniec wyjaśnijmy, skąd nazwa "Instytut Sztuki Filmowej"? Od sztuki są reżyserzy, widzowie...

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Bo kinematografia jest sztuką.

- Jest raczej przemysłem.

AGNIESZKA ODOROWICZ: - Nie, jest sztuką. Proces produkcji samego filmu jest produkcją przemysłową. Ale żeby urodziło się coś na miarę oczekiwań publiczności i weszło do kanonu kultury, musi być sztuką. Stąd nasz spór np. z Polsatem czy ITI. My uważamy, że państwo powinno dotować filmy, ale niekoniecznie takie, które muszą się zwrócić w ciągu roku - a tylko takie filmy interesują prywatne firmy. Daliśmy się zapędzić do kąta, tłumaczymy się z rzekomego “haraczu", zamiast powiedzieć, o co w rzeczywistości chodzi.

W Polsce robi się filmy poniżej jakichkolwiek norm finansowych. Gdy ogląda się je później w selekcjach konkursowych dużych festiwali, rzuca się w oczy ich niska jakość techniczna. Błąd tkwi na samym początku: nie robi się rzetelnego developmentu, bo nie ma czasu ani pieniędzy. Jest za to scenariusz, zazwyczaj pierwsza lub druga wersja, i szybko składane wnioski. Dominuje myślenie: “tu zyskamy, tam wybłagamy i zaczniemy produkować" - bez konkretów, bez rozpisanego planu, bez sensu. Ale czego można wymagać od twórców, producentów oraz od kin, jeżeli w 2002 r. mieliśmy 7 mln złotych na całą kinematografię?

Dzięki ustawie nie otworzy się przed nami od razu filmowy kosmos, to zaledwie dobry początek. Będziemy dysponować 75 mln zł, podczas gdy niektóre kraje w Europie mają ponad 100 mln euro, a Francja prawie 400 mln euro. Różnica jest ogromna. Jako państwo nie dorośliśmy jeszcze do tego, by wprowadzić najnowsze rozwiązania, czyli np. opodatkowanie wprost. Każdy, kto łożyłby pieniądze, mógłby odpisać je od podatku.

Myślę, że to będzie następny, czekający nas etap. W interesie nas wszystkich, a zwłaszcza telewizji komercyjnych jest, by powstawały dobre polskie filmy. Ustawa daje tylko szanse - nie jest żadną gwarancją talentu filmowego. Może się także zdarzyć, że na skutek licznych kompromisów w parlamencie zawiera luki czy błędy. O tym, jak będzie funkcjonować, dowiemy się po sześciu miesiącach. Nie ma żadnej pewności, że dzięki niej na powrót staniemy się filmową potęgą. Ale bez niej kino nie miałoby szansy.

Dyskusja odbyła się w warszawskim kinie “Muranów", prowadzenie: Mateusz Flak i Bartosz Staszczyszyn.

AGNIESZKA ODOROWICZ jest sekretarzem stanu w Ministerstwie Kultury. W latach 1998-2004 była wiceprezesem Stowarzyszenia Instytut Sztuki w Krakowie.

ŁUKASZ BARCZYK jest reżyserem filmowym i telewizyjnym, laureatem m.in. nagrody za debiut na festiwalu w Gdyni (2000) za film “Patrzę na ciebie, Marysiu".

ROMAN GUTEK jest dystrybutorem, szefem firmy Gutek Film oraz festiwalu Nowe Horyzonty odbywającego się w Cieszynie.

ANDRZEJ WAJDA jest reżyserem filmowym i teatralnym, laureatem m.in. Złotej Palmy w Cannes i Oscara za całokształt twórczości (2000).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2005