Szlakiem Zachód–Wschód

Helsińska Fundacja Praw Człowieka ma swoją siedzibę przy ulicy Zgody w Warszawie. Adres to symboliczny, a działalność konkretna.

29.06.2015

Czyta się kilka minut

Demonstracja Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Amnesty International z okazji inauguracji Europejskich Igrzysk w Baku. Warszawa, 2015 r. / Fot. Karol Serewis / EAST NEWS
Demonstracja Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Amnesty International z okazji inauguracji Europejskich Igrzysk w Baku. Warszawa, 2015 r. / Fot. Karol Serewis / EAST NEWS

„Helsinki” są jedną z większych europejskich organizacji pozarządowych zajmujących się działaniami na rzecz praw człowieka i demokratyzacji obszaru poradzieckiego – edukują społeczności od Azji Centralnej, przez Kaukaz Południowy, aż po Rosję, Ukrainę, Białoruś i Mołdawię. Dotychczas Fundacja przeszkoliła około 9 tysięcy osób z zagranicy i ponad 5 tysięcy w Polsce; otrzymała 100 tysięcy listów, a na projekty wydała 125 milionów złotych.

W tym roku obchodzi 25-lecie jawnej działalności. I wciąż pilnuje, aby nikt nie obchodził prawa.

Blaszany barak

Zarejestrowali się po ośmiu latach funkcjonowania w podziemiu, w 1990 r. – w Wołominie, nie Warszawie (kolejki do notariusza były krótsze). Początkowy kapitał zakładowy wyniósł 220 dolarów po kursie czarnorynkowym: zrzucili się w 11 osób po 20 dolarów. Pierwszym prezesem został fizyk jądrowy Marek Nowicki, a za lokal posłużył im blaszany barak, 18 metrów kwadratowych. Barak został po budowlańcach, jego ściany pomalowali na kolory rewolucji francuskiej: czerwony, biały i granatowy.

I ruszyli. W Polsce było wówczas niewielu specjalistów ds. praw człowieka, wiele osób odbierało je bardziej intuicyjnie. Polskie doświadczenie było jednak już wówczas większe niż wschodnich sąsiadów.

Danuta Przywara, socjolog z wykształcenia, w „Helsinkach” była od początku. Dziś stoi na czele Fundacji. – Chcieliśmy przekazywać nasz system wartości i wiedzę o międzynarodowym systemie ochrony praw człowieka przyjaciołom z Europy Środkowej i Wschodniej, którzy nadal żyli w rzeczywistości totalitarnej – opowiada Przywara.
Właśnie z myślą o przyjaciołach w 1990 r. nowo powstała Fundacja zorganizowała swój pierwszy projekt: obóz dla działaczy na rzecz praw człowieka z państw Układu Warszawskiego, głównie z ZSRR. Pomoc rozwojowa i działania na rzecz demokratyzacji Europy Wschodniej od początku były jednym z dwóch płuc Fundacji. Drugie stanowi działalność w Polsce: fundacja monitoruje procesy legislacyjne, sądowe, udziela porad prawnych – w tych dziedzinach jest to największa organizacja w Europie Środkowo-Wschodniej.

Spłacić dług

Na początku lat 90. byli jedyną organizacją zajmującą się prawami człowieka w kraju. Koncepcja była prosta: Polska dawniej otrzymywała pomoc z Zachodu, teraz ona pomoże Wschodowi. A Wschód potrzebował społeczeństwa obywatelskiego.

Przywara: – Naszym największym sukcesem jest wyszkolenie tysięcy liderów z Europy Wschodniej.

I rzeczywiście, w ciągu kilkunastu lat kilka tysięcy osób uczono, jak prowadzić monitoring przestrzegania praw człowieka, jak pisać raporty, skargi, czy jak edukować – wyszkoleni szkolą dziś w swoich krajach następców. „Helsinki” przez lata jako jedyne w Europie prowadziły szkolenia z zakresu praw człowieka dla osób z obszaru poradzieckiego po rosyjsku – inni uczyli po angielsku, ale na Wschodzie mało kto angielski znał. Taki był plan: edukować i stopniowo przekazywać im obowiązki.

Szkolono nie tylko przyszłych liderów społeczeństw obywatelskich, ale też urzędników. W Rosji w latach 90. i podczas pierwszej kadencji Władimira Putina polskie „Helsinki” postrzegano jeszcze jako partnera. Fundacja zorganizowała m.in. szkolenia dla członków komisji konstytucyjnych – regionalnych trybunałów konstytucyjnych wszystkich podmiotów Federacji Rosyjskiej. Zajmowała się tym prof. Ewa Łętowska, wówczas będąca na pokładzie HFPC.

Z czasem rosło zaangażowanie na kierunku wschodnim. Po rozpadzie ZSRR długo wierzono, że Europa Wschodnia szybko się zdemokratyzuje. Szczyt optymizmu i „helsińskiego” zaangażowania na Wschodzie to lata 2003-04: czasy kolorowych rewolucji w Gruzji i na Ukrainie. Później było rozczarowanie Dmitrijem Miedwiediewem, Wiktorem Juszczenką, Micheilem Saakaszwilim, dokręcenie śruby w Azerbejdżanie i Rosji, rozstrzelanie demonstrantów w Armenii (podczas wyborów prezydenckich w 2008 r.). Euforia ustępowała miejsca zmęczeniu.

Przywara: – Dziś wciąż szkolimy, ale mniej. Po pierwsze dlatego, że wielu już wyedukowaliśmy. Po drugie, nasi główni sponsorzy mniej chętnie przeznaczają środki na działania edukacyjne dla Europy Wschodniej niż dawniej.
Mniej chętnie, bo pojawiły się nowe potrzeby w innych częściach świata, a także zmniejszył się entuzjazm donatorów wobec braku tak szybkiej demokratyzacji w Europie Wschodniej, jak miało to miejsce w Europie Środkowej.

Ale Fundacja się nie poddaje. Prowadzi dziś wiele projektów z zakresu pomocy rozwojowej: od walki z AIDS na Białorusi po walkę o dobre warunki w szpitalach na Ukrainie.

Myślisz, że toniesz

Różnica między przesłuchaniem a przesłuchaniem przy użyciu tortur jest taka, jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym. Tortury to problem całej Europy Wschodniej, a w orbicie zainteresowań HFPC są Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan – kraje Azji Centralnej.

Schemat jest prosty: policja łapie człowieka (czasem winnego, czasem nie) i stara się wymusić przyznanie do winy. Gdy już się kogoś zatrzymało, to przy okazji obarcza się go kilkoma innymi sprawami, których nie udało się wykryć. W Europie Wschodniej dużą wagę przywiązuje się do statystyk, więc policjant nie może się powstrzymać, aby ich nie „podreperować”. Pomagają mu tortury.

Fundacja walczy z nimi na różne sposoby: buduje „antytorturową” sieć organizacji pozarządowych na miejscu, nagłaśnia problem, sporządza raporty i świadczy pomoc prawną dla ofiar tortur.

„Helsińskim” programem zajmuje się Lenur Kerimow – Tatar Krymski, w Fundacji od kilkunastu lat. Z walką z systemem oswajał się od dzieciństwa. Urodził się w Uzbekistanie, a na cały ruch uzbeckich Tatarów walczących o powrót na Krym był tylko jeden telefon, akurat w jego domu. Dorastał w nieoficjalnym biurze nieoficjalnej organizacji.
Kerimow: – Tortury dotykają wszystkich – sprawców wykroczeń, przestępców, winnych, niewinnych. W najmniejszym stopniu więźniów politycznych, bo ich losowi przygląda się Zachód.

Bogu ducha winna osoba może zostać „zgarnięta” prosto z ulicy. Działania w zakresie walki z torturami wpisują się w ogólną koncepcję fundacyjnych działań na Wschodzie. Wyszkolono tysiące liderów, dlatego „Helsinki” mogą przekazać im część obowiązków, a same zamiast edukować, inaczej przysłużyć się sprawie: nagłaśniać przestępstwa, monitorować, doradzać. To pomoc, której dziś potrzebują regionalni liderzy – działać na miejscu są już w stanie sami.

Tortury wynikają i z poczucia bezkarności policjantów, i z braku chęci zmiany systemu ze strony władz. Policja w tych krajach służy przede wszystkim do pozyskiwania pieniędzy od ludzi, a nie zapewnienia bezpieczeństwa. Oprawcy najczęściej pozostają bezkarni.

Kerimow: – Ostatnio nasi tadżyccy partnerzy wywalczyli odszkodowanie za tortury, ale było ono zupełnie nieproporcjonalne do skali cierpień. Choć i tak był to duży sukces – to precedens.

Jedną kwestią jest zła wola, a drugą złe warunki pracy. Kraje te mają niewielkie możliwości zbierania dowodów: brakuje laboratoriów, o analizie DNA nie wspominając. A nawet gdy wysyła się im sprzęt – często nie potrafią z niego korzystać.

– Problemem są też tortury w więzieniach. Jeśli w celi pięcioosobowej mieszka 50 osób, jeśli latem temperatura przekracza w niej 40 stopni, a zimą jest lodowato – to są też tortury – mówi Kerimow.

Zwolennicy tortur znajdują się jednak nie tylko wśród wschodnich decydentów: według danych Amnesty International 36 procent Polaków zdecydowanie bądź używając słowa „raczej” zgadza się, że tortury są czasami konieczne i możliwe do zaakceptowania (np. jeżeli służą uzyskaniu informacji, które mogą chronić społeczeństwo). Albo USA: kilka dni temu przeszło co piąty senator poparł torturowanie osób podejrzanych o terroryzm. Amnesty tak opisuje tortury: „Wisisz przy suficie przez kilka godzin. Twoje mięśnie krzyczą. Wstrząsy elektryczne wprawiają Twoje ciało w konwulsje. Ktoś wlewa Ci wodę do ust. Myślisz, że toniesz. Gwałt. Udawana egzekucja. Wszystko, co może Cię złamać”.

Już się ich nie przepędza

Niewidomi, niepełnosprawni fizycznie, upośledzeni umysłowo – w Gruzji takie osoby najczęściej są wyrzucone poza nawias społeczeństwa. Chore dzieci często oddaje się do placówek opiekuńczych od razu po urodzeniu albo ukrywa w domu, bo rodzice się ich wstydzą. Albo jeszcze inaczej: udaje się, że wszystko jest w porządku, i doprowadza się do małżeństw osoby umysłowo chorej ze zdrową. Od kaukaskich dżygitów można usłyszeć, że „w Gruzji nie ma chorych psychicznie”. Wrogiem zmian nie jest jednak tylko ich mentalność.

„Helsinki” zajmują się tą sprawą od 2009 r. Chciano podzielić się polskim doświadczeniem we włączaniu osób niepełnosprawnych do życia zawodowego, społecznego.

Adam Pyrek pracuje przy projekcie mającym na celu aktywizację takich ludzi.

– Organizowaliśmy m.in. wizyty studyjne w Polsce – goście robili mnóstwo zdjęć, czasem nas to irytowało. Później zorientowaliśmy się, że fotografowali, aby odtworzyć polskie gabinety i sale w Gruzji – opowiada Pyrek.
Gruzja to jedno z niewielu – obok Ukrainy i Mołdawii – miejsc na Wschodzie, gdzie polskie soft power działa nieźle. Fundacja to wykorzystuje.

Pyrek: – Gruzini byli w szoku, gdy zabraliśmy ich na Uniwersytet Warszawski, gdzie pełnomocnikiem ds. osób niepełnosprawnych od wielu lat jest osoba niewidząca. Na UW mamy około 1500 studentów z niepełnosprawnością.
Ekspert podkreśla, że w kaukaskim kraju największym problemem jest brak kadr. Ludzie chcieliby coś zmienić, ale nie wiedzą jak. Na uniwersytetach nie ma takiego kierunku jak pedagogika specjalna, a w całym kraju działa tylko jedna szkoła dla niewidomych.

Utrudnieniem jest też infrastruktura.
Pyrek: – Jeszcze do niedawna ośrodki dla upośledzonych umysłowo wyglądały jak noclegownie dla bezdomnych – zapewniano środki do przeżycia, ale nie prowadzono terapii, ludzie byli pozostawieni sami sobie.

Ekspert dodaje, że w niektórych budynkach, gdzie przebywały osoby na wózkach, brakowało wind. W efekcie ci ludzie nigdy nie zjeżdżali na dół – żyli nieustannie w kilku pomieszczeniach.

Dzielenie się polskim doświadczeniem to – poza wizytami studyjnymi – konkretne działania. Na przykład: Gruzja rok temu wreszcie ratyfikowała Konwencję ONZ o prawach osób niepełnosprawnych – Fundacja przyczyniła się do jej przyjęcia, a teraz szkoli Gruzinów, aby wiedzieli, jak konwencji przestrzegać; „Helsinki” przygotowały też po gruzińsku coś w rodzaju podręcznika, w którym tłumaczą, jak rozpoznawać i rehabilitować różne niepełnosprawności w okresie wczesnego rozwoju dziecka.

Dziś zmienia się podejście gruzińskich opiekunów do chorych – tych ostatnich zaczyna się traktować jako podmioty, nie przedmioty. Inaczej patrzą na nich też obywatele. Na ulicach pojawia się coraz więcej chorych, sceny przepędzania osób z zespołem Downa sprzed kawiarni, aby „nie odstraszały klientów”, odchodzą do przeszłości. Choć wciąż jest dużo do zrobienia.

Serw na Kalisza

Kiedy kilka dni temu w Baku rozpoczynały się pierwsze w historii europejskie igrzyska olimpijskie, „Helsinki” upomniały się o los tamtejszych więźniów politycznych – w Azerbejdżanie jest ich więcej niż w Rosji i na Białorusi razem wziętych. Kilkadziesiąt osób przemaszerowało od warszawskiego skweru Wolnego Słowa pod ambasadę Azerbejdżanu. Ustawiono duże stalowe płachty: jeśli przystawić ucho, można usłyszeć zeznania azerbejdżańskich więźniów czytane przez polskich aktorów. Pod ambasadą nazwiska więźniów odczytał wiceprezes Fundacji Adam Bodnar; przeszło dekadę temu poczuł wypalenie pracą w korporacji i za dwukrotnie niższą sumę zaczął pracować w „Helsinkach”. Nazajutrz po naszym spotkaniu rozegra mecz siatkówki Fundacja vs. aktorzy i politycy: „helsińscy” wejdą na boisko symbolicznie skuci kajdanami, wystąpią w koszulkach z nazwiskami więźniów. Uderzenia Bodnara blokować będą po drugiej stronie m.in. Ryszard Kalisz i Zygmunt Chajzer. Fundacja chętnie sięga po takie happeningi.

Rozmawiamy o doborze partnerów przy świadczeniu pomocy rozwojowej. – Na przykład w Azerbejdżanie to problem. W całym kraju nie mamy żadnego partnera. W ubiegłym roku otrzymaliśmy grant unijny, ale wymagano zaangażowania partnera azerbejdżańskiego, a liderzy wszystkich naszych znajomych organizacji siedzieli w więzieniu – opowiada Bodnar.

Mieli dwie możliwości: albo wejść w relację z GONGO, albo zrezygnować z projektu.
GONGO to slangowa nazwa „organizacji pozarządowych”, które de facto są organizacjami rządowymi – governmental non-government organization.

Bodnar: – Zrezygnowaliśmy, pieniądze przepadły. Inaczej co pomyśleliby o nas nasi przyjaciele w więzieniach?
Kerimow: – Wiele poradzieckich krajów się wycwaniło – prześladują ideowe NGO, a jednocześnie tworzą własne bądź wspierają GONGO.

Przy doborze partnerów trzeba być więc ostrożnym – żeby nie dać wplątać się w lokalne rozgrywki. Często lokalni oligarchowie wykorzystują NGO do lobbowania na rzecz swoich interesów; zimują w nich też politycy, którzy czekają na powrót do władzy. „Helsinki” same wychowały jednak liderów i najczęściej mogą na nich liczyć.

Tak było w Tadżykistanie. Kiedy w 2012 r. doszło tam do państwowej operacji wojskowej w Górskim Badachszanie przy granicy z Afganistanem i region zamknięto, miały tam miejsce przypadki łamania praw człowieka.

Kerimow: – Musieliśmy liczyć na naszych lokalnych partnerów, którzy dużo ryzykowali – przychodzili do nich panowie z bezpieki i ostrzegali, żeby nie opowiadali na zewnątrz, co się dzieje. Byliśmy jedyną organizacją, która wówczas przygotowała raport zwracający uwagę na naruszenia.

Przykłady można mnożyć: kiedy w 2011 r. kazachska armia rozstrzelała tłum demonstrantów w Żanaozen, z pomocą miejscowych partnerów Fundacja stworzyła raport. Jako jedyny został on uwzględniony w rezolucji Parlamentu Europejskiego – odwołano się do niego i zawarto w rezolucji „helsińskie” rekomendacje.

Pytam prezeskę Fundacji, czy po ćwierć wieku walki o demokratyzację Europy Wschodniej czuje się rozczarowana powolnymi zmianami.

– Najważniejsza w tej profesji jest cierpliwość. Zajmuję się tym od ponad 30 lat i mam inną perspektywę – w porównaniu do sytuacji z lat 80. widzę znaczną poprawę. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Na szczęście ludzi zawsze jest więcej niż funkcjonariuszy. My jednak nie wykonamy pracy za ludzi w innym kraju i go nie zdemokratyzujemy. My możemy to tylko ułatwić – odpowiada Przywara. ©

Podczas pisania reportażu korzystałem z książki Anny Sańczuk „Po stronie wolności. 25 lat Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w Polsce”, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Warszawa 2015

ZBIGNIEW ROKITA jest redaktorem dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Współautor książki „Na końcu języka: z orientalistą Andrzejem Pisowiczem rozmawiają Kornelia Mazurczyk i Zbigniew Rokita” (Sąsiedzi, 2015).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2015