Szkoła zdziecinniała

KRZYSZTOF KATKOWSKI, licealista: Jeśli nie wylądujesz w placówce ze świadomymi nauczycielami i możliwością mądrego profilowania nauki, to jesteś skazany na realizowanie się w kontrze do tego, co dyktuje podstawa programowa.

03.09.2019

Czyta się kilka minut

Krzysztof Katkowski, Warszawa, sierpień 2019 r. / FILIP KLIMASZEWSKI DLA „TP”
Krzysztof Katkowski, Warszawa, sierpień 2019 r. / FILIP KLIMASZEWSKI DLA „TP”

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Po co Ci szkoła?

KRZYSZTOF KATKOWSKI: Z grubsza po to, po co ją wynaleziono: do edukowania. Jestem z klasy biologiczno-chemicznej, więc nie lekceważę roli szkoły jako przekaźnika wiedzy. Budowę pantofelka – i wiele innych rzeczy – poznałem właśnie tu. Ale szkoła to dla mnie przede wszystkim przestrzeń nawiązywania relacji. I poznawania świata, rozumienia go. Ważne przy tym, by nie tłamsiła, tylko w tym poznawaniu pomagała.

Twoje pomagały czy tłamsiły?

Chodziłem do katolickiego przedszkola, które wspominam jako tłamszące. Mają tam ustalony szablon – nawet jak masz wadę wymowy, wyglądasz inaczej, to możesz zostać potraktowany jak ktoś inny, czyli „nienormalny”. Kolega, który chodził później do podstawówki prowadzonej przez te same zakonnice, wspominał, jak na uwagę, że pochodzimy od małp, spotkały go szyderstwa i pytania, czy naprawdę sądzi, że jego rodzice są szympansami...

W podstawówce spotkałem kilku dobrych nauczycieli. W gimnazjum, w „Niemenie” na Saskiej Kępie, też zdarzało mi się trafiać na nauczycieli wspierających. Jedna z polonistek pożyczyła mi opowiadania zebrane Cortázara, które wywarły na mnie ogromne wrażenie.

Realizujesz projekt związany z filozofem i pisarzem Stanisławem Brzozowskim, pisujesz do „Krytyki Politycznej”, angażujesz się społecznie. Robisz to wszystko dzięki szkole, niezależnie od szkoły czy wbrew szkole?

Wybieram odpowiedź środkową: niezależnie od szkoły, bo nikt mi w tym wszystkim ani specjalnie nie pomaga, ani nie przeszkadza. Choć to pierwsze czasami tak: spotkania odbywają się jednak na jej terenie. Miałem okazję zapoznać się z ludźmi ze światów, które znałem tylko z mediów. Z przedstawicielami „Krytyki”, do której później trafiłem, „Więzi” czy „Kontaktu”, ale też np. konserwatywnego Klubu Jagiellońskiego czy „Teologii Politycznej”. Te spotkania pomogły mi zobaczyć świat jako coś znacznie bardziej skomplikowanego, niż sądziłem.

Zrobiłem w mojej szkole cykl spotkań popularyzatorskich, które mniej lub bardziej odchodziły zresztą od samej postaci Brzozowskiego.

Skąd fascynacja Brzozowskim?

Można powiedzieć, że był mi bliski, zanim go poznałem. Zawsze odrzucało mnie wpatrywanie się Polaków – w tym również mi bliskich – w przeszłość. Nieumiejętność wzięcia odpowiedzialności za rzeczywistość, a zwracanie się ku mitom.

W pierwszej klasie warszawskiego Liceum im. Tadeusza Czackiego, do którego chodzę, przystąpiłem do olimpiady z języka polskiego. W finałowym etapie wybrałem na ustną prezentację temat z Brzozowskim. Fascynowało mnie to, że pchał do działania tak wielu ludzi. A później coraz głębiej wchodziłem w jego życiorys. Zaintrygowało mnie, że jego krótkie życie przypadło na przełom wieków XIX i XX, a wiele z tego, o czym pisał i mówił, jest aktualne do dziś. W „Płomieniach” poruszał nie tylko problem polskiej zdziecinniałości, ale też np. pedofilii w Kościele.

A wracając do pytania o źródła: moje zainteresowania zawdzięczam pewnie bardziej domowi, atmosferze sprzyjającej lekturom, ale na plus szkole trzeba zaliczyć, że tej mojej ciekawości najwyraźniej nie stłamsiły.

To standard polskiej edukacji?

Nie. W tzw. przeciętnej szkole, pierwszym lepszym liceum, nie miałbym czasu na zajmowanie się Brzozowskim czy pisanie, a jeślibym ten czas jednak znalazł, pewnie na to samo pytanie odpowiedziałbym inaczej: że robię to wszystko wbrew szkole.

Ale przecież to, co robisz, to nic innego jak poznawanie świata, nauka, rozwój.

W wielu szkołach to nie ma znaczenia: programowe przeładowanie to jeden z największych problemów naszej edukacji. Jeśli nie wylądujesz w placówce ze świadomymi nauczycielami i możliwością mądrego profilowania nauki, to jesteś skazany na realizowanie się w kontrze do tego, co dyktuje podstawa programowa. Albo wręcz na sytuację, w której samorealizacja staje się czymś niewykonalnym.

Nawet w liceach z rankingowej czołówki uczniowie nie znajdują często czasu na nic poza „programową” nauką. Szkoła ma nas uczyć dojrzałości, podejmowania decyzji, tymczasem jesteśmy zmuszeni do przesiadywania i wkuwania materiału. Tego samego albo mniej więcej tego samego dla wszystkich.

Polska szkoła ma za nic indywidualny rozwój?

Na pewno nie wspiera młodych ludzi w tym, co jest w naszym rozwoju ­najważniejsze: w osiąganiu dojrzałości, także intelektualnej i emocjonalnej. Np. następuje konsekwentny odwrót od Gombrowicza, zgodnie z nowym kanonem „Ferdydurke” ma być omawiana tylko we fragmentach. Tymczasem w hiszpańskim tłumaczeniu „Pornografii” jest to autor zestawiany z Kafką czy Joyce’em. I właśnie twórczość Gombrowicza byłaby świetnym pretekstem do rozmowy o dojrzałości czy niedojrzałości.

Ale nie chodzi mi wyłącznie o tak czy inaczej skonstruowany program lub kanon lektur. Mój ulubiony przykład ilustrujący zjawisko dotyczy przerabiania „Lalki” Bolesława Prusa. Ta książka daje niesłychane możliwości ciekawych dyskusji, np. o tzw. postawie romantycznej, z której autor się podśmiewa, o podejściu do życia, dojrzałości, nowoczesności. Tylko że w większości liceów na ten temat cisza. Króluje sztampa i pytanie: „Czy uważacie, że Wokulski naprawdę kochał Izabelę?”. Jedni odpowiadają, że kochał, inni, że nie kochał. Koniec lekcji, kropka. A jest to przecież świetna okazja, by pokazać, że naprawdę wielka literatura też może nas uczyć, jak żyć. Jeśli nie dostaniesz odpowiednich wzorców w domu, to ze szkoły wyjdziesz wyposażony w archetyp Stasia Wokulskiego...

Czyli problemem są nauczyciele?

Oczywiście nie wszyscy. Z drugiej strony tych innych staram się zrozumieć: gdybym miał za tak niewielkie pieniądze użerać się po kilka godzin dziennie z takimi jak ja, to być może nie chciałoby mi się silić na nic poza szablonem (śmiech).

Napisałeś tekst „WOS, WOS, WOS na ulicach” dla „Krytyki Politycznej”, inspirowany strajkiem nauczycieli.

Choć na same lekcje WOS-u nie chodzę.

Bo?

Bo nie chciało mi się słuchać nudnawego wykładu o tym, na czym ­polega system boloński czy jaka jest struktura systemu sądowniczego w Polsce. ­WOS-u i tak muszę się uczyć, przesiadując w „Krytyce”, mając do dyspozycji lektury z zakresu myśli politycznej.

Jakie jeszcze choroby toczą szkołę?

Wszelkie stereotypy na temat nas, uczniów. I związany z tym brak poważnego traktowania młodych ludzi. Najlepszym przykładem jest rozpowszechniony ostatnio szeroko strach przed „seksualizacją”, która zagraża nam ponoć w związku z edukacją seksualną. Tylko że w polskiej szkole ta edukacja w zasadzie nie istnieje, „seksualizacja” zaś jest realnym zagrożeniem, ale występującym zupełnie gdzie indziej: w marketingu, reklamie, popkulturze. Tego już wielu dorosłych, w tym polityków, publicystów czy nauczycieli w ogóle nie zauważa. I to nie tylko dlatego, że ich postrzeganie świata wyznacza ideologia. Również z tego powodu, że zwyczajnie nie nadążają za rzeczywistością. Wolą często swój zmyślony, zdziecinniały światek, gdzie wszystko jest ułożone tak, jak oni tego chcą. Może właśnie dlatego w Polsce nie umiemy dialogować?

Napisałeś na portalu ngo.pl: „Męczy mnie już słuchanie, kim jestem w oczach tej czy innej opcji – czy za kogo mam sam się uważać. Dużo słyszę w mediach o sobie – rzadziej to mnie się dopuszcza do głosu”.

Bo tak jest, również w kontekście reformy edukacji. Jeśli już, to jakieś pojedyncze zdania uczniów w tekstach dziennikarzy. Nie widziałem wywiadów z młodymi ludźmi, artykułów samych licealistów, uczniów wypowiadających się na ten temat w telewizyjnym studiu. Teraz, przy okazji Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, rzeczywiście młodzi zostali wpuszczeni do tego świata, co daje jakąś nadzieję.

No to pytam Ciebie, licealistę i absolwenta wygaszonego już gimnazjum: po co była reforma edukacji?

Żeby pokazać wyborcom, że „coś zrobiliśmy”. W rządach populistycznych wiele rzeczy robi się po to, by pokazać, że „państwo działa”, w dodatku działa „na korzyść obywatela”. Typowa pokazówka na potrzeby nie tylko elektoratu PiS, ale wszystkich – a jest ich sporo – którzy uważali, że powinien wrócić stary podział na podstawówkę i liceum. Reforma w tym kształcie jest bez sensu – po co niszczyć, jak można poprawić? Do tego ta zmiana została przygotowana i wprowadzona na kolanie.

Może jednak czteroletnie liceum to dobry pomysł?

Znam wielu ludzi, którzy rzeczywiście bardzo źle wspominają czasy gimnazjum. A może jest tak, że źle kojarzy im się akurat ten okres życia – wieku 13–15 lat, a więc największych emocjonalnych huśtawek – i automatycznie odnoszą go do szkoły?


Czytaj także: Grzegorz Całek: Szkoła rodzicielska


Mnie i wielu moim znajomym gimnazjum wyszło na dobre. Byłem w nie najlepszej podstawówce, kolejna szkoła dała mi możliwość fajnego rozwoju, sprofilowania. Zmieniłem środowisko, poznałem nowych ludzi, mogłem się od nowa wykazać. To był świeży impuls.

Podwójny rocznik w liceach to problem?

Naturalnie, bo w wielu szkołach będzie się odbywała praca na dwie zmiany. Co z zajęciami dodatkowymi? W naszym liceum mamy np. fantastyczne koło astronomiczne, które dostało nagrodę za odkrycie dwóch planetoid. Kiedy to koło ma się teraz odbywać, skoro lekcje będą trwały do 19? I jak osoba mieszkająca poza Warszawą ma na nie uczęszczać? Co z nauczycielem, który o tej 19 będzie wykończony? To ludzi tylko przemęczy.

Jak oceniasz reformę programową?

Nie śledziłem nowych podstaw programowych, ale przy okazji dyskusji o kanonie lektur i przy okazji wprowadzania zmian do tego kanonu, z tendencją, by wrzucać na listę jak najwięcej bogoojczyźnianych autorów kosztem chociażby Miłosza, można było odnieść wrażenie, że dokonuje się wyraźna zmiana. Zmiana, która na pewno nie będzie sprzyjać zachęcaniu nauczycieli do tego, by nowocześniej podchodzili do rozmowy z nami.

Uczniowie powinni protestować, jeśli uważają, że w systemie szkolnym dzieje się źle?

Powinni, w „Czackim” napisaliśmy zresztą list popierający strajkujących wiosną nauczycieli. Inna sprawa, że był to już końcowy etap strajku, i że list podpisało początkowo tylko 40 uczniów, a dopiero później – gdy było już wiadomo, że akcja się kończy – dopisało się więcej osób.

Dlaczego nie udało się przekonać większej liczby?

Pewnie niektórzy byli przeciw strajkowi. Inni się być może przestraszyli, bo – będąc w klasie maturalnej – planowali swoją przyszłość, np. na zagranicznych uniwersytetach. I nagle zorientowali się, że ten strajk może zaburzyć ich plany. Jestem zwolennikiem idealistycznej zasady, by przedkładać dobro wspólne ponad własne, ale rozumiem te osoby. Sam nie wiem, jak bym się zachował, gdybym był wówczas w klasie maturalnej.

Nauczyciele odeszli od tablic, a nawet odstąpili od egzaminowania. To było fair?

Na tym w sumie polega strajk. Co innego mieliby zrobić? Strajkować w ­weekendy? Tak zwrócili uwagę na problem – a jak to wykorzystały niektóre środowiska, to już inna sprawa.

W „Czackim” zorganizowaliście Tęczowy Piątek. To inicjatywa Kampanii Przeciw Homofobii, w którą włączyły się niektóre szkoły.

Sporo uczniów – ale też nauczycieli – ubrało się tego dnia na tęczowo. Było też kilka osób przeciwnych – ci ubrali się na czarno. Ktoś wezwał TV Republika, przyjechali też dziennikarze TVP i portalu Niezależna.pl. Ci ostatni opublikowali komiczny artykuł: osoby ubrane na czarno, a więc przeciwne Piątkowi, skojarzyły się chyba reporterom z Czarnym Protestem, bo w artykule napisano, że demonstrujący byli ubrani na tęczowo i na czarno. Nawet puszczony na radiowęźle utwór Davida Bowiego, którego wielu młodych ludzi słucha bez żadnych podtekstów, ułożył się im w spójną całość, bo napisali, że to „ikona nie tylko artystyczna, ale także idol homoseksualistów, przecierający im szlak swoim coming-outem na początku lat 70.” (śmiech).

Niestety, po tamtym wydarzeniu i medialnej histerii na pozalekcyjne szkolne inicjatywy muszą być zgody rodziców, co pewnie skutecznie storpeduje wiele przedsięwzięć. Musieliśmy nawet uzyskać akcept spotkania z prof. Bralczykiem, który – jak nietrudno się domyślić – nie robił wykładu o polityce czy „ideo­logii”.

Istnieje problem dyskryminacji osób LGBT+?

Większość moich znajomych – w tym ja – traktuje osoby odmienne najnormalniej w świecie. Jak rozmawiam z ludźmi spoza mojego kręgu, też zwykle nie ma problemu. I tak by pewnie pozostało, nikt nie czułby specjalnie potrzeby demonstrowania czegokolwiek. Tyle że w ostatnich miesiącach – m.in. za sprawą kilku głupich wypowiedzi polityków czy kościelnych hierarchów – nasiliła się nagonka na te osoby. Efekt jest taki, że dziś można dostać w mordę już nie tylko za bycie LGBT+ albo za popieranie LGBT+ – wystarczy przejść się po mieście w obcisłych spodniach bądź różowej bluzie. Mój kolega ubrał taką, bo mu się po prostu podobała. I został na ulicy zwyzywany od „pedałów”.

Słychać narzekania, że młodzi ludzie nie chcą się angażować. Ani politycznie, ani społecznie.

Odnoszę wrażenie, że niektórzy zatrzymali się trochę na samym wpatrywaniu się w Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Powtarzamy, jak wspaniale, że „młodzi się zaktywizowali”, co jest oczywiście prawdą, ale ta inicjatywa wciąż pozostaje raczej młodzieżowym ruchem inteligenckim. Ci ludzie robią świetne rzeczy, ale bez odzewu ze strony młodzieży z „klas niższych”. I tak pewnie będzie jeszcze długo, bo sam Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. czy partyjne młodzieżówki nie przełamią idiotycznej relacji „pan– –cham”. To praca dla całych warstw społecznych, to musi być przełamanie polskości.

Inna sprawa, że postawy młodych ludzi są przede wszystkim odzwierciedleniem postaw całego społeczeństwa, które też jest w większości bierne. Zresztą ci sami dorośli często narzekają, że „młodzi siedzą tylko w telefonach”. A ja bym się zastanowił, gdzie oni – zwłaszcza po tej stronie, nazwijmy ją, postępowej – popełnili błąd, że młodzi ludzie trzymają się z dala nie tylko od polityki, ale też od jakiegokolwiek zaangażowania.

Gdzie popełnili błąd?

Myślę, że prawica znacznie lepiej zagospodarowuje energię tej grupy. Tam młodzi ludzie czują się lepiej wysłuchiwani, docenieni, traktowani poważnie, czego dobrym przykładem jest prężnie działająca Młodzież Wszechpolska. Co jest po drugiej stronie? Co mają dziś do zaoferowania dorośli młodym, którzy niekoniecznie kochają Korwina, a nawet są daleko od Kościoła? Harcerstwo, wolontariaty?

W dwudziestoleciu miałeś np. socjalistycznego Spartakusa, którego członkiem był Krzysztof Kamil Baczyński. Były też ludowe Wici czy sanacyjny Związek Polskiej Młodzieży Demokratycznej, do którego należała Irena Sendlerowa. Teraz ta oferta nie jest już tak bogata. Mam kilku znajomych w młodzieżówkach partii, ale to nie to samo. Dla wielu już lepiej wybrać tę Młodzież Wszechpolską, tam się chociaż młodych oficjalnie słucha, poświęca im uwagę.

Będzie strajk nauczycieli przed wyborami?

Trudno powiedzieć. A jeśli tak, to nie wiem, czy będzie trwał tak długo, jak ostatnio. Wtedy więcej osób się raczej od nauczycieli odwróciło, a nie wsparło.

Właśnie zaczynasz naukę w klasie maturalnej, za dziewięć miesięcy wyjdziesz z systemu edukacyjnego. Jak powinna zmieniać się szkoła, żeby rzeczywistość do końca jej nie odjechała?

W sumie nigdy nie wyjdę – po szkole będą studia, potem pewnie rodzina i dzieci, które też będą musiały przesiadywać w szkołach.

A co do zmiany, żeby szkoła naprawdę uczyła, musi najpierw sama dojrzeć, co zresztą dotyczy nie tylko edukacji i nie tylko nauczycieli, którzy stali się ostatnio obiektem bezzasadnych ataków. Musi przestać być dzieckiem, które zawsze wie lepiej i nie umie spojrzeć na nic krytycznie. ©℗

 

KRZYSZTOF KATKOWSKI (ur. 2001) jest uczniem klasy maturalnej warszawskiego XXVII Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Czackiego. Prowadzi projekt popularyzatorski dotyczący Stanisława Brzozowskiego, współpracuje z „Krytyką Polityczną”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2019