Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Fabuły skonstruowane na podobnym schemacie jedynie pozornie ograniczają się do problemu życia po życiu. Uwaga ta dotyczy również cudu wskrzeszenia młodzieńca z Nain. Wczytując się dokładnie w tę niezwykłą relację, trudno nie odnieść wrażenia, że jej autor, św. Łukasz, był znakomitym psychologiem, poprawnie odczytującym, a może kreującym (?) wszystkie szczegóły zdarzenia. To nie zmarły potrzebuje pomocy Jezusa, ale jego matka. Chłopiec jest już bezpieczny, ale dla niej wszystko się skończyło. Jest wdową, a wraz ze stratą jedynego syna utraciła też nadzieję na kontynuację swojego rodu. Dlatego właśnie "Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: »Nie płacz«". Nie mógł nie przywrócić nadziei w chwili, gdy wydawało się jej, że wszystko zostało zamknięte za posępną bramą śmierci.
Musiał Jezus posiadać jakiś inny, dodatkowy zmysł, pozwalający mu sięgnąć poza zasłonę tego, co materialne: lament wynajętych płaczek, mary, grób wykuty w skale na pobliskim zboczu Galilejskiego wzgórza, płótna pogrzebowe. Wszystko to można zobaczyć, dotknąć, zweryfikować, zrecenzować i zdefiniować. Nad wszystkim tym można przejść do porządku dziennego, konstatując sucho, że takie są koleje życia. Jednego tylko nie można uczynić bez posiadania szczególnego zmysłu: rozwiązać skutecznie problemu czyjegoś bólu.
Komentując cud wskrzeszenia młodzieńca z Nain, św. Augustyn wskazuje na pewien paradoks dotykający nas, żyjących. "Nikt tak łatwo nie budzi leżącego w łóżku - powiada - jak Chrystus leżącego w grobie". Właśnie! Nie sposób czasem nie uznać, że o wiele łatwiej było Jezusowi wskrzeszać umarłych, niż nam samym otworzyć oczy i uznać, że życie, jakie prowadzimy, jest jedynie namiastką życia prawdziwego. Augustyn odsłania brutalną prawdę o możliwości istnienia niewidzialnej śmierci: śmierci, której nikt nie widzi, nie żałuje, nie opłakuje, co jednak nie znaczy, że ona nie istnieje. Istnieje, gdy "śpi się dla Tego, który może zbudzić". Może zaistnieć wszędzie tam, gdzie chrześcijańską wiarę łatwiej sprowadzić do zwyczajowych rytuałów, koterii, układów niż do szczerego chodzenia przez życie w towarzystwie Zmartwychwstałego Jezusa.
To jednak nie oznacza, że zamknięte są możliwości przebudzenia. W Królestwie Bożym, które pośród nas przecież jest, życie triumfuje nad śmiercią, radość nad płaczem, a miłość nad obojętnością. Sądzę, że to jest najkrótsza droga do odnalezienia w sobie owego szóstego zmysłu, pozwalającego otworzyć oczy duszy i wyznać, że "Bóg nawiedził lud swój".