Sztuka w betonie

Ai Weiwei: W Chinach wszystko jest nielegalne. Rozmawiał Mariusz Chudy

27.12.2010

Czyta się kilka minut

Ai Weiwei / fot. En.Academic.Ru /
Ai Weiwei / fot. En.Academic.Ru /

Mariusz Chudy: Miał Pan niejedno starcie z chińskimi władzami i policją. Nigdy nie kończyło się jednak więzieniem. Pański kolega Wu Yuren od kilku miesięcy siedzi w areszcie.

Ai Weiwei: Sytuacja Wu Yurena jest skomplikowana. Rząd mówi, że jego działania były nielegalne. Ale w Chinach wszystko jest nielegalne. Tu nic nie odbywa się zgodnie z prawem. Wszystko można obejść. Rząd zburzył jego studio, argumentując, że powstało niezgodnie z prawem. Dlatego Wu zrobił demonstrację w obronie własnej, ale też i innych poszkodowanych. Skończyło się tym, że policja zaczęła go nienawidzić. Został pobity, a potem oskarżony, że to on pobił policjantów w czasie przesłuchania.

Wu Yuren nie ma nawet możliwości skontaktowania się z żoną. Widuje się tylko z prawnikiem. Zapłacił sporą cenę za walkę o swoją własność.

Wszyscy Chińczycy urodzili się w takiej rzeczywistości. Zmuszeni są w niej żyć. Niektórzy jednak się buntują, lądują w więzieniach. Ale walczących nie jest zbyt wielu. Wu czy ja staramy się coś robić. Ale czy władze obchodzą się

ze mną łagodniej niż z innymi? Nie wiem. Udzielam wielu wywiadów, szczerze wyrażam to, co myślę. Chcę wpłynąć na zmianę sytuacji w kraju. Ta ilość krytyki, która płynie z moich ust, jest zauważalna na Zachodzie.

Czy Ai Weiwei może sobie pozwolić w Chinach na więcej, bo jest znany i ceniony na świecie?

Nie sądzę, żebym miał większe pole działania tylko dlatego, że jestem znany. Ale próbuję, walczę. Wielu nie ma zamiaru nic robić, nie chcą się angażować. Zwyczajnie milczą. Ja chcę systematycznie przesuwać granice totalitarnej rzeczywistości, w której żyję. Czasem kończy się to pobiciem przez policję i pobytem w szpitalu, jak miało to miejsce w roku ubiegłym w Chengdu, stolicy prowincji Syczuan.

Mimo upływu dwóch lat od trzęsienia ziemi, wciąż jest wiele pytań i prawie żadnych odpowiedzi. Jak rząd mógł dopuścić do takiej sytuacji? Staram się cały czas przypominać, jak grano na emocjach ludzi, jak dawkowano informacje na temat tej tragedii. Tego nie można zostawić bez komentarza. Zginęło ponad pięć tysięcy dzieci. Sytuacja polityczna jest jak ta naturalna katastrofa. Wszystko się wali, a nie ma winnych.

Nie jest Pan optymistą, mówiąc o Chinach.

Wolność jest tylko na powierzchni. Rząd wydaje miliardy dolarów na tak zwane bezpieczeństwo. Na policję, tajniaków, inne służby. Dlatego wszystko w środku jest stabilne. Ba, nawet zabetonowane. Co ciekawe, rząd wydaje więcej na bezpieczeństwo wewnętrzne niż na armię. Wolność jest pozorna, bo partia nigdy nie podejmie dialogu ze społeczeństwem.

Ale czy Pana sztandarowy projekt - "Ptasie gniazdo", stadion olimpijski w Pekinie - nie wpisał się idealnie w rządową propagandę o wielkich Chinach?

Współpracowałem ze szwajcarskimi architektami, nie z rządem. To był otwarty konkurs, każdy mógł wystartować. Akurat wygraliśmy my. Dla mnie olimpizm to symbol wolności i demokracji. My zrobiliśmy stadion, powołując się

na te właśnie wartości. Jednak rząd zawłaszczył ideę olimpijską dla swojej propagandy. Wyszło inaczej, niż chcieliśmy.

Dlaczego tworzy Pan sztukę, która otwarcie prowokuje chińskie władze, na przykład słynne zdjęcia pod Mauzoleum Mao z wyciągniętym przez Pana środkowym palcem?

Polityka i sztuka w Chinach nigdy nie były oddzielone od siebie. To moje życie, ja tym oddycham na co dzień, więc musi mieć to wpływ na moją sztukę. I teraz do końca nie wiem, czy to jeszcze jest sztuka, czy codzienność. Co jest działaniem politycznym, a co sztuką.

Czy ten opozycyjny wydźwięk Pańskich prac wpływa na popularność Pańskiej sztuki?

Nie wiem. Moim zdaniem to trudne i nierozstrzygalne. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić powody, dla których ludzie kupują sztukę ze względów politycznych. To zawsze jest kaprys. Albo coś ci się podoba, albo nie. I co z tego, że jestem opozycjonistą? To chyba nie ma przełożenia na liczbę sprzedanych prac. Ja mało sprzedaję w Chinach. Zresztą nie muszę.

Rozmowa została przeprowadzona w Pekinie przed zburzeniem studia artysty i nałożeniem na niego aresztu domowego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2011